Znałem chrząszcza, żył on w Pszczynie,
Chciał przypomnieć się rodzinie,
Więc się wybrał na piechotę.
Szedł w upale zlany potem.
Dokąd szedł? Do Szczebrzeszyna!
Tam żył wuj, jego rodzina,
Stryj, stryjenka i siostrzeńce.
Na myśl o nich miał rumieńce.
Gdzieś w połowie może drogi
Siadł nad rzeczką, moczył nogi.
Odpoczywał, zbierał siły.
Szum wód rzeczki uszom miły…
A tu wróbel ćwierka z drzewa:
„Jakże chrząszcz się dzisiaj miewa?
Czyżby w drodze? Dokąd zmierza?
Niechaj wstaje szybko z leża,
Bo Szczebrzeszyn cały huczy,
Że chrząszcz w trzcinie brzmi i mruczy.
Nikt nie sypia w mieście w nocy.
Wypatrują skądś pomocy!”
Zerwał się chrząszcz, ruszył w drogę.
„W tym kłopocie ja pomogę!”
Szybko doszedł do bram miasta
Nim minęła jedenasta.
Przeszukując pola trzciny
W końcu znalazł część rodziny.
Powitania, serdeczności…
Rzadko mają takich gości.
Opowiedział co tam w Pszczynie,
Jak mu życie w mieście płynie,
Że się stęsknił, ruszył w drogę…
(długo tak wyliczać mogę!)
W końcu rzekł, że ponoć w Baku
Są prześliczne pola maku.
Słyszał o nich od żurawia.
„Na wycieczkę was namawiam!
Przyda się wam trochę ruchu,
No bo fałdki są na brzuchu!”
Tak im gadał, tak ich pilił,
Tak, że w końcu się zgodzili!
Gdy wędrówki cel wiadomy,
Opuszczają rano domy
I ruszają wprost do Baku,
Gdzie czekają pola maku.
Czy dotarli już do celu?
Otóż, drogi przyjacielu,
Ponoć koło Koziczyna
Ich zwabiła koniczyna!