Jak to mawiają mądrzy ludzie: “Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. Te słowa doskonale pasują do sytuacji, którą na potrzeby chwili nazwę sobie “gmeraniem przy OFE”. Staram się nie nazywać tego bardziej szczegółowo i dosadnie, bo dla jednych to grabież, dla innych reforma, co nie zmienia oczywiście końcowego faktu, że tak czy siak dostaniemy po kieszeni. Oczywiście Tusk z Rostowskim starają się mi sprzedać bajkę, że jeśli ktoś straci, to tylko ci krezusi z OFE a my szarzy biedni obywatele ciułający ciężko zarobione pieniądze na nasze przyszłe emerytury, możemy spać spokojnie, bo rząd będzie tych pieniędzy bronił jak cnoty i przy okazji ograniczy lawinowo rosnący dług publiczny. Sęk w tym, że ja nie bardzo Tuskowi i […]
Jak to mawiają mądrzy ludzie: “Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. Te słowa doskonale pasują do sytuacji, którą na potrzeby chwili nazwę sobie “gmeraniem przy OFE”. Staram się nie nazywać tego bardziej szczegółowo i dosadnie, bo dla jednych to grabież, dla innych reforma, co nie zmienia oczywiście końcowego faktu, że tak czy siak dostaniemy po kieszeni.
Oczywiście Tusk z Rostowskim starają się mi sprzedać bajkę, że jeśli ktoś straci, to tylko ci krezusi z OFE a my szarzy biedni obywatele ciułający ciężko zarobione pieniądze na nasze przyszłe emerytury, możemy spać spokojnie, bo rząd będzie tych pieniędzy bronił jak cnoty i przy okazji ograniczy lawinowo rosnący dług publiczny. Sęk w tym, że ja nie bardzo Tuskowi i Rostowskiemu ufam, a jako człowiek grubo po 30-tce z bajek wyrosłem już dawno.
Tematykę zmian w OFE zostawiam jednak w całości ekspertom, pokroju choćby prof. Rybińskiego, którzy wiedzą o tym znacznie więcej niż ja i ich opinie będą o wiele bardziej trafne i wiarygodne. Chodzi mi jednak o to, że w całym tym debatowaniu o OFE są też wielkie korzyści, których się raczej nikt nie spodziewał. Bowiem podczas tego gmerania przy OFE wyszły na światło dzienne rewelacje dotyczące zaradności emerytowanych SB-eków.
Dzisiejsza “Rzeczpospolita” opisuje proceder masowego przechodzenia byłych SB-eków na renty zdrowotne. Wszystko zaczęło się od ustawy dezubekizacyjnej, która zakładała m. in. obniżenie świadczeń emerytalnych byłym funkcjonariuszom służb PRL-u. Wiadomo, tacy SB-ecy to nie żadni frajerzy, tylko kuci na cztery nogi cwaniacy, wytresowani przez zbrodniczy system, którzy zawsze wiedzą jak upaść na cztery łapki. Strzyc to można stado baranów, ale nie stado SB-eków.
Ktoś im musiał podpowiedzieć sprytny sposób na to, by uniknąć ograniczenia ciepłej emeryturki. Tym sposobem jest właśnie przejście na rentę zdrowotną. Prawo mówi jasno, że nikomu nie można odmówić stanięcia przed komisją lekarską, a ponieważ większość z byłych SB-eków to już ludzie w podeszłym wieku, to i łatwo u nich znaleźć jakiś zdrowotny feler. Oczywiście znacznie trudniej udowodnić, że dane schorzenie ma związek ze służbą, ale wydaje mi się że w skorumpowanym kraju wszystko da się udowodnić. To tylko kwestia pieniędzy i kontaktów, a SB-ecy na brak pieniędzy i kontaktów przecież nie narzekają.
W taki to właśnie sposób tysiące byłych oprawców, którzy mieli dosyć siły by bić, zabijać i torturować, dziś się nagle pochorowali, zaniemogli biedaczkowie i masowo potrzebują rent zdrowotnych. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że szybko zostanie zamknięta ta prawna furtkę z której masowo korzystają cwani SB-ecy.
Tylko kto się na to zdecyduje teraz, kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi? Przecież jakby nie patrzeć, to byli SB-ecy i ich rodziny to nadal pokaźna grupa wyborców.
Piotr Cybulski