Te nowe technologie!
Mówi się, że prawdziwi mężczyźni nie płaczą. Ja ocieram łzy z oczu codziennie. I to bynajmniej nie dlatego, że taki jestem wrażliwy.
Maszynek do golenia z tradycyjnymi ostrzami od jakiegoś już czasu nie używam. Niby bezpieczne, mimo to boję się, że sobie podetnę gardło. Rękę mam już niepewną do tego stopnia, że sama maszynka operująca przy tętnicach wzbudza mój dyskomfort. Postanowiłem więc sobie kupić elektryczną.
Najtańsze, chińskie, wykluczyłem od razu. Wiadomo – chińskie – nędzna jakość. Na sprzęt uznanych producentów nie było mnie stać. Postanowiłem zawierzyć polskiemu produktowi. W miarę tani i chyba lepszy niż chińska tandeta.
Od jakiegoś czasu więc się nią golę. Wrażenia? Trudno opisać w paru słowach. W skrócie: żaden film, żadna książka, ani żadne życiowe doświadczenie nie było powodem tylu moich łez co to niepozorne urządzenie. Już sam jego widok wzbudza we mnie wielkie emocje.
Wszystko dlatego, że nie do końca działa tak jak tego oczekiwałem. Spełnia moje oczekiwania mniej więcej w połowie. To znaczy, że połowę zarostu tnie, a połowę wyrywa.
Musiałem w poprzednim życiu nieźle narozrabiać, że teraz tak cierpię. Kończąc golenie oczy mam tak pełne łez, że nic nie widzę przez jakiś czas. Muszę chwilę odczekać.
Ostatnio przyczyną tak wielkich moich emocji były zwierzęta. I to nie te zwykłe, ale wirtualne.
Pracowałem wtedy w hotelu. Telefony komórkowe nie były tak powszechne jak teraz. Poza tym mój ówczesny pracodawca nie znosił nowych technologii. W końcu go jakoś przekonałem. Kupił sobie i mi.
Wkrótce ten zakup się przydał. To znaczy mógł się przydać. W hotelu wybiło jakiś zawór wodny. Wszędzie było pełno tryskającej wody. Zadzwoniłem więc po pomoc. Pierwszą osobą która przyszła mi na myśl był mój pracodawca. Zadzwoniłem więc do niego. Telefon odebrał. Nic poza tym. Usłyszałem tylko gdzieś w tle:
– Co za p…ny wymysł!. Jak to się k…a odbiera?!
I tak kilka razy. Za każdym razem gdy się z nim łączyłem. Gdy spotkaliśmy się później w cztery oczy doradziłem:
– Następnym razem gdy zadzwoni telefon niech go Pan przyłoży do ucha. Będzie wygodniej nam się rozmawiało.
Na tym telekomunikacyjne kłopoty, niestety, się nie skończyły.
Żeby lepiej wykorzystać powierzony mi nowoczesny sprzęt, postanowiłem go dogłębnie poznać. I chyba właśnie wtedy przez przypadek aktywowałem usługę zupełnie mi niepotrzebną. Właśnie te zwierzaki. Powiedzmy, że pingwiny.
Zabawa miała polegać na tym żeby się opiekować tymi pingwinami. Trzeba je było nakarmić, wyprowadzić na wirtualny spacer i tym podobne. Inaczej darły mordy domagając się mojej uwagi.
Zaczęły mnie irytować tym, że w nocy też. Tak dłużej nie mogło być, bo do pracy przychodziłem mocno niewyspany. Postanowiłem je wyłączyć. Niby mi się udało. Ale w nocy postawił mnie na nogi alarm: jeść!
Orzesz w mordę! Też będę dla was taki okrutny!
Postanowiłem draństwo zagłodzić. I pozbyć się go raz na zawsze. Parę nocy co prawda przecierpiałem, ale warto było!
Błogi spokój nie trwał jednak długo. Operator postanowił mnie uszczęśliwić na siłę i dał mi jeszcze jedną szansę. Wszystko od nowa.
Rozmowy z Biurem Obsługi nic nie dały. Robiłem wszystko według ich instrukcji i nic. Pingwiny jak były tak były. Nieśmiertelne. W końcu nie widząc innego wyjścia kupiłem nowy telefon.
A ten podarowałem swojemu ówczesnemu największemu wrogowi. Z początku się nawet trochę zdziwił, że jestem taki wspaniałomyślny. A ja miałem satysfakcję widzą go po paru dniach z podkrążonymi oczyma.