Żyję z rolnictwa, bo prowadzę szkółkę pojemnikową roślin ozdobnych, ale , prawdę rzekłszy, rolnik ze mnie taki, jak z koziej d… trąbka.
Niemniej, z racji konieczności upraw w gruncie niektórych gatunków, tudzież konieczności „kwarantanny” dla roślin nowych odmian sprowadzanych choćby z Holandii, a takowe wymagają przynajmniej rocznej obserwacji i sprawdzenia dostosowania do naszego klimatu, coś tam uprawiam.
Więcej.
Z racji płodozmianu stosuję wysiew niektórych roślin, czy zbóż. Fakt, że są to podstawowe rośliny. Jedną z nich jest żyto. Zwykle to spłachetek o powierzchni kilkuset m2. Bo takie powierzchnie są mi potrzebne dla danej odmiany.
Także w tym roku przypadła mi rola przeprowadzić „żniwa”.
Już koło 20 lipca ziarno w kłosach było twarde – można było kosić. Tyle, że pogoda nie sprzyjała.
Jest faktem, że wiosna wróżyła bardzo urodzajny rok. Zarówno zboża jak i warzywa wyglądały okazale.
Niestety, deszcze, które zaczęły się w czerwcu mocno zmieniły tę sytuację. Ziemniaki – gniją na polu, a kupione – po dwu dniach pokrywają się pleśnią. Na zbiory liczyć nie należy. Podobnie w okolicy mego zamieszkania duże straty są w innych warzywach.
W roku ubiegłym też miałem trochę żyta, które rodzinnym wysiłkiem – syn uczył się kosić kosą, zostało zżęte. Trudna robota bo także było mokro i kosiliśmy łodygi jeszcze wilgotne, co przy braku wprawy, powodowało często ich wyrywanie, a nie ścięcie.
Niemniej – jakoś poszło, zboże przesuszyłem, a we wrześniu organizowałem „Cepowisko” – celem młócenia starymi metodami. (Kiepska frekwencja – musiałem później sam to zrobić – mam już wprawę – wiem jak użyć, także obronnie, skoro wojsko w Afganistanie;-)).
Samo ziarno – nie jest mi potrzebne – wykorzystuję zimą dla dokarmiania ptactwa, ale słomą okrywam swoje rośliny. Młockę cepem traktuję jako zabawę, ale też robię to z racji, że jakoś nie mogę pogodzić się z myślą, że „chleb może się marnować”.
Tymczasem rok wcześniej za tonę żyta w skupie płacono nawet 160 PLN, gdy tona węgla kosztowała 600 PLN !!! Zaczęto rozważać palenie zbożem w piecach.
Na miejscu (mam kawałek ziemi koło Tarczyna), jak zwykle porozmawiałem z sąsiadem. Na temat żniw także. No to w tym roku w zasadzie żyta nie zebrano – kombajn nie mógł wjechać na pole – za mokro. Dopiero w pierwszych dniach sierpnia dało się wjechać na wyżej położone tereny. A tu żyto wykłosiło się.
A on sam, gołębiarz, dokupuje dla swych przyjaciół pszenicę – „wie Pan, po ile? 140 złotych ze „metr”.”. No fakt. Jeśli dwa lata wcześniej za żyto było 160 za tonę, to teraz, gdy ludzie wyprzedają zapasy, aby mieć miejsce na nowe zbiory – cena 140 za 100 kg pszenicy trochę szokuje. Pszenica zawsze była sporo droższa, ale te relacje cen dają do myślenia.
Na moim poletku, nie dość, że kłosy małe i drobne ziarno, to sporo było już pustych. Podobnie zapewne jest i w innych miejscach.
W sumie, zaraz po skoszeniu – (no, mam wprawę, umiem nawet dobrze wyklepać kosę, co wzbudziło podziw dla tej umiejętności u miejscowych, gdzie już tylko niektórzy to potrafią), rozłożyłem zboże do młocki – bo suche. Niestety wynik b. kiepski. Trochę pośladu dla ptaków.
Oglądając pola – te z pszenicą, też można mieć wątpliwości dotyczącej zbiorów. Zboże sczerniało od deszczu – będzie raczej paszowe, niż na mąkę.
Chleb będzie drogi.
Zainteresowania z róznych dziedzin. Wszystko po to, aby ustalic wartosci, jakimi warto sie kierowac w wyborach.