Świąteczny czas sprzyja modlitwie, jedzeniu, popijaniu i aktywności fizycznej. Tzw. fanów sportu z reguły zadowala napełnianie brzuchów piwem i obserwowanie wysiłku innych. Nas podobnie tyle, że uwielbiamy obserwować wysiłek polityczny. Jest równie efektowny, jak ten sportowy, ale nieuchronnie kończy się upadkiem na tyłek. I na to zawsze czekamy.
Nie inaczej jest w przypadku Lecha, który nie mając już wielu okazji do nadwyrężania umysłu robi to z własnym ciałem. O co mu chodzi? Myślimy, że skoro nie udało mu się zrobić u nas drugiej Japonii (może i dobrze, bo mogłaby to być Japonii karykatura) to nie ustaje w działaniu, czując czas cały powołanie do wielkości, aby zrobić u nas drugie Chiny. Projekt wydaje się być łatwiejszy, bo przy jego realizacji Lech pracuje nogami, a nie głową. Zastanawiamy się, co będzie, jak i ten plan się nie powiedzie? Co u nas w końcu będzie dało się zrobić?
Z pozdrowieniami red. nacz.Liber
rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję