Bez kategorii
Like

CHCESZ MIEĆ DOBRE DZIECI? – świetna książka z 1926 roku – TRUDNY rozdział IV (o wychowaniu w wieku 6-14 lat)

03/05/2012
453 Wyświetlenia
0 Komentarze
34 minut czytania
no-cover

(…) daj mu wskórę tyle, co się zmieści. A jeżeli twoja żona jest niemądrą kobietą, przybiegnie na krzyk dziecka i zacznie go bronić, nie zważaj na nią, tylko dołóż mu jeszcze kilka razów, bo inaczej będzie myślało, że stała mu się krzywda.

0


"Gawędy Misjonarza"

W POPRZEDNIM ODCINKU (o wychowaniu przeszkolaka 1-6 lat)

 


 

ROZDZIAŁ IV.

 Od 6 do 14 roku.

 

Liście, kwiecie i rozkoszna woń.

 

ażde dziecko ma swego orędownikai o p i e k u n a, albo jeżeli chcesz, swego adwokata (ale posiadającego religję, cze­go naogół o adwokatach powiedzieć nie można), który spraw dziecka za darmo pilnuje, pilnie ich dogląda i dzielnie o nie walczy. Przenikliwem okiem baczy, co się wobec dziecka mówi i czyni — i notuje dokładnie. Jeżeli dziecku dajesz zgor­szenie tak, że pono­si szkodę na duszy, to oskarża cię jego obrońca przed Naj­wyższym trybuna­łem w przedpiekle. A wiesz kto to jest? To jest Anioł Stróż dziecka.

Dlatego zacho­wuj się zawsze wo­bec dziecka tak, jakbyś widział przy niem w żywej postaci jego anioła — on bowiem stoi naprawdę przy boku dzieciny, a choć ty go nie widzisz, on widzi ciebie.

        Najlepiej byłoby, gdybyś chciał złączyć się z Aniołem Stróżem w jego usiłowaniach, stał się jego wyręczycielem i starał się ze wszystkich sił, aby dziec­kouczynić dobrem i prawem wobec Boga i wobec ludzi.

Anioł Stróż twego dziecka z pewnością wywdzię­czy się za tę współpracę i wyprosi ci kiedyś miejsce tam, gdzie wszyscy pragnęlibyśmy być i pomoże, ile będźie mógł, byś się tam dostał.

Dziecko ma teraz pięć czy sześć lat. Jakże jest z jego oświeceniem w wierze? czy myślisz, że na to ma jeszcze dość czasu?

Znałem pewną szlachetną rodzinę, gdzie matka była bardzo pobożna. Nawiedzała ona najbiedniejszych chorych i opuszczonych, niosąc im pieniądze, słowa pociechy i czego potrzebowali. W niedzielę gromadziła wszystką służbę domową i czytała im o Panu Jezusie, mówiła o Nim, nie wstydząc się tego wobec mężczyzn, których się sporo zbierało. Ty więc myśl przynajmniej o twem dziecku, aby go z Panem Jezusem wczas za­poznać i nie zacząć tego zbyt późno. W takim domu nie zapomniano o dzieciach i od lat najmłodszych na­uczano je wiary. — Ta pobożna matka miała córecz­kę właśnie w wieku od 5 do 6 lat, a była już w wierze oświecona i pobożna. Już jej oczy zwracały się ku nie­bu, a serduszko biło gorąco dla Boga. Rodzice jej mu­sieli raz wyjechać do miejsca kąpielowego Baden pod Wiedniem — więc córeczkę zabrali ze sobą. W kąpie­lach tych zbierał się zwykle latem cały świat zamoż­nych i wytwornych ludzi, ale między nimi znajdowało się też dość moralnej hołoty, która mając za cel tylko złoto i używanie życia, wolałaby, gdyby nie było wca­le śmierci, ani sądu, a głównie Boga.

        Takich więc dwóch pasibrzuchów myślących tyl­ko o swem bogactwie i używaniu, wystrojonych, z salonowemi manierami, siedziało w restauracji, prowa­dząc bluźnierczą rozmowę o wieczności i Stwórcy nie­ba i ziemi. Wiele osób, siedzących tamże, słyszało tę rozmowę i choć niejednemu była ona niemiła, nikt nie odważył się jej przeczyć, by się nie narazić na jakąś nieprzyjemną odprawę. A gdy się nikt nie ujął za czcią Boga i nie znalazł w sercu dość męstwa, by otworzyć usta i sprzeciwić się bezbożnej mo­wie, szepnął Anioł Stróż małej dziew­czynce: „Dziec­ko moje, stań tyw obronie Bogainiebójs i ę!“

I pięcioletnia dziewczynka wsta­ła z miejsca, po­deszła z powagą ku dwom prze­możnym grzesz­nikom i rzekła głośno: „Tak się o    Panu Bogu nie mówi, to jest niegodziwe“. Dwaj eleganci, którzy już zapewne dawno zapomnieli się rumienić za swe czyny, poczerwienieli teraz tak, jak­by im krew miała trysnąć z twarzy — zamilkli i byli tak strwożeni, jakby usłyszeli glos z innego świata. Innych jednak serca wzruszyła ta odwaga i bojaźń Boża pobożnego dziecka — i jakiś starszy pan nie mógł też dłużej wytrzymać i rzekł: „T a k, drogie dziecko, masz słuszność — o Bogu tak8 i ę n i e m ó w i“.

Dziewczynka niedługo potem zachorowała i umarła, a przy jej śmierci zaszły nadzwyczajne rze­czy, ale nie chcę o nich opowiadać, bo nie wiem, w czy­je ręce dostanie się moja książeczka — więc mogłoby to być rzucaniem pereł do błota, a w każdym razie wystawieniem tych rzeczy na zbrudzenie i bezczesz­czenie przez ludzi, nie umiejących ich uszanować. Je­żeli jednak jesteś, czytelniku, szczerym chrześcijani­nem katolikiem, możesz wzywać przyczyny tego dziec­ka przed Bogiem tak, jak innych świętych. Nosiło ono imię Lina. Zastanów się nad tem trochę.

 

*              *              *

 

Chcielibyście zapewne, drodzy rodzice, aby i wa­sze dzieci były takie, jak ta dziewczynka, o której wam opowiedziałem, aby i one były do niej podobne? A może one już są znacznie starsze, a wcale nie tak po­bożne, jak ta miła dziecina? Może nawet wasze dzieci trudno jest zachęcić do pobożności i z każdym rokiem trudniej — może są zuchwałe, w kościele się śmieją i rozmawiają?

I dlaczegóż tak się dzieje? Byłoby chyba dziwnem, żeby się tak nie działo, skoro wy, rodzice, klnie­cie i wymyślacie przy każdej sposobności, przezywacie dziecko najgorszemi wyrazami, jeżeli coś zepsuje lub rozbije, przez swą dziecięcą nieudolność i słabość; a ile razy śmiejecie się albo nie strofujecie go za to, je­żeli samo przeklina, przezywa, albo bije drugie dziec­ko. Gdybyście się choć sami gorliwie modlili, ale wy tylko narzekacie, staracie się i zabiegacie o to dobro, które jest tylko doczesne. Dlatego też dziecko nie staje się pobożne, tak jak nie może winna latorośl dawać słodkich owoców, jeżeli raz na tydzień ogrzeje ją słoń­ce, a przez sześć dni sieką ją grady i deszcze.

Wierzcie mi — niema innego sposobu wychowa­nia pobożnych dzieci, jeżeli ktoś sam nie daje przy­kładu prawdziwej, gruntownej poboż­ności. Jeżeli wy, rodzice, rano i wieczór, przed i po jedzeniu lub wśród dnia w odpowiedniej chwili odma­wiacie pobożnie modlitwy, nie tylko wargami ale i sercem, z pewnością wasze dzieci będą was w tem na­śladowały. Taka mała dziecina patrzy uważnie, co oj­ciec lub matka czynią i ona także składa rączki, a je­żeli pacierza jeszcze nie umie, szepce cośkolwiek, aby czynić tak, jak widzi, że czynią rodzice. Wtedy powin­naś je, matko, nauczyć odmawiać ,,Ojcze nasz“, a choć ono nie rozumie jeszcze tej modlitwy, za to B ó g  j ą  rozumie nadto dobrze, wie, że ta dziecina chce się modlić i słucha jej słów z przyjemnością.

Raz opowiadało mi w szkole sześcioletnie dziec­ko, jak się modli: „Ja modlę się codzień za dobrego Pana Boga, za biedne dusze, za czyściec, i za mamę“, a nauczyciel śmiał się serdecznie z tego pacierza, ale mnie on się podobał, i nie powiedziałem mu, by się mo­dliło inaczej, tylko pochwaliłem je za gorliwość w mo­dlitwie. I Panu Bogu, wobec którego my wszyscy je­steśmy niedołężni, słabego umysłu i głupkowaci, musi się ten pacierz dziecinny za Niego i biedne dusze, za czyściec i mamusię więcej podobać, niż przesadne mo­dlitwy modnych, wyrafinowanych miejskich panien, kiedy je odmawiają w kościele. Gdy taka wytworna osoba rozsiędzie się w kościele w stallach, bo jest za leniwa, by stać lub uklęknąć, a przy tem niema pojęcia, jak należy się zachować w domu Bożym, wobec Bo­skiego Majestatu, a potem dla zabicia czasu odtrzepie kilka wyszukanych modlitw, które odnajdzie w książeczce, oprawnej w piękny safian, a któremi jakby przepisuje Bogu, co ma czynić i jak postąpić, to wielki, a miłosierny Bóg, który cieszy się nieudolnym pacie­rzem dziecka, patrzy na taką osobistość jak na kupkę śmieci, której kościelny zapomniał przy sobotnich porządkach wyrzucić, – i dlatego w niedzielę w kościele sterczy.

Ucz więc twe dziecko, matko, zawczasu odmawiać „Ojcze nasz“ — choć go dziecko na razie przekręca i nie rozumie, bo gdyby czekano z tą nauką, aż dzieci pacierz zrozumieją, to zapewne ani ty, ani ja, ani nikt nie umiałby go wcale — a gdy idziesz do kościoła, zabierz małą dziecinę z sobą i każ jej nieść książkę do nabożeństwa.

Pewna pobożna matka, której przyganiano, że swoje małe dziecko bierze z sobą do kościoła, powie­działa: „Choć ono jeszcze mało wie o Bo­gu, t o Bóg jednak wie o niem“. To już jest oznaką pobożności dziecka, jeżeli w kościele za­chowuje się cichutko, stoi spokojnie, nikomu nie prze­szkadzając i czeka cierpliwie, aż wszyscy wyjdą z ko­ścioła, a przy najbliższej sposobności prosi, by go znów tam zaprowadzić.

Słońce też oddziaływa na roślinkę, która pod zie­mią jeszcze wątła i blada spoczywa, a Ojciec Niebie­ski błogosławi taką małą dziecinę tak samo jak doro­słych. Od modlitwy bardzo dużo zależy, dlatego du­sza dziecka powinna jak najwcześniej do niej przy­wyknąć, nauczyć się spoglądać w niebo i modlić się.

 

*              *              *

 

W ten sposób możesz swoje dziecko zawczasu nauczyć pobożności i „przyzwyczaić do modlitwy — tak, że będzie ją odmawiało, jak mały aniołek, już w pierwszych łatach swego życia.

Ale jeżeli nad tą delikatną rośliną, jaką jest dusza dziecka, nie będziesz czuwać dostatecznie, to zapomni pacierza, wyzbędzie się pobożności i stanie się twardą, niezdolną do uczuć wznioślejszych.

Dlatego otoczcie, kochani rodzice, swe dziecko — jak wątłą roślinę — płotem kolcz ast y m, żeby zło nie wkradło się do jego młodego serduszka.

Siódme przykazanie Boże brzmi: Nie kradnij.

A twoje dzieci czy nie kradną?

Ale może mi wcale nie pozwolisz dokończyć zda­nia i z oburzeniem odpowiesz: My ludzie porządni, nasze dzieci nie kradną — złodziejami nie są.

Powoli, powoli. . .

Może twoje dziecko przynosi już od czasu do cza­su coś do domu, — scyzoryk, parę guzików, jakiś obra­zek i t. p., a nikt właściwie nie wie, skąd to pochodzi, — a gdy zapytasz się malca, to zaczerwieni się i nie wie, co mówić. Czasem znów zniknie coś z domu, nie wiadomo, jak i kiedy — i posądza się najczęściej bied­ną sługę, że ona jest tego sprawczynią. A może też twój synek już nieraz brał u kramarza – żydka na kre­dyt słodycze, rodzynki, po które go nie posyłałeś — może też zniknął ci jaki pieniądz z kieszeni albo z sa­kiewki?

Gdy się coś podobnego dzieje, bądź surowym. Wytłumacz naprzód dziecku, że to jest kradzież i cięż­ki grzech. A gdy mimo to będzie się to i nadal powta­rzało, niema innego sposobu — tylko weź pasa, po­wroza lub trzciny i daj mu wskórę tyle, co się zmieści. A jeżeli twoja żona jest niemądrą kobietą, przybiegnie na krzyk dziecka i zacznie

go bronić, nie zważaj na nią, tylko dołóż mu jeszcze kilka razów, bo inaczej będzie myślało, że stała mu się krzywda. A chociażby dzieciak krzyczał w niebogłosy, ludzie na drodze przystawali i słuchali, nic o to nie dbaj — on na skórze i na ciele musi mieć wypisane to,coś mu mówił, a czego nie posłuchał, że: kraść nie wol­no. Krzyk ucichnie, a złodziejstwo — ustanie na zawsze. Niema cudowniejszego lekarstwa na wypędzenie tego ducha kradzieży, jak dobry pręt z leszczyny albo z wierzby.

Gdzie jednak są dobre dzieci i uczciwi rodzice, tam rzadko bywają w użyciu podobne narzędzia. Zato dobrzy rodzice wszczepiają głęboko w duszę swych dzieci bojażń Bożą, tak, że takie dziecko woli zgi­nąć z głodu, niż rękę wyciągnąć p o rzecz cudzą i boi się bardziej nieprawnie zdoby­tego grosza, niż żmiji lub psa wściekłego.A to szcze­gólnie twój obowiązek, kochana matko, żebyś twemu dziecku mówiła często o Bogu, o wieczności i o grze­chu. Dziecko będzie ci się przysłuchiwało uważnie — a gdy przyjdzie może czas, że już nikt nie będzie pa­miętał o twoim grobie, gdy on już się zapadnie i zarośnie — to ten staruszek i ta staruszka, którzy przed laty byli twemi dziećmi — nie zapomną o tobie i będą powtarzać twoje słowa swoim dzieciom i wnukom.

Uważaj następnie pilnie, aby żadne z łe na­siona n i e  wcisnęły się d o serca d z i e c k a, bo grzech ze wszystkich stron czyha na nie. Mógł­bym wam opowiadać do nieskończoności o różnych takich grzechach, tymczasem chcę z wami pomówić tylko o niektórych najważniejszych rzeczach.

Dziecko idzie codzień do szkoły. Tam spotyka się z dziećmi z różnych, często ze złych domów. W dro­dze do szkoły, przed rozpoczęciem się nauki, na przerwach między godzinami, może dużo słyszeć i wi­dzieć, co w oczach Boga i uczciwych ludzi jest złem — a serce ludzkie, szczególnie dziecięce, skłonne jest zawsze do przyjmowania złych wpływów tak ze­wnętrznych jak wewnętrznych. Zważaj więc pilnie, aby twe dzieci nie przynosiły do domu takich po drodze do szkoły nabytych wiadomości. Jeżeli usłyszysz, że używają rubasznych wyrazów, czy jakiej klątwy, śpiewają jakąś nieodpo­wiednią piosenkę, skarć je ostro zaraz, nie po­zwalaj na powtarzanie czegoś podobnego i" zagroź ostrą karą, gdyby nie posłuchały. — Nie pozwalaj też, aby dziecko znosiło do domu nowiny krążące po wsi, albo żeby opowiadało, co się dzieje w szkole, kto z jego towarzyszy dostał karę lub chłostę i t. p. — to początek nałogu oszczerstwa i obmawiania innych.

Gdy pochwycisz dziecko na kłamstwie, ukarz je natychmiast najsurowiej tak, aby się nie odważyło na przyszłość wypuszczać z ust żadnego kłamstwa.Przestrzegaj też, aby się dziecko nie przyzwyczajało przedrzeźniać kogokolwiek, wyśmiewać drugich, draż­nić rodzeństwa, lub kolegów i im dokuczać. Bić też ni­kogo mu nie daj, nawet zwierzęcia; bo gdy nawyknie do bicia i dręczenia zwierząt, praktykować będzie to potem na ludziach. Dziecko musi być lagodne i mił o s i e r n e, dlatego nie dawaj mu do zabawy bicza.

Dziecko powinno codzień wyuczyć się swych lekcyj, przed szkołą wstąpić do kościoła i pobożnie się pomodlić, w szkole z szacunkiem zacho­wywać się względem nauczyciela, nigdy nie powinno go. ganić ani wyśmiewać. Nigdy też nie przyznawaj dziecku słuszności przeciw nauczycielowi i nie wierz nigdy dziecku, skoro mówi, że go nauczyciel niesłusz­nie za coś ukarał. Byłoby to wielkim błędem i zaśle­pieniem z twej strony. Nie mów też nigdy nic wobec dzieci przeciw prawom Kościoła i państwa, nie kryty­kuj szkoły i nauczyciela, nie obmawiaj sąsiadów. Je­żeli masz starego ojca, lub starą matkę w domu, odnoś się do nich z szacunkiem i poważaniem — prowadź ich pod rękę pieczołowicie po domu lub na spacer, aby tak kiedyś twe dzieci obchodziły się z tobą, gdy bę­dziesz stary a siwizna osrebrzy ci czoło.

Aby ci, miły czytelniku, ta ostatnia nauka była łatwiejszą do spamiętania, opowiem następujące praw­dziwe zdarzenie:

Pewien stary człowiek, wskutek podeszłego wie­ku już bardzo zniedołężniały fizycznie, tak, że trząsł się cały i ledwie z pomocą laski mógł chodzić — stracił wszystkie zęby, mało co widział i słyszał, jak to czę­sto bywa u ludzi, którzy zbliżają się do ośmdziesiątego roku życia. Skoro siadł przy stole do jedzenia, nie mógł trzęsącą ręką donieść do ust łyżki z zupą, by jej nie rozlać, a z braku zębów nieraz jadło z ust mu wy­padało. To sprawiło obrzydzenie siedzącemu przy sto­le synowi i synowej i, aby tego uniknąć, zaczęto sta­remu dziadkowi stawiać jedzenie na ławce w kącie pod piecem. Było to staruszkowi przykro, że został tak od stołu usunięty i nieraz gorzka łza spłynęła z jego oczu. Miał też biedak nieszczęście, że raz z drżących rąk wypuścił miseczkę, na której jadał i ta się rozbiła w kawałki. Synowa, jak zwykle młode kobiety (choć i stare to potrafią), narobiła gwałtu nad rozbitą miską, jakby się nie wiedzieć co za szkoda zdarzyła. Biedny staruszek, że był trwożliwego serca, nic nie odpowie­dział, tylko cicho westchnął — synowa zaś, by nie rozbił więcej miski, kupiła mu drewnianą. Proszę sobie wyobrazić, jak temu starcowi smakowała ta codzien­na strawa spożywana w kącie i na drewnianej misce — ale cóż miał biedak robić? — Gdy raz tak przy posił­ku siedzieli, syn z synową za stołem, a dziadek w kącie, wszedł młody kilkoletni synek do izby, wlokąc deszczułkę, koło której coś majstrował: „Co robisz, Pietrzyku?“ zapytał ojciec. „Ja robię korytko“, odrzekł mały, „którego tata i mamą będą jadać, gdy ja d o r o s n ę“.

Rodzice spojrzeli na siebie — poczerwienieli, zdjął ich lęk przed tą przyszłością i zaraz dziadka do stołu zasadzili, aby jadł razem z nimi. Dopowiedz sobie, czy­telniku, sam resztę.

A ponieważ to rzecz tak bardzo pocieszająca dla człowieka, gdy spoglądając wstecz aż w najmłodsze lata swoje, może powiedzieć sobie, że nikomu nic nie ukradł i nikomu nic złego nie uczynił — ponieważ — mówię, to rzecz dla każdego tak bardzo pocieszająca — to nie pozwalaj też dzieciom twoim na różne inne takie rzeczy i postępki, których ogół ludzi nie uważa sobie za grzech, a jednak bliźnim przykrość sprawia­ją, lub szkodę przynoszą. Dziecko nie powinno paść krowy ani gęsi na cudzym trawniku, przechodzić przez ogród czy pola, nic nie ruszać, tak samo gdy idzie mi­mo jabłoni i orzechów, choćby nawet owoce na ziemi leżały. Nie ma też twoje dziecko przynosić z cudzego lasu drzewa na opał — raczej niech idzie gdzieś dale­ko, gdzie ma prawo uzbierać patyków, niżby po cudzą własność ręce wyciągało. A gdyby, idąc do szkoły, znalazło coś na drodze, grosz, jaki przedmiot czy obra­zek, ma pokazać i oddać nauczycielowi. Musisz też pil­nie przestrzegać, aby dzieci nie przynosiły nic do domu, odpowiadając, że to zna­lazły, lub dostały — i trzeba zaraz się dopytać, ile jest w tem prawdy, bo zazwyczaj dzieci, które kradną, także i kłamią.

Najniebezpieczniejsze jednak robactwo, które stoczyło niejedno dziecko, powstaje w samem jego ciele. Nie chcę tu po imieniu tego nazywać, ale ze względu na to zło nie pozwalaj twym dzieciom obco­wać z dziećmi zepsutych, nieobyczajn y c h  1 u d z i, bo mogą od nich nabyć czegoś stokroć gorszego niż wszy i inne pasożyty. Dla uniknięcia tego niebezpieczeństwa winny twe dzieci zaraz z wieczora iść spać, a nie biegać po ulicach. Jeżeli masz czeladź nieobyczajną, pozbądź się jej prędko i nie pozwalaj dzieciom z nią przestawać lub nawet z nią sypiać. Ra­czej połóż twe dziecko na ziemi, na sienniku, lub na ławie pod piecem, niżby miało spać w kuchni z nieobyczajnym parobkiem, lub rozwiozłą dziewką. Nie powin­ny też dzieci sypiać razem, bo z tego pochodzą często najobrzydliwsze grzechy. Skoro żyjesz w małżeństwie, najlepiej będzie, jeżeli dzieci nie będą sypiały w tej sa­mej izbie, nie pytaj nawet dlaczego — sumienie samo ci powie. Jeżeli we wsi jest zabawa taneczna, a ksiądz lub nauczyciel już nie zabronili dzieciom brać w niej udziału, nie pozwól ty, by szły się przypatrywać, bo tam cisną się przez oczy i uszy różne grzechy do duszy dziecka, i kiedyś najniespodziewaniej się odezwą.

Kiedy córka twa dorośnie, a syn dojrzeje, zechcą w ten sposób tańczyć i bawić się, jak kiedyś to w dzie­ciństwie widziały. Nie pozwalaj też, by się dzieci przypatrywały zwierzętom w pewnych potrzebach — to może być ciężkim grzechem dla ciebie i dzieci.

A skoro kończę tę gawędę, powtórzę to, co już poprzednio mówiłem: nie dawaj twym młodocianym synom i córkom żadnych trunków, bo tak wino jak wódka jest dla młodzieży nieodpowiednim napojem, bo niepotrzebnie podnieca. Nie zapominaj o tem!

A teraz przypomnij sobie te wszystkie uwagi, któ­re ci w ciągu tej gawędy czyniłem, albo jeszcze lepiej przeczytaj je sobie parę razy, szczególnie jeżeli masz dzieci, które chcesz dobrze wychować, stosuj te rady do nich, a dasz im przez to więcej w posagu dla życia, niżbyś im zostawił dom bez długów, dojną kro­wę lub piękną rolę, albo kawał lasu w spuściźnie po sobie.

 

 

 

0

space

Pragne Zjednoczenia wszystkich Polaków milujacych Boga i Matke Ojczyzne dla jej ratowania przed smiertelnym wrogiem. Oddajmy sie ufnie Jego opiece i prowadzeniu, wypelniajac Jego wole, a wspaniale zwyciestwo bedzie zapewnione.

128 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758