Polska musi dostosować się do przepisów do unijnych regulacji, zgodnie z którymi za każdą wypożyczoną z biblioteki książkę jej autorowi należy się honorarium – donosi "Rzeczpospolita".
Co prawda nasz kraj wdrożył już dyrektywę w 2000 r., ale nie wprowadził opłat. To świadczy o niezgodności naszego prawa z unijnymi regulacjami.
Nie wiadomo jeszcze kto za to wszystko zapłaci po wejściu w życie unijnego prawa. Są trzy możliwości. Za wypożyczenie książki zapłaci sam czytelnik, samorząd lub budżet państwa. Według ekspertów może chodzić o 10 – 20 mln zł.
Jeżeli dyrektywa nie zostanie wdrożona na czas, Polskę czeka proces przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości i spore kary finansowe.
Za komuny propagowano czytelnictwo. Nawet w formie "czytelnictwa ludowego", cokolwiek by to nie znaczyło. OK. Mnóstwo pozycji było wycofywanych z bibliotek, by ten lud politycznie się nie znarowił. W bibliotekach nie "ludowych", a np. uniwersyteckich były "prohibity". Taką szafę z prohibitami – metalową kasę pancerną, pomalowaną na szaro, miał dyrektor mojej uniwersyteckiej biblioteki w swoim pięknym gabinecie z dywanem. Osobiście wydawał z niej książki, dzierżąc KLUCZE do tego sejfu z wiedzą. By móc a tej wiedzy skorzystać, musiałam mieć rekomendację z uzasadnieniem i tytułem mojej pracy od szefa seminarium magisterskiego. OK. Gdy chodziłam do biblioteki – kilku kolegów z innych seminariów, np. mediewistycznych, ochoczo mi towarzyszyło i godzinami czytaliśmy te zakazane książki historyczne /byliśmy historykami/ przy moim bibliotecznym stole 🙂 OK.
Unia Europejska poszła dalej niż komuna…