Umiejętność perswazji i przyciąganie „wybitnych specjalistów” to znamionuje wielkość. Wielkość Premiera Tuska.
Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem charyzmy pana Premiera, która nie dość, że pozwala mu „zewrzeć szeregi i wzmóc czujność rewolucyjną”, jak niegdyś zalecał premier Nikołaj Bułganin, to również naturalnie pomaga mu skupiać wokół siebie najtęższe umysły w Polsce.
W ubiegłym tygodniu Pan Premier zwołał nagle posiedzenie Klubu Platformy Obywatelskiej, gdyż dobrze wie, że aby walczyć, należy najpierw znów zacisnąć klamrę posłuszeństwa na froncie krajowym i kaganiec niektórym założyć. Zdołał wytłumaczyć swoim kolegom i koleżankom, powagę sytuacji i pozyskał ich gremialną akceptację. Niektórzy po cichu sarkali, że jak to jest, że nagle dopiero teraz pan premier sobie przypomina o swoich przyjaciołach, choć statut partii nakazuje mu spotyka się z nimi raz na miesiąc, a tymczasem ostatni raz spotkał się z nimi jeszcze w poprzedniej kadencji. Niektórzy być może chcieli zachować się jak grupa chłopów w pewnej wiosce w Związku Radzieckim w 1941 r., gdy słuchali w radiu przemówienia batiuszki Stalina, płaczliwym głosem wzywającego ich do obrony Ojczyzny. Wówczas jeden z chłopów wstał i zakrzyknął: „Tak? Teraz ty taki? Teraz to wiesz.. i pokazał radiu znamienny gest, który w warunkach polskich znany był później jako gest Kozakiewicza. Jak by nie było, przemowa pana Tuska była tak wstrząsająca, że już parę dni później pan minister Gowin diametralnie zmienił swoje stanowisko względem ACTA i uznał, że decyzja Polski wobec układu ACTA jest w pełni racjonalna i zabezpiecza interesy polskich obywateli.”.Złośliwi ponoć sugerują, iż pan Premier mógł w kilku zakulisowych słowach przemówić do rozsądku nie tylko Gowinowi, przypominając mu, że jest „do dyspozycji Premiera”. Mógł również wyperswadować reszcie towarzystwa, że nie trzeba się cieszyć z porażek rządu, gdyż jego ewentualna dymisja oznaczać będzie, że ich los nie będzie szczególnie różowy. Swoją drogą, towarzystwo PO samo chyba rozumie, co się święci. Jak tak było, tak tam było, fakt pozostaje niezbity, że, jak donoszą nieoficjalne źródła, „klub teraz pójdzie za Premierem w ogień”.
No bo ja nie iść w ogień, gdy taki sukces się narodził? Jak wczoraj słuchałem jego konferencji prasowej, to poskarżył się, że niektóre czynniki medialne w Polsce piszą, że w sprawie paktu fiskalnego, ktoś „wygrał a ktoś przegrał”. Tutaj nie, durnia opinio publiczna, żadnych wygranych i przegranych. Jest Kompromis! Rozumiecie to czy nie? Kompromis polega na tym, że gdyby Polska zaproponowała niższe warunki, dostała by mnie (czytaj: w ogóle by dopuścili ich do spotkań grupy Euro), a tak pan Tusk postawił wygórowane warunki i mamy zaszczyt siedzieć przy stole 1-2 razu w roku i nikt chyba nas na zbity pysk nie wywali, jak chciał tego Sarkozy!
Charyzmę oratorską Premiera uzupełnia jego niezwykła intuicja wobec w doborze najbliższych współpracowników, co pokazuje casus pana Boniego, który w ciągu 2 miesięcy przeistoczył w specjalistę ds. cyfryzacji. Najbardziej jednak cieszyć Premiera może pozyskanie innego specjalisty w tym zakresie- pana generała Kozieja. Może pan Koziej nie jest urodzonym dyplomatą, a jego walory intelektualne niekoniecznie predestynowałby go kiedyś do zasiadania w gronie, nie przymierzając, Woltera I Diderota, ale jako były żołnierz dysponuje gotowymi rozwiązaniami na każdą sytuację, co udowadniają jego słowa w sprawie możliwości wprowadzenia stanu wojennego. Jednak nie zdawałem sobie sprawy, że posiada zdolności rozumienia rzeczy pozornie irracjonalnych. Otóż wytłumaczył on, że hasło Admin1 wcale nie oznacza braku elementarnej wiedzy w zakresie Internetu, ale to, iż „Władza nie może się odcinać kodami i szyframi od możliwości rozmowy z opinią społeczną”. Ot, jak wykształcenie wojskowe przydaje się w życiu! Powinno się więc obecnie wrócić do przymusowych w PRLu ćwiczeń wojskowych dla młodych i wykształconych, gdyż nic tak doskonale nie rozwija analitycznych zdolności, co widać jak na dłoni.
W ogóle okazuje się, że mimo, iż nie mamy ani strategii pozwalającej oprzeć się atakom cybernetycznym, ani w ogóle żadnego bezpiecznego systemu informatycznego, a nawet nie wiadomo, kto sieciami zarządza w poszczególnych ministerstwach, mamy jednak wielu specjalistów w tej dziedzinie. Kolejnym okazał się „historyczny przywódca Solidarności”. Pan Lech, zna potencjał Internetu, i jak uznał, że czas to wreszcie uregulować, bo został on stworzony chaotycznie i spontanicznie. Pana Lech napisał: „Moje zaniepokojenie budzi próba wprowadzenia przepisów, które jedynie cząstkowo i na zasadzie dowolności interpretacji, wprowadzają bez szerszych konsultacji społecznych ograniczenia, tworząc szerokie pole do możliwych nadużyć”. A nie prościej było powiedzieć „ Nie pasuje mnie”?
I to jest właśnie specyfika obecnych rządów: nie mamy wojska – mamy generałów; nie mamy systemów informatycznych, mamy specjalistów; nie mamy pieniędzy na rozwój – mamy pieniądze na ratowanie UE; nie mamy prawa głosu w strefie Euro – mamy krzesło 2 razy w roku.
I komu to pasuje? Premierowi.