Interesujące, że targetem, na który nastawiony jest Coryllus jest prawica. Nie wiem zresztą (a ciekawam), kto go nazwał „nadzieją prawicy”, natomiast wiadomo czyją ona jest matką.
Jakąs notkę Coryllusa przeczytałam po raz pierwszy z rok temu. Jednak komentarze odautorskie zionęły taką nienawiścią, pogardą i chamstwem, że przestałam czytać zarówno notki, jak i komentarze. Po prostu założyłam, że z tak zgniłego drzewa owoc nie może być dobry.
Potem jednak Grzegorz Braun i kilku zaprzyjaźnionych blogerów zaczęło nagle wychwalać „Baśń jak niedźwiedź”. Chcąc nie chcąc więc przeczytałam i „Dzieci peerelu” i obie „Baśnie”, żeby wyrobić sobie zdanie.
„Dzieci peerelu” są obrzydliwością; pogięte to, połamane i poszarpane – niewątpliwie typowy wykwit dziecka peerelu. Bardzo autentyczne.
Natomiast „Baśń jak niedźwiedź” w dwóch tomach jest imitacją literatury popularno-historycznej. Stanowi wytwór historiopodobny, taką parahistorię made in China, która w pierwszej chwili wydaje się całkiem całkiem, a po pierwszym praniu nie nadaje się do użytku.
Historycy prawdziwi zwracają zresztą uwagę na setki manipulacji, nieścisłości, przeinaczeń i błędów tamże.
Ja jednak podważyłabym przede wszystkim trafność podstawowych tez, na których Maciejewski buduje swoją wizję historii. Ujmując rzecz w skrócie – twierdzi on bowiem, że ludziom chodzi tylko o pieniądze i władzę, a sztuka i religia to zaledwie propaganda służąca do robienia obywatelom wody z mózgu.
Oczywiście, w tym miejscu zwolennicy Maciejewskiego zwrócą mi uwagę, że przecież wielką wartością jest dla niego Kościół katolicki i sfera ziemiańska.
Otóż, z tym jest tak jak w Radiu Erewań. Niby tak, ale nie całkiem.
Nie szanuje on bowiem Kościoła, bo jest Boży, bo jest święty – dla niego jest to po prostu instytucja sieciowa, która odniosła sukces. Sukces polegał zaś na tym, że nie dała się zniszczyć, bo była potężna, wpływowa i majętna.
Podobny jest powód zachwytu dla klasy ziemiańskiej. Nie zachwyca się szlachtą, bo ich hasłem przewodnim był Bóg, Honot, Ojczyzna. Zachwyca się, bo była to klasa, która odniosła sukces, bo była potęzna, liczna, wpływowa i majętna.
Twórczość Coryllusa jest mroczna, pesymistyczna i… cyniczna. Jest beznadziejna w tym najbardziej fundamentalnym sensie, tym szatańskim – bo odbiera nadzieję, budzi lęk.
Osobiście wolałabym, aby piewcą Kościoła katolickiego nie był człowiek, który nie dość, że w najlepszym wypadku jest indyferentny religijnie, ale – jeżeli sądzić po jego notkach i komentarzach – jest postacią co najmniej wątpliwą pod względem etycznym.
Podobnie wolałabym, aby sferę ziemiańską wychwalał ktoś, dla kogo hasło Bóg, Honor, Ojczyzna, nie jest pustym dźwiękiem.
Interesujące, że targetem, na który nastawiona jest twórczość Maciejewskiego jest prawica. Nie wiem zresztą (a ciekawam), kto nazwał Maciejewskiego „nadzieją prawicy”, natomiast wiadomo, czyją ona jest matką.
Niektórzy blogerzy zmyślenia Maciejewskiego zwą "trzeciorzędną niedokładnością”. Jednak fanów tej twórczości jest coraz mniej, bo ich idol nie jest lojalny i obrzuca ich mięsem podobnie jak swoich krytyków. Wystarczy cień wątpliwości co do jego geniuszu.
Tym niemniej ci, którzy jeszcze zostali, twierdzą, że tworzy on fascynującą wizję historii, a tak w ogóle to pisze lekką ręką, robi dużo fermentu , a jego pisarstwo zawiera ciekawe hipotezy i przemyślenia. Ci bardziej krytycznie nastawieni zauważają przewrotnie, że obecnie swoją historię pisze na nowo – zgodnie z „logiką wydarzeń” i nie bacząc na fakty – nie tylko Izrael, ale i Niemcy, więc i Coryllus może.
Skoro tak, to po co było swego czasu ubliżać Kapuścińskiemu, że nałgał? Czyli jednak organ Michnika miał rację twierdząc, żeby się faceta nie czepiać, bo miał świetne pióro i wizję? A że przy okazji łgał jak pies i miał sporo za uszami? Oj tam, oj tam.
Bo Coryllus faktami i szczegółami za bardzo się nie przejmuje. Błędy są nieważne, bo ważna jest polityka historyczna i "logika wydarzeń". Z tym, ze „logika wydarzeń” oparta jest u niego na zmyśleniach i fałszowaniu źródeł – tak aby zapasowały do kolejnej, wyssanej z palca teorii spiskowej.
Prawdę mówiąc, nigdy bym się nie zdecydowała na pisanie tej notki, jako że każdy tekst na jego temat tylko dowartościowuje tego, mam wrażenie, sfrustrowanego megalomana. Jednak zainteresował mnie fakt, że promuje go nasza prasa rzekomo niezalezna.
Bo nie łudźmy się – prasy naprawdę niezaleznej nie ma. Zgodnie z najlepszymi tradycjami ruskiej ochrany – opozycję najlepiej, żeby tworzyła bezpieka.
A już szczególnie, żeby infiltrowała opozycyjne media. Toteż w naszej okupacyjnej rzeczywistości tworzą ją: prosowiecka razwiedka, czyli pogrobowcy WSI, lobby proizraelskie, no i lobby proniemieckie. Nie będę nieuprzejma i nie stwierdzę, że nie zdają sobie oni sprawy z jakości pisarstwa Maciejewskiego, bo wiem, że w tych redakcjach jest sporo historyków. A w takim razie o co chodzi?
No cóż, mam na ten temat teorię. Nie wiem, co ona jest warta; czas pokaże. Otóż tak jak nam wyszykowano z dużym wprzedzeniem elyty i ałtorytety na czas po „okrągłym stole”, po czym wjechali na stół różni koncesjonowani opozycjoniści, jako to Geremki, Tuski, Borusewicze i insze Komorowskie – nb.sami historycy peerelowego chowu – tak nam teraz szykują następny sort tych ałtorytetów, bo na te stare i zużyte już nikt nie daje się nabrać.
I obym była fałszywym prorokiem – ale wygląda na to, że starsi i mądrzejsi rączka w rączkę z opcją WSIowej razwiedki uznali, że Maciejewski akurat im się nada do tego celu. Zapewne wychodzą z założenia, że nie za mądry facet, o przerośniętym ego, ateista, z zero kindersztuby i skłonnością do koprolalii – to akurat coś dla nich.
Jednym słowem nowe wcielenie Niesiołowskiego, czy Palikota. W razie czego skarb dla mediów i spragnionego igrzysk tłumu – zajmie im cały czas i jeszcze trochę.
Aż do następnego razu, kiedy wypchnie się na scenę kogoś innego.
Tak bez związku z tematem przypomniało mi się, jak pod koniec zeszłego wieku ktoś mi, zgnębionej, perswadował, że "co prawda Wałęsa jest cham i prostak, ale swój chłop". W charakterze pociechy dodawał, że "przecież SB by takiego głupka nie brał na TW". No a co się potem okazało, każdy wie.