Byłem na niedoszłej „intronizacji”.
01/04/2012
356 Wyświetlenia
0 Komentarze
2 minut czytania
Pojechałem, przerywając niezwykle pilne prace wiosenne.
Fakt, że chciałem się spotkać z Rebeliantką i Romkiem Zaleskim – bo to rzadka okazja – oni są z daleka.
A ponieważ pojawili się w nE – na spotkaniu z carcajou – uznałem, że mimo wątpliwości – tam spotkać się będzie najlepiej. Jako Pełnomocnik ds. prawidłowości wyborów – nie mogłem znaleźć się na "intronizacji" samowolnie ogłoszonej przed stwierdzeniem ważności.
Dlatego byłem tam icognito – nawet carcajou mnie nie rozpoznał;-))))
Przez ponad godzinę wysłuchiwałem argumentów i opinii. To cenne i ważne dla wyrażenia opinii końcowej. Zwłaszcza, że do tej pory nie przeczytałem jeszcze Konstytucji carcajou – bo po co?
Atmosfera stawała się gorąca , coraz gorętsza wraz z ze zbliżaniem się do dna zawartości szklanych naczyń stojących na stole. Wyraźnie dało się zauważyć różnice między zwolennikami soku pomarańczowego, Ptysia i czystej mineralnej.
Przyznam, że "parcie na tron" carcajou jest mocy najcięższego czołgu; to może być nawet pociąg pancerny. (Dlaczego oszołom i Gosia z Wrocka nie zamieścili opcji malarskiej w stanie Majestatu na Tronie z Parciem w Tron"? To byłby hit.)
Cóż. ja tam jestem prostak, bo już po trzecim powtórzeniu tych samych argumentów, stwierdziłem, że szkoda mi czasu na dalsze dywagacje i wyciągnąłem Rebeliantke i Zaleskiego na prywatne rozmowy.
Pogadaliśmy.
Z czasem (Zaleski musiał udać się w podróż zwrotną), dołączyli do nas DelfInn, Asadow i Czarna Limuzyna.
Do zamknięcia lokalu. Też powtarzane były różne opinie. Ale przynajmniej ustaliliśmy, że jest o czym rozmawiać.
Żona wybrała się do rodziny. Gdy wróciłem do domu wszystkie trzy moje zwierzaki czekały w progu z płaczem – że nie dostały kolacji. Powiedziały mi, że nie lubią sytuacji, gdy włóczę się po mieście, a one same i głodne.