BYŁAM W SOBOTĘ W KONGRESOWEJ
21/08/2011
367 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
Moje osobiste…
Byłam w sobotę w Kongresowej.
Chyba nie ma sensu, bym pisała tu rzeczy, które z pewnością znajdą się czy to w prorządowych mediach (jest niedziela, godz.7.30: w internecie – cisza; co w TV – nie wiem, bo nie oglądam; na prasę – za wcześnie.), niezależnych czy w rozmowach Polaków (różnej „maści”).
Pokażę tu moje, osobiste wrażenia. Różne.
Wczesne, wcześniutkie popołudnie – tuż po godz. 12.30. Pod Pałacem Kultury mnóstwo ludzi, samochodów, autokarów… Słońce, gwar, ruch… Pojawiają się flagi biało-czerwone, jakieś identyfikatory na piersiach przechodniów, kamery, aparaty fotograficzne… Pod Kongresową tłumek czekający na otwarcie drzwi wejściowych. Tych jest niemało, ale…po dość długim oczekiwaniu, otwiera się ich tylko niewiele. Tłumek powolutku przemieszcza się do wewnątrz. Trwa to na tyle długo, że jest czas na rozejrzenie się dookoła, gdzie można „wyłuskać” twarze znajome; zarówno te z ”realu”, jak i z ekranów. Oczywiście, zrozumiałe i to, że przy każdych drzwiach stoją panowie o szczególnej roli – pilnują, sprawdzają… Dalej – „kasowniki” oddzierający fragmenty „wejściówek”. Jeszcze hall, schody i…widownia. Każdego uczestnika kongresu czeka na miejscu chorągiewka czy plansza „z PiS-em w roli głównej”. Sympatycznie, choć wiadomo, że to jakby…standard. Sympatyczny standard.
Byłam tu nie raz i nie dwa. Ostatnio dość dawno. „Zboczenie zawodowe” kazało mi spenetrowanie wzrokiem wnętrza… Zmiany niewielkie, a i to raczej związane z postępem cywilizacyjnym, technologicznym i technicznym (wszystkie niezbędne elementy dla komfortu, bezpieczeństwa widzów itp., itd…).
Najważniejsze w tamtej chwili to ludzie. Sala pełna. Rumor, rejwach – rozmowy, szukanie miejsc, ręce „wołające”: choć, tu jest wolne…, „przetasowania” w rzędach, by ułatwić innym znalezienie wolnych krzeseł… Atmosfera pogodna, życzliwa, wręcz, powiedziałabym, serdeczna. Znamienne dla obecnych czasów – aparaty fotograficzne – ciągle widać i słychać…
Na scenie prawie bezruch – ktoś coś przestawia, układa na „stole prezydialnym” (to już nie czasy zielonego czy czerwonego sukna rozciągniętego na dłuuuugim stole, za którym zasiadali…), światło przyćmione, niebieskie (podobno medialne?). Atmosfera czekania.
Po moich obu stronach siedzą moi znajomi, z którymi „przed chwilą” zintegrowaliśmy się. 🙂 Rozglądamy się i…zauważam, na krzesełku przede mną, nie obcą mi buzię (profil): młodziutka, śliczna… skąd ją kojarzę? Szukam w pamięci, gdzie odzyskuję dobre emocje z Nią związane… Tak, to ta Osoba, którą oglądałam jako „nową twarz Pis-u”, która obok tego, że piękna, to i mądra… Wspominam moje pozytywne odczucia, kiedy słuchałam tego, co i jak mówiła podczas wywiadu. Tę radość, że do PiS garną się ludzie młodzi, aktywni, niegłupi i…atrakcyjni. Teraz tu, na Kongresie, mam przed sobą, siedzącą wprawdzie tyłem do mnie, ale i tak rozpoznawalną, „nową twarz Pis-u”. Miło. Nie omieszkałam „zaczepić” tej Pani i przekazać to, co wyżej o Niej napisałam. Wiem, że urodziwe i mądre osoby, nie lubią, kiedy walory rozumu są niezauważane przy pięknie buzi, ciała. Dlatego dałam wyraz mojego i uznania co do Jej merytorycznych, wyważonych wypowiedzi.
Po jakimś czasie – zaczęło się.
Dość typowo, choć prowadzący rozpoczęli nie będąc na scenie, a wchodząc do Sali Kongresowej tak, jak my – drzwiami z foyer .
Nie wszyscy mogli to ujrzeć „na żywo”, bo układ, dyspozycja przestrzenna widowni nie pozwala na to; nie do takiej aranżacji „spektaklu” była przewidziana. Niemniej wiszące w odpowiednich miejscach ekrany dawały możliwość, jednak „pilotowania” prezenterów.
Powitanie, prezentacja Osób, które kolejno zasiadały za stołem na scenie (burze oklasków wybuchały w momencie wyczytywania nazwisk tychże), przemówienia, w tym najbardziej oczekiwane – słowa Premiera Jarosława Kaczyńskiego. Entuzjazm.
Następnie – podpisywanie dokumentu „PiS wspólnie dla Polski” – wszyscy przedstawiciele różnych ugrupowań, na oczach tysięcy uczestników Kongresu, pokazali jedną wielką troskę o Polskę i gotowość do wspólnego działania na rzecz Jej Dobra.
To nie tylko dobry PR, ale doskonały, w odczuciu wielu, ruch polityczny(takie króciutkie zdanie, ale chyba najistotniejsza sprawa, jaka mi pozostaje po wczorajszym dniu).
Zwieńczeniem były słowa podziękowania i pożegnania, które wypowiedział Jarosław Kaczyński i…wysyp biało-czerwonych confetti z góry. Premier, wychodzący miał na sobie niemało tych błyskotek. 🙂
Czas był i na nas – wychodzimy. Znowu tłumnie, ale znając drogę – łatwiej, szybciej. Na parterze, tuż przy wyjściu (kto wpadł na tak idiotyczny pomysł, by właśnie tu?) rozłożyła swoje stanowisko pracy, telewizja! Statywy (niektóre puste z szeroko rozstawionymi nóżkami, bez sprzętu na nich, ale ze sterczącymi, w świetle przejścia, różnymi elementami…) na drodze wyjściowej publiczności; prezenterka (o niej by można długo…, bo udając, że jest sam na sam z kimś (kamerą) wyglądała ze swoja kamienną, sztywną twarzą dość głupio wśród rozentuzjazmowanego tłumu) i kable. Porozciągane na podłodze tak, że wychodzący musieli(!) po nich chodzić lub je przekraczać. Drzwi dwuskrzydłowe otwarte tylko w połowie – jedno skrzydło przymknięte utrzymywała w tej pozycji pani, zapierając je nogą. A ludzie cisnęli się w otworze drzwiowym o połowę zmniejszonym. Nie wytrzymałam i spytałam: „Czemuż Pani nie daje otworzyć tych drzwi, przecież chyba widać, że zdecydowanie utrudnia Pani „ewakuację”. To co usłyszałam w odpowiedzi, muszę , muszę tu napisać! „Nie mogę pozwolić otworzyć tych drzwi całkowicie, bo…KABLE…” i pokazała podłogę. Położone w osi otworu drzwiowego. Swobodnie, luźno. Można je było spokojnie przesunąć do „skraja” drzwi i otworzyć szeroko przejście. Nie były umocowane. Argument tych kabli, świadczy albo o skrajnej głupocie, tego, kto tak uzasadnia tę decyzję, albo to złośliwość telewizji (utrudnić wyjście PiS-owi). Tak, jak w przypadku statywu, który sama przesunęłam i tak przekręciłam sterczące z niego elementy, by nie stanowiły przeszkody wychodzącym, tak o kable musiałabym pewnie stoczyć boje z decydentem… Na to ani czas, ani miejsce. Klimat, jaki telewizja na koniec zainspirowała, nie przysparza im ani sympatii, ani szacunku, ani…nic. Wręcz przeciwnie!
Na zewnątrz znowu tłumnie, gwarno…
Po Kongresie.
Atmosfera Sali Kongresowej była dość typowa dla zebranej tłumnie ludności, która zebrana dla wspólnego świętowania, zjechała się „ku pokrzepieniu serc”. Radość, uśmiechy, entuzjazm i wiwatowanie w momentach istotnych i pokazujących wspólne odczuwania. Flagi, chorągiewki, plansze. Światło, muzyka. Kamery. To pewnie zobaczymy na filmach, zdjęciach. Informacja pewnie również pojawi się w formie mówionej i pisanej.
Dobrze, że tam byłam.