Stało się – w tym tygodniu przyjechali do mnie, do Brukseli, znajomi i musiałem z nimi odbyć rutynowy tour po mieście.
Trafiliśmy więc także do Atomium, po raz pierwszy, i do czegoś, co zwie się "Mini-Europe" (też po raz pierwszy). I ile Atomium okazało się, jak większość symboli miast, nudne, o tyle odwiedzenie "M-E" było doświadczeniem niezwykłym i politycznie pożytecznym. Już zabieram się do opisu, o co chodziło.
"M-E" to ze dwa hektary, na których umieszczono dość tandetnie skopiowane miniatury najważniejszych budowli 27 państw z Unii Europejskich. Wszystko może jest i fajne dla dzieci, ale ludzi dorosłych wprawia raczej w zażenowanie. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Bo miałem okazję po raz kolejny przekonać się, jak traktowane są tzw. stare i nowe państwa UE.
Najlepiej widać do w przewodniku, który dostaje się przy wejściu – o Polsce pisze się na przykład, że "jej historia jest naznaczona przez najazdy sąsiednich państw: Austrii, Niemiec i Rosji" i, że "Polska jest jednym z tych państw, których granice były najczęściej zmieniane, a nawet że państwo zniknęło całkowicie w 1795 roku". A co pisze się na przykład o Francji? Że mężczyźni i kobiety w tym państwie są wyżsi od swych poprzedników sprzed stu lat, odpowiednio o 7 i o 5 cm; że Francja jest najrozleglejszym państwem w Unii i że ma departamenty zamorskie.
A jak są przedstawione poszczególne budowle? Po pierwsze – kraje zachodnie są pokazane poprzez prezentację kilku znaczących budowli, podczas gdy kraje środkowej Europy nie mają szczęścia ani do ilości, ani do jakości swoich zabytków. I tak – Wielka Brytania ma okazję pokazać 7 budowli – w tym, oczywiście, Parlament czy tunel pod kanałem La Manche (to znaczy – pod Kanałem Angielskim ofkors). A Wspomniana już Francja? 10 instalacji – w tym, na przykład, szybka kolej "Thalys", czy startujący AirBus, z napisem "Air France" (nie wspominając o wieży Eiffla i innych Łukach Triumfalnych).
A jak prezentowana jest Polska? Są tam dwa obiekty – Dwór Artusa w Gdańsku i pomnik Trzech Krzyży, w tym samym mieście. Dlaczego akurat te dwa zabytki zostały uznane za najlepiej pokazujące nasze państwo, trudno mi orzec (zwłaszcza dziwi ten Artus). Oba obiekty wyglądają żałośnie w porównaniu z innymi budowlami. Są nijakie i po prostu brzydkie. Ale jest coś jeszcze – otóż w przewodniku zabytki z Luksemburga (jeden) i z Polski (dwa, jako się rzekło) są umieszczone między różnymi zabytkami Niemiec. Ni w pięć, ni w dziesięć, nagle – pośród zabytków naszych zachodnich sąsiadów – pojawia się wzmianka o naszym kraju i prezentacja owych dwóch "cudów architektury". Zabawne? Średnio.
Ktoś powie – czepiam się. Może. Ale może nie. Nie mam zamiaru z tego robić jakiejś jazdy i apelować na forum europejskim o zmianę tego stanu rzeczy; zapewniać, żeśmy wielkim narodem i że mamy coś więcej do zaoferowania, niż gdańska starówka. I nie chcę histeryzować. Ale ekspozycja w "M-E" jest kolejnym dowodem na to, jak jesteśmy oglądani na Zachodzie, jak nas postrzegają, jak nas traktują i jakie miejsce chce się nam przyznać. Gdyby ktoś, nie za bardzo wprawiony w dzieje europejskie (a taka jest przecież większość odwiedzających to miejsce), wchodzi do owego przybytku, to musi mieć wrażenie, że Polska to dziki kraj, wielokrotnie najeżdżany przez silniejszych i piękniejszych od siebie, który do zaoferowania ma coś nieciekawego i brzydkiego. Tacyśmy? Brudni, brzydcy, źli?