Dwa dni temu Bronisław Komorowski powiedział że on (stawiając się w roli osoby z Platformy) niewiele obiecywał, a jeśli już to dotrzymał słowa.
I prawda. Obiecał tylko jedną rzecz i dotrzymał jej : Obiecał że "Kaczyńscy pożałują tego co zrobili" i "Że prezydent bedzie gdzieś leciał, albo coś się zmieni".
Wydaje się nam że słowa "będzie gdzieś leciał" nieprecyzyjnie oddają lot prezydenta do Katynia".
Otóz bardzo precyzyjnie. "Gdzieś" to znaczy nieprzewidzianie, nagle. I prezydent poleciał "gdzieś" czyli z nagłą wizytą na Litwę 8 kwietnia 2010.
Że owo gdzieś ma dotyczyć Katynia nie mam prawa sądzić. Po pierwsze dlatego że "gdzieś" już nastąpiło. Po drugie nie mam dowodów na istnienie prezydenta w przestrzeni publicznej od czasu zakończenia wizyty na Litwie.
Jeśli nawet Delegacja, czy jej istotna część wleciała jednak na terytorium Rosji (dwoma samolotami) to nie znaczy że prezydent był na pokładzie, któregoś z nich.
Więc nie doceniamy miłośnika WSI. Nawet tu był nomen omen (zakładam że przypadkiem szczery). Prezydent "gdzieś" poleciał.
Ale nie do Katynia. A przynajmniej na to ostatnie nie mam dowodów. Chyba że dowodem będą aż trzy telefony prezydenta wykonane równocześnie o 8.20. O tak to jest dowód. Potrójne ubezpieczenie.
Rece wyciagniete po polski majatek narodowy musza zostac odciete!