Kiedy amerykański prezydent Obama, doznawszy niepowodzenia przy montowaniu koalicji gwoli obalenia syryjskiego tyrana Baszira al Asada, zresetował swój poprzedni reset w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, Polska ponownie przeszła pod amerykańską kuratelę. Objawiło się to nie tylko w reorganizacji tubylczej sceny politycznej, w której na pozycję lidera wysunięte zostało Stronnictwo Amerykańsko- Żydowskie ze swoją polityczną ekspozyturą, podczas gdy polityczna ekspozytura Stronnictwa Pruskiego, za jaką uważam Platformę Obywatelską, została z pozycji lidera zepchnięta – również dzięki starym kiejkutom, które w charakterze zaręczynowego podarunku, na poczekaniu zmajstrowały Amerykanom „Nowoczesną” z panem Ryszardem Petru na fasadzie – ale również w ponownym podjęciu się przez nasz nieszczęśliwy kraj roli amerykańskiego dywersanta na Europę Wschodnią. Wykonując obowiązki dywersanta, kolejne ekipy rządowe w Warszawie nadskakują dyrektoriatowi oligarchów na Ukrainie w sposób do złudzenia przypominający prostytucję. Z polskim interesem państwowym nie ma to nic wspólnego, bo chociaż w polskim interesie państwowym leży istnienie Ukrainy notorycznie skonfliktowanej z Rosją, to przecież – nie mocarstwowej! W interesie polskim leży Ukraina, której istnienie zależy od polskiej życzliwości o którą Ukraina musi codziennie od nowa zabiegać. Tymczasem kuci na wszystkie cztery nogi oligarchowie z Kijowa do perfekcji opanowali sztukę obcinania kuponów od prezentowania Ukrainy jako państwa specjalnej troski, któremu lepiej się nie sprzeciwiać, niczym niesprawnemu umysłowo dziecku – do czego teraz doszła męczeńska palma z powodu hybrydowej wojny z Rosją. Ponieważ w ramach zresetowanego resetu Amerykanie próbują montować w Europie antyrosyjską krucjatę, do której nasz nieszczęśliwy kraj znowu zgłosił się jako pierwszy ochotnik i znowu za darmo, w związku z czym każdy jej uczestnik, staje się naszym sojusznikiem, a przynajmniej – sojusznikiem naszych sojuszników. Toteż nic dziwnego, że w deklaracji obydwa parlamenty „oddały hołd milionom ofiar poniesionych przez nasze narody w czasie II wojny światowej” – ale tylko eksterminowanych przez „zewnętrznych agresorów”, wśród których został expressis verbis wymieniony „ komunistyczny ZSRR i nazistowskie Niemcy”. O ofiarach eksterminowanych przez Ukraińską Powstańczą Armię posłusznie zapomniano, co jest o tyle dziwne, że ten sam Sejm niedawno podjął uchwałę w sprawie ludobójstwa na Wołyniu, w której z pamięcią nie miał żadnych kłopotów. Widocznie jednak oligarchowie z Kijowa musieli poskarżyć się Naszemu Najważniejszemu Sojusznikowi, który warszawskich Zasrancen natychmiast postawił do pionu, od czego stracili nie tylko pamięć, ale musieli też wycharknąć cnotkę. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak Sejm proklamuje braterstwo broni z Ukraińską Powstańczą Armią. Wprawdzie trochę się tam bisurmaniła, ale zasadniczo chciała dobrze, bo walczyła z „komunistycznym ZSRR”, podczas gdy marszałek Śmigły Rydz po drodze na Zaleszczyki przykazał, by „z Sowietami nie walczyć”. Zatem nie tylko Bonaparte dał nam przykład, jak zwyciężać mamy, ale i Stefan Bandera z kontynuatorami. Z Hitlerem wprawdzie nie do końca mu wyszło, ale za to wyszło z Amerykanami, którzy w swojej rozgrywce z Moskalami chętnie skorzystają z ukraińskiego i polskiego mięsa armatniego, a poza tym komu jak komu, ale Żydom nie potrafią odmówić niczego. Zatem kiedy po jednym i drugim Majdanie Ukraina została oddana w arendę oligarchom żydowskiego w znacznej części pochodzenia, najwyraźniej i naszym Zasrancen surowo przykazali, by nie tylko wpełzli w tyłek swemu nowemu „strategicznemu partnerowi”, ale i zapowiedzieli „powstrzymywanie sił, które prowadzą do sporów w naszych państwach”. Zatem po penalizacji „kłamstwa oświęcimskiego”, czy „wałęsowskiego”, pewnie doczekamy się wkrótce penalizacji „kłamstwa wołyńskiego”, w którym kryteria prawdy będą wyznaczali nam banderowcy do spółki z Żydami.
Próbkę mogliśmy sobie obejrzeć w programie „Warto rozmawiać” pana red. Jana Pospieszalskiego, w którym m.in. wziął udział prezes Związku Ukraińców w Polsce i członek zdominowanego politycznie przez banderowców Światowego Związku Ukraińców pan Piotr Tyma oraz wymieniający z nim porozumiewawcze uśmiechy i wymowne spojrzenia pan Kazimierz Wóycicki z pierwszorzędnymi żydowskimi korzeniami. Był tam jeszcze w charakterze kwiatka do kożucha ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, pan Stanisław Srokowski, poseł PiS Michał Dworczyk i pan Paweł Zalewski, aktualnie tzw. „zwisak” z PO. W trakcie tego programu postawiony został znak równości między UPA i „żołnierzami wyklętymi” – że to niby i jedni i drudzy walczyli z Sowietami. Stanisław Lem napisał kiedyś, że nawet konklawe można doprowadzić do ludożerstwa, byle tylko postępować cierpliwie i metodycznie. Nawet konklawe – a cóż dopiero Umiłowanych Przywódców? I dopiero na tym tle można lepiej zrozumieć przyczyny zastanawiającej zbieżności w czasie tej uchwały i jasnogórskich ekspiacji za zbiorowe grzechy narodu polskiego oraz egzorcyzmów. Rzeczywiście, w tej sytuacji jakieś, przynajmniej miejscowe, a jeszcze lepiej – ogólne znieczulenie by się nam przed samobójczą śmiercią należało.
Stanisław Michalkiewicz
Komentarz • serwis „Prawy.pl” (prawy.pl) • 25 października 2016