Imigranci „opanowali” pierwsze strony wszystkich mediów. Ten temat zepchnął wszystkie inne wydarzenia na zaplecze. OlbrzImigranci „opanowali” pierwsze strony wszystkich mediów. Ten temat zepchnął wszystkie inne wydarzenia na zaplecze. Olbrzymi, europejski problem wybuchł nagle i z niespodziewaną siłą. Zaskoczył wszystkich i nikt nie ma gotowego rozwiązania co i jak zrobić. Jedno jest pewne: nie zakończy się jutro ani za miesiąc. Imigranci a w zasadzie skala w jakiej ten exodus się odbywa powiększa europejskie kłopoty i nastawia unijną solidarnośc, a ta i tak nie była nigdy mocną stroną unii, na olbrzymie napięcia. Polska jest częścią tej organizacji i chcąc nie chcąc jest konfrontowana z problemami w niej istniejącymi.
Problem uchodzców czy to politycznych czy to ekonomicznych sam się nie rozwiąże i będzie „od dzisiaj” składową unii europejskiej. Polska się broni i mało kto wyraża chęć do zajmowania się ludzkimi tragediami poza granicami naszego kraju. Ale szybkośc i skala w jakiej uchodzcy pojawiają się u naszych bram nie wrózy szybkiego rozwiązania. Polski rząd na czele z panią Ewą Kopacz stara się coś zrobić chociaż idealnego rozwiązania nie ma. Szefowa rządu powołała kryzysowy sztab d.s. imigrantów i próbujowała również rozmawiać z innymi, opozycyjnymi partiami czyli PiSem i SLD. Spotkała się z odmową.
Byli premierzy Jarosław Kaczyński i Leszek Miller probóją zbić polityczny kapitał na zaistniałej sytuacji. Obaj „mówią”: to nie mój problem i niech rząd sam się martwi i znajduje rozwiązania. Jest przecież okres przedwyborczy i nie będziemy „POMAGAĆ” pani premier, którą przecież trzeba usunąć z fotelu premiera. Niech sama rozwiązuje problemy, których co prawda nie stworzyła ale na które musi jako premier znależć rozwiązanie. Jej problem, nie nasz, zdają się „mowić”.
Formalnie rzecz biorąc obaj panowie mają rację. Ale można się również zapytać: czy są sprawy wagi państwowej wznoszące się ponad partyjne podziały? Czy w sprawach dotyczących przyszłości Narodu powinno się szukać prób porozumienia czy przynajmniej wymiany opinii i uzgodnienia polskiego stanowiska w prezentowaniu go wewnątrz organów Unii Europejskiej? Czy byłoby to z korzyścią dla polskiej racji stanu i zwiększałoby szanse na np. zmniejszenia „narzucanej” nam odgórnie ilości do przyjęcia? Czy jednomyślne z opozycją, polskie stanowisko nie byłoby pokazem woli polskiego społeczeństwa do nieprzyjmowania dyktatów i do niepłacenia rachunków zaciągniętych przez innych?
Są sprawy, gdzie podziały powinny i muszą zniknąć. Jeżeli opozycja zdobędzie większośc w nadchodzących wyborach będzie musiała spłacać rachunki zaciągane, w sprawie uchodzców, dzisiaj przez rząd. A dotyczy to sprawy, w której stanowiska są przecież dosyć zgodne, gdyż wszyscy twierdzą: im mniej osób z innych kultur w naszym kraju tym lepiej. Gdzie więc leżą odrębności i niechęć opozycji do wzięcia części odpowiedzialności za wspólną przyszłośc? Czym spowodowana jest niezrozumiała wrogośc, aby próbować rozwiązać wspólnie sprawy na którym powinno wszystkim zależeć? Dlaczego opozycja tak boi się wspólnych rozmów w sprawie olbrzymiej wagi? A przecież nikt jej nawet nie zmusza aby cokolwiek akceptowała, gdyż może zawsze wyrazić swoje stanowisko w tej sprawie i przy tym pozostać.
Polska scena polityczna ma szansę aby osiągnąć jakiś konsensus. Pan Prezydent mógłby w tym pomóc, gdyż sytuacja wydaje się na tyle ważna, że wyborcze taktyki i przepychanki powinny zejść na dalszy plan. Jeżeli sprawa przyjęcia tysięcy osób nie pochodzących z naszego kręgi lulturowego nie jest na tyle ważna aby polski Prezydent i polski Premier wymienili przy jednym stole opinie na ten temat , to nie wiem czy jest coś innego, równie ważnego aby skłonić ich do wspólnych rozmów.Imigranci „opanowali” pierwsze strony wszystkich mediów. Ten temat zepchnął wszystkie inne wydarzenia na zaplecze. Olbrzymi, europejski problem wybuchł nagle i z niespodziewaną siłą. Zaskoczył wszystkich i nikt nie ma gotowego rozwiązania co i jak zrobić. Jedno jest pewne: nie zakończy się jutro ani za miesiąc. Imigranci a w zasadzie skala w jakiej ten exodus się odbywa powiększa europejskie kłopoty i nastawia unijną solidarnośc, a ta i tak nie była nigdy mocną stroną unii, na olbrzymie napięcia. Polska jest częścią tej organizacji i chcąc nie chcąc jest konfrontowana z problemami w niej istniejącymi.
Problem uchodzców czy to politycznych czy to ekonomicznych sam się nie rozwiąże i będzie „od dzisiaj” składową unii europejskiej. Polska się broni i mało kto wyraża chęć do zajmowania się ludzkimi tragediami poza granicami naszego kraju. Ale szybkośc i skala w jakiej uchodzcy pojawiają się u naszych bram nie wrózy szybkiego rozwiązania. Polski rząd na czele z panią Ewą Kopacz stara się coś zrobić chociaż idealnego rozwiązania nie ma. Szefowa rządu powołała kryzysowy sztab d.s. imigrantów i próbujowała również rozmawiać z innymi, opozycyjnymi partiami czyli PiSem i SLD. Spotkała się z odmową.
Byli premierzy Jarosław Kaczyński i Leszek Miller probóją zbić polityczny kapitał na zaistniałej sytuacji. Obaj „mówią”: to nie mój problem i niech rząd sam się martwi i znajduje rozwiązania. Jest przecież okres przedwyborczy i nie będziemy „POMAGAĆ” pani premier, którą przecież trzeba usunąć z fotelu premiera. Niech sama rozwiązuje problemy, których co prawda nie stworzyła ale na które musi jako premier znależć rozwiązanie. Jej problem, nie nasz, zdają się „mowić”.
Formalnie rzecz biorąc obaj panowie mają rację. Ale można się również zapytać: czy są sprawy wagi państwowej wznoszące się ponad partyjne podziały? Czy w sprawach dotyczących przyszłości Narodu powinno się szukać prób porozumienia czy przynajmniej wymiany opinii i uzgodnienia polskiego stanowiska w prezentowaniu go wewnątrz organów Unii Europejskiej? Czy byłoby to z korzyścią dla polskiej racji stanu i zwiększałoby szanse na np. zmniejszenia „narzucanej” nam odgórnie ilości do przyjęcia? Czy jednomyślne z opozycją, polskie stanowisko nie byłoby pokazem woli polskiego społeczeństwa do nieprzyjmowania dyktatów i do niepłacenia rachunków zaciągniętych przez innych?
Są sprawy, gdzie podziały powinny i muszą zniknąć. Jeżeli opozycja zdobędzie większośc w nadchodzących wyborach będzie musiała spłacać rachunki zaciągane, w sprawie uchodzców, dzisiaj przez rząd. A dotyczy to sprawy, w której stanowiska są przecież dosyć zgodne, gdyż wszyscy twierdzą: im mniej osób z innych kultur w naszym kraju tym lepiej. Gdzie więc leżą odrębności i niechęć opozycji do wzięcia części odpowiedzialności za wspólną przyszłośc? Czym spowodowana jest niezrozumiała wrogośc, aby próbować rozwiązać wspólnie sprawy na którym powinno wszystkim zależeć? Dlaczego opozycja tak boi się wspólnych rozmów w sprawie olbrzymiej wagi? A przecież nikt jej nawet nie zmusza aby cokolwiek akceptowała, gdyż może zawsze wyrazić swoje stanowisko w tej sprawie i przy tym pozostać.
Polska scena polityczna ma szansę aby osiągnąć jakiś konsensus. Pan Prezydent mógłby w tym pomóc, gdyż sytuacja wydaje się na tyle ważna, że wyborcze taktyki i przepychanki powinny zejść na dalszy plan. Jeżeli sprawa przyjęcia tysięcy osób nie pochodzących z naszego kręgi lulturowego nie jest na tyle ważna aby polski Prezydent i polski Premier wymienili przy jednym stole opinie na ten temat , to nie wiem czy jest coś innego, równie ważnego aby skłonić ich do wspólnych rozmów.
Kiedy potrafimy zrozumieć, że w sprawach najistotniejszych, dotyczących przyszłości naszego Państwa i Narodu, które w tej chwili w jakimś sensie się decydują, WSPÓLNE STANOWISKO jest niezwykle istotnym argumentem w rozmowach na ten temat. Było tak w sprawie Ukrainy. Czy w tej chwili mamy do czynienia ze sprawą mniejszego kalibru?
Kiedy potrafimy zrozumieć, że w sprawach najistotniejszych, dotyczących przyszłości naszego Państwa i Narodu, które w tej chwili w jakimś sensie się decydują, WSPÓLNE STANOWISKO jest niezwykle istotnym argumentem w rozmowach na ten temat. Było tak w sprawie Ukrainy. Czy w tej chwili mamy do czynienia ze sprawą mniejszego kalibru?
ymi, europejski problem wybuchł nagle i z niespodziewaną siłą. Zaskoczył wszystkich i nikt nie ma gotowego rozwiązania co i jak zrobić. Jedno jest pewne: nie zakończy się jutro ani za miesiąc. Imigranci a w zasadzie skala w jakiej ten exodus się odbywa powiększa europejskie kłopoty i nastawia unijną solidarnośc, a ta i tak nie była nigdy mocną stroną unii, na olbrzymie napięcia. Polska jest częścią tej organizacji i chcąc nie chcąc jest konfrontowana z problemami w niej istniejącymi.
Problem uchodzców czy to politycznych czy to ekonomicznych sam się nie rozwiąże i będzie „od dzisiaj” składową unii europejskiej. Polska się broni i mało kto wyraża chęć do zajmowania się ludzkimi tragediami poza granicami naszego kraju. Ale szybkośc i skala w jakiej uchodzcy pojawiają się u naszych bram nie wrózy szybkiego rozwiązania. Polski rząd na czele z panią Ewą Kopacz stara się coś zrobić chociaż idealnego rozwiązania nie ma. Szefowa rządu powołała kryzysowy sztab d.s. imigrantów i próbujowała również rozmawiać z innymi, opozycyjnymi partiami czyli PiSem i SLD. Spotkała się z odmową.
Byli premierzy Jarosław Kaczyński i Leszek Miller probóją zbić polityczny kapitał na zaistniałej sytuacji. Obaj „mówią”: to nie mój problem i niech rząd sam się martwi i znajduje rozwiązania. Jest przecież okres przedwyborczy i nie będziemy „POMAGAĆ” pani premier, którą przecież trzeba usunąć z fotelu premiera. Niech sama rozwiązuje problemy, których co prawda nie stworzyła ale na które musi jako premier znależć rozwiązanie. Jej problem, nie nasz, zdają się „mowić”.
Formalnie rzecz biorąc obaj panowie mają rację. Ale można się również zapytać: czy są sprawy wagi państwowej wznoszące się ponad partyjne podziały? Czy w sprawach dotyczących przyszłości Narodu powinno się szukać prób porozumienia czy przynajmniej wymiany opinii i uzgodnienia polskiego stanowiska w prezentowaniu go wewnątrz organów Unii Europejskiej? Czy byłoby to z korzyścią dla polskiej racji stanu i zwiększałoby szanse na np. zmniejszenia „narzucanej” nam odgórnie ilości do przyjęcia? Czy jednomyślne z opozycją, polskie stanowisko nie byłoby pokazem woli polskiego społeczeństwa do nieprzyjmowania dyktatów i do niepłacenia rachunków zaciągniętych przez innych?
Są sprawy, gdzie podziały powinny i muszą zniknąć. Jeżeli opozycja zdobędzie większośc w nadchodzących wyborach będzie musiała spłacać rachunki zaciągane, w sprawie uchodzców, dzisiaj przez rząd. A dotyczy to sprawy, w której stanowiska są przecież dosyć zgodne, gdyż wszyscy twierdzą: im mniej osób z innych kultur w naszym kraju tym lepiej. Gdzie więc leżą odrębności i niechęć opozycji do wzięcia części odpowiedzialności za wspólną przyszłośc? Czym spowodowana jest niezrozumiała wrogośc, aby próbować rozwiązać wspólnie sprawy na którym powinno wszystkim zależeć? Dlaczego opozycja tak boi się wspólnych rozmów w sprawie olbrzymiej wagi? A przecież nikt jej nawet nie zmusza aby cokolwiek akceptowałaImigranci „opanowali” pierwsze strony wszystkich mediów. Ten temat zepchnął wszystkie inne wydarzenia na zaplecze. Olbrzymi, europejski problem wybuchł nagle i z niespodziewaną siłą. Zaskoczył wszystkich i nikt nie ma gotowego rozwiązania co i jak zrobić. Jedno jest pewne: nie zakończy się jutro ani za miesiąc. Imigranci a w zasadzie skala w jakiej ten exodus się odbywa powiększa europejskie kłopoty i nastawia unijną solidarnośc, a ta i tak nie była nigdy mocną stroną unii, na olbrzymie napięcia. Polska jest częścią tej organizacji i chcąc nie chcąc jest konfrontowana z problemami w niej istniejącymi.
Problem uchodzców czy to politycznych czy to ekonomicznych sam się nie rozwiąże i będzie „od dzisiaj” składową unii europejskiej. Polska się broni i mało kto wyraża chęć do zajmowania się ludzkimi tragediami poza granicami naszego kraju. Ale szybkośc i skala w jakiej uchodzcy pojawiają się u naszych bram nie wrózy szybkiego rozwiązania. Polski rząd na czele z panią Ewą Kopacz stara się coś zrobić chociaż idealnego rozwiązania nie ma. Szefowa rządu powołała kryzysowy sztab d.s. imigrantów i próbujowała również rozmawiać z innymi, opozycyjnymi partiami czyli PiSem i SLD. Spotkała się z odmową.
Byli premierzy Jarosław Kaczyński i Leszek Miller probóją zbić polityczny kapitał na zaistniałej sytuacji. Obaj „mówią”: to nie mój problem i niech rząd sam się martwi i znajduje rozwiązania. Jest przecież okres przedwyborczy i nie będziemy „POMAGAĆ” pani premier, którą przecież trzeba usunąć z fotelu premiera. Niech sama rozwiązuje problemy, których co prawda nie stworzyła ale na które musi jako premier znależć rozwiązanie. Jej problem, nie nasz, zdają się „mowić”.
Formalnie rzecz biorąc obaj panowie mają rację. Ale można się również zapytać: czy są sprawy wagi państwowej wznoszące się ponad partyjne podziały? Czy w sprawach dotyczących przyszłości Narodu powinno się szukać prób porozumienia czy przynajmniej wymiany opinii i uzgodnienia polskiego stanowiska w prezentowaniu go wewnątrz organów Unii Europejskiej? Czy byłoby to z korzyścią dla polskiej racji stanu i zwiększałoby szanse na np. zmniejszenia „narzucanej” nam odgórnie ilości do przyjęcia? Czy jednomyślne z opozycją, polskie stanowisko nie byłoby pokazem woli polskiego społeczeństwa do nieprzyjmowania dyktatów i do niepłacenia rachunków zaciągniętych przez innych?
Są sprawy, gdzie podziały powinny i muszą zniknąć. Jeżeli opozycja zdobędzie większośc w nadchodzących wyborach będzie musiała spłacać rachunki zaciągane, w sprawie uchodzców, dzisiaj przez rząd. A dotyczy to sprawy, w której stanowiska są przecież dosyć zgodne, gdyż wszyscy twierdzą: im mniej osób z innych kultur w naszym kraju tym lepiej. Gdzie więc leżą odrębności i niechęć opozycji do wzięcia części odpowiedzialności za wspólną przyszłośc? Czym spowodowana jest niezrozumiała wrogośc, aby próbować rozwiązać wspólnie sprawy na którym powinno wszystkim zależeć? Dlaczego opozycja tak boi się wspólnych rozmów w sprawie olbrzymiej wagi? A przecież nikt jej nawet nie zmusza aby cokolwiek akceptowała, gdyż może zawsze wyrazić swoje stanowisko w tej sprawie i przy tym pozostać.
Polska scena polityczna ma szansę aby osiągnąć jakiś konsensus. Pan Prezydent mógłby w tym pomóc, gdyż sytuacja wydaje się na tyle ważna, że wyborcze taktyki i przepychanki powinny zejść na dalszy plan. Jeżeli sprawa przyjęcia tysięcy osób nie pochodzących z naszego kręgi lulturowego nie jest na tyle ważna aby polski Prezydent i polski Premier wymienili przy jednym stole opinie na ten temat , to nie wiem czy jest coś innego, równie ważnego aby skłonić ich do wspólnych rozmów.
Kiedy potrafimy zrozumieć, że w sprawach najistotniejszych, dotyczących przyszłości naszego Państwa i Narodu, które w tej chwili w jakimś sensie się decydują, WSPÓLNE STANOWISKO jest niezwykle istotnym argumentem w rozmowach na ten temat. Było tak w sprawie Ukrainy. Czy w tej chwili mamy do czynienia ze sprawą mniejszego kalibru?
, gdyż może zawsze wyrazić swoje stanowisko w tej sprawie i przy tym pozostać.
Polska scena polityczna ma szansę aby osiągnąć jakiś konsensus. Pan Prezydent mógłby w tym pomóc, gdyż sytuacja wydaje się na tyle ważna, że wyborcze taktyki i przepychanki powinny zejść na dalszy plan. Jeżeli sprawa przyjęcia tysięcy osób nie pochodzących z naszego kręgi lulturowego nie jest na tyle ważna aby polski Prezydent i polski Premier wymienili przy jednym stole opinie na ten temat , to nie wiem czy jest coś innego, równie ważnego aby skłonić ich do wspólnych rozmów.
Kiedy potrafimy zrozumieć, że w sprawach najistotniejszych, dotyczących przyszłości naszego Państwa i Narodu, które w tej chwili w jakimś sensie się decydują, WSPÓLNE STANOWISKO jest niezwykle istotnym argumentem w rozmowach na ten temat. Było tak w sprawie Ukrainy. Czy w tej chwili mamy do czynienia ze sprawą mniejszego kalibru?