Bolesław Bierut – agent NKWD, GRU, czy zwykła „matrioszka”?
13/01/2012
1442 Wyświetlenia
0 Komentarze
36 minut czytania
Młodemu pokoleniu nazwisko Bolesław Bierut mówi niewiele. Starsi doskonale pamiętają jego zdjęcia – z „zaczeską” do tyłu, charakterystycznym wąsikiem i zamyślonym spojrzeniem.
Swego czasu kraj był dosłownie zasypany jego portretami i obrazami na których stał „wiernie” obok Józefa Stalina. Jeśli w Polsce w ogóle była kiedykolwiek mowa o kulcie jednostki na wzór kultu jakim otoczony był Hitler, Stalin a ostatnio Kim Dzon Ill, to dotyczył on właśnie Bieruta. Jednak… jak na najważniejszego człowieka w państwie o Bierucie nadal wiadomo zaskakująco mało. Nie wiadomo nawet jak się naprawdę nazywał, kim był z pochodzenia ani tego, czy Bierut to na pewno Bierut.
Jak się nazywał i kim był?
Bolesław Bierut urodził się 18 kwietnia 1892 roku w Rurach Jezuickich/Brygidkowskich – wiosce pod Lublinem (dziś już będącej dzielnicą miasta), w chłopskiej rodzinie Marii Salomei z domu Wolskiej i Wojciecha… i tu zaczyna się pierwsza wątpliwość – Bieruta czy Biernackiego? Wikipedia mówi o Wojciechu Bierucie, jednak historyczne źródła o Wojciechu Biernackim („twórcom” hasła „Bolesław Bierut” trzeba oddać, że upierają się właśnie przy tym nazwisku, dyskredytując przy okazji wszystkich, którzy dowodzą, że brzmiało ono – Biernacki). W dodatku niekiedy pojawia się także informacja, że prawdziwe nazwisko Bieruta – Biernackiego brzmiało Rotenschwanz a on sam był pochodzenia żydowskiego. Ta ostatnia informacja wydaje się jednak mało prawdopodobna – Bolesław Biernacki w 1900 roku rozpoczął naukę w szkole powszechnej katedralnej w Lublinie, pozostającej pod kuratelą miejscowej parafii rzymskokatolickiej. Szkoła kładła bardzo duży nacisk na religijne i patriotyczne wychowanie. Nie wiadomo, czy to prawda, ale istnieją też pogłoski, że rodzice późniejszego prezydenta Polski chcieli, aby został księdzem. Powyższe fakty każą poddawać w wątpliwość informacje o jego żydowskim pochodzeniu – w takim przypadku jego rodzice nie posłaliby go do szkoły pozostającej pod wpływem Kościoła Rzymskokatolickiego (zresztą, jako jedynego Polaka w kierowniczym rządzie PZPR określił go ambasador w Warszawie – Wiktor Liebiediew1). Biernacki szkoły nie ukończył – został z niej usunięty w 1905 roku. W 1906 podjął pracę – najpierw jako pomocnik murarza a potem od 1912 – jako zecer i metrampaż.
Odpowiednio przeszkolony
Według oficjalnych informacji Bolesław Biernacki swój komunistyczny życiorys zaczął w 1910 roku od przynależności do robotniczego kółka prowadzonego przez Jana Hempla. Ten był masonem, więc osobą, łagodnie rzecz ujmując – niezbyt przyjazną Kościołowi. To właśnie pod jego wpływem Biernacki miał odejść od religii. W 1912 roku wstąpił do PPS-Lewicy. Od końca 1912 do 1914 roku był pomocnikiem geometry w Lublinie, przejściowo w 1913 roku pracując w drukarni w Warszawie. Po wybuchu I wojny światowej powrócił do Lublina. Po rozpoczęciu okupacji austriackiej uchylając się od służby wojskowej, ukrywał się pod pierwszym z licznych fałszywych nazwisk, którymi się posługiwał – jako „Jerzy Bolesław Bielak”. W 1915 roku podjął pracę w sklepie Lubelskiej Spółdzielni Spożywców (LSS) założonej w 1913 m.in. przez Jana Hempla – w 1916 roku został kierownikiem handlowym spółdzielni, zaś od kwietnia 1917 był członkiem zarządu Lubelskiej Spółdzielni Spożywców. W 1917 roku z ramienia PPS-Lewicy był członkiem zjednoczonego Komitetu Wyborczego (wspólnie z PPS) do Rady Miejskiej. Od grudnia 1918 roku (po zjednoczeniu PPS Lewicy z SDKPiL), należał do Komunistycznej Partii Robotniczej Polski (KPRP), ale wtedy jeszcze nie był aktywnym jej członkiem. W 1918 i 1919 razem z Janem Hemplem był jednym z organizatorów, lewicowego Związku Robotniczego Stowarzyszeń Spółdzielczych. W tym czasie przejściowo wraz Janem Hemplem wstąpił do PPS ale miejsca w tej partii „nie zagrzał”. W 1921 roku ponownie wstąpił do KPRP. Od jesieni 1923 roku do czerwca 1924 roku trzykrotnie był aresztowany (i zwalniany z braku dowodów lub za kaucją) by uniknąć kolejnej odsiadki, wyjechał do Warszawy (po raz drugi w swej „karierze”), gdzie został etatowym funkcjonariuszem KPP, czyli tak naprawdę szpiegowskiej organizacji radzieckiej, mającej na celu likwidację państwa polskiego. Od maja 1925 roku do maja roku 1926 przebywał w ZSRR na „kursach partyjnych”, pod kolejnym fałszywym nazwiskiem – Jan Iwaniuk. Owe „kursy” były niczym innym, jak szkoleniem szpiegowskim. Przez rok zgłębiał wiedzę w zakresie zasad konspiracji, pracy wywiadowczej i sabotażowej. Poznał też całe kierownictwo KPP. Po powrocie do Polski nie odznaczał się jakąś szczególną aktywnością aż do 1927 roku, kiedy to jako „Wagner” znowu znalazł się w Moskwie, gdzie „uczył się” w Międzynarodowej Szkole Leninowskiej, kierowanej przez Komintern, czyli komunistyczną międzynarodówkę, której celem było podporządkowanie wszystkich partii komunistycznych bolszewikom. „Wagner” musiał się bardzo starać, skoro Komintern wysłał go na „misje” do Austrii, Czechosłowacji i Bułgarii. Z tej ostatniej musiał uciekać i w 1932 roku przez Moskwę (w końcu musiał gdzieś złożyć raport z działalności) wrócił do Polski. 11 grudnia 1933 został aresztowany i w lutym 1935 skazany za szpiegostwo na rzecz ZSRS na 7 lat więzienia, którą to karę odbywał kolejno w Warszawie, Mysłowicach i w Rawiczu. W 1936 roku (a więc, gdy był w więzieniu), weryfikacyjna komisja partyjna KC KPP usunęła go z partii, za „zachowanie niegodne komunisty” podczas śledztwa i rozprawy sądowej, polegającego na ścisłej współpracy z policją i prokuraturą. Z więzienia wyszedł w 1938 roku i wrócił do Warszawy, gdzie przebywał aż do wybuchu wojny. I właśnie z jej wybuchem zaczyna się najważniejszy i zarazem najbardziej tajemniczy okres w życiu Biernackiego – Bieruta.
Cwany agent, polityczna fajtłapa czy „matrioszka”?
W październiku 1939 roku uciekł na tereny okupowane przez Armię Czerwoną a następnie do Związku Sowieckiego, gdzie zrzekł się obywatelstwa polskiego i przyjął sowieckie (co prawda Rosjanie na okupowanych terenach Polski wszystkim Polakom przymusowo wyrabiali radzieckie dowody osobiste ale Polacy nie zrzekali się własnego obywatelstwa). Sam Biernacki początkowo (październik 1939) pracował w Kowlu, a potem na budowie zorganizowanej przez Komisariat Komunikacji ZSRR (listopad 1939-czerwiec 1940). Od lata 1941 przebywał w Mińsku, jako kierownik Wydziału Żywnościowego w urzędzie miasta. Przez cały czas pozostawał w kontakcie z wywiadem sowieckim. To właśnie w czasie tego pobytu przyjął nazwisko „Bierut” – będące zlepkiem nazwisk, którymi się posługiwał – Bieńkowski (w Kominternie) i Rutkowski (w GRU czyli sowieckim wywiadzie). Być może to właśnie wtedy poznał wykonawcę czystek z lat trzydziestych – krwawego Iwana Sierowa. Jeśli wcześniej był tylko komunistą z Kominternu, to teraz już z całą pewnością został aktywnym sowieckim agentem. Tak aktywnym, że w 1943 roku został przerzucony do Polski (niektóre źródła mówią, że nawet „samolotem”) i wszedł do Komitetu Centralnego PPR – tym razem jako „Bolesław Birkowski”. Być może właśnie w tym momencie należy też szukać początku jego późniejszych losów – mocno podejrzanych.
Otóż przed wojną radzieccy towarzysze nie mieli wysokiego mniemania o Bierucie – „bardzo średni aktywista, dość mierny facet, jakiś zakompleksiony” – taka była opinia na jego temat. O ile „mierność” i kompleksy nie stanowiły na ogół przeszkody w komunistycznej karierze – wręcz przeciwnie – były często źródłem służalczości partyjnych towarzyszy, nie mających siły by próbować samodzielnie działać, o tyle ocena „średni aktywista” raczej nie pomagała – jak w każdej partyjnej działalności i w partii komunistycznej trzeba było się mocno wykazywać. Trudno więc powiedzieć, dlaczego właśnie Bierut został wybrany na czołowego polskiego namiestnika Stalina. Możliwości są w zasadzie trzy – albo powodem była przynależność Bieruta do struktur agenturalnych i bezpieki Związku Sowieckiego (NKWD i GRU), albo właśnie – łatwość w kierowaniu nim przez bardziej „aktywnych” komunistów – Bermana i Minca, albo… zrobienie z niego „matrioszki”.
Co to takiego „matrioszki”? Teoretycznie – charakterystyczne drewniane laki wkładane jedna w drugą. W żargonie wywiadu – komunistyczni działacze różnych krajów, zastępowani „w odpowiednim momencie” bliźniaczo podobnymi, świetnie przeszkolonymi agentami radzieckimi (taką „matrioszką” był np. filmowy Hans Kloss – skądinąd pierwowzór tej postaci rzeczywiście istniał – był nim oczywiście oficer NKWD). Dowodów na to, że Bierut był jedną z „matrioszek” ulokowanych w Polsce oczywiście nie ma, ale część historyków jest przekonana, że właśnie tak było. Wiedzę na ten temat miał posiąść generał Świerczewski i to ona (a nie „bandy UPA”) zabiła go zaraz po wojnie. Zdążył ją przekazać późniejszemu premierowi Piotrowi Jaroszewiczowi. Ten milczał przez lata i pogłębiał swą wiedze na temat „polskich matrioszek”, a w momencie – gdy zapowiedział ujawnienie tajnych zapisków – został zamordowany.
Droga do władzy
W sylwestrową noc 1943 roku w Warszawie na polecenie Stalina powstała Krajowa Rada Narodowa, będąca zalążkiem przyszłego „rządu”. Bierut stanął na jej czele. W powstałych prawdopodobnie dokumentach założycielskich członkowie KRN mianowali się jedynymi „reprezentantami” narodu polskiego, pozbawiając tego uprawnienia rząd emigracyjny w Londynie. Jednocześnie członkowie KRN w imieniu narodu polskiego zrzekli się na rzecz ZSRR terenów położonych na wschód od Bugu (i to wszystko jeszcze przed Jałtą!). KRN razem ze Związkiem Patriotów Polskich (kolejnej marionetkowej organizacji, powstałej pod auspicjami Stalina)
21 lipca 1944 roku utworzyła Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego – kierowany przez znajomego Bieruta – Iwana Sierowa. PKWN był zalążkiem pierwszego powojennego komunistycznego rządu – marionetki w ręku Stalina. Potem poszło już „z górki” – 31 grudnia 1944 roku KRN przekształciła PKWN w Rząd Tymczasowy RP, który z początkiem 1945 roku energicznie rozpoczął działalność, zaczynając od ustanowienia własnej administracji na terenie „wyzwolonego” kraju. 28 czerwca 1945 roku Rząd Tymczasowy przy znacznym udziale Bieruta został przekształcony w Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej (TJRN). 19 stycznia 1947 roku w sfałszowanych wyborach „wybrany” został Sejm Ustawodawczy, który w dniu 5 lutego prezydentem wybrał Bolesława Bieruta. Co ciekawe – Władysław Gomułka w swoich pamiętnikach wprost pisał, że przebywający w czasie wojny w Mińsku, Bolesław Bierut współpracował z gestapo, o czym „wszyscy wiedzieli”. Informacja ta tylko pozornie ma sensacyjny charakter. Co więcej – jest wysoce prawdopodobne, że współpraca ta miała miejsce i nie było w niej nic szokującego. Warto pamiętać, że do wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej w 1941 roku, NKWD i Gestapo ściśle ze sobą współpracowały, organizując nawet wspólne konferencje (cała seria takich konferencji odbyła się w latach 1939-1941). Nie byłoby więc nic dziwnego w tym, że Bierut – agent NKWD w ramach swej pracy kontaktował się z kolegami z zaprzyjaźnionej niemieckiej służby. Dopiero od czerwca 1941 roku taka współpraca stała się dla radzieckich agentów haniebna. Gomułka wspominając o niej, jak również sprzeciwiając się Bierutowi w paru innych kwestiach (np. był niechętny kolektywizacji) ukręcił na siebie bicz. W sierpniu 1948 roku przebywający na Kremlu Bierut uzyskał zgodę Stalina na usunięcie Gomułki z życia politycznego, co wykonał niezwłocznie po powrocie do kraju. Pomiędzy 15 a 21 grudnia 1948 roku, powstała Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Następnego dnia po jej utworzeniu Bolesław Bierut został I Sekretarzem KC PZPR, obejmując w ten sposób dwa najważniejsze stanowiska w państwie. I rozpoczął swoje krwawe rządy, których nie przerwało ani nie zmieniło zlikwidowanie w 1952 roku stanowiska prezydenta Polski.
Krew tysięcy ludzi na rękach
Zaczął od usunięcia z partii osób powiązanych z Gomułką, czym doprowadził do zdominowania PZPR przez „skrzydło” stalinowskie. Aby umocnić władzę Stalina w Polsce doprowadził też do zwiększenia liczby sowieckich doradców w wojsku i milicji, 24 lutego 1949 roku stanął na czele Komisji Biura Politycznego KC PZPR ds. Bezpieczeństwa Publicznego, nadzorującej aparat represji stalinowskich w Polsce, a w końcu 9 listopada 1949 roku powołał Konstantego Rokossowskiego na stanowisko marszałka Polski i ministra Obrony Narodowej. To Bierut stał na czele komisji przygotowującej Konstytucję PRL 1952 roku (poprawki na projekcie nanosił sam Stalin). Razem z Bermanem zaproponował zmianę hymnu i godła Polski, na co Stalin jednak nie wyraził zgody, zdejmując tylko orłowi koronę i wprowadzając nieznaczne zmiany w wyglądzie godła. Ale pogłębienie uzależnienia Polski od Związku Radzieckiego to oczywiście nie wszystko. Bierut jest współodpowiedzialny za aparat terroru w powojennej Polsce. Poinformowany przez swego „przyjaciela” Iwana Sierowa wiedział o planowanym porwaniu szesnastu przywódców państwa podziemnego i nie zrobił nic, by ich ostrzec. To on był bezpośrednio odpowiedzialny za sfałszowanie wyników referendum 1946 roku oraz uwięzienie kardynała Wyszyńskiego (uzyskał na to zgodę Moskwy, co prowadzi do wniosku, że aresztowanie prymasa to był jego pomysł). Według szacunków IPN w okresie rządów Bieruta represjom poddanych zostało 100 tys. osób. Ale to nie wszystko. Bierut wprowadził iście stalinowskie metody na „dyscyplinowanie” społeczeństwa. W okresie 1948–1956 liczba robotników skazanych na kary porządkowe za nieprzestrzeganie ustawy o „socjalistycznej dyscyplinie pracy” wyniosła ok. 1 miliona. W okresie 1948-1955 każdego roku orzekano karę grzywny za niewywiązywanie się z przymusowych dostaw obowiązkowych w stosunku do 1,5 miliona rolników. Pod koniec 1951 roku w aresztach znajdowało się ok. 900 księży, a lista potencjalnych „wrogów ustroju”, prowadzona przez MBP, sięgnęła 1 stycznia 1953 roku ok. 5,2 miliona ludzi (w 1954 roku wzrosła o milion). Na wspomnianej liście mógł znaleźć się każdy – Bierut „wydał walkę propagandzie szeptanej”, którą była nie tylko krytyka ustroju czy komunistycznych władz, ale nawet opowiadanie dowcipów na ich temat. Za takie „przestępstwo” można było trafić za kratki nawet na 10 lat. I przyznać trzeba, że Bierut z tej możliwości korzystał – tysiące ludzi trafiło do więzień (tylko w 1950 roku było 4500 osób). Bierut miał świadomość metod śledczych stosowanych przez UB osobiście zapoznawał się z protokołami przesłuchań i robił na ich marginesach notatki ze wskazówkami dla śledczych, proponując „warianty przesłuchań”, wśród których „piątym” były tortury. Jako prezydentowi przysługiwało mu prawo łaski w stosunku do tysięcy osób skazanych na karę śmierci. Nie korzystał z niego, nawet jeśli skazani (lub ich „pełnomocnicy”) o takie prawo występowali. Pod tym względem liczbę jego ofiar szacuje się na 2500. Z prawa łaski nie skorzystał m.in. w stosunku do Ksawerego Grocholskiego-żołnierza Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość (WiN), rotmistrza Witolda Pileckiego, Adama Doboszyńskiego- członka Stronnictwa Narodowego, redaktora pism „Jestem Polakiem” i „Walka”, Łukasza Cieplińskiego- żołnierza AK, po wojnie dowódcy IV komendy Win, Zygmunta „Łupaszki” Szendzielorza- dowódcy I Wileńskiej Brygady AK, sanitariuszki z jego oddziału – „Inki” – Danuty Siedzikówny, która w chwili śmierci nie miała nawet osiemnastu lat, Władysława Minakowskiego- lotnika RAFu, czy w końcu Emila Augusta Fieldorfa „Nila”. Zamordowani byli chowani potajemnie, w nieznanych do dziś miejscach, tak że ich groby mają charakter tylko symboliczny, w przeciwieństwie do okazałego sarkofagu Bieruta
na warszawskich Powązkach.
Śmierć
W 1953 roku umarł Józef Stalin. Bierut nie skorzystał z możliwości złagodzenia polityki sowietyzacji Polski. Wręcz przeciwnie – rozbudowywał kult Stalina. To właśnie po śmierci dyktatora Katowice zostały przemianowane na Stalinogród a budowany Pałac Kultury i Nauki zyskał imię Józefa Stalina (nawiasem mówiąc napis przypominający o tym fakcie był widoczny pod neonowym napisem od strony ulicy Marszałkowskiej jeszcze kilka lat temu). Do połowy lat pięćdziesiątych kult zarówno Stalina jak i samego Bieruta był w Polsce bardzo pieczołowicie budowany poprzez wszelkie przejawy „sztuki” – wiersze, piosenki, „powieści” i „wspomnienia”, plakaty i obrazy oraz Polską Kronikę Filmową, ukazującą go jako polski odpowiednik „słońca ludzkości”. Słynne stały się zdjęcia Bieruta z dziećmi (na jednym z nich trzyma na ręku córkę zasłużonych komunistów – Agnieszkę Holland), czy z sarenką noszoną na rękach przez tego miłośnika polowań. W lutym 1956 roku Bierut po raz kolejny pojechał do Moskwy, skąd rządy sprawował już Nikita Chruszczow, na zjazd Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. To właśnie wtedy Chruszczow odczytał tajny referat demaskujący zbrodnie stalinizmu „O kulcie jednostki i jego następstwach”. (Kopia tego referatu jako tajny dokument trafiła do PZPR, skąd jej kopię wyniósł i przekazał zachodnim dziennikarzom zasłużony działacz tej partii, posiadający dostęp do tajnych akt – Henryk Holland – ojciec Agnieszki Holland. Oczywiście ogrom zbrodni w niej opisanych, o których wiedział zanim odczyt Chruszczowa powstał, nie skłonił ojca reżyserki do wystąpienia z partii). Odczyt Chruszczowa miał tak wstrząsnąć i tak już schorowanym Bierutem, że 12 marca 1956 roku zmarł. I tu właśnie pojawiają się kolejne wątpliwości.
Matrioszka?
Po pierwsze – zgon nastąpił dwa tygodnie po odczycie, trudno więc zakładać, że przyczyną śmierci był „wstrząs” spowodowany jego treścią. Po drugie – od początku podawano sprzeczne informacje dotyczące medycznych przyczyn śmierci Bieruta. Pierwszy komunikat mówił o zatorze tętnicy płucnej, będącej następstwem „czegoś na pograniczu grypy i zapalenia płuc” (a obie te choroby nie są zazwyczaj spowodowane „wstrząsem”), drugi, wydany dzień później – o „zawale serca”. Polska „ulica” natychmiast stwierdziła, że Bierut został otruty albo zamordowany w bardziej „bezpośredni” sposób, i dorzuciła wbrew zalewającym się łzami oficjalnym komunikatom własne komentarze – w stylu „pojechał w salonce, wrócił w „jesionce” albo „pojechał w futerku a wrócił w kuferku”. Okoliczności śmierci stalinowca pozostają do dziś niejasne a podsyca je teoria o Bierucie – matrioszce. Według części historyków, w tym zmarłego w 2009 roku profesora Pawła Wieczorkiewicza, w 1943 roku do kraju przerzucono sowieckiego agenta – sobowtóra Bieruta a on sam powrócił znacznie później i na „krótko”. Profesor Wieczorkiewicz powoływał się przy tym na relację oficera ochrony Bieruta opisującego zdarzenie, które miało miejsce w Krakowie w Hotelu Francuskim w 1947 roku, kiedy to do „Bieruta” strzelił pułkownik NKWD. Ochrona prezydenta zastrzeliła enkawudzistę
ale on sam zdążył zabić Bieruta.
Po stwierdzeniu zgonu prezydenta, przerażeni ochroniarze nie bardzo wiedzieli, co robić. Powstałe zamieszanie uspokoił sam… Bierut, który pojawił się pół godziny później i stwierdził, że nic się nie stało. (Oficjalne źródła mówią o trzech „nieudanych” zamachach na życie prezydenta.) Do tego doszły późniejsze relacje dotychczasowego otoczenia „Bieruta”, podnoszącego, że nastąpiła w nim jakaś „zmiana”, że zaczął unikać i nie poznawać ludzi. Za tym, że „Bierut”, to nie Bierut, tylko podstawiony sowiecki agent miało też przemawiać upodobanie prezydenta do polowań – ulubionej rozrywki sowieckich dygnitarzy i agentów. Również ochrona prezydenta składała się prawie wyłącznie z Rosjan, którym ufał najwyraźniej bardziej niż Polakom. W dodatku wszystkie zachowane „wspomnienia” mówią, że Bolesław Bierut był bardzo nieśmiały i małomówny. Mogły to być próby ukrywania się przed zdemaskowaniem a nie cechy charakteru. Czy Bieruta – agenta sowieckiego mogła rozpoznać rodzina? Nie za bardzo. Bierut był związany uczuciowo z wieloma kobietami ale z żadną w jakiś szczególnie silny sposób. Jego pierwsza żona – komunistka Małgorzata Fornalska została rozstrzelana przez Niemców w 1944 roku, z drugą – Janiną Górzyńską nie utrzymywał kontaktów (poza luźnymi „przyjacielskimi” relacjami) a w okresie prezydentury był już związany ze swoją sekretarką – Wandą Górską. Oficjalnie mieszkający w Belwederze Bierut częściej zaszywał się w którymś z licznych rządowych ośrodków. W Belwederze odbywał w zasadzie tylko oficjalne spotkania i jak byśmy to dziś określili – sesje zdjęciowe na potrzeby komunistycznej propagandy. Oczywiście Bierut miał dzieci – córkę z pierwszego małżeństwa Aleksandrę Jasińską – Kania (ur. w 1932 roku) oraz potomków z Janiny Górzyńskiej – syna Jana Chylińskiego – urodzonego w 1925 roku późniejszego ambasadora Polski w Bonn oraz córkę Krystynę Bierut-Maminajszwili (1923 – 2003). Czy mogły one rozpoznać i zdemaskować agenta podstawionego zamiast ich ojca? Teoretycznie tak, ale pamiętać trzeba, że ich dzieciństwo przypadło na lata przedwojenne i wojenne, kiedy tatuś odbywał szkolenia w ośrodkach NKWD albo zajmował się działalnością agenturalną na rzecz swoich szefów, więc siłą rzeczy te kontakty były ograniczone. Również po wojnie Bierut nie utrzymywał zbyt ścisłych kontaktów z rodziną. Jeśli rzeczywiście „prawdziwy Bierut” został zastąpiony agentem sowieckim w 1947 roku, to dzieci, które nie miały z ojcem ścisłych kontaktów, mogły go nie rozpoznać, co więcej – mogły być przekonane, że człowiek, do którego mówią „tato”, rzeczywiście jest ich ojcem. Łatwiej mogła go zdemaskować żona ale po wojnie nie utrzymywał już z nią ścisłych (zwłaszcza małżeńskich) relacji, a podczas krótkich spotkań czy rozmów telefonicznych mogła się nie zorientować, że to nie jej (były) mąż (w końcu – ludzie się zmieniają). W dodatku wśród lubelskich „towarzyszy” miały krążyć plotki, że „prawdziwy Bierut” był homoseksualistą i karierę komunistyczną rozpoczął przez łóżko jednego z lubelskich spółdzielców. Informacje o tym, że Bierut to matrioszka zastąpiona w odpowiednim momencie sowieckim agentem miał posiadać wspomniany generał Świerczewski oraz Piotr Jaroszewicz. (Na marginesie – „matrioszek” miało być w Polsce więcej – jedna z nich żyje i „działa” do dziś). Wszystkie powyższe informacje brzmią bardzo nieprawdopodobnie, ale biorąc pod uwagę praktyki stosowane w ZSRR, wcale nie są wykluczone. Stalin miał na przykład czternastu sobowtórów, którzy z powodu obsesyjnego lęku generalissmusa przed zamachem, jeździli na wizytacje w fabrykach oraz przyjmowali zagraniczne delegacje. Jaroszewicz, który sam był sowieckim agentem z pewnością wiedział, co mówi. Taka zamiana tłumaczyłaby bardzo wiele zachowań Bieruta, przede wszystkim jego nieprawdopodobny wprost serwilizm wobec Stalina, trudny do zniesienia nawet dla polskich komunistów oraz reprezentowanie przede wszystkim interesów Kremla a nie Polski. W dodatku sowiecki agent występujący jako Bierut oddając faktyczną władzę w ręce Bermana i Minca mógł spokojnie obserwować „rozwój wypadków” i jeździć do Moskwy składać raporty i odbierać wytyczne. Jest też zupełnie oczywiste, że w momencie nawet częściowego zdemaskowania stalinowskich zbrodni, agent, który Bieruta zastępował, przestał już być potrzebny a wręcz przeciwnie – stał się bardzo niewygodny, co spowodowało jego zlikwidowanie. Czy to prawda? Jeśli rzeczywiście prawdziwy Bolesław Bierut był matrioszką zastąpioną sowieckim agentem, to informacje na ten temat mogą znajdować się tylko na Kremlu razem z informacjami o innych matrioszkach jako jedna z najpilniej strzeżonych tajemnic kolejnych jego władców. Pomocne mogłyby okazać się badania DNA, ale po pierwsze do ich przeprowadzenia konieczna byłaby ekshumacja szczątków Bieruta (o ile nie uległy jeszcze rozkładowi), po drugie stuprocentowo pewny materiał porównawczy w postaci DNA jego dzieci. Wątpliwe jest zatem, by ktokolwiek na takie badania się zdecydował i zdementował lub potwierdził teorię o matrioszkach. Najprawdopodobniej więc teoria ta pozostanie jedynie wyśmiewaną przez Salon teorią a Polacy nadal będą wiedzieli o Bierucie „wszystko”, czyli nic.
Aldona Zaorska
1) P. Lipiński „Bolesław Niejasny”, „Magazyn Gazety Wyborczej” z 25 maja 2000 r.
Źródła;:
„Wieczorkiewicz: Mimo wszystko Stalin nas szanował” – 5.11.2007, www.wiadomosci.dziennik.pl
P. Lipiński „Bolesław Niejasny”, „Magazyn Gazety Wyborczej” z 25 maja 2000 r.