W sprawie Lecha „Bolka“ Wałęsy mam już niewiele do dodania. Ale jedna sprawa wydaje mi się szczególnie ważna. Zwłaszcza, że wszyscy komentatorzy głoszą tę teorię wszem i wobec i wygląda na to, że stała się już dogmatem. Otóż wszystkie „gadające medialne głowy“ od lat utrzymują, że gdyby Lech Wałęsa na początku lat 90. XX w. (albo kiedykolwiek) stanął przed Narodem i oświadczył, że był tajnym współpracownikiem bezpieki w latach 70., to wtedy Naród, w łaskawości swojej, wybaczyłby synowi marnotrawnemu i już nigdy, i nikt, nie poważyłby się zerwać aureoli znad głowy skruszonego agenta i kapusia. Bo ten okazałby bezwzględną wielkość i udowodnił, że można powstać jak feniks z popiołów, że zwykłą ludzką małość i słabość można przekuć w wiekopomną siłę, dzięki której człowiek oddany złu, potrafi to zło odrzucić i stanąć w obliczu Prawdy. A jak wiadomo, to właśnie Prawda nas wyzwala! Za Naród nie mam zamiaru się wypowiadać i nie wiem może tak, a może nie. Niezbadane są reakcje, czytaj wyroki tłumów.
Ta teoria ma jednak jedna podstawową wadę. Otóż zakłada ona a priori, że Lech Wałęsa po 1976 roku starał się urwać z esbeckiej smyczy i swoją agenturalną przeszłość postanowił odkreślić tzw. – nomen omen – grubą kreską. Tylko, spoglądając na życiorys Lecha Wałęsy po 1976 roku, nie widać niestety tej grubej kreski. Otoczony cały czas przez agentów i donosicieli, których najczęściej sam sobie dobierał, a to oznacza, że uzgadniał to z resortowymi wspólnie i w porozumieniu, vide księża Jankowski i Cebula, Mieczysław Wachowski (kto nie z Mieciem, tego zmieciem) czy Zbigniew Grzegorowski opisany ostatnio przez Sławomira Cenckiewicza funkcjonariusz gdańskiej SB, który od II połowy lat 80. XX w. nie odstępował naszego noblisty a on jego. Niestety, z perspektywy czasu widać, że Bolek nigdy nie urwał sie Kiszczakowi ze smyczy i ręka w rękę, od chwili skoku (z motorówki) przez najsłynniejszy płot świata w gdańskiej stoczni, kroczyli do okrągłego stołu i dalej w dżunglę III RP. I co miał niby Bolek powiedzieć Narodowi? Narodzie, donosiłem na kumpli w latach 70.! Narodzie, wybacz! Taka deklaracja musiałaby spowodować przejście Bolka do, niewielkiego wówczas, obozu kontestatorów porozumień okrągłego stołu i być może upadek kiszczakowo-jaruzelskiej koncepcji III RP. A przecież nie jest wykluczone, że tylko ta myślozbrodnia, że można przyznać się do kolaboracji i współpracy sprowadziłaby na Polanki seryjnego samobójcę. Gra toczyła się o zbyt wysoka stawkę i Lech Wałęsa, nawet jeśli przestał w 1976 roku kwitować od SB „wygrane w totolotka“ , to cyrograf, który podpisał wiele lat wcześniej, nie przestał obowiązywać a i profity materialne zaczynały być nieporównywalnie większe niż ubecki żołd z lat siedemdziesiątych. Nikt chyba dzisiaj nie ma wątpliwości, że motywacje „niepodległościowe“ i „opozycyjne“ Lecha miały wyłącznie charakter finansowy. To była kariera znaczona judaszowymi srebrnikami. Pamiętacie rozmowę z bratem w Arłamowie, tej bieszczadzkiej świątyni dumania, w której to podobno Bolek nie dał się złamać ubecji, pijąc gorzałę na umór z kiszczakowymi siepaczami. Kariera w Solidarności znaczona była poważnymi dochodami, legalnymi i ukrytymi. Nagroda Nobla? Też wpadło parę groszy a i działka dla resortowych na pewno się znalazła. Okrągły stół ustawiał Bolka oraz jego dzieci i wnuki na lata. I udało się. Dzisiaj „pan prezydent“ może sobie jechać do Chicago razem z firma Cinkciarz.pl i popijać, pewnie już tylko sok pomarańczowy z Mieciem Wachowskim. Nie te lata, trzeba było już wódeczkę odstawić. Ale w sprawie wódeczki oczywiście mogę się mylić.
Jeśli zatem ktoś uważa, że gdyby Wałęsa przyznał się do „błędów młodości“, to odkupiłby winy, opowiada jakieś niebywałe androny. W tej partii w ogóle nie było miejsca na takie idealizmy. Tylko zimna kalkulacja, wielkie gratyfikacje materialne i gwarancja dożycia późnej starości dla beneficjentów tego rozdania. I właściwie się udało. Wałęsa dożywa w luksusie swoich dni, Kiszczak z Jaruzelskim w zasadzie nie niepokojeni, z uśmiechem na licach, konsumowali owoce okrągłego stołu a Donald Tusk w Brukseli liczy dudki na koncie. Tłum kombinatorów i oportunistów także pozamiatał trochę okruchów, które spadły z „pańskiego, okrągłego stołu“ III RP. O wyrzutach sumienia nie ma mowy!
I Bolek miał to niby przekreślić w imię ekspiacji.
Wolne żarty!
Dziennikarz i wydawca. Twórca portali "Bobowa Od-Nowa" i "Gorlice i Okolice" w powiecie gorlickim (www.gorliceiokolice.eu). Zastępca redaktora naczelnego portalu "3obieg". Redaktor naczelny portalu "Zdrowie za Zdrowie". W latach 2004-2013 wydawca i redaktor naczelny czasopism "Kalendarz Pszczelarza" i "Przegląd Pszczelarski". Autor książek "Ule i pasieki w Polsce" i "Krynica Zdrój - miasto, ludzie, okolice". Właściciel Wydawnictwa WILCZYSKA (www.wilczyska.eu). Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Pingback: Magdalena Fitas-Dukaczewska, długie ramię WSI, u boku „Bolka“ w Caracas | W y s z p e r a n e