Nie wiem, czym naraził się europoseł Migalski TAM U GÓRY. Ale jego sobotni wpis na onetowym blogu świadczy niechybnie o karze bożej, jaka nań spadła.
1.
Pisze otóż nasz eurobloger:
Najpoważniejszym i najbardziej zasadnym powodem, dla którego jestem zwolennikiem przywrócenia w Polsce kary śmierci, jest to, iż w najlepszy w możliwych sposób, odstrasza ona potencjalnych morderców, a tym samym – ratuje ileś istnień ludzkich. Czy tak jest naprawdę? Zapraszam do poniższych rozważań.
2.
Wedle pana na eM za wprowadzeniem ks w Polsce poza tym przemawia:
Na początku odrzućmy najgłupszą z tez, że nie wysokość kary, ale jej nieuchronność, prowadzi do zmniejszenia przestępczości. Jeśli tak było, to czy naprawdę uważacie Państwo, że gdyby za morderstwo groził jednodniowy areszt („nie wysokość kary”), ale mielibyśmy 100-procentową pewność („ale jej nieuchronność”), że każdy morderca będzie złapany, to naprawdę liczba zabójstw by spadła? Oczywiście, że nie. Tak samo zresztą, jak w przypadku odwrotnym – gdyby za kradzież cukierka w supermarkecie groziła śmierci, ale mielibyśmy wykrywalność na poziomie 0%, to także nie zanotowano by spadku przestępczości. Jaki z tego wiosek? Że o spadku przestępczości decyduje zarówno wysokość kary, jak i jej nieuchronność.
Brawo.
Pan politolog zapewne nie wie, że o powyższym studenci prawa dowiadują się gdzieś tak w połowie drugiego semestru.
A pan dr odkrywczo dochodzi do wniosku znanego już od czasów Beccarii.
B R A W O !
3.
Czy zgodzimy się z tezą, że kara większa odstrasza bardziej, niż kara mniejsza? Wydaje się to wniosek banalny, stosowany przez wszystkie ustawodawstwa świata. Za przekroczenie dozwolonej szybkości o 20 km karą są 2 punkty, o 40 km – 4 punkty, a za przejechanie na czerwonym świetle – 10 pkt. Dlatego częściej jedziemy z szybkością o 20 km/h przekraczającą dozwoloną, niż przejeżdżamy na czerwonym świetle. A więc poprawny będzie także wniosek że kara najwyższa odstrasza najbardziej? Oczywiście, że tak. Zatem nie ma możliwości, żeby kara 21 lat więzienia odstraszała bardziej, niż kara śmierci, prawda?
Panie Migalski, ma pan prawo jazdy?
No to jak pan je ma, to czemu pan tak ściemnia?
Jeśli przekraczam prędkość na pustej drodze i nie tracę panowania nad pojazdem nic się nie dzieje (odpukać – od prawie 900.000 km) to faktycznie ryzykuję jedynie mandat.
Natomiast wjazd na skrzyżowanie na czerwonym może oznaczać kolizję.
A więc z jednej strony możliwy uszczerbek w portfelu – z drugiej zaś strony rozbicie pojazdu i utrata zdrowia lub nawet życia.
4.
A może, zakrzykną zwolennicy kary dożywotniego więzienia, najwyższą karą nie jest KS, ale właśnie dożywocie?! Na to, że nie jest to poprawne rozumowanie, wskazują zachowania samych przestępców. Gdyby naprawdę dożywocie było gorsze, niż śmierć, to skazani na tę karę masowo popełnialiby samobójstwa. Tak jednak nie jest. Co więcej, gdyby każdego oczekującego na egzekucję zapytać, czy wolałby jednak karę dożywocia, zdecydowana większość z nich wybrałaby właśnie dożywocie. Jeśli więc KS jest najwyższą karą, to znaczy, że musi także odstraszać najbardziej.
Pamiętać należy, że europoseł Migalski jest z wykształcenia politologiem.
A więc jakieś tam pojęcie o badaniach socjologicznych ma.
Powinien mieć.
Tymczasem dr Migalski z góry zna odpowiedź na niezadane nigdy pytanie.
5.
Najważniejsze na koniec.
Migalski pisze:
Pozostaje jeszcze problem pomyłek sądowych. Problem istnieje i zwolennicy kary śmierci muszą to przyznać. Ale jej przeciwnicy muszą z kolei przyznać, że ich prawdopodobieństwo, wraz z rozwojem techniki, zmniejsza się. Poza tym, gdyby iść tym tokiem rozumowania , to należałoby zakazać jazdy samochodami, bowiem w wyniku błędów kierowców, ginie co roku na polskich drogach około 5 tysięcy osób, czyli pięć razy więcej, niż w wyniku zabójstw i, prawdopodobnie, jakieś 5 tysięcy razy więcej, niż ginęłoby w wyniku pomyłek sądowych (przy założeniu, że zdarzałaby się jedna rocznie).
Migalski dokładnie wie 0 (zero) n/t polskich sądów.
Przyznam, że czytam NE w miarę dokładnie od jakiegoś roku i nie przypominam sobie wpisu akceptującego jakiś wyrok sądowy.
Przeciwnie.
Wiemy, że polski wymiar sprawiedliwości wymaga natychmiastowej naprawy.
http://maciejka.nowyekran.pl/post/72031,miesiac-protestu-przed-krakowskimi-sadami-polskie-bezprawie
Eurobloger najwyraźniej jednak jest innego zdania.
6.
Przeraża mnie jego wyraźne stwierdzenie:
(…) jakieś 5 tysięcy razy więcej, niż ginęłoby w wyniku pomyłek sądowych (przy założeniu, że zdarzałaby się jedna rocznie).
Skąd pan bierze swoje założenia, panie euroblogerze?
W Brukseli macie magiel?
Z badań amerykańskich wynika, że od 3 do 5 proc. wyroków skazujących zapada w wyniku pomyłek sądowych.
A najgłośniejsze pomyłki u nas? Osiem lat po morderstwie, które w 2001 r. wstrząsnęło Polską, sąd uniewinnił Barbarę S., matkę czteroletniego Michałka, od zarzutu, że poleciła syna utopić w Wiśle. Wcześniej kobietę skazano na 25 lat, a politycy na tle jej sprawy domagali się przywrócenia w Polsce kary śmierci. Skazujący wyrok skasował (nakazał jeszcze raz rozpatrzyć) Sąd Najwyższy. W powtarzanych dwa razy procesach kobietę dwa razy uniewinniano.
Finał sprawy? W grudniu 2011 r. państwo zapłaciło jej 110 tys. zł odszkodowania za miesiące, które spędziła za kratkami.
Trzy lata w więzieniu przesiedział niepełnosprawny intelektualnie Tomek K. skazany na 15 lat za zabójstwo dziecka w rodzinnym Lisewie Malborskim. Nie był w stanie zrelacjonować zbrodni, ale przyznał się do winy, bo policja obiecała mu wojskowe moro, a potem leczenie. W więzieniu jako zabójca dziecka był dręczony. W 2006 r. zatrzymano zabójcę innego dziecka, który przyznał się też do zbrodni w Lisewie. Sąd Najwyższy na wniosek prokuratury wznowił sprawę Tomka i nakazał zwolnić go z więzienia.
http://wyborcza.pl/1,75478,12093442,Pomylki_sadowe__nie_policja__nie_prokuratura__ale.html
Wedle pana doktora natomiast oboje powinni być powieszeni. Bo to wszak tylko jedna osoba rocznie by była…
7.
Ile jest pomyłek sądowych w Polsce?
Niestety, niespodzianka – Ministerstwo Sprawiedliwości nie ma takiej statystyki. Odnotowuje tylko tych, którzy z powodu niesłusznego skazania dostali od państwa odszkodowanie albo zadośćuczynienie. To od kilkunastu do czterdziestu paru osób rocznie. Precyzyjnie liczona jest za to zapłacona przez podatników kwota. W 2011 r. pomyłki sądowe kosztowały nas blisko milion złotych, rok wcześniej – 1,8 mln zł.
Ale – zauważają autorzy raportu – nie każdy występuje o odszkodowanie (przedawnienie to rok od prawomocnego uniewinnienia). Nie wobec każdego również wykonano karę. I dlatego Chojniak oraz Wiśniewski nie badali akt odszkodowawczych, ale powtarzane procesy – po decyzji Sądu Najwyższego – których są setki.
Raport odnosi się do spraw z lat 2007-09 w apelacji poznańskiej (w Polsce mamy 11 apelacji). Teraz przeglądają sprawy z apelacji łódzkiej i warszawskiej. Ocenili, że ze zbadanych 119 spraw w 68 doszło do pomyłki sądowej i zapadały niesłuszne wyroki.
(op. cit.)
Panie Migalski, jest pan doktorem nauk humanistycznych, ale na maturze zdawał pan matematykę, prawda?
Jaki procent liczby 119 stanowi liczba 68?
Hę?
Głośniej poproszę!
57,14 %.
Panie Migalski, a więc więcej, niż połowa!
Pan chce kary przywrócenia kary śmierci w kraju, gdzie „trafienie” sprawiedliwego wyroku pomału zaczyna być równe prawdopodobieństwu trafienia „szóstki” w lotto?
7.
Stare polskie przysłowie mówi:
jak Bóg chce kogoś ukarać, to mu rozum odbiera.
Czym Panu B. tak podpadł Migalski?
26.08 2012