Święta Bożego narodzenia to temat tak często poruszany. Czy można wydobyć jeszcze coś nowego, nie odkrytą treść?
Można. Mamy przecież do czynienia z Bogiem. Bogiem nieogarnionym i wszechpotężnym, chociaż małe ciało złożono w niewielkim żłóbku. Bogiem pełnym majestatu i chwały, a złożonym wśród zwierząt.
Bóg jest… z pewnością niełatwy do zrozumienia. Ludzkim rozumem nie da się Go ogarnąć, ująć w słowa. Ująć – to zamknąć. Nieskończonej Miłości, Boga nie można zamknąć – jest nieogarniony. Ktoś może zapytać, dlaczego takie małe niemowlę jest Bogiem? Mały Jezus jest wcieleniem Boga. Bóg – to Duch. Nowonarodzony to Duch i ciało. Duch wcielony.
Najwyższa chwała zostaje, po ludzku rzecz biorąc, przeciwstawiona nędzy, stajni i zwierzętom. Według Ewangelii Bóg wcale nie protestuje. Można zapytać, dlaczego z jednej strony wszechmocny i miłujący Ojciec pozwala na taką biedę i poniżające otoczenie swojego jedynego, ukochanego syna. Widać jednak, że Bóg, który jest Miłością samą, nie protestuje- chociaż może. Bóg w tym wszystkim po prostu jest. Jest obecny. Dzięki niemu to wszystko wydaje się jakby piękniejsze. Lepsze. Jaśniejsze. Można się w tym odnaleźć.
Przy nowonarodzonym gromadzili się różni ludzie. Bogaci mędrcy słuchani przez wielu i ubodzy pasterze, z którymi nie liczył się prawie nikt. Był święty Józef, stojący przez cały czas na uboczu, była Maryja stojąca bardziej w centrum. W samym środku – Jezus, czuwający z łagodnym uśmiechem.
Myśląc o tym święcie, nie sposób nie dostrzec kontrastów przenikniętych Bogiem. Jest ich dość dużo. Bóg i ludzie. Biedni i bogaci. Głośni i cisi. Mądrzy – i ci nieco mniej mądrzy. Bóg ich wszystkich łączy. Tylko w Nimi z Nim przeciwieństwa mogą się pojednać, skłóceni pogodzić.
Czy można napisać coś jeszcze? Nie wiem. Dalsze przemyślenia pozostawiam czytelnikowi.