Nękanie bliskich ofiar. Kłamstwa premiera, prokuratury, urzędników … Po co im to … pytanie pani Bożeny Mikke zawisło w próżni.
Bożena Mikke, wdowa po Stanisławie Mikke, wiceprzewodniczącym Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, opowiedziała Monice Olejnik o swoich przeżyciach w Moskwie i później po powrocie do domu.
Mimo że wiedziała na podstawie znanych informacji z poprzednich katastrof lotniczych, co mogło się stać z ciałami ofiar i co ją tam czeka, to zdecydowała się pojechać do Moskwy zidentyfikować ciało swego męża.
Tam w gmachu Instytutu Medycyny okazywano różne ciała do identyfikacji. Leżały one na kamiennych stołach, nieumyte i wszystkie miały zapach nafty. Wizyty na salach prosekcyjnych poprzedzane były dwu-, trzygodzinnymi przesłuchaniami – jak tłumaczono – w celu sporządzenia protokołu potrzebnego do identyfikacji.
Na szczęście miała do pomocy siostrę męża oraz Nikitę Szangina, Rosjanina, przyjaciela męża. Jak wspomina, jakoś dawała sobie tam radę sama ze sobą, ale było wielu innych, którzy potrzebowali pomocy i takiej udzielali obecni tam lekarze, psycholodzy, księża …
Co do samej identyfikacji, to zaprzeczyła pogłoskom, że rozpoznała ciało męża tylko po bucie, gdyż rozpoznała także spodnie i inne części ubrania i wtedy dała wiarę zapewnieniom, że szczątki, z których pochodzą, też tam się znajdują – więc zaufała Rosjanom i zrezygnowała z bezpośrednich oględzin ciała. Miała przy tym świadomość co do wagi tej identyfikacji, gdyż na jedynym spotkaniu informacyjnym w jakim uczestniczyła zaraz po przyjeździe do Moskwy usłyszała oficjalny komunikat ze strony jakiegoś urzędnika, by starać się mieć pewność co do identyfikowanego ciała, bo później trumny nie będą już otwierane.
Można powiedzieć, że do dziś jest pewna tej identyfikacji, choć córka ma wątpliwości. Natomiast syn jest przeciwny ekshumacji. Zgodziłaby się na ekshumację tylko w sytuacji, gdyby tego chciała prokuratura.
Odnosząc się do zarzutów prokuratury, sugerującej pomyłki rodzin przy identyfikacji ciał, opowiedziała jedną historię z pobytu w Instytucie Medycyny w Moskwie:
Byl taki jeden fakt, że jeden z członków rodziny rozpoznał swojego brata. Powiedzieli mu wtedy, że ktoś inny już rozpoznał w tej samej osobie swojego bliskiego. Zapadła chwilowa konsternacja A że miał swój telefon komórkowy, więc zadzwonił na telefon brata i o dziwo, komórka brata odezwała się w jednym z worków z rzeczami ofiar – i w taki oto sposób identyfikacja została potwierdzona.
Jeszcze dziwniejsze rzeczy zaczęły się dziać po powrocie z Moskwy. Jako że na wyjazd nie wzięła nawet urlopu, to pilnie wróciła do pracy, przekonana, że pozostałe formalności i inne czynności po identyfikacjach jeszcze potrwają sporo dni. A tu nagle następnego dnia dostaje informację, że musi szybko się zgłosić, bo ciało jej męża wraca do kraju … Przyznała, że była ogromnie tym zaskoczona i wręcz deprymował ją ten pośpiech. Miała wątpliwości, czy jest zasadny.
Później prokuratura jakby zapomniała o nich, prawie wcale ich nie informując co się dzieje. Dopiero po roku, po szumnych zapowiedziach sukcesów w śledztwie, nagle wszystkich, z rodzin ofiar, zaczęto wzywać na przesłuchania do prokuratury. To chwilowe "przyspieszenie" niczego istotnego nie wniosło. A ona ciągle nie miała choćby aparatu fotograficznego, na którym były setki zdjęć i to tych ostatnich – jak z wielkim żalem mówiła – oraz komórki męża. Wyraziła jedynie nadzieję, że może ktoś kiedyś to odda …
Bo i po co to im …
Można postawić także inne pytania, na które odpowiedzi być może rozwiałyby choć część wątpliwości:
– Dlaczego Prokurator Generalny, Andrzej Seremet, przedstawił nieprawdziwy, niepełny przebieg procesu identyfikacji ciał i wmawiał, że to rodziny ofiar naciskały na szybkie przeprowadzenie tych czynności?
– Dlaczego Prokurator Generalny Andrzej Seremet nie wytłumaczył się z faktów nękania rodzin ofiar przez prokuratorów i urzędników, zarówno w Moskwie, jak i później w Polsce?
– Skoro Ewa Kopacz twierdzi, że zgłosiła się na ochotnika na wyjazd do Moskwy, to kogo premier wysłał razem z nią jako oficjalnych przedstawicieli państwa polskiego, równorzędnych partnerów strony rosyjskiej?
– Dlaczego była minister Ewa Kopacz kłamała i kogo chciała kryć, twierdząc, że przy sekcjach byli polscy urzędnicy i fachowcy a identyfikacje zostały w stu procentach zweryfikowane i nie stwierdzono żadnych pomyłek?
– Dlaczego była minister Ewa Kopacz skłamała twierdząc, że nie informowano rodzin o zakazie otwierania trumien po przywiezieniu ich do kraju?
No i pozostaje jeszcze pytanie dotyczące "dziwnego" zachowania Redakcji Gazety Wyborczej, która świadomie lub nieświadomie, tak jak starała się w miarę wiernie przytoczyć większość słów pani Bożeny Mikke, które padły w rozmowie z Moniką Olejnik, tak we fragmencie dotyczącym zapachu ciał pozwoliła sobie na "artystyczną" dowolność???
Oto odnośny fragment w wersji Gazety Wyborczej:
"W czasie identyfikacji okazywano mi ciała, które leżały w salach prosekcyjnych na kamiennych stołach. Były nieumyte i miały ostry zapach paliwa"
mimo że pani Bożena Merta powiedziała jednoznacznie:
"… Ciała miały zapach nafty ..."
Może i nie zwróciłbym na taki "drobiazg" uwagi, że panu Michnikowi i jego ekipie wydaje się, że nie ma znaczenia czy się mówi, że silniki samolotowe zużywają jakieś specjalne paliwo lotnicze czy też samoloty latają "na naftę", gdyby nie fakt, że przypomniała mi się wypowiedź rosyjskiego eksperta i rosyjskich funkcjonariuszy:
"Rosyjski ekspert opisuje w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" możliwość zaatakowania samolotu bronią termobaryczną. Po zaatakowaniu samolotu bronią termobaryczną szczątków byłoby wiele, czuć by było zapach nafty …"
"Silniki tupolewa usłyszeli ok. godziny 10.30.
Funkcjonariusze udali się na miejsce katastrofy natychmiast po tym, jak usłyszeli wybuch. Za nimi jechały samochody polskiej delegacji, biegli funkcjonariusze wszystkich siłowych pododdziałów. Według relacji rosyjskich funkcjonariuszy, byli w odległości 250 metrów od miejsca upadku polskiej maszyny. Słychać było wyraźnie echo głośnych wybuchów podobnych do odgłosów wystrzałów z broni palnej. Po tym jak rosyjscy funkcjonariusze przybiegli na miejsce wybuchu, zobaczyli porozrzucane poza obrębem ogrodzenia lotniska części samolotu, fragmenty ciał ludzkich, poczuli ostry zapach nafty."
cudwcielonegoducha.nowyekran.pl/post/74590,fym-o-raporcie-k-p#comment_615412
Czy teraz – skoro pani Ewa Kopacz potrafiła tłumaczyć się, że chociaż mówiła o sekcjach, to jednak o sekcjach nie mówiła a o identyfikacjach – to wyjdzie ktoś z GW i powie, że choć napisali o paliwie, to nie napisali o paliwie bo chodziło im o naftę?
A może Redakcja Gazety Wyborczej ma swojego eksperta od broni termobarycznej i zapachów … i stąd ta "pomyłka"? 🙂
Bo i po co im ta "pomyłka", potrzebna do czegoś?
Link do zdjęcia wprowadzającego:
Nie musisz komentować. Wystarczy, że przeczytasz ... i za to Ci również dziękuję.