Błędne koło historii? Cz. 2
10/12/2012
599 Wyświetlenia
0 Komentarze
14 minut czytania
„Historia nie uczy nas właściwie niczego innego poza tym, na czym polega złe rządzenie.” -Thomas Jefferson
Socjologia, postęp i demokracja w książce "Naród, jednostka, klasa’" Romana Rybarskiego z 1926 roku.
"Socjologja w drugiej połowie XIX w. stała się
ogromnie popularną. Nie można wyjaśnić tej popularności wyłącznie
tylko urokiem, jaki towarzyszy nowościom. Socjologja pociągnęła
umysły także i tem, że obiecywała przewidywać przyszłość.
Wielkiemi uogólnieniami chciała objąć czasem całą przeszłość,
sprowadzić ogromną masę zjawisk społecznych do paru
elementarnych czynników, a przedewszystkiem wielu przedstawicieli
tej umiejętności widziało w niej rozwiązanie zagadek
społecznych, podstawę nowej moralności i polityki. Ale nie zawsze
udało się osiągnąć wyniki, któreby były na wysokim poziomie
naukowym. Gdy się np. przegląda roczniki Międzynarodowego
Instytutu Socjologji, to trudno się oprzeć dość przykremu
wrażeniu. Można tam znaleźć wiele rzeczy, ale mało
pozytywnych wyników naukowych, bardzo dużo frazesów, a czasami
nawet dużo blagi, jeżeli wolno użyć tego wyrażenia.
Według zdania wielu uczestników kongresów tego
Instytutu, zagadnienia społeczne przedstawiają się prosto, różowo
i pięknie. Zbliża się już pokój powszechny. Np. według
R. Garofalo:„wolno spodziewać się a zarazem być dumnym za
ludzkość z potęgi rozumu, który po tylu wiekach krwawych
walk społecznych zaczyna narzucać się ludom i każe pojmować
wojnę nietylko ze strachem, lecz nawet ze wstrętem, który
budzi zbrodnia". Tenże sam socjolog mówi w r. 1909:
„Solidarność, oto idea, która charakteryzuje i wyjaśnia tendencje
i ruchy, jakich jesteśmy świadkami; oto sztandar, pod którym
ze wszystkich stron chętnie się ludzie łączą i który prowadzi
ludzkość do ziszczenia tego, co we wszystkich czasach było
marzeniem elity myślicieli i moralistów (…)"
Przypomina się w tem miejscu następujący ustęp z
powieści K. G. Ohestertona, „Napoleon z Nottinghill": „Następnie
Tołstoj i humanitaryści głosili, że świat, idąc ku dobremu, staje
się coraz litościwszy i że nadejdzie czas, kiedy nikt nie zechce
zabijać. A mr. Mick nietylko że został wegeterjaninem, lecz po
pewnym czasie potępił i wegeterjanizm (który, jak się
subtelnie wyraził, „przelewa zieloną krew milczących istot") i
przepowiadał, „że w przyszłych, lepszych czasach ludzie będą się
żywić tylko solą. Wtedy zjawił się pamflet gdzieś z pobliża
Oregonu (gdzie już tego spróbowano) zapytujący: dlaczego sól
ma cierpieć?" "
"Kto dzisiaj naprawdę wierzy w cudowną, odradzającą moc
instytucyj demokratycznych? Już nie przypisuje się jej wielkiego
wpływu wychowawczego, a przeciwnie, wciąż się powtarza, że
najważniejszem zadaniem społecznem jest wychować ludzi do
demokracji. Jej obrońcy nie wykazują, że ustrój demokratyczny
jest możliwie najlepszy; starają się tylko wykazać, że to jest
ustrój w dzisiejszych warunkach nieunikniony, że próby
zrywania z nim przyniosą jeszcze gorsze skutki.Tak np. pisze
Edward Benesz: „W demokracji, nieznającej hamulców, która
nie zna zmysłu dyscypliny, w której się nie widzi, że jeżeli
demokracja daje obywatelom ważne prawa, to nakłada na nich
jeszcze większe obowiązki, jest rzeczą łatwą nadużyć zasad
demokratycznych i wepchnąć państwo w anarchję. Potrzeba
pogłębić problemat demokracji, dobrze rozmyślać nietylko nad
prawami obywatela, lecz także nad jego obowiązkami i nie
zapominać nigdy, że jest specjalnie tntdniej zorganizować, i
prowadzić państwo demoJcratyezne, -niż państwo absolutne" *). A gdy
przeczytamy wielkie dzieło angielskiego męża stanu, Jamesa
Bryce’a, starego liberała, poświęcone współczesnym
demokracjom, to zauważymy, że z jego kart bije melancholja,
sceptycyzm, troska o przyszłość demokracji. Przedewszystkiem
stwierdza ono zupełnie objektywnie:„Demokracja w postaci, którą
przybrała prawie wszędzie, to znaczy rządu przez zgromadzenie
reprezentantów, objawia oznaki upadku: bo opinja i powaga
moralna wybranych ciał podupadła prawie w każdym kraju,
jakkolwiek te ciała muszą pozostać, jako niezbędne")."
"Podobnie, jak upowszechniają się po świecie stroje jednego
kraju, telefony, automobile, podobnie upowszechniają się i
instytucje demokratyczne. Gdy murzyn afrykański nosi kołnierzyk
trochę niżej, niż to jest zwyczajem w Europie, albo gdy Arab
w Północnej Afryce bawi się tem, że telefon dzwoni, to jest
to tylko zabawne. Ale gdy półdziki lud, lub jakaś stara
azjatycka cywilizacja, wyrosła zdaleka od wpływów zachodnich
i skrystalizowana na innym zupełnie gruncie, otrzyma ustrój
europejski—jest to czasami i tragiczne dla ludu, na którym się
robi te eksperymenty.Nie brak i w tej dziedzinie zabawnych
pierwiastków. Jak opowiada historyk Meksyku, E. Rabasa,
Meksyk w przeciągu lat od 1824 do 1857 miał więcej, niż 25
prezydentów. „Gdy wybory powołały jakiegoś obywatela na
prezydenta, żołnierze z tej lub innej kasami buntowali się
i zrzucali go; gdy zwycięski generał obejmował prezydenturę,
był zrzucany przez żołnierzy z innej kasarni, zanim nawet kraj
mógł się za nim opowiedzieć". Po tych doświadczeniach
reformatorzy meksykańscy poszli nawet dalej w duchu
demokratycznym: udzielili prawa głosowania ludności indyjskiej.
Ale wtedy brakowało dostatecznej ilości wyborców, by
utworzyć kolegja wyborcze, bo ci dzicy analfabeci nie zajmowali
się wyborami. Trzeba było zrobić wybory przez żołnierzy
i, jak pisze wspomniany autor, „by przeprowadzić wybory,
było koniecznością uciekać się do oszustwa wyborczego; by
spełnić funkcję, przepisaną przez konstytucję, konieczne było
łamać konstytucję")
Rzeczy te nie należą już tylko do przeszłości, zarówno
w Meksyku, jak i w innych krajach. Rozciąganie praw na ludność,
która do nich nie dorosła, wywołuje czasami ujemne skutki
nawet w dziedzinie gospodarczej. Historycy kolonij francuskich
podkreślają, że gwałtowna emancypacja murzynów,
przeprowadzona na Antylach francuskich, wywołała takie zamieszanie, że
jego rezultatem był upadek gospodarczy tych kolonij. "
"Konstytucja Trzeciej Republiki we Francji została uchwalona
przez ludzi, którzy w swojej większości byli zwolennikami
powrotu do monarehji. Z tą ukrytą myślą uchwalili konstytucję;
miała ona ułatwić ten powrót. Ale potem ta konstytucja chodzi
po świecie, jej urządzenia przeszczepia się na inne narody,
które mają zupełnie inne tendencje, i w ten sposób to, co jest
przypadkowe we francuskiej konstytucji, staje się generalnem,
uchodzi za rzecz objektywnie uzasadnioną, za wzór, który nawet
w szczegółach się naśladuje.
Prawodawcy kierują się mniej potrzebami danego
społeczeństwa, a więcej abstrakcją. Ulegają biernemu
naśladownictwu.Nie objawiają istotnej twórczości, lecz tylko stosują
mechanicznie „ostatnie wyrazy nauki", „najbardziej postępowe
urządzenia Zachodu" i t. d. By takie prawa pisać, wystarczy
umieć czytać i kombinować teksty ustawodawcze. W ten sposób
uniwersalizm zabija życie, albo je dusi w swojej klatce. Nic
dziwnego, że jest wiele ustaw martwych, że oparte na obcych
wzorach instytucje w praktyce nieraz okazują się karykaturą.
Gdy się wychodzi, świadomie czy nieświadomie, z
abstrakcyjnych praw jednostki, gdy bierne naśladownictwo ustępuje
miejsca twórczości, nie może być inaczej. Zapomina się o tem,
co napisał Napoleon (choć coprawda i on o tem w praktyce
zapominał) do przedstawicieli Szwajcarji w r. 1803: „Forma
rządu, która nie jest rezultatem długiego szeregu wydarzeń,
nieszczęść, wysiłków, przedsięwzięć narodu, nie zapuści nigdy
korzeni". "
"Istotą polityki, także i demokratycznej, jest, by ci, którzy
rządzą, mieli wspólność programu, by korzystali ze swoich praw
w jednym kierunku, by poczuwali się do odpowiedzialności za
całość narodu.Na papierze stronnictwa mają programy
bardzo piękne, nieraz daleko sięgające. Wysuwają idealne hasła.
Mówi się wiele, tak jak. dawniej, o wolności, o równości,
obiecuje Się urzeczywistnienie Królestwa Bożego na ziemi. W
praktyce jednak te masy, które wybierają posłów, myślą o rzeczach
bardzo poziomych, przedewszystkiem o korzyściach
gospodarczych. Egzaltacja praw jednostki, uprawiana systematycznie,
doprowadza do tego, że jednostki myślą przedewszystkiem
o sobie, o swoich doraźnych korzyściach. Ostrogorski) w swo-
jem klasycznem dziele przytacza afisz przedwyborczy,
rozlepiony przed wyborami przez liberalne stronnictwo angielskie.
Udowodniano na nim, że wybór konserwatywnego kandydata
oznacza: „drogi cukier, niskie płace, mniej słoniny". Mutatis
mutandis powtarza się to i w innych krajach. Cukier, płaca,
słonina więcej ludzi pociągają, niż wolność, równość i
braterstwo. Wyborcy są przekonani, że państwo powinno im dać
dużo słoniny, i w ten sposób pojmują prawa jednostki. Nie
można nic na to powiedzieć, bo przecież jednostki są z natury
rozumne, ich wola powinna być urzeczywistniona. "
Kontynuacja w kolejnych postach.