Rzesza urzędników – grupa nie wytwarzająca dóbr materialnych w gospodarce tylko z nich korzystająca, hamulec inwencji i przedsiębiorczości innych, poborca pieniędzy podatkowych…a wraz z rodzinami armia głosujących na partie utrzymujące status quo.
„Tymczasem na całym świecie kobiety cierpią z powodu dyskryminacji, ponieważ są kobietami (…)”. Czy naprawdę do produkcji takich mądrości potrzebujemy Europarlamentu?
Dlaczego płacimy coraz wyższe podatki? Ponieważ rośnie armia urzędników zajmujących się bezproduktywną pracą i to na nasz koszt. Co łączy Donalda Tuska z Barackiem Obamą i Martinem Shultzem? Ci trzej politycy reprezentują partie władzy, produkują coraz więcej regulacji utrudniających nam życie i coraz głębiej sięgają do naszej kieszeni. Z całą premedytacją rząd za pomocą kampanii reklamowych uzasadnia konieczność coraz dłuższego płacenia składek na ZUS. Jednak zamiast zmuszać obywateli, aby pracowali do utraty zdrowia i życia, państwo mogłoby oszczędzić miliardy złotych ograniczając liczbę urzędników i redukując liczbę przepisów prawnych krępujących ręce przedsiębiorcom.
Biurokracja przecież nie dostarcza na rynek żadnego dobra. Utrudnia tylko normalne funkcjonowanie obywatelom, a na dodatek – słono kosztuje. Urzędnikami jest już ponad milion osób w naszym kraju. Od 2008 r. liczba zatrudnionych w administracji wzrosła o 150 tys. Ostatnie miesiące nowego-starego rządu nie pozostawiają złudzeń, że nasza administracja zajmuje się tylko posłusznym wdrażaniem unijnego prawa, bowiem już ok. 90 proc. prawa wdrażanego w Polsce, ma swoje źródło w Brukseli. A więc rosną podatki – akcyza na paliwa, tytoń, nowe podatki kapitałowe i obrotowe, wzrost VAT-u na niektóre produkty przemysłowe, podwyżki składek ZUS. Podatki rosną, można więc werbować nowych urzędników, którzy oddadzą swój głos w wyborach na tych, którzy ich zatrudnili, i tak w koło. Jest to jednak problem uniwersalny, związany z partyjnym sprawowaniem władzy.
Podobnie jest w Stanach Zjednoczonych, gdzie za prezydentury Baracka Obamy wzrasta liczba regulacji i kosztów związanych z ich wdrażaniem. W ciągu trzech lat jego prezydencji liczba nowych regulacji przekroczyła 100, co kosztowało podatników dodatkowe 46 mld dolarów rocznie. Analitycy Heritage Foundation oceniają liczbę wszystkich nowych przepisów na 10 215, co jest i tak jest lepszym wynikiem od administracji Bush’a, który analogicznym okresie zafundował rodakom o 459 aktów prawnych więcej. Administracja Obamy jest jednak bardziej uciążliwa dla podatnika, bo liczba zasadniczych zmian prawa za jego kadencji była ponad 4 krotnie wyższa.
Rosną też koszty w Brukseli. Pomijając już wyliczenia jak rośnie europejskie Bizancjum, lepiej przyjrzeć się, czym zajmują się europarlamentarzyści. Ich ostatnie osiągnięcie to uchwała ukazujące coraz większą dyskryminację kobiet w związku z… globalnym ociepleniem. Pod tym kuriozalnym dokumentem podpisało się szereg posłów z Platformy Obywatelskiej, w tym m.in.: Jarosław Wałęsa, Janusz Saryusz-Wolski, Lena Kolarska-Bobińska czy Jacek Protasiewicz. Ten dokument będący szczytem zideologizowanego prania mózgu, które funduje się obywatelom krajów Europy, doszczętnie kompromituje pod względem intelektualnym i moralnym cały ruch związanych z hipotezą efektu cieplarnianego tworzonego przez człowieka. Według autorów jednak zwrócenie uwagi na ten niezwykle ważny przejaw dyskryminacji ma kolosalne znaczenie dla „przetrwania ludzkości”. Ponadto „uwzględnienie aspektu płci” stanowi nie lada okazję do „sprawiedliwszej walki ze zmianą klimatu”. Poszczególne tez są wręcz genialne. „Jeżeli związek między zmianą klimatu a kobietami wydaj się mało intuicyjny, to dlatego, że kobiety nie stanowią jednolitej grupy na całej kuli ziemskiej”. Ale to jeszcze nie koniec. „Tymczasem na całym świecie kobiety cierpią z powodu dyskryminacji, ponieważ są kobietami (…)”. Czy naprawdę do produkcji takich mądrości potrzebujemy Europarlamentu? Bez tego dobrze wiemy, że kobiety nie tylko ocieplają nam klimat, ale także rozweselają nasze serca, gdy mocą równouprawnienia zaczynają sprawować władzę.
Artykuł ukazał się w NCzasie