Najpierw był Jörg Haider w rządzie Kanclerza Schüssela. Przedwcześnie. Uniokraci go zaszczuli. Lecha Kaczyńśkiego też. Rok temu jednak Viktor Orbán postawił się politpoprawności UE. Dziś Papandreu ośmieszył Brukselę i pokazał jak rozdawać karty.
Bardzo długo nikt nie podważał dominacji Merkel i Sarkozy’ego w Unii Europejskiej. Dla większości wydawała się ona naturalna. Wytrawni gracze, przedstawiciele dwóch najbogatszych państw Strefy Euro, pieniądze + wpływy + dominująca linia narracji politycznej. Dzielili i rządzili, wspólnie jako MERKOZY poczuwali się panami przyszłego mocarstwa UE. Na ich pasku chodzili Hiszpanie, Włosi, Bałtowie. Swoją wielką siłę pokazali kilkakrotnie. Najpierw zaszczuwając sankcjami Austrię za Jörga Haidera, któremu skutecznie przyprawiono najpierw gębę faszysty. Do tego stopnia, że dziś wiele osób jest przekonanych, że Haider nie zginął w zwykłym wypadku samochodowym. Wszak stało sie to w momencie najwygodniejszym dla Brukseli przy jednoczesnym pozbawieniu przeciwnika twarzy – Haider miał być pod wpływem alkoholu.
Kolejny pokaz potęgi tego duetu to przeprowadzenie Traktatu Lizbońskiego, dokumentu przypieczentowującego hegemonię Niemiec i Francji nad innymi krajami UE, zmieniającego wspólnotę niezależnych gospodark w quazi państwo typu ZSRS. Irlandię, która śmiała 12 czerwca 2008 nie uznać tego bubla prawnego i niebezpiecznego gniota zastępującego uwaloną przez Francuzów Konstytucję Europejską – zwyczajnie zmuszono (atak czarnym PR, groźby sankcji, a nawet wykluczenia z UE) do przeprowadzenia ponownego referendum , które odbyło się 2 października 2009 z wynikiem korzystnym dla planów MERKOZY. Oczywiście w imię demokracji.
Po tej lekcji (pierwsze referendum irlandzkie) Inne rządy nawet nie śmiały miałknąć o pomyśle bezpośredniego zapytania swoich obywateli o zdanie, kłamiąc publicznie, jakoby już przy referendach przystąpieniowych do UE (w oparciu o Traktat Nicejski) ich społeczeństwa zgodziły się na dowolne zmiany zasad funkcjonowania UE i wszelkie, chocby najbardziej chore pomysły Anielskiej Anieli i Świętego Mikołaja. Podobny dyktat stosowano przy wprowadzniu i rozszerzaniu strefy EURO. Niemcy i Francja w ten sposób stali się panami polityki monetarnej innych krajów.
Niech "co?" krwawy Hegemon? Niech "ŻYJE"!!
Presja tych eurokratów była do niedawna tak wielka, że uległ jej także eurorealista Lech Kaczyński, zaszczuwany, wyśmiewany i sekowany na Brukselskich salonach, póki nie podpisał ratyfikacji TL. Potem znów podpadł psując interesy przyjaciół Rosjan w Gruzji i wikłając KE w mięcho Polskie, czyli sprawy niepoważne, nad którymi megastratedzy szwabsko-żabojadzcy chętnie by przeszli do porządku dziennego w imię przyszłego Związku Europejskiego od Giblartaru do Czukotki i taniej rury. Nie dał rady także mądry Vaclav Klaus.
Nie wiem, czy to zbieg okoliczności czy nie, ale dziwnym trafem wszystko zaczęło się zmieniać "na gorsze" po 10.04.2010 (a miało byc tak pięęknieee….). Okazało się bowiem, że kłopoty z kryzysem kapitalistycznym, który nadciągnął pół roku wcześniej z USA ma także socjalistyczna i etatystyczna EUropa. Strefa Euro nie okazała się żadnym parasolem ochronnym ale kotwicą, a najmocniej oberwali Bałtowie i Hiszpanie zapatrzeni w Brukselkę jak w obrazek. Do tego pojawił się Orban, który się nie bał i wszystko postawił na głowie. Zwyczajnie wypiął się na socjalne dyrektywy UE i poprawnopolityczne działania mające stworzyć z państw satelickich rynki zbytu i miejsce taniej siły roboczej dla Niemców i Francuzów. Słowem, pokazał że ma jaja i uniezależnił gospodarkę i konstytucję Węgierską od dominacji Merkozy. Europa wstrzymała oddech, wydawało się, że sankcjami i zmasowanym atakiem medialnym arogancki Paprykarz Budapesztański zostanie postawiony do karnego raportu jak niegdyś Austryjacy. Tymczasem… nic się nie stało.
Bruksela wręcz postanowiła przemilczać kwestię Węgierską. To było zbyt czytelne ujawnienie słabości niedawnych hegemonów, by o nim przypominać.
Niestety jednak mleko się wylało i rzecz została zauważona. Udowodnił to ostatnio Premier Grecji, któremu sie znudziło być przedmiotem targów, chłopcem do bicia i dyżurnym gamoniem stojącym na drodze szczęśliwej gospodarce europejskiej, który powinien całować ręce Merkel i Sarkozego pożyczających mu pieniądze na osłonę ich interesów i grzecznie ich słuchać w jaki sposób te pieniądze wydawać i w jaki sposób im spłacić prawo, że może sie poczuć jak dystrybutor stacji paliw. Papandreu powiedział dosyć, tak jak Orban pokazał cojones, za co zdobył wotum zaufania swojego narodu i będąc małą, zadłużoną Grecją, przejął kontrolę nad rozwojem wydarzeń w Europie. Jakkolwiek by się dalej sprawy nie potoczyły, już sięgnął Angeli do dekoldu pod nosem mało rycerskiego Petit Nicolasa i zaczął jej grzebać w kartach.
Nagle, w oddolnym blasku cojones Papandreu wszyscy zobaczyli wyraźnie prawdziwe twarze Sarkozego i Merkel. Jakieś takie ryje skarlałe, bez wyrazu, zagubione i bez pewności siebie.
KRÓL JEST NAGI !!! – zakrzykneły europejskie dzieci i natychmiast przestraszone włożyły sobie spowrotem kneble w usta. Na całego zaczęły nadawać TV, Eurogazety i wychodzący z tyłu Merkozy politycy – by przykryć sytuację i pokryć łajnem ochronnym swoich ulubieńców.
Niestety z pieprzenia ustami może i wyjdzie film pikantny, ale potomstwa z tego nie będzie. Nie będzie też pieniędzy, żywności, silnej gospodarki i dumy. Do owych potrzebne są Cojones.
Orban pokazał, Papandreu pokazał i użył na wrogich salonach. Okazało się, że to na aroganckie, zniewieściałe i biurokratyczne flądry straszna broń. Okazało się, że można być popularnym, skutecznym i wiarygodnym politykiem stołecznym nie siedząc w niemieckiej i francuskiej kiszce stolcowej. A przy tym ryzyko uwodząco niewielkie. Bo czego tu sie bać: wykluczenia lub niewstapienia do strefy waluty, która pada bo sie coś złego dzieje na jej antypodach? Wykluczenia z Unii Europejskiej? Tej samej, która wraca do zamykania granic, jawnie kolaboruje z Rosją i Chinami, nie potrafi przeprowadzić skutecznej operacji militarnej w Libii, nie chroni interesów swoich członków (oprócz 2-3 głównych), podlega demograficznej zapaści, która stoi w obliczu bankructwa i buduje finanse na mitach (ocieplenie klimatu, skuteczna gospodarka planowa i podskakiwanie pod mocarstwo)? Śmieszne i karykaturalne. Lśnienie, choć może jeszcze krótkotrwałe, ale już pobudziło wielogwiazdkową hotelowa trupiarnię.
Wieszczę, że niebawem pojawi się w Europie powszechna moda na COJONES.
A wtedy, zamiast myśleć o tworzeniu kolejnej siły politycznej w Polsce (często na siłę – kalka republikańska, kalka węgierska etc..), możemy być pewni, że takowa, w obliczu kompromitacji dotychczasowych, sama się pojawi. Nagle, jak i w innych krajach, przyjdzie ktoś z jajami i zamiast gadać, że robi – to zrobi, trafiając do wyborców na sposób jedyny w swoim rodzaju . Bo wiecie jak to jest z dobrą modą: coca-cola i dżinsy przedarły się nawet przez żelazną kurtynę.
Tomasz Parol - Redaktor Naczelny Trzeciego Obiegu, bloger Łażący Łazarz, prawnik antykorporacyjny, zawodowy negocjator, miłośnik piwa z przyjaciółmi, członek MENSA od 1992 r. Jeśli mój tekst Ci się podoba, lub jakiś inny z tego portalu to go WYKOP albo polub na facebooku. Jeśli chcesz zostać dziennikarzem obywatelskim z legitymacją prasową napisz do nas: redakcja@3obieg.pl