Żeby to wszystko opisać przydałby się talent Zbyszewskiego i jego bezceremonialność.
Wydarzenia marcowe zaczęły się od zdjęcia z afisza „Dziadów” (które – jakby ktoś nie wiedział -napisał Adam Mickiewicz, a nie Adam Michnik) , wystawionych przez Kazimierza Dejmka w ramach „zobowiązań październikowych”, czyli dla uczczenia bolszewickiej rewolucji. Byłam na ostatnim przedstawieniu, które odbyło się 30 stycznia. Dobrze poinformowana koleżanka z opozycji (koncesjonowanej) zapewniła mnie, że jest to przedstawienie ostatnie. Skąd wiedziała, że Kliszko doniesie, a Gnom się wkurzy i każe przedstawienie zdjąć?
W owym okresie młodzież z warszawki „bywała” zamiast w teatrze, czy w operze na różnych imprezach, które potem – dziwnym trafem- okazywały się wydarzeniami „historycznymi”. Jakiś czas potem ta sama młodzież ( już lekko podtatusiała) bywała na kazaniach księdza Popiełuszki, a jeszcze potem na jego pogrzebie. „Przyjdź koniecznie, będą wszyscy”- agitował mnie znajomy. W czasie pogrzebu Popiełuszki TWA (towarzystwo wzajemnej adoracji), samozwańczo uznające się za zamknięty zbiór przyszłych autorytetów ( prorocy jacyś- ki diabeł), bezceremonialnie gadało sobie o ostatniej imprezie ( wtedy mówiło się –prywatka), co sobie dobrze zapamiętałam.
Wracając do przedstawienia. W tak zwanych antyrosyjskich momentach, w różnych miejscach sali podnosili się panowie w źle dobranych garniturkach i prowokowali „burnyje apładismienty”. Oczywiście z radością dawaliśmy się prowokować. Dziwne, że tylko nieliczni ( w tym Kisiel ) zauważyli oczywistą klakę.
Potem przeszliśmy radosnym pochodem pod pomnik Mickiewicza ( nie Michnika) na Krakowskim Przedmieściu. Ktoś rozdał banany, żeby nimi machać. Nie identyfikowałam się z bananowcami, miałam złe pochodzenie klasowe. Cisnęłam banan do kosza.
8 marca byłam na dziedzińcu UW wcześnie rano. Miałam oddać książki przed otwarciem biblioteki. Był taki obyczaj, że solidni czytelnicy otrzymywali na noc książki dostępne zwykle tylko na sali.
Na dziedzińcu widziałam autokary z „ludem pracującym miast i wsi” drzemiącym za firaneczkami w kratkę. Skąd wiedzieli, że młodzież spontanicznie wystąpi w obronie relegowanych studentów?
Sami prorocy w naszym kraju.
Żeby to wszystko opisać przydałby się talent Zbyszewskiego i jego bezceremonialność ( Karol Zbyszewski „ Niemcewicz od przodu i tyłu”). Lud z autokarów skandował: „ literaci do pióra- studenci do nauki”. Studenci odpowiadali: „ papier do d…”. Było to hasło zaiste rewolucyjne, ze względu na podaż tego artykułu luksusowego, nigdy nie zrównoważoną z popytem. Studenci krzyczeli również : „Zambrowski do Biura”. Nie wiem kto im podrzucił to hasło, ale świadczyło to o kompletnym braku orientacji politycznej zrewoltowanej młodzieży.
Potem były bitki studenckie z moczarkami, a potem w ramach represji kraj opuściło( wywożąc cały majątek) bardzo wiele osób ze ścisłej elity ubeckiej. Oprócz nich byli oczywiście spryciarze, którzy załapali się na wyjazd na pochodzenie ( niby złe, a jednak jak się okazało dobre), oraz nieliczni, którzy naprawdę źle poczuli się w Polsce i skorzystali z okazji zmiany otoczenia. A poza tym przez całą Europę przewalała się kolejna wiosna ludów.