Biskup Kaczmarek albo informacja zapośredniczona
22/06/2011
429 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
Wszyscy wiemy, że biskup Czesław Kaczmarek został skazany w sfingowanym procesie
Ja oczywiście wiem, że dla wielu ludzi sprawa biskupa Czesława Kaczmarka nie ma żadnych tajemnic, być może nawet jest tutaj ktoś, kto uważa, że wszystko już na ten temat zostało powiedziane i nie ma co się zabierać za temat. Kiedy jednak z ciekawości zajrzałem do Wikipedii pod hasło: Czesław Kaczmarek, kiedy przeczytałem pierwsze zdania znajdującej się tam biografii oraz historii pogromu w Kielcach pomyślałem, że chyba jest o czym pogadać. Wy tego wyczynu już nie powtórzycie, bo w ostatnim czasie hasło; Czesław Kaczmarek, opracowane przez wikipedystów zmieniło się bardzo i skróciło się o połowę, nie ma pod nim także żadnych odnośników, które znajdowały się tam do niedawna.
Wszyscy wiemy, że biskup Czesław Kaczmarek został skazany w sfingowanym procesie. Był torturowany w śledztwie, a oskarżono go o współpracę z amerykańskim wywiadem i różne inne pomniejsze „przestępstwa”. Podstawą do oskarżenia był raport, który ksiądz biskup wystosował do ambasadora amerykańskiego w Polsce, w którym to raporcie opisywał ze szczegółami okoliczności pogromu kieleckiego. Nie będę cytował tego dokumentu odnajdźcie go sami i przeczytajcie. Biskup używa tam takich na przykład zwrotów, jak „europejscy Żydzi”. To się po wielu latach nie spodobało bardzo Adamowi Michnikowi, który napisał w GW obszerny tekst na temat biskupa. Tekst ten był dostępny w wikipedii pod odpowiednim odnośnikiem, ale już go tam nie ma, tak samo ja dotyczących księdza biskupa fragmentów książki zatytułowanej „Co widziały moje oczy”, na którą z lubością powoływała się GW opisując charakter i słabości biskupa Kaczmarka. Pan Michnik również z wielkim wyczuciem odnosi się do tamtych spraw, oświetla po kolei wszystkie aspekty tragicznych wydarzeń i nikogo nie wini za ten dramat. Polska jak wiemy ma swoje ciemne karty i on – Adam Michnik – potrafi je odsłonić bez strachu. Potrafi także zapomnieć i wybaczyć. Narracja tego tekstu zmierza jednak powoli i nieubłaganie w kierunku zaniechania, jakie było udziałem biskupa Kaczmarka. Od tego zaniechania wzięło początek całe zło i Michnik nie może o tym zapomnieć, tak jak nie może zapomnieć biskupowi użycia w liście do ambasadora zwrotu „europejscy Żydzi”, których już przecież wtedy nie było prawie wcale bo zostali wymordowani w obozach koncentracyjnych. To są fakty i nie można im przeczyć.
Skupmy się jednak na rzeczy najistotniejszej – na zaniechaniu księdza biskupa. Zaniechanie jest najsubtelniejszym chyba rodzaje grzechu. Myśl, mowa, uczynek – to są wszystko techniki opisywalne dla każdego, nawet najgłupszego dziennikarzyny. Zaniechanie to co innego. Zaniechania nie widać, a jeśli widać to tuż przy nim rozciąga się pole do interpretacji tak szerokie, że można by na nim urządzić paradę kawalerii. Na czym polegało zaniechanie Czesława Kaczmarka? Zanim o tym opowiemy, przypomnijmy jaki był jego stosunek do okupanta niemieckiego oraz do ruchu oporu.
W czasie okupacji Czesław Kaczmarek otwarcie głosił, że młodzi ludzie powinni unikać nieodpowiedzialnych zachowań, mając tu na myśli udział w konspiracji właśnie. Wziął nawet udział w jakimś zjeździe lojalnych biskupów zorganizowanym przez Hansa Franka. Podsunięto mu tam jakiś dokument do podpisania, ale ksiądz biskup i inni biskupi nie podpisali tego papieru. Nie zmienia to faktu, że stosunek biskupa Kaczmarka do udziału młodych w ruchu oporu był dla wielu nie do zaakceptowania. Nie miał także ksiądz biskup serca do księży, którzy otwarcie manifestowali swoje poparcie dla idei walki zbrojnej. Był, jakbyśmy to dziś powiedzieli, ugodowcem. Można go za to potępiać, ale przypomnijmy w tym miejscu fragment „Historii Polski” Stanisława Mackiewicza. Opisuje Mackiewicz postawę władz brytyjskich na zajętych przez Niemców wysepkach kanału La Manche. Były to jedyne chyba brytyjskie terytoria okupowane przez Niemców w II wojnie światowej. Otóż rządzący na nich burmistrzowie prowadzili politykę daleko posuniętej lojalności wobec okupanta, dużo dalej posuniętej lojalności niż to się w ogóle śnić mogło biskupowi Kaczmarkowi. Oni na pewno podpisali by każdy dokument podsunięty im przez niemieckiego gubernatora. Po wojnie nie spotkało tych ludzi nic złego. Przeciwnie, jeden z nich został nawet przez Churchilla odznaczony za godną i właściwą postawę wobec najeźdźcy. Tak, to właśnie było.
Jeśli znacie treść raportu, który biskup Kaczmarek napisał do amerykańskiego ambasadora możecie także spostrzec, że autor tego dokumentu, przy wszystkich swoich wadach, był człowiekiem przytomnym i świadomym okoliczności. Prawie wszystkich okoliczności.
Teraz o zaniechaniu. Mamy rok 1946, styczeń. Rok po tak zwanym wyzwoleniu. Wszędzie pełno ruskiego wojska, wszędzie pełno milicji i tajniaków, w Górach Świętokrzyskich jest jeszcze partyzantka, ale to już ostatnie miesiące. Sytuację tamtych dni dobrze opisuje przypadek Zofii Kossak, która ukrywając się w Częstochowie przed UB pewna była swojego bezpieczeństwa, aż do dnia kiedy przyszedł na jej adres i na jej nazwisko, pod którym nie występowała wtedy, bo człowiek ukrywający się rzadko występuje pod swoim własnym nazwiskiem, list od samego towarzysza Bermana, który wezwał ją na rozmowę do swojego gabinetu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Tak to właśnie było.
Ksiądz biskup jest człowiekiem świadomym takich spraw i kiedy dowiaduje się, że do domu zamieszkałego przez Żydów ktoś wrzucił wiązkę granatów – był styczeń 1946 roku – spodziewać się mógł wszystkiego tylko nie wizyty przedstawicieli społeczności żydowskiej u siebie w gabinecie. Oni jednak przyszli, bo w tych szczególnych okolicznościach, ten katolicki biskup, którego nienawidziła narodowa partyzantka i który namawiał młodzież do wyjazdów na roboty do Niemiec, wydał im się jedyną siłą mogącą zaradzić złu. On jednak przyjął ich chłodno i nie spełnił ich prośby. A przecież chcieli tak niewiele, chcieli tylko, by polecił swoim podwładnym, księżom, którzy co niedziela wygłaszają kazania na ambonach, by powiedzieli wiernym, jak wielkim grzechem jest wrzucanie granatów do domów spokojnych ludzi. Tylko tyle. Biskup jednak tego nie zrobił. Raport w sprawie tej wizyty, zeznanie właściwie, złożone po latach w Tel Avivie przez jednego z goszczących wtedy u biskupa członków delegacji, było do niedawna dostępne w wikipedii pod stosownym odnośnikiem. Nie ma go już tam jednak, bo jak mi się zdaje, ktoś wymienia kadrę redaktorów zajmujących się wikipedią, na starszych i bardziej doświadczonych. Poza krótką notką dotyczącą biskupa nie ma tam już właściwie nic. A było.
Tak więc ksiądz odmówił ludziom, którzy mogli obdarzyć zaufaniem milicję, UB, rosyjskiego komendanta okręgu wojskowego, a wybrali właśnie jego – katolickiego biskupa, bo w niego uwierzyli, uwierzyli w to, że on może, właśnie on, w tych trudnych czasach, powstrzymać zbrodniarzy rzucających granatami w niewinnych ludzi. On zaś nie pomógł i to po latach wzburzyło kogoś tak spokojnego i pełnego rozwagi jak Adam Michnik.
Potem zaś był jeszcze ten nieszczęsny raport dla ambasadora. Potem zaś aresztowanie, tortury, choroba i śmierć. W1990 roku zaś rehabilitacja, potem zaś pomnik w Toruniu. Adamowi Michnikowi pozostał jednak niesmak po tej niestosowności księdza biskupa, po tej odmowie udzielenia pomocy w styczniu 1946 roku.
Ja wiem, że zaraz pojawi się tu czereda troli oskarżających mnie o wrogość wobec kościoła, ale ja się już przyzwyczaiłem i już dawno nie wierzę w czystą i bezinteresowną głupotę. Wierzę za to w to, że ludzie czytają w sposób zapośredniczony, to znaczy każda nowa informacja dociera do nich poprzez informacje, które ktoś już wcześniej wpakował im do głowy. I tak większość z nas odczytuje sprawę biskupa Kaczmarka poprzez treść raportu, który on napisał do ambasadora, spora grupa ludzi czyta jego historię poprzez artykuły, jakże współczujące i pełne zrozumienia, napisane przez Adama Michnika i innych redaktorów z GW. Ja jednak doradzałbym pochylenie się nad dramatem księdza biskupa i obejrzenie go przez pryzmat tamtych wydarzeń ze stycznia 1946 roku, poprzez tą wizytę przestraszonych ludzi, którzy przyszli prosić o pomoc.
Zapraszam oczywiście wszystkich na moją stronę www.coryllus.pl gdzie można nabyć dwie moje nowe książki "Baśń jak niedźwiedź. Polskie historie" oraz "Dzieci peerelu".