Bez kategorii
Like

Binienda pogromca mitów

14/09/2011
530 Wyświetlenia
0 Komentarze
4 minut czytania
no-cover

W wypowiedzi profesora Biniendy najistotniejsze jest to, że nie odezwał się doń żaden polski dziennikarz. Żaden.

0


 

Najbardziej zaskakujące w prezentacji profesora Biniendy jest to co mówi on na koniec. Dokładnie nie zacytuję, ale chodzi o to, że nikt z polskich dziennikarzy nie zwrócił się póki co do niego z prośbą o szczegóły dotyczące prezentacji i jakieś dodatkowe wyjaśnienia. Wszystkim wystarczy to co widać na prezentacji i nikt nie zamierza tematu zgłębiać.

 

Czy ja jestem tym zaskoczony? Wcale, albowiem powierzchowność i tępota polskich dziennikarzy znane mi są od dawna, zaś ich niechęć do wydawania pieniędzy na dalekie podróże – o ile nie wiążą się one z kąpielą w basenie w towarzystwie dziewcząt – jest wręcz legendarna. Profesor Binienda może więc do upadłego prosić ich by do niego przyjechali, a oni i tak nie przyjadą, bo po co. Wszak chodzi o to, by podnieść nakład lub zwiększyć klikalność jak najmniejszym kosztem, a nie jechać w cholerę do Ameryki i gadać z jakimś uczonym warituńciem. Kogo on w końcu zna? Nikogo, kto mógłby się liczyć w lokalnych rozgrywkach. Po co więc? Te jego rewelacje się przedrukuje, blogerka trochę pojojczy, podnieci się niezdrowo i tyle. Wszystko i tak pójdzie swoim torem, jak to zostało już wcześniej z towarzyszami ustalone. Nie ma się co ekscytować.

 

W wypowiedzi profesora Biniendy najistotniejsze jest to, że nie odezwał się doń żaden polski dziennikarz. Żaden. To znaczy, że nikt z GP, salon24, nowyekran.pl i z temu podobnych instytucji także tam nie zadzwonił i z nim nie pogadał. To się właśnie w Polsce przywykło określać mianem niezależnego dziennikarstwa. Niezależnego od źródeł informacji, niezależnego od prawdy i właściwie niezależnego od nikogo i niczego, poza koniunkturą.

 

Profesor Binienda został więc potraktowany w Polsce jak ci faceci z serialu „Pogromcy mitów”. Fajny facecik, coś tam poopowiadał, pokazał symulację, jakieś działa gazowe itp. Wszystko pięknie, ale trzeba, panie święty, wracać do rzeczywistości, do pracy, do obowiązków. Nie ma czasu na głupstewka, kiedy tu się wybory szykują.

 

Dziwne jest także to, że tacy spryciarze jak GW tam nie pojechali, przecież z ich możliwościami, o których tyle słyszymy, kompromitacja i demaskacja takiego Biniendy to betka, pestka, rzut beretem i pochyłe drzewo w jednym. A jednak nie. Wszyscy solidarnie nabrali wody w usta i tylko jeden Rolex w salonie tłucze ten temat bez opamiętania. Ktoś tam mu wtóruje, ale słabo. Reszta czeka i myśli. Co będzie, panie dzieju, co będzie….

 

Najgorsze w tym wszystkim zaś jest nie to, że oni się boją, że się wstydzą własnego nieuctwa, że im się nie chce. Najgorsze jest to, że im po prostu szkoda na tę podróż pieniędzy. Jestem przekonany, że to leży u podstaw tego olewania profesora Biniendy. To jest najważniejsze. Poczekajcie. Jak sprzedam swoje książki sam tam pojadę do tej Pasadeny wtedy zobaczycie. Na razie zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl Można tam kupić następujące tytuły: „Baśń jak niedźwiedź”, „Dzieci peerelu”, „O siedmiokilogramowym liściu i inne historie”, „Pustelnik północnego ogrodu”. Niedługo zaś będzie tam dostępny jeszcze jeden tytuł – „Atrapia”. Zapraszam.

0

coryllus

swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy

510 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758