Problem biegłych w Polsce jak na razie jest ciągle nierozwiązany. Pisałem (nie tylko ja) o biegłym z Jeleniej Góry, który w zależności od „zapotrzebowania” dowolnie ustalał wartość nieruchomości. Z kolei w Gliwicach inny biegły nie powinien piastować tej funkcji ze względów formalnych.
Sprawy majątkowe to jednak nie jest jedyna dziedzina, w której wymagane są wiadomości specjalne. Biegli stoją za większością orzeczeń sądów rodzinnych. Trudno nie docenić ich roli. To właśnie w oparciu o opinie tzw. Opiniodawczych Zespołów Sądowych Specjalistów (do niedawna RODK), a czasem pojedynczych biegłych zapadają orzeczenia rozwiązujące rodziny i przyznające opiekę nad dziećmi różnym osobom.
To również sprawy o adopcje, w tym zagraniczne.
Co zawierają takie opinie wiedzą jedynie uczestnicy posiedzeń sądowych oraz ich adwokaci. Jeśli, oczywiście, występują w sprawie.
Niestety, większość, lwia większość dorosłych uczestników takich posiedzeń jest nieporadna prawnie i jednocześnie zbyt uboga, by nająć prawnika.
Zdarza się, że po latach okazuje się, iż opinie bywają fałszywe. By tego jednak dowieść trzeba zaangażowania wielu prawników i kilku lat cierpliwości.
No i przede wszystkim pieniędzy.
.
Na straży tajności takich posiedzeń stoi art. 241 kodeksu karnego, zakazujący pod groźbą kary (do 2 lat więzienia!) m. in. rozpowszechniania wiadomości z rozprawy toczącej się z wyłączeniem jawności.
Nawet zgoda stron nie może pomóc.
Społeczeństwo zatem nie ma prawa dowiedzieć się, na podstawie jakiej opinii wydanej na podstawie dokumentów i uznanych za fakty wydarzeń zdecydowano o pozbawieniu władzy rodzicielskiej konkretnej rodziny.
Najwyraźniej zgodnie z zasadą wygłoszoną ongiś przez naszego najbardziej kontrowersyjnego noblistę:
Problem w tym, że społeczeństwo w takich sprawach nie ma nawet co stłuc.
Tymczasem problem jest poważny.
Opinia psychologiczna w sprawie opiekuńczej praktycznie stanowi jedyne uzasadnienie decyzji sędziego.
A potem ginie w archiwum. Jej autor ma pewność, że nie ujrzy światła dziennego i nikt nie będzie na jej podstawie robił mu wytyków.
Tymczasem w sprawach, w których jawność postępowania nie jest wyłączona, strona często skutecznie podważa taką opinię.
… wydanie opinii bez uzyskania niezbędnych informacji może spowodować, że opinia taka będzie niepełna, jednostronna, mało lub zgoła nieobiektywna. (…) Jak wynika z praktyki biegłych psychologów, przyczyny zasięgania kolejnych opinii psychologicznych niestety nie zawsze są uzasadnione. Poza dyskusją są oczywiście przypadki, kiedy opinia nie spełnia podstawowych wymogów formalnych i merytorycznych. Przykładem mogą być opinie wydawane bez rzetelnej znajomości akt sprawy, w oparciu o relacje wyłącznie jednej strony procesu, a także bez przeprowadzenia jakichkolwiek badań świadka (przy czym ich brak nie jest w żaden sposób uzasadniony ani jego sytuacją osobistą, ani innymi okolicznościami sprawy). Do tego typu kategorii należą też opinie, w których „jakieś” badania świadka zostały wprawdzie przeprowadzone, jednak ich zakres, jak już wyżej wskazano, nie był wystarczający lub był nieadekwatny do zagadnienia, z jakim organ procesowy zwrócił się do biegłego. Trudno też kwestionować konieczność powoływania kolejnych biegłych w przypadku ewidentnych sprzeczności między opiniami, które w dodatku nie zostały wyjaśnione w czasie przesłuchania biegłych.
.
.
To jednak nie dotyczy postępowań opiekuńczych.
.
Mój informator, związany z sądownictwem rodzinnym od ponad 15 lat zwraca uwagę na wytwarzającą się całkiem wyraźnie „kastę” biegłych psychologów, gotowych sporządzić opinię „psychologiczną” nie tylko szybko, ale i „po myśli” występującego o pozbawienie praw rodzicielskich bądź też rozwiązanie rodziny urzędu. Ze względu na wspomnianą wyżej nieporadność prawną oraz brak pieniędzy na fachową pomoc prawną sprawy takie w 99% kończą się już w sądzie rejonowym.
.
Jedną z legendarnych już takich biegłych jest prowadząca prywatną praktykę psychologiczną na południu Polski dr n. medycznych L. Używany przez nią tytuł naukowy robi wrażenie do czasu, aż ktoś dociekliwy zajrzy na stronę Nauki Polskiej, gdzie można odnaleźć jej doktorat.
.
Okazuje się, że tytuł dr n. medycznych niekoniecznie trzeba zdobywać latami. Wystarczy iść do najbliższego sądu rejonowego i zrobić kwerendę spraw prawomocnie zakończonych wyrokiem skazującym za przestępstwa p-ko rodzinie. L. zbadała 110 akt a następnie podsumowała, że tyle a tyle procent skazanych wykazywało oznaki jakiejś formy upośledzenia umysłowego bądź też/i alkoholizmu, a zatem wymaga terapii w ramach odbywania kary pozbawienia wolności.
.
Przy czym rozpoznanie upośledzenia lub/i alkoholizmu opierała na znajdujących się w aktach opiniach innych biegłych.
.
Od momentu rozpoczęcia pracy doktorskiej do jej zakończenia minęły tylko dwa miesiące.
Niestety, metodykę pracy doktorskiej powiela podczas wydawania opinii psychologicznych.
Również opiera je na lekturze akt sądowych.
.
Tymczasem cytowane już wyżej autorki (na co dzień zatrudnione w Instytucie Sehna w Krakowie) piszą wyraźnie:
.
W tak delikatnej materii, jaką jest badanie psychiki drugiej osoby, szczególne znaczenie ma charakter kontaktu nawiązanego pomiędzy osobą badającą a badaną. Równie istotne dla oceny wyników badania są informacje o właściwościach tego kontaktu (powierzchowność-głębokość, dystans-bliskość).
.
.
Badanie uczestnika postępowania jest jednak czasochłonne. Nie dość, że wymaga poświęcenia czasu na rozmowę oraz przeprowadzenie testów, to jeszcze trzeba wyznaczyć termin badań, ryzykować, że ktoś nie przyjedzie i nadeśle usprawiedliwienie itp. Tymczasem ocena człowieka na podstawie akt zajmuje od kilkudziesięciu minut do góra dwóch godzin.
.
Dzięki temu w ciągu miesiąca można opracować więcej opinii, niż niejeden Opiniodawczy Zespół Sądowych Specjalistów (d. RODK), co oczywiście ma też swój wymiar materialny (opinie są płatne).
.
Czy nikt nie widzi, że takie postępowanie prowadzi do arbitralnego odbierania dzieci jedynie wg wskazań urzędu?
.
Mój informator ma na to gotową odpowiedź. Jeszcze w latach 1980-tych w sądownictwie rodzinnym obowiązywał swoisty paradygmat wyższości nawet najgorszej rodziny biologicznej nad nawet najlepszym domem dziecka.
.
W związku z czym zaniedbane dziecko otrzymywało pomoc od Państwa. Kurator (najczęściej społeczny) doglądał dziecko i wspomagał rodzinę radą czy też powagą sądu. Pomoc rzeczowa również była możliwa, gdyż z Zachodu Polska otrzymywała jej całkiem sporo. Problemem była tylko dystrybucja.
.
Dzieci zaczęto traktować inaczej dopiero w drugiej połowie lat 1990-tych.
.
Państwo zamiast pomocowego w stosunku do rodziny stało się represyjne.
.
W sądzie, w którym pracuje, doszło nawet do przypadku wszczęcia sprawy opiekuńczej ze względu na to, że dziecko zbyt dobrze się uczyło zdaniem powiadamiającej sąd dyrektorki szkoły.
.
Mogło więc być tak, że w domu było poddawane presji i zamiast siedzieć przy komputerze i rozmawiać z innymi na portalu społecznościowym było zmuszane do czytania książek czy też rozwiązywania zadań z matematyki.
.
Na szczęście biegły nie stwierdził żadnych oznak istniejącej przemocy. Niestety, fakt konfliktu ciągnącego się latami pomiędzy matka dziecka a dyrektorką szkoły pozostawał poza zainteresowaniem sądu!
Mój informator poważnieje. Faktycznie, sądy są ostatnim ogniwem służącym rozbijaniu rodzin.
Zapadłe orzeczenia są co prawda jawne, ale przebieg rozprawy skrywa mgła tajemnicy.
To rodzi podejrzenia, które tacy biegli jak L. niebezpiecznie zbliżają do granic pewności.
14.09 2017