Testament Stalina i Berii
Żeby zrozumieć złożoność powojennej historii Polski należałoby wrócić do czasów, gdy Lenin zaczął budować czerwoną odmianę radzieckiego faszyzmu.
Kiedy piloci rządowego TU 154 zdali sobie sprawę, że z nawigacją jest coś nie tak, że systemy nagle podają sprzeczne – fałszywe dane, na moment założyli awarię sprzętu. Jednak wiedza i doświadczenie kazały im odrzucić przyjętą hipotezę. Już po chwili wiedzieli, że są prowadzeni na śmierć.
Tylko doskonałe wyszkolenie, którym obecny prezydent chwalił się w świecie, że „polscy piloci mogą nawet latać na drzwiach od stodoły”, pozwoliło załodze szybko, i właściwie, ocenić sytuację. Zdali sobie sprawę, że są naprowadzani na prawo od ścieżki podchodzenia i za chwilę mogą rozbić samolot w pobliskim lesie. Wyłączyli wszystkie urządzenia i przeszli na ręczne sterowanie maszyną. Po nawiązaniu kontaktu wzrokowego z ziemią poderwali maszynę do góry z zamiarem odejścia na drugi krąg. Samolot posłusznie poddał się manewrowi odchodzenia, kiedy załoga odetchnęła z ulgą stało się coś niezwykłego…
(…)
Paradoksalnie, polsko-rosyjscy specjaliści od dezinformacji, od samego początku, tuż po katastrofie, podważali fachowe wyszkolenie załogi rządowego Tupolewa wrzucając do mediów nieprawdziwe informacje o braku odpowiedniego wyszkolenia, nieznajomości języka i nieznajomości topografii i usytuowania lotniska Smoleńsk-Siewiernyj.
(…)
W słuchawkach dwóch mężczyzn ubranych w wojskowych drelichach, bez żadnych naszywek, rozległa się komenda – przejmujecie.
Pierwszy mężczyzna stał lekko cofnięty w linii pasa drzew biegnącego wzdłuż lądowiska. Po komendzie natychmiast uniósł wyrzutnię do góry i bez chwili namysłu oddał strzał. Pocisk z wyrzutni wpierw strącił górę konaru brzozy po czym trafił w prawe skrzydło przelatującego na pełnej mocy silników Tupolewa. Maszyną zarzuciło, ale najwyraźniej piloci skorygowali trajektorię lotu i zdecydowali się posadzić samolot na ziemi. Kiedy wielki TU154 z biało-czerwoną szachownicą dotykał kołami ziemi, drugi mężczyzna wyszedł zza linii drzew i precyzyjnie wycelował, po czym odpalił rakietę, która rozerwała samolot na strzępy.
(…)
Z niewielkiej polany ostro wyruszył wojskowy ambulans. Na sygnałach dźwiękowych zmierzał w kierunku strąconego samolotu, jednak już po chwili skierował się na powrót w stronę linii drzew. Zatrzymał się na chwilę. Do środka szybko wskoczył pierwszy mężczyzna z wyrzutnią, po chwili uczynił to drugi strzelec. Furgon ruszył i w tym momencie rozległy się odgłosy kilku pojedynczych wystrzałów z pistoletu. Ktoś strzelał w ambulansie, który mknął w przeciwnym od lotniska kierunku.
(…)
Od dnia katastrofy rządowego Tupolewa pod Smoleńskiem, z polskim prezydentem na pokładzie, w Polsce zaczął grasować „seryjny samobójca”. Ze zdjęć znikają bliscy współpracownicy i osoby związane z otoczeniem rządu.
Podobna rzecz miała miejsce, kiedy Beria, na polecenia Stalina,wycinał ze wspólnych fotografii bliskich członków RFSRR i ZSRR niewygodne twarze.
(…)
Samolot TU154M Lux, nr boczny 101, został trafiony dwoma pociskami ręcznej wyrzutni rakiet typu Stinger – model amerykański, jakim mudżahedini pokonali śmigłowce związku sowieckiego w Afganistanie.