Ani Tomasz Lenz, ani jego towarzysz partyjny nie znają stanowiska swego prezydenta, który ustami swego doradcy ds. międzynarodowych Romana Kuźniara, już dawno oznajmił: Ludobójstwo? NIET!!!
Kilka godzin trwało składanie informacji MSZ, o stosunkach polsko – rosyjskich, przed sejmową Komisją Spraw Zagranicznych a nasza wiedza o działaniach MSZ wcale się nie zwiększyła. Akurat to chyba nikogo nie dziwi, że żadna konkretna – a tym bardziej nowa – informacja na ten temat nie padła. Dyskusja krążyła obok głównego tematu, czyli podmiany tablic w Smoleńsku. Z jednej strony przedstawiciele PiS-u zarzucali ministerstwu brak jakichkolwiek działań a z drugiej strony, zarówno podsekretarz stanu Henryk Litwin, jak i Andrzej Halicki, Tadeusz Iwiński czy Robert Tyszkiewicz, tłumaczyli na wszelkie możliwe sposoby, dlaczego nie mogli nic zrobić, ani w tej, ani w innych sprawach. Linia "obrony" opierała się na braku legitymizacji prawnej, co uniemożliwiało podjęcie jakichkolwiek działań. Henryk Litwin stwierdził z rozbrajająca szczerością, że ministerstwo po prostu nie jest stroną, więc nie może ani udzielać zgody ani przeciwstawiać się zdjęciu tablicy należącej do stowarzyszenia polskich rodzin. Dziwnie uciekł panu ministrowi fakt, że gdyby MSZ cokolwiek robiło przez tamte pół roku, poczynając od kwietnia 2010, w kierunku upamiętnienia miejsca katastrofy, nie mającej przecież precedensu na skalę światową, to polskie rodziny nie musiałyby ICH ZASTĘPOWAĆ i na własną rękę czynić tak rozpaczliwe kroki … No bo czyż nie było takim aktem rozpaczy, po przyglądaniu się całymi miesiącami na bezczynność rządu polskiego i po umieszczeniu, z inicjatywy zwykłych Rosjan, głazu na miejscu tragedii, przywiezienie tej tablicy i zamocowanie na własną rękę? Przedstawiciele rządu i partii PO nie wiedzą dlaczego nie są stroną w sprawie? By być stroną, wystarczy coś robić, na przykład przyłączyć się do realizacji wspólnych inicjatyw, razem z rodzinami smoleńskimi, katyńskimi … Minister Litwin zapewniał: "Staraliśmy się na stronę rosyjską oddziaływać …", ale już konkretnych pism z MSZ-tu do strony rosyjskiej, odpowiedzi na piśmie drugiej strony lub choćby notatek służbowych z odbytych w sprawie spotkań, nie był w stanie przedstawić – bo pewnie takowych NIE BYŁO!. Czy te wszystkie dzisiejsze gadki nie są zwykłym mydleniem oczu, zarówno posłom, jak i społeczeństwu, które jest żywo zainteresowne tymi problemami i słucha poprzez media tego, jak i kto się tłumaczy? Nie jest tak trudne do ustalenia, skąd biorą się te nieudolne tłumaczenia przedstawicieli rządu – przecież nie jest łatwo przykryć fakty, które, gdy im się dokładniej przyjrzeć, okazują się niezbyt dla nich ciekawie:
Wiemy, że najpierw starano się jak najdłużej ukryć aferę związaną z podmianą tablic, na tyle by przeciągnąć aż do zakończenia "uroczystości" w Smoleńsku, którym patronowała Pierwsza "Dama". Gdy bomba wybuchła tuż przed południem w sobotę 9 kwietnia, natychmiast jako pierwszy wyskoczył rzecznik prasowy MSZ Marcin Bosacki, by przekonywać wszystkich, że nic takiego się nie stało, że trzymają rekę na pulsie, oni spodziewali się, że coś takiego może się zdarzyć a "Rosjanie nam sygnalizowali, że im się nie podoba tablica. Wiedzieliśmy wcześniej, że Rosjanie zmienią tablice.". W międzyczasie piarowcy platformy nie omieszkali zorganizować wypowiedzi "autorytetów" mających "uspokoić" atmosferę i zbagatelizować problem – nie wiem tylko, co tam robił Daniel Olbrychski z pianą na ustach, lejący jad nienawiści o "szczujących na siebie"! Na pierwszy ogień poszedł, zawsze dyspozycyjny, ksiądz Adam Boniecki lejący krokodyle łzy na to co się stało, usprawiedliwiając stronę rosyjską: "… Jesteśmy świadkami NIEFORTUNNEGO gestu … Można by się ZASTANAWIAĆ, czy na tej tej tablicy mogło znajdować się słowo "ludobójstwo" …"!!! Po nim wkroczyła jeszcze cięższa artyleria z tytułami profesorskimi, w osobach Andrzeja Rycharda i Jana Hartmana. I gdy już tak od kilku godzin słuchaliśmy opowieści o heroicznej walce MSZ, by polska tablica pozostała na głazie, mimo wielokrotnych ataków ze strony rosyjskiej, nagle ok. 16:30 występuje ten sam rzecznik MSZ Marcin Bosacki i oświadcza, że: "O tej zmianie dowiedzielismy się dziś rano. Oczekujemy od strony rosyjskiej większej wrażliwości i lepszej wspólpracy …" Nawet się nie zająknął, o wcześniejszych kłamstwach! A w późniejszych dniach dowiedzieliśmy się, że te "intensywne" działania ministerstwa związane z tablicą w Smoleńsku, polegały na przyjęciu od Rosjan wyrazów niezadowolenia, dzień po zamontowaniu tablicy w listopadzie 2010 roku i przyjęciu DRUGIEJ informacji 9 kwietnia 2010 roku, JUŻ PO podmienieniu tablic!
Wobec takich faktów, nie dziwiła narastająca temperatura dyskusji w czasie obrad sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Jak już widać było, że argumentów strony "pisowskiej" nie da się łatwo zbagatelizować, pewnie rozgrzały się do czerwoności "peowskie" telefony z SMS-ami, przynoszącymi wybawienie – dzięki "Przekazom dnia" – bo nagle przypuścił szturm Tomasz Lenz z PO, perorując: "Przedstawiciele PiS chcą NA SIŁĘ znaleźć pośród wszystkich Polaków – a szczególnie wśród ludzi z PO – tych, którzy NIE UWAŻAJĄ zbrodni katyńskiej za ludobójstwo!!! Za chwilę wymyślą kolejne sztuczne podziały …, by na nich budować kapitał polityczny!" Następny mówca, kolega z tej samej formacji, naturalnie solidaryzował się z przedmówcą i …
… I w tym momencie "publiczna"(?), "państwowa"(?) stacja przerwała transmisję, widząc, że dalsze pokazywanie tego, co się dzieje, chluby rządowi już na pewno nie przyniesie (PS. Gdzie NETV???)
No cóż, ani Tomasz Lenz, ani jego towarzysz partyjny nie znają nawet stanowiska swego prezydenta (że pomniejsze "autorytety" pominę), który ustami swego doradcy do spraw międzynarodowych Romana Kuźniara, już dawno oznajmił: Ludobójstwo? NIET!!!
Jak na razie ostatnim, na ten moment, "autorytetem", który dzielnie wsparł rząd, był kolega po fachu Tomasza Lenza, Stanisław Ciosek. Powtarzał on słowa oburzenia na nielegalne poczynania stowarzyszenia rodzin smoleńskich, takie same, jakie wygłaszał Wałęsa: Jak tak można! Przyjechać z wiertarką do obcego kraju i mocować tablicę o nieuzgodnionej z nikim treści!!! Poza wyrazami oburzenia, Stanisław Ciosek ostrzegał Polaków, by "miarkowali się, co piszą w Polsce o Rosjanach", bo ONI tam wiedzą wszystko …!
Co przyniesie w tych sprawach medialny wieczór? Możemy się tylko domyślać …
Nie musisz komentować. Wystarczy, że przeczytasz ... i za to Ci również dziękuję.