Bezdroża UPR, JK-M i KNP
26/09/2011
375 Wyświetlenia
0 Komentarze
17 minut czytania
Jeśli ktoś jest tyle lat w polityce i uczestniczy w każdych wyborach to powinien zaznajomić się z istniejącym prawem i przewidzieć ewentualne niespodzianki, szczególnie gdy winy za porażki nie szuka się w swoich szeregach!
Jedną z najstarszych partii a jednocześnie najbardziej wyrazistych programowo w Polsce jest, a może lepiej by już pisać była Unia Polityki Realnej.
Ale przez dwadzieścia lat działalności w postperelowskiej Polsce członkowie mimo dużej rotacji personalnej i odchodzeniu od partii wielu członków wciąż dają opinii publicznej do zrozumienia swoim postępowaniem że ludzie UPR robią wszystko żeby partia pozostawała na marginesie wielkiej polityki w kraju i popadała w coraz głębszy niebyt.
Jednakże partia, która ma w Polsce najbardziej wyrazisty program, ludzi uczciwych (choć mało albo wcale nieznanych szerszej opinii publicznej), zdyscyplinowane kadry ma jedną wielką wadę… nie ma i nigdy nie miała żadnych strategii działania na scenie politycznej. Niestety przekonanie jej działaczy polegało zawsze na naiwności, że to na nas mają głosować bo „my mamy program różniący się od innych partii”… A po każdej klęsce wyborczej można było usłyszeć, że „jak to ludzie nie chcą niskich podatków?” „Dlaczego ludzie nie chcą wolnego rynku?” „Są za karą śmierci, ale nie wierzą że UPR przejdzie”… etc…
Przypomnę w tym miejscu historię polityczną UPR…
Pierwsze wybory które odbyły się z udziałem polityków UPR to wybory kontraktowe w 1989r. Wtedy popularny publicysta tygodnika Wprost kandydował bezskutecznie we Wrocławiu był nim Janusz Korwin-Mikke. Olbrzymia propaganda wyniosła jednak wtedy kandydata Komitetów Obywatelskich. Z początkiem roku powstaje kultowe pismo polityczne, a zarazem organ prasowy partii Najwyższy Czas! W porywach pod koniec lat 90-tych miał on 37 tys. sprzedawanych egzemplarzy. Później jego czytelnictwo spadło do około 20 tys.
Pierwszą wielką próbą dla UPR okazały się wybory z jesieni 1991 r. okazały się one szansą dla tej partii bo były one całkowicie wolne, proporcjonalne i bez progów wyborczych… Innym ważnym aspektem było, to że wielkie media nie miały jeszcze tak wielkiego wpływu na wywieranie nacisku na wyborców . Wynikiem tego było duże rozproszkowanie partii w nowym Sejmie gdzie najsilniejsze bloki wyborcze zdobyły niewiele ponad 10% głosów… Wtedy nie mówiono jeszcze że „nie głosuję na tę partię bo ona zdobędzie 2% głosów”, bo jeszcze wyborcy nie byli skażeni takim wirusem lansowanych przez media.
Ugrupowanie, które zdobyło najwięcej głosów czyli Unia Demokratyczna otrzymała 12% i 62 mandaty, a UPR 253 024 głosy (2,3%) i 3 mandaty w Sejmie. Był to największy prestiżowy sukces w dziejach tej partii, a do rangi ojca sukcesu przyczynił się lider tej partii Janusz Korwin-Mikke, który uzyskał mandat w Poznaniu ustępując pod względem zdobytych głosów liderowi Unii Demokratycznej T. Mazowieckiemu… Biorąc pod uwagę, że Mazowiecki był wcześniej wylansowany jako premier pierwszego niekomunistycznego rządu, to wynik Korwina był nadspodziewanie dobry. I przy tej okazji należy nadmienić, że właśnie w tych czasach twarzą UPRu był właśnie JK-M… Do historii przeszły jego wypowiedzi o zapinaniu pasów bezpieczeństwa w samochodach i słynne powiedzenie „rząd rżnie głupa!”. Ale nie tylko wypowiedzi w mediach i Sejmie były głośne JK-M często podróżował i spotykał się wyborcami i sympatykami UPR nie tylko w swoim okręgu ale i też w całym kraju. Popularnym było zawołanie „idziemy na Korwina!” , „słyszałeś Korwina?” etc. Zdarzało się że na spotkania, które były organizowane przez inną partię niż UPR z Januszem Korwin-Mikkem i przedstawicielem tej partii przychodziło większość zwolenników UPR… Wydawać by się mogło że popularność UPR i JK-M rośnie dzięki pracy w terenie jej lidera… Wybory prezydenckie z 1995 r. mimo iż JK-M nie zdobył oszałamiającego, czy nawet znaczącego sukcesu potwierdziły, że ma jednak on sporą liczbę zwolenników bo niespełna pół miliona… Jednakże wybory parlamentarne z 1993 r. w których liczba wyborców UPR w stosunku do poprzednich wyborów wzrosła dwukrotnie to jednak partia nie uzyskała żadnego mandatu, a to w związku większą frekwencją niż w 1991 r. i wprowadzeniem 5% progu wyborczego. UPR uzyskała 3,2%. W powyborczych dywagacjach przeprowadzanych przez różnych polityków prawicy dominował jeden wniosek, prawica była podzielona, a gdyby była zjednoczona to mogłaby otrzymać ponad 200 mandatów (rozważania K. Ujazdowskiego). Jeśli brać na poważnie takie dywagacje to UPR w takiej koalicji przy dobrym rozłożeniu swoich kandydatów w stosunku do kandydatów innych ugrupowań prawicowych w takiej koalicji mogłaby dostać około kilkunastu mandatów… Ale to tylko spekulacje… Rok 1994r. pokazał jednak że to nie mrzonki bo startująca w koalicjach UPR zdobywała w dużych miastach spore ilości mandatów…np. w Gdańsku, Krakowie i Warszawie. I tam miała wpływ na władzę…
Póki co do tej pory UPR kojarzyła się z jej charyzmatycznym liderem… Nawet wewnątrz partii zadawano sobie pytania o jej przyszłość czy ma to być partia polityczna próbująca sięgnąć po władzę lub wpływy polityczne, czy bardziej fanklub Prezesa JK-M. I to doprowadziło do kryzysu po wyborach prezydenckich w 1995 r. gdzie grupa członków z wiceprezesem M. Dzierżawskim próbowała obalić JK-M za powód podając słaby wynik wyborczy. Rozwiązano wówczas UPR i powołano Stronnictwo Polityki Realnej. Jednak po odwołaniach sądowych uznano, że UPR istnieje nadal, a JK-M jest prezesem, a kto chciał wystąpił. I tak pierwszy poważny kryzys został zażegnany, a wielu secesjonistów powróciło do UPR.
Jednakże od tego momentu rozpoczęło się pikowanie w dół UPRu. A główną tego przyczyną jest brak strategii działania na zmieniającej się scenie politycznej i błędne, nieprzemyślane decyzje w obliczu wyborów. W roku 1997 miały miejsce kolejne wybory do Zgromadzenia Narodowego. Partia mimo że były silniejsze od niej bloki wyborcze jak AWS czy ROP Jana Olszewskiego nie weszła z nimi w sojusze… I zamiast iść sama pod swoimi symbolami i nazwą na 3 miesiące przed wyborami zawiera sojusze z nieznanymi, lub bardzo słabymi partiami jak Partia Kupiecka, Republikanie… i występuje pod nazwą Unia Prawicy Rzeczypospolitej. Przedkłada się to na wynik wyborczy 266 317 głosów (2,1%). Wybory wygrywa AWS, a niektórzy jej politycy mówili że w AWSie było i jest miejsce dla UPR… Dla przykładu podam że nie brane pod uwagę w sondażach Porozumienie Centrum w ramach AWS otrzymała 12 mandatów, a ZChN, który w sondażach dostawał tyle co UPR otrzymała 27 mandatów… Wynik wyborów uznano za klęskę i JK-M podał się do dymisji , Prezesem został Stanisław Michalkiewicz. Jednakże po dwóch latach znowu wrócił by wziąć udział w wyborach prezydenckich w 2000 r. gdzie wynik był zbliżony do wyniku z roku 1997r. Jednakże wyniki prezydenckie się rządzą innymi prawami jak parlamentarne, które czekały Polskę starganą aferami SLD rok później. I UPR zamiast wejść w sojusz PiSem, który lansował walkę z korupcją , zaostrzenie kar dla przestępców, nieuchronność kar, a nawet karę śmierci za najcięższe zbrodnie, czyli postulaty od lat lansowane przez UPR to partia ta idzie w sojuszu z bezprogramową PO, której niektórzy działacze przebąkują od czasu do czasu coś o wolnym rynku. Ciekawą rzeczą jest że decyzję o takim starcie w wyborach nie podjął jak to było w przypadku w 1997 r. Janusz Korwin Mikke, tylko Leszek Samborski… późniejszy członek PO i poseł z ramienia tej partii… Wybory z 2001 r. powiedziały wyborcom że UPR nie idzie do wyborów z partiami o zbliżonym programie tylko z partią gdzie później wielu działaczy UPR wstąpiło m.in. prominentny działacz z Gdańska Sylwester Pruś… W 2001 r. UPR mandatu nie uzyskała… a PO pokazała niektórym jej działaczom gdzie jest ich miejsce i tak np. JK-M, który uzyskiwał dobre wyniki z Poznaniu, teraz kandydował do Senatu z Wrocławia, gdzie później sporo działaczy UPR wstąpiła do PO…
Właściwie po tych wyborach rozpoczął się trwały regres tej partii. Kolejne zmiany prezesów na ludzi znanych tylko wewnątrz UPR lub w ogóle nie znanych. Aż w końcu wystąpienie z partii samego JK-M. Tak samo działo się z wieloma działaczami, którzy przez lata angażowali się w działalność partii, zniechęcała się, przestała działać, występowała… W połowie lat 90-tych UPR miała około 4,5 tys. członków , a w czerwcu 2009 r. około 695. Kolejne wybory ogólnopolskie potwierdzały powtarzanie złej strategii wyborczej i okuło się wyrażenie że UPR startuje po to by uzyskać 1-2% głosów.
I wydawać by się mogło że to już koniec, że polityczne środowisko UPR wypadnie nawet poza margines politycznej sceny w Polsce, na którym znajduje się od wielu lat, szczególnie po wystąpieniu Janusz Korwin Mikkego z UPR jesienią 2009 r. Jednakże wybory prezydencki z 2010 r. obudziły pewne nadzieje. Na pierwszym planie tychże wyborów było to kto z dwóch panów „K” zostanie prezydentem, reszta była nie ważna. Chociaż wynik pierwszej tury pokazał że Janusz Korwin Mikke zdobył ponad 400 tys. głosów, a więc jak nigdy dotąd od 1995 r., i uplasował się na czwartym miejscu w kraju, ale było to niestety ponad 2% głosów.
Kilka miesięcy później w wyborach samorządowych poniósł jednak klęskę w wyborach na prezydenta Warszawy. Na zbliżające się wybory parlamentarne 2011 r. w środowisku JK-M spoglądano jedna z optymizmem. Postanowiono nadal „zjednoczyć prawicę” tylko że były już to partie i partyjki porozpadowe z dawnego UPR zjednoczono w Kongres Nowej Prawicy. Ale co się okazało? Partia z liderem Januszem Korwin Mikkem nie zarejestrowała list w całym kraju! Oczywiście winę próbowano zrzucić na PKW i niespójność przepisów. Z tym problemem jeśli w ogóle taki był poradziły sobie inne partie ogólnopolskie i zarejestrowały listy w całym kraju. Powstaje tu zaraz pytanie: czy partia taka jak UPR która przed laty w każdych wyborach rejestrowała swoje listy w swoim kraju, na podstawie zebranych podpisów, świetnej organizacji w terenie, dyscyplinie swoich działaczy teraz ma moralne prawo swoją klęskę przedwyborczą zrzucać na przepisy PKW? Przed laty takie problemu w UPR nigdy nie miało a swoje listy rejestrowała jako pierwsza partia w kraju, a podpisy pod listami kandydatów urzędnicy uznawali za staranne i czytelne. Tylko że wtedy po klęsce wyborczej winę zrzucano na media, które rzekomo pomijały UPR, a teraz na przepisy i urzędników PKW. A może o to w tym wszystkim chodzi, żeby winę na kogoś zrzucić byle tylko nie na siebie? W każdym razie Kongres Nowej Prawicy 9 października i tak by nie wszedł do Sejmu, gdyż trudno wejść do Sejmu partii „jednoosobowej”, albo jak to przed laty pisano, że nie partii tylko fanklubowi JK-M. I nie ważne czy PKW nie rejestrując list KNP w całym kraju ma rację czy nie wina i tak jest po stronie KNP i JKM. Bo jeśli ktoś jest tyle lat w polityce i uczestniczy w każdych wyborach to powinien zaznajomić się z istniejącym prawem i przewidzieć ewentualne niespodzianki, szczególnie gdy winy za porażki nie szuka się w swoich szeregach!