Tata Łukaszka razem z synem pojechali w sobotnie przedpołudnie na zakupy do centrum handlowego. Od razu zobaczyli sporą grupę ludzi tłoczącą się koło głównego wejścia do pawilonów.
Tata Łukaszka razem z synem pojechali w sobotnie przedpołudnie na zakupy do centrum handlowego. Od razu zobaczyli sporą grupę ludzi tłoczącą się koło głównego wejścia do pawilonów.
– Znowu pewno jakieś kupony rabatowe rozdają… – westchnął tata, a Łukaszek zaczął podskakiwać na siedzeniu i krzyczeć, że koniecznie muszą zobaczyć te kupony. Może będą na coś fajnego.
Kiedy podeszli do wejścia okazało się, że nikt niczego nie rozdaje, a nawet wręcz przeciwnie. Zbiera. Jakiś człowiek klęczał na kartonie i zbierał pieniądze do puszki. Było to o tyle niecodzienne, że bywalcy marketów, uodpornieni na te widoki, mijali zazwyczaj takie osoby coś im tam wrzucając do puszki. Tutaj natomiast robiło się coraz większe zbiegowisko.
– O co tu chodzi? – zaciekawił się tata. – Cóż jest takiego niezwykłego w tym człowieku?
Jakaś kobieta przed nim obejrzała się i oznajmiła:
– Zdarzyła się tragedia. Ten młody człowiek żyje ze swoją partnerką bez ślubu – i dodała zaczepnie:
– Ma pan coś przeciwko?
– Nie – odparł tata Łukaszka. – Ale nie rozumiem…
– Mają wspólne dziecko. Ona nie pracuje, bo zanim weszła w zawodowe życie już wychowywała córeczkę. Ma pan coś przeciwko?!
– Nie, co mnie to…
– Teraz zostali sami ze swoją tragedią!
– Ale ja nie rozumiem, jaką tragedią? – spytała zmęczonym głosem tata. – Że co, że bez ślubu żyją i mają dziecko? To niech sobie wezmą cywilny!
– Tata – z tłumu wypełzł dołem Łukaszek i pociągnął go za rękę. – Ten pan zbiera pieniądze. Ma napisane na kartce. I coś jeszcze ma napisane na kartce.
– Co?
– Że całą kasę, wszystko co miał, wydał na losy loterii. I przegrał. Teraz nie ma nic.
– Idiota – podsumował zwięźle tata Łukaszka. Pani stojąca przed nim aż się zagotowała.
– Jak panu nie wstyd! Jak pan może! Jak pan śmie!
– Pani wybaczy – przerwał jej tata Łukaszka. – Ale jeśli dorosły człowiek… Który – zakładamy – umie myśleć, wydaje wszystko co ma na losy, to jest to tylko i wyłącznie jego wina. I tyle.
– I tyle i tylko tyle! – zakrzyknęła pani. – Panie, pan nie ma serca po lewej stronie!
– A pani nie ma mózgu! – odciął się Łukaszek. – Jak ja w zeszłym tygodniu wydałem całe kieszonkowe na czipsy, to mi nic nie dodali!
– Drogi chłopcze! – pani buzowała gniewem. – Widzę, że ten twój ojciec zaraził cię tą propagandą. Tak nie może być, żeby w dwudziestym pierwszym wieku w centrum Europy ludzie marli z głodu!
– To co pani proponuje? – chciał wiedzieć tata Łukaszka.
– Państwo powinno pomagać takim jak on! Powinna powstać specjalna ustawa oddająca bezbronne ofiary krwiożerczych loterii pod opiekę państwa. Ci ludzie muszą mieć jakąś pomoc! Chce pan, żeby to ich malutkie dziecko umarło z głodu? Tego pan chce?
– Oczywiście, że tego nie chcę. Niech mi pani jednak wytłumaczy, dlaczego takim ludziom należy płacić.
– Bo nic nie mają!!
– Ale dlaczego państwo ma im płacić.
– A kto? My?
Tata Łukaszka potarł czoło. Nie było lekko.
– Niechże pani zrozumie, że płacenie każdemu kto straci…
– Proszę pana – przerwała mu pani. – Niedawno mój sąsiad miał stłuczkę samochodem. Ma dwa mieszkania i trzy samochody. I niech pan sobie wyobrazi, że jeszcze mu zapłacili za ten błotnik! Facetowi, który – powtarzam! – ma dwa mieszkania i trzy samochody! Dla niego znalazły się pieniądze! Więc jak mają się nie znaleźć dla kogoś, kto stracił wszystko?!
– Bo to płaci ubezpieczalnia – tłumaczył tata. – Ile kto czego ma nie ma tu nic do rzeczy…
– Proszę pana! A powodzianie?
– Co: powodzianie?
– Oni stracili wszystko! I państwo im płaciło, mimo, że nie byli ubezpieczeni! A ten człowiek też tracił wszystko! Więc skoro są pieniądze dla powodzian, to powinny też być i dla bezbronnych ofiar
krwiożerczych loterii!
Tata Łukaszka zaczął tłumaczyć różnicę pomiędzy kimś, kto stracił wszystko w powodzi, a kimś kto przegrał wszytko na loterii.
– Nie ma różnicy – przerwała mu pani. – I tu i tu dziecko będzie głodne!
– To może kupmy mu coś do jedzenia – zaproponował Łukaszek.
Pani spojrzała na niego, zaproponowała, żeby gwałtownie się oddalił, a potem zdecydowanie oświadczyła, że jedyne wyjście to ustawa regulująca pomoc dla bezbronnych ofiar krwiożerczych loterii.
– Można by jakiś urząd powołać, pełnomocnika rządu, czy coś – stwierdziła. – A pan oczywiście będzie przeciw.
– Będę przeciw – przytaknął tata Łukaszka.
– No tak! Woli pan, żeby biedni, głodni ludzie zostali bez jakiejkolwiek pomocy! A pewno co niedzielę zasuwa pan do kościółka i się modli!
– Zaskoczę panią – odparł spokojnie tata Łukaszka. – Nie co niedzielę. I co teraz?
Pani chwilę się namyślała. Odpowiedź mogła być tylko jedna.
– Pan jesteś beton dulszczyzny!
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!