oto tyle pogórów zbiegło się do siebie…tyle dolin się krwawi w kalinach i…
BESKIDY
Krajobraz wewnętrzny
oto tyle pagórów zbiegło się do siebie
tyle dolin się krwawi w kalinach i głogach
halny tędy przebiega szybko sarnim tropem
gdzie przez przełęcz się wspina jego szumna droga
z tej miłości do lasu i kojącej ciszy
z samotności i wiary w najwyższą harmonię
składam słowa mozolnie w białe skrzydła kartek
i serca sygnaturką głośno w wierszach dzwonię
myśli jak ćmy natrętne wokół świecy serca
zataczają świetliste pętle przeznaczenia
wiem że od was odejdę i zostawię słowa
i między nimi wielkie przestrzenie milczenia
przeminą wszystkie lata jak chore jesienie
poganiam wciąż tęsknotą okręty obłoków
co płyną od Słowacji poprzez zęby grzbietów
i wsiąkają w wilgotną pelerynę mroku
umarli płaczą cicho w roztrzęsionych brzozach
i wiotkie wyciągają na wietrze ramiona
za nami długa droga ginie w niepamięci
gdy wiatr wieków z szelestem gubi ich imiona
płynie przeze mnie cicho ciemny mrok wieczoru
na krawędzi dwóch światów cienie w trwożnym stadzie
a do nóg mi się łasi gęsta ciemność nocy
i długie cienie bólu na sercu mi kładzie
zgarbionym bukiem wrastam w strome zbocze trwogi
zegar przędzie cierpliwie postrzępioną ciszę
rozsiadają się zjawy od dawna znajome
gdy w ramionach gałęzi ich cienie kołyszę
bladość czoła śmiertelnie wokół pnia opięta
tylu już pożegnałem w nieba jasnych progach
zaufałem bez reszty harmonii stworzenia
co każdego z nas wiedzie do jednego Boga
z tej miłości do lasu i kojącej ciszy
z samotności i wiary w najwyższa harmonię
składam słowa mozolnie w białe skrzydła kartek
i serca sygnaturką głośno w wierszach dzwonię
Beskidy gdzie korzenie wierszy poskręcane
trzymają pień wysmukły mojego marzenia
gdzie w ciszy lepiej słychać ciężki oddech życia
i gdzie kamień porasta gęstym mchem milczenia
a Słowo bywa wolnym obłokiem i ptakiem
co bez lęku przysiada w wyciągniętych rękach
i przestrzenią wolności rozpiętą wysoko
co faluje na wietrze naszych marzeń miękko
tutaj chłodem przenika zimny wiatr ze wschodu
gdy na świerkach zostawia wielkie strzępy mroku
i pamięć co układa wielkie krzyże żalu
gdy pędzi ponad głową kibitki obłoków
przecież widzimy wszyscy jak oni tam giną
lecz serca mamy zimne jak szklane ekrany
a oni tam od głodu jak jesienne drzewa
sczerniałe i bez liści w płaczu rozebrane
jestem z wami lecz jakże gorzkie to stwierdzenie
kiedy myśl nic nie znaczy w spotkaniu z żelazem
gdy biegamy za swymi drobnymi sprawami
bo miłość i nienawiść trudno złączyć razem
pióro trzymam jak płomień szarpany na wietrze
którym radość i smutki pośród życia chwieją
osłaniam je więc ufnie modlitwą i wiarą
wiersz od wiersza zapalam wciąż nową nadzieją
z tej miłości do lasu i kojącej ciszy
z samotności i wiary w najwyższą harmonię
składam słowa mozolnie w białe skrzydła kartek
i serca sygnaturką głośno w wierszach dzwonię
a czas uczy pokory…tępi ostrza buntu
i cierpliwie przez lata pozory rozwiewa
bywa że nam zostanie tylko drobne ziarno
niezwykła tajemnica ogromnego drzewa
które naszego trwania i losu człowieka
ogromną i rozrosłą wielką metaforą
ono rośnie ku niebu w mozole i trudzie
na przekór przeciwnościom burzom i pozorom
tu kamień jest milczeniem…woda płaczem chmury
ptak kluczem co otwiera wielką przestrzeń losu
zieleń upartą wiarą co zrasta się z ziemią
harmonią która spada w srebrnych łzach kosmosu
Człowiek z ciężką tablicą dziesięciu przykazań
mozolnie dźwiga dotąd tajemnicę wiary
poprzez czas darowany w czterech porach roku
gdy Bóg co dzień nakręca słoneczne zegary
wybacz mi Panie jeszcze tę ciekawość świata
tę lękliwą nadzieję w chwilach ciężkich godzin
tę nieufność do ludzi co mnie okłamali
gdy serce znów z obawą jak zwierzę podchodzi
i owijam się lasu zielonym bandażem
i okrywam się nieba chmur wełnianych pledem
i obmywam się wodą z wiślanego źródła
i przeliczam modlitwy dni kolejnych siedem
i umieram ze świerkiem na słonecznym zboczu
i odchodzę w milczeniu w wyschniętym potoku
gdy drętwieją ramiona brązowe i rdzawe
przyrody krzyżowanej na beskidzkim stoku
jeszcze kos czarny ornat zakłada do śpiewu
i rzeźbi srebrnym fletem smukły dom harmonii
gdy wśród groni rozbrzmiewa żałobne Requiem
i na trwogę w dolinach wielkim echem dzwoni
z tej miłości do lasu i kojącej ciszy
z samotności i wiary w najwyższą harmonię
składam słowa mozolnie w białe skrzydła kartek
i serca sygnaturką głośno w wierszach dzwonię…
NIEZALEZNY ZAKLAD POETYCKI. Kubalonka. Naród,który sie oburza,ma prawo do nadziei, ale biada temu,który gnije w milczeniu. Cyprian Kamil Norwid