Bez kategorii
Like

BESKIDY

05/07/2012
538 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
no-cover

oto tyle pogórów zbiegło się do siebie…tyle dolin się krwawi w kalinach i…

0


  

BESKIDY

 

Krajobraz wewnętrzny

 

oto tyle pagórów zbiegło się do siebie

tyle dolin się krwawi w kalinach i głogach

halny tędy przebiega szybko sarnim tropem

gdzie przez przełęcz się wspina jego szumna droga

 

z tej miłości do lasu i kojącej ciszy

z samotności i wiary w najwyższą harmonię

składam słowa mozolnie w białe skrzydła kartek

i serca sygnaturką głośno w wierszach dzwonię

 

myśli jak ćmy natrętne wokół świecy serca

zataczają świetliste pętle przeznaczenia

wiem że od was odejdę i zostawię słowa

i między nimi wielkie przestrzenie milczenia

 

przeminą wszystkie lata jak chore jesienie

poganiam wciąż tęsknotą okręty obłoków

co płyną od Słowacji poprzez zęby grzbietów

i wsiąkają w wilgotną pelerynę mroku

 

umarli płaczą cicho w roztrzęsionych brzozach

i wiotkie wyciągają na wietrze ramiona

za nami długa droga ginie w niepamięci

gdy wiatr wieków z szelestem gubi ich imiona

 

płynie przeze mnie cicho ciemny mrok wieczoru

na krawędzi dwóch światów cienie w trwożnym stadzie

a do nóg mi się łasi gęsta ciemność nocy

i długie cienie bólu na sercu mi kładzie

 

zgarbionym bukiem wrastam w strome zbocze trwogi

zegar przędzie cierpliwie postrzępioną ciszę

rozsiadają się zjawy od dawna znajome

gdy w ramionach gałęzi ich cienie kołyszę

 

bladość czoła śmiertelnie wokół pnia opięta

tylu już pożegnałem w nieba jasnych progach

zaufałem bez reszty harmonii stworzenia

co każdego z nas wiedzie do jednego Boga

 

z tej miłości do lasu i kojącej ciszy

z samotności i wiary w najwyższa harmonię

składam słowa mozolnie w białe skrzydła kartek

i serca sygnaturką głośno w wierszach dzwonię

 

Beskidy gdzie korzenie wierszy poskręcane

trzymają pień wysmukły mojego marzenia

gdzie w ciszy lepiej słychać ciężki oddech życia

i gdzie kamień porasta gęstym mchem milczenia

 

a Słowo bywa wolnym obłokiem i ptakiem

co bez lęku przysiada w wyciągniętych rękach

i przestrzenią wolności rozpiętą wysoko

co faluje na wietrze naszych marzeń miękko

 

tutaj chłodem przenika zimny wiatr ze wschodu

gdy na świerkach zostawia wielkie strzępy mroku

i pamięć co układa wielkie krzyże żalu

gdy pędzi ponad głową kibitki obłoków

 

przecież widzimy wszyscy jak oni tam giną

lecz serca mamy zimne jak szklane ekrany

a oni tam od głodu jak jesienne drzewa

sczerniałe i bez liści w płaczu rozebrane

 

jestem z wami lecz jakże gorzkie to stwierdzenie

kiedy myśl nic nie znaczy w spotkaniu z żelazem

gdy biegamy za swymi drobnymi sprawami

bo miłość i nienawiść trudno złączyć razem

 

pióro trzymam jak płomień szarpany na wietrze

którym radość i smutki pośród życia chwieją

osłaniam je więc ufnie modlitwą i wiarą

wiersz od wiersza zapalam wciąż nową nadzieją

 

z tej miłości do lasu i kojącej ciszy

z samotności i wiary w najwyższą harmonię

składam słowa mozolnie w białe skrzydła kartek

i serca sygnaturką głośno w wierszach dzwonię

 

a czas uczy pokory…tępi ostrza buntu

i cierpliwie przez lata pozory rozwiewa

bywa że nam zostanie tylko drobne ziarno

niezwykła tajemnica ogromnego drzewa

 

które naszego trwania i losu człowieka

ogromną i rozrosłą wielką metaforą

ono rośnie ku niebu w mozole i trudzie

na przekór przeciwnościom burzom i pozorom

 

tu kamień jest milczeniem…woda płaczem chmury

ptak kluczem co otwiera wielką przestrzeń losu

zieleń upartą wiarą co zrasta się z ziemią

harmonią która spada w srebrnych łzach kosmosu

 

Człowiek z ciężką tablicą dziesięciu przykazań

mozolnie dźwiga dotąd tajemnicę wiary

poprzez czas darowany w czterech porach roku

gdy Bóg  co dzień nakręca słoneczne zegary

 

wybacz mi Panie jeszcze tę ciekawość świata

tę lękliwą nadzieję w chwilach ciężkich godzin

tę nieufność do ludzi co mnie okłamali

gdy serce znów z obawą jak zwierzę podchodzi

 

i owijam się lasu zielonym bandażem

i okrywam się nieba chmur wełnianych pledem

i obmywam się wodą z wiślanego źródła

i przeliczam modlitwy dni kolejnych siedem

 

i umieram ze świerkiem na słonecznym zboczu

i odchodzę w milczeniu w wyschniętym potoku

gdy drętwieją ramiona brązowe i rdzawe

przyrody krzyżowanej na beskidzkim stoku

 

jeszcze kos czarny ornat zakłada do śpiewu

i rzeźbi srebrnym fletem smukły dom harmonii

gdy wśród groni rozbrzmiewa żałobne Requiem

i na trwogę w dolinach wielkim echem dzwoni

 

z tej miłości do lasu i kojącej ciszy

z samotności i wiary w najwyższą harmonię

składam słowa mozolnie w białe skrzydła kartek

i serca sygnaturką głośno w wierszach dzwonię…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

0

40i4

NIEZALEZNY ZAKLAD POETYCKI. Kubalonka. Naród,który sie oburza,ma prawo do nadziei, ale biada temu,który gnije w milczeniu. Cyprian Kamil Norwid

789 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758