Bez kategorii
Like

Beczka Amontilado. Toyahowi

05/03/2011
382 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
no-cover

 Żeby zrozumieć o co chodzi w pisaniu trzeba obejrzeć film pod tytułem „Beczka Amontilado”, nie wiem według czyjego opowiadania nakręcono tę nowelkę, ale jest po prostu wspaniała. Pokazywano ją dawno temu w telewizji, przed dziennikiem telewizyjnym zwanym dziś 'Wiadomościami’. Była jedną z wielu półgodzinnych, niskobudżetowych, rozwalających swoim klimatem widza, produkcji telewizji polskiej. Była kiedyś taka telewizja, wierzcie mi, nawet za komuny. „Beczka Amontilado” – warto zapamiętać. Akcja rozgrywa się w piwnicach, bohaterowie to dwóch przyjaciół, jeden jest wybitnym znawcą win, a drugiemu wydaje się, że jest wybitnym znawcą win. Ten pierwszy – wystarczy, że włoży palec do beczki, obliże go i już wie co jest w środku – Amontilado czy Sherry. Ten drugi dopiero po wypiciu połowy beczki i głośnym […]

0


 Żeby zrozumieć o co chodzi w pisaniu trzeba obejrzeć film pod tytułem „Beczka Amontilado”, nie wiem według czyjego opowiadania nakręcono tę nowelkę, ale jest po prostu wspaniała. Pokazywano ją dawno temu w telewizji, przed dziennikiem telewizyjnym zwanym dziś 'Wiadomościami’. Była jedną z wielu półgodzinnych, niskobudżetowych, rozwalających swoim klimatem widza, produkcji telewizji polskiej. Była kiedyś taka telewizja, wierzcie mi, nawet za komuny. „Beczka Amontilado” – warto zapamiętać. Akcja rozgrywa się w piwnicach, bohaterowie to dwóch przyjaciół, jeden jest wybitnym znawcą win, a drugiemu wydaje się, że jest wybitnym znawcą win. Ten pierwszy – wystarczy, że włoży palec do beczki, obliże go i już wie co jest w środku – Amontilado czy Sherry. Ten drugi dopiero po wypiciu połowy beczki i głośnym mlaskaniu, trwającym o wiele za długo, orzeka o gatunku wina w beczce. Przeważnie błędnie. Czyni to zeń człowieka tragicznego, albowiem w przeciwieństwie do swojego przyjaciela, który na winie się zna, jest nasz bohater człowiekiem wrażliwym i delikatnym. Powiedziałbym nawet – przewrażliwionym i świadomym tej swojej słabości. Nie rozumie on także, jak to jest możliwe, że taki buc, taki dęty palant jak ten drugi, co mu palec wystarczy zamoczyć, ma taki dar. Nie rozumie jak Pan Bóg mógł się tak pomylić. On – serce na dłoni, błysk w oku, empatia, wiedza, wspomniana już po wielokroć wrażliwość, pewna czułość nawet – i co? I nic. Zawsze pomyli Amontilado z Sherry.

 

Sprawa zaczyna być coraz bardziej irytująca, bo znawca win, widząc że jego delikatny kompan nie potrafi sobie poradzić ze stresem, miast zostawić go w spokoju, czyni zeń tło dla swoich popisów. Nie jest to miłe dla naszego bohatera, jest jednak ważne, z czego zdaje sobie sprawę widz. Ważne dlatego, że to jedyna droga do tego by nasz wrażliwiec zaczął naprawdę rozróżniać Amontilado od Sherry, a jeśli mu się to nie uda, by zajął się wreszcie czymś innym, co da mu satysfakcję i uczyni szczęśliwym. Ten pierwszy wariant pewnie bardziej by ucieszył nieszczęśnika, ale – będąc człowiekiem delikatnym – wierzy on w rzecz nieprawdopodobną – w bezstresowe przekazywanie umiejętności i wiedzy. Wierzy w to tak głęboko, że w końcu zdaje mu się iż jego kumple znawca chce dla niego jak najgorzej, wręcz uważa, że on go prześladuje swoim eksperckim stosunkiem do wina i swoją nonszalancją. Postanawia więc jakoś ten palący problem rozwiązać.

 

Pewnego dnia mówi swojemu druhowi – zapomniałem dodać, że rzecz dzieje się w scenerii osiemnastowiecznej – o beczce wyśmienitego wina, które ma schowane gdzieś w podziemiach. Beczka jest duża, nie da się jej wynieść, a to podobno jest znakomite Amontilado. Kolega patrzy nań chytrze i już wie, że zejdzie do tych piwnic, uśmiecha się i mówi tylko jedno słowo – Sherry. – Amontilado – odpowiada nasz bohater i też ma błysk w oku. Obaj zadowoleni, w radosnym nastroju, z pochodniami w dłoniach, schodzą do lochów. W czasie przechodzenia przez kolejne piwnice okazuje się, że są tam także inne beczki. Znawca próbuje z każdej i bez pudła rozpoznaje co jest w środku. Nasz bohater, jest coraz bardziej zirytowany i smutny, nie łamie się jednak i prowadzi przyjaciela, coraz bardziej podchmielonego na sam koniec podziemnego labiryntu do tej jednej, wspaniałej beczki Amontilado. Po drodze orientujemy się, że to co rzeczywiście jest w beczkach nie ma już istotnego znaczenia od dawna, ważny jest tylko ten grymas na twarzy człowieka, który chce a nie może, nie może zaś, bo nie rozumie, że zawartość beczki jest nieistotna, a cała tajemnica jest poza nią. On uparcie wierzy w beczkę. Kiedy dochodzą do końca korytarza, do ostatniej wysklepionej komnaty, odnajdują prócz beczki także narzędzia murarskie i całą kastę rozrobionego wapna. Jest także przygotowany stos cegieł. Znawca win ledwo stoi na nogach bo beczek po drodze było sporo. Zabiera się jednak do odszpuntowywania tej ostatniej. – Amontilado – mówi nasz wrażliwiec. – Sherry – bełkocze znawca i przechyla baryłkę, która okazała się wcale nie tak duża i nie tak ciężka. Dopiero tutaj bohater nasz dowiaduje się wszystkiego o sobie, o winie i o sukcesie. Kiedy jego kolega zwala się z nóg, zaczyna układać cegły, jedna po drugiej, jedna po drugiej. Wszystko sobie przecież wcześniej przygotował. Gdy pijany kompan orientuje się, co się święci jest już za późno, mur już zbyt wysoko sięga, można tylko krzyczeć. Piwnice jednak są głębokie i na pewno nikt tam nie trafi. Jedna pociecha to ta beczka, która została po tamtej stronie, razem z nim.

 

Po co ja to wszystko piszę? Po to, by wyjaśnić czym jest pokora wobec materii i wobec pracy. Oto zanim zacząłem prowadzić bloga w salonie24 bardzo długo czytałem swoich ulubionych autorów. Przede wszystkim FYM-a, Jareckiego i Toyaha. Trwało to i trwało, a ja nie mogłem nacieszyć się tym, że są tak znakomicie autorzy na świecie, że ja mogę ich czytać za zupełne bezdurno i nie ma do nich kolejek po autograf. Kiedy pomyślałem, że mógłbym prowadzić bloga, zacząłem od tego, że napisałem list do Jareckiego. Prywatny list, w którym napisałem mu, że jest po prostu świetny. I nie było w tym kokieterii, ponieważ do dziś uważam, że Jacek Jarecki jest znakomitym autorem. Trochę sobie pokorespondowaliśmy, ale w końcu przestaliśmy. Potem założyłem bloga, zrobiłem to z duszą na ramieniu, bo wydawało mi się, że nie mam czego szukać wśród takich mistrzów. Po jakimś czasie napisałem tekst o Toyahu, który jest według mnie po prostu wielki. I jak pisze ktoś inny to jest tak jakby rzucał w wodę kamykami, a jak pisze Toyah to tak, jakby z nieba wpadła w tę wodę wielka betonowa płyta. Powoli zdobywałem sobie czytelników, w salonie blog mój nie był jakoś szczególnie eksponowany, ot jeden z wielu, a mimo to ilość odsłon i komentarzy była bardzo duża. Sprawiało mi to przyjemność. I powiem ci Toyah, że ta przyjemność bierze się właśnie z pokory. Nie z czegoś innego. Z pokory i ze skromności oraz z właściwego rozpoznania tego co jest w beczce. I tego wszystkiego drogi przyjacielu my dwaj mamy aż nadto. Nie wiem czy to dobrze, ale póki co nie widzę wokół siebie, ani kasty z wapnem, ani cegieł.

0

coryllus

swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy

510 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758