Ani nie był kapitalistą, ani antykapitalistą. Wczuwał się w rytm serca ludzkiego.
Błogosławiony mąz, który nie chodzi za radą występnych…
Tak więc "prostacki wikary z Niegowici", jak pisała o nim Trybuna, zostaje beatyfikowany. Dobrze, ze Kościół wierzy jeszcze sam w siebie (credo in unam, sanctam, apostolicam et catholicam Ecclesiam) i zamiast beatyfikacji tego świata (wtedy Jan Paweł II byłby na jednym ołtarzu księzną Dianą, Nelsonem Mandelą i Jurkiem Owskiakiem) przeprowadza własne poprzedzone procesami opartymi na prawie kanonicznym.
Jan Paweł II jest autentycznym bohaterem wielu Polaków (miliony na Mszach i wpływ na życie pokolenia), przedmiotem quasioficjalnego kultu publicznego (choćby te zdjęcia z nim na najbardziej zadziwających biurkach "tego kraju"), źródłem nadziei wielu wojujących o lepszą Polskę (punkt odniesienia prawicy społecznej od Akcji Katolickiej po Radio Maryja) i punktem do refleksji do niepokornej prawicy (ta miewa innych idoli).
O co chodzi z tym papiezem? Ano o to, ze mówiąc o sprawach poboznych tak wczuwał się w rytm serca ludzkiego, iz chciano go słuchać. Inni mówili równie i nawet bardziej poboznie, a jednak jakby obok serc. ludzkich. Z kolei samozwańczy prorocy udawali przyjaciół ludu, a tylko zerowali na nim. Polak z Wadowic sięgał do głębi, ale rozumiał, ze nie zewnętrzny przebieg spraw, lecz rzeczywistość serca decyduje o wszystkim…
Jednocześnie umiał i chciał pokazać, ze stare formuły wyrazały prawdziwe treści. Dlatego nosił szkaplerz, śpiewał wielowiekowe pieśni, wspominał dawne księgi o duchowości, cytował staropolską poezję i rzewnie nawiązywał do wiary pokoleń. Kłopot w tym, ze to, co w nim było zywe i wielokrotnie wracało, dla wielu jego zwolenników i wyznawców jest tylko zabytkiem i nawet reliktem nie wartym większej uwagi.
Jak żaden z papiezy ubiegłego wieku Jan Paweł II chwytał byka za rogi i mówił o państwie, prawie oraz ekonomii. Ani nie był kapitalistą, ani antykapitalistą. Ani amerykańcy neokonserwatyści, ani myśliciele Samoobrony nie mieli racji, przypisując go do swego grona. Papiez mówił o wielu konkretach gospodarczych opartych o zasady ekonomii, ale jako nauczyciel duchowy. Nie znaczy to, ze odmawiał lub przyznawał rację szkołom ekonomicznym, ale ze ządał rzetelności w dązeniu ku celom prawdziwie ludzkim. Dlatego tez z jednej strony nikt nie ma prawa powoływać go jako swego patrona, ale z drugiej strony kazda doktryna i kazdy stan rzeczy moze być rozpatrywany w oparciu o kryteria godnościowe. Skoro rozpatrywany, to i aprobowany lub odrzucany, choć też bez pewności, ze miłośnicy polskiego papieza trafnie odczytują jego myśl.
Warto i dzisiaj czytać jego encykliki o pracy, o sprawach społecznych, o nowym tysiącleciu. Nie po to, aby bić nimi innych po głowie. Po to, aby rozumieć. Rozumieć, ze nie ma gospodarki bez zysku, ale nie ma tez społeczeństwa bez współczucia. Socjalista zechce zastąpić zysk współczuciem. Liberał sprywatyzuje współczucie. Tymczasem papista kaze zarabiać ("Bóg, pieniądze i ojczyzna – trafne hasło, każdy przyzna") i rozdawać od serca, gdy wyżywimy rodzinę.
Błogosłąwiony mąz, który ani uległ moznym tego świata, ani nie stał się papieżem-robotnikiem. Starał się iść za Mistrzem z Nazaretu.
"absolwent polonistyki i filozofii KUL, posel na Sejm w latach 2001-07, przewodniczacy Komisji Gospodarki oraz tzw. bankowej komisji sledczej, obecnie przedsiebiorca i menedzer oraz wspólzalozyciel Stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek"