Losy III RP a zwłaszcza doświadczenia ostatnich lat skłoniły mnie do pogłębionej, acz bez wątpienia subiektywnej refleksji nad demokracją. Zaznaczam, że nie jest to dysertacja naukowa, lecz zbiór luźnych uwag i refleksji profana starającego się nakłonić umysł do logicznego myślenia. Niektóre z nich mają status truizmów, lecz, jak powiedział kiedyś Enrico Fermi, nigdy nie należy lekceważyć przyjemności, jaką każdy z nas odczuwa, słysząc coś, o czym już wie. Jeśli jednak Czytelnik zauważy miejsca, w których umysł mój narowisty poszedł samopas, będę wdzięczny za uwagi.
Demokracja nie jest czarna, biała ani czerwona. Ona jest szara – i przez to piękna – przekonywał przed laty Adam Michnik w artykule „Szare jest piękne” (GW z dn. 4-5 stycznia 1997r). Szare – czyli średnia statystyczna. Wypadkowa głosu mas. Budując pozornie nieskazitelny logicznie wywód oparty na prostej aksjomatyce, Michnik zapomniał o mądrości przysłowia pouczającego nas, że „diabeł tkwi w szczegółach”. Realizm, rozsądek nakazują ciągle mieć w świadomości ową prawdę, pamiętać nie tylko o atutach demokracji, lecz i o zagrożeniach, jakie za sobą niesie – miast lukrować ją wątpliwej jakości sloganami w stylu „szare jest piękne”. Niestety, nie jest. Szare jest po prostu szare a dyktat statystyczny zawiera tyle mądrości, ile jest jej w stwierdzeniu „pan i pies mają średnio po trzy nogi”.
W eseju Lewica-Prawica: rzut aksjologiczny pisałem: „Nie mając absolutnego odniesienia, oświeceniowa aksjologia wpadłaby w pułapkę logicznych sprzeczności. Dlatego znalazła swój absolut: społeczeństwo. (..) Społeczeństwo nie mogłoby się znaleźć na szczycie wartości, gdyby było pozbawione przywileju sprawowania władzy. A rządzić może ono wyłącznie poprzez mechanizmy statystyczne. Poprzez mechanizmy demokracji przedstawicielskiej. Z mechanizmów tych korzysta i lewica i prawica. Demokracja przedstawicielska stosowana jest od stuleci i w zasadzie dziś niczego złego nie wolno o niej mówić. Stanowi wartość. A właściwie to dla niektórych nawet Wartość. Apostołowie oświeceniowego porządku składają jej wiernopoddańcze hołdy i piszą wzniosłe panegiryki, choćby takie jak wspomniany już artykuł Michnika „Szare jest piękne”. Jedną z wielu zalet demokracji ma być, wg Michnika to, że jest lekarstwem na dyktatury. Tymczasem wykreowała ona potężną dyktaturę środków masowego przekazu, których toczące boje strony polityczne używają jako oręża.
Na tym polu bitwy rządzi prawo wielkich liczb. Sztuka się liczy a nie jakość. Głos menela spod budki z piwem, praczki, sprzątaczki, górnika, stoczniowca (tłuszczy – bardziej eufemistycznie i elegancko zwaną dziś elektoratem), waży tyle samo co głos profesora uniwersytetu, arcybiskupa, aktora, politologa (elity). A że tych pierwszych jest o niebo więcej, szykuje się amunicję, która ich właśnie ustrzeli. Gdy znajdzie się właściwą, sukces gwarantowany. Elity niech sobie myślą co chcą, pies je drapał! Prawo wielkich liczb jest nieubłagane.
Tak więc pod eufemizmem „marketing polityczny” skrywa się maszynka do ogłupiania mas którego celem jest zwycięstwo w wyborach. Przecież moja władza w systemie nowożytnej demokracji sprowadza się do owej jedynej Chwili, gdy ręka zawiśnie nad urną. Stąd największym zmartwieniem tych, którzy aspirują do faktycznej władzy jest kondycja mej świadomości w tej Chwili. Cała reszta – ów stek frazesów rodzaju „wolność, równość, braterstwo”, czy osobliwe menu obietnic: jak to mi będzie dobrze pod władzą tego właśnie kandydata, jaką to aurą patriotyzmu, szacunku i obywatelskiej troskliwości jest on otoczony – to tylko ozdobniki mające zapewnić mi dobre samopoczucie przez oddalenie choćby śladu podejrzenia, że jestem obiektem manipulacji.
Oczywistym jest, że w optyce kandydata „ja” oznacza tu nie mnie w szczególności, ale całą tłuszczę – excuse le mot – elektorat.
Aby zapewnić sobie skuteczność, „trenerzy” kandydatów bacznie przyglądają się, jak też kształtuje się kondycja tłuszczy. Mają przeto wzięcie wszelkie badania opinii publicznej. Kampania wyborcza to raj dla „cebosów”, „obopów” i innych ośrodków badających stan duszy tego molocha bez twarzy. Ponieważ elektorat jest skrupulatnie karmiony wynikami takich badań, zachodzi swoistego rodzaju sprzężenie zwrotne. Przyczyn jego istnienia jest zapewne sporo, choćby instynkt stadny; ich dokładne wyliczenie zostawiłbym jednak specom od inżynierii mas, czyli socjotechnikom. O skuteczności (nieustającej) tego narzędzia świadczy fakt, że politycy o te wyniki sondaży zabiegają, akcentują je gdy są one korzystne, gdy mniej, bagatelizują. Zabiegają do tego stopnia, że pijarowcy sztabów wyborczych na ostatnie gorące dni kampanii przygotowują ulotki promujące swego kandydata zawierające fikcyjne wyniki sondaży dla niego korzystne (sam to widziałem). Tak więc polityka kampanii ma względem sondaży charakter kreatywny a nie konsumencki – innymi słowy, ma ona wpływ bezpośredni.
Największym sukcesem marketingu politycznego jest ogólnoświatowa kanonizacja Opinii Publicznej. Jest ona bóstwem, którego autorytet nie podlega dyskusji. Gdy telewizyjne „Wiadomości” przekazują kolejne wyniki badań „obopu”, milkną w domach rozmowy. Gdy w telewizyjnej debacie ktoś odwoła się do procentów „cebosu”, stanowi to argument bezdyskusyjnie zamykający przeciwnikowi usta. A cóż to jest w istocie rzeczy? Mądrość objawiona? Teoria skrząca nieskazitelną perfekcją logiki? Nie, to po prostu głos tłuszczy. Czasem zmanipulowany głos tłuszczy.
Churchill nie był tak gorliwym apologetą demokracji jak Michnik, lecz też nie do końca zgadzam się z jego tezą wygłoszoną w trakcie przemówienia w Izbie Lordów 11 listopada 1947r. Indeed, it has been said that democracy is the worst form of government except all those other forms that have been tried from time to time. (Stwierdzono, że demokracja jest najgorszą formą rządu, jeśli nie liczyć wszystkich innych form, których próbowano od czasu do czasu). Myślę, że bywały formy lepsze, zaś demokracja (taka jaką mamy, zatem rozumiana jako ustrój polityczny, w którym źródło władzy stanowi wola większości obywateli) jest obciążona szeregiem wad. Niektóre z nich postaram się tu wyłuszczyć.
1. Zarządzanie społeczeństwem za pomocą mechanizmów statystycznych jest irracjonalne.
Gdyby poddać pod publiczne głosowanie, jakie powinny być parametry wytrzymałościowe mostu, zostałoby to pewnikiem wyśmiane – tu bowiem nikt nie ma wątpliwości, że są to kompetencje inżynierów. A z mechanizmami rządzącymi społecznością jest inaczej? Statystyczna kompetencja społeczeństwa w wyborze osób mających sprawować władzę jest bliska zeru. Argument o „zbiorowej mądrości” jest czysto ideologiczny, nie poparty ani żadną teorią ani praktyką. Nawet w piłce nożnej, na której, jak wieść gminna niesie, „każdy się zna” decyzje powierza się selekcjonerom wyłanianym bynajmniej nie drogą wyborów powszechnych. A piłka to sport ergo rozrywka ledwie. Tymczasem sprawy żywotne dla narodowego bytu beztrosko powierza się „mądrości zbiorowej”.
2. Demokracja jest znakomitą pożywką dla selekcji negatywnej.
Ponieważ większościowy target jest bardzo podatny na demagogię, uprawiają ją bez żenady osobnicy pozbawieni poczucia odpowiedzialności i przyzwoitości (osobiście nazywam takich szubrawcami). Ludzie honoru przegrywają już na starcie. Vide: sukces Tymińskiego, Leppera, cuda Tuskowe.
3. W ciszy każdy szept jest słyszalny. W totalnym zgiełku nie słychać nic.
Dynamika metabolizmu informacyjnego w społecznościach sięgnęła zenitu. Ludzie znieczulają się na odbiór informacji, w odruchu obronnym asymilują ją naskórkowo. Czyni to pranie mózgów dziś znacznie łatwiejszym niż kiedyś. A to w warunkach demokracji (dyktat statystycznej większości) świetny sposób na sięgnięcie po realną władzę (demokracja demokracją ale ktoś rządzić musi). Przez kogo? Przez tych, którzy nie mają moralnych oporów przed praniem mózgów.
4. W warunkach demokracji rządzący są zakładnikami społeczeństwa.
W trosce o wynik w kolejnych wyborach zwycięzcy unikają niepopularnych decyzji (np. odsuwając je w przyszłość). Gdy chcą być bardziej uczciwi i podejmą się wdrażania niepopularnych reform – przegrywają (patrz los koalicji AWS-UW). Monarcha nie był zakładnikiem poddanych, zwłaszcza w systemie dynastycznym. Gdy trafiło na uczciwego (dobry król funkcjonował nie tylko w bajkach) – królestwo rozkwitało. W demokracji gdy trafi na uczciwego (choć to mało prawdopodobne, vide: selekcja negatywna) – przegrywa. Tłuszcza chce chleba i igrzysk a nie reform.
5. Demokracja wyłania władzę stanowiącą obraz statystyczny społeczeństwa.
Ernest Skalski napisał przed laty, że demokracja jest dobrym sposobem sprawowania władzy, gdy statystyczna kondycja moralna społeczeństwa jest wysoka. Jeśli jego kondycja moralna jest niska, takie też będą władze – więcej – zaistnieje przyzwolenie społeczne na niegodziwe zachowanie. Przykłady: pijackie ekscesy Kwacha, jego krętactwo z magistrem i „Polisą” ani trochę nie zaszkodziły mu w zwycięstwie. Podobnie, afery wysokich urzędników państwowych nie spowodowały spadku popularności PO.
Na koniec rozważmy, czy demokracja rzeczywiście chroni nas przed fundamentalizmem, jak to twierdzą jej apologeci, w tym także wspomniany Adam Michnik:
Fundamentalizm – etniczny i religijny – to niebezpieczna zaraza, którą pozostawia nam w spadku XX wiek. Fundamentaliści wszelkich odmian piętnują moralny relatywizm demokracji, tak jakby to państwo miało być strażnikiem cnoty. My zaś, obrońcy szarej demokracji, nie przyznajemy państwu tego prawa. Chcemy, by cnót ludzkich strzegły ludzkie sumienia.
Fundamentalizm etniczny, religijny, to niebezpieczna zaraza, święte słowa. Lecz niemniej groźny jest fundamentalizm demokratyczny – ten, który stawia władzę ludu ponad prawem, który odmawia państwu kompetencji do strzeżenia cnót ludzkich. Co to w konsekwencji oznacza? Zauważmy: państwo normuje życie obywateli poprzez prawo. Jeśli prawo to nie będzie chronić cnót, to czegóż będzie strzec: niegodziwości?
Pan Michnik marzy by nie państwo, lecz ludzkie sumienia strzegły cnót ludzkich. To wzniosłe marzenie. Lecz, skorośmy w oświeceniowej mądrości zdecydowali się na państwo świeckie, spytam: a co będzie strzegło ludzkich sumień? Szarość, która jest piękna?
Godzi się na zakończenie przytoczyć słynne słowa Jana Pawła II zawarte w encyklice Centesimus annus, a przypomniane podczas pamiętnej wizyty w Sejmie Rzeczpospolitej w dniu 11 czerwca 1999 r.: „Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”.