Banki, franki i bratanki
05/10/2011
411 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
Budapeszt znalazł sposób na kredyty hipoteczne we frankach szwajcarskich: ustawowo odciążył dłużników, a obciążył banki wierzycielskie. Jaki sposób znajdzie Warszawa?
Podobnie jak w Polsce, obce banki na Węgrzech szczodrze oferowały kredyty mieszkaniowe we frankach szwajcarskich. Począwszy od roku 2004 suma węgierskich pożyczek hipotecznych urosła do ponad 2,5 biliona forintów, z czego prawie 80% we frankach. Węgrzy brali je głównie w czasie, gdy forint stał całkiem mocno, i zupełnie tak jak w Polsce mają coraz więcej kłopotów z ich spłacaniem teraz, gdy w ciągu ostatnich trzech lat także ich forint mocno poleciał w dół.
I oto z pomocą zadłużonym przyszedł prawicowy rząd Viktora Orbana i jego partii Fidesz. Po prostu 9 dni temu uchwalono tam ustawę, że cały dług we frankach może być spłacony w forintach po stałym kursie 180 forintów za franka. W momencie uchwalania ustawy rynkowy kurs franka wynosił 235 forintów. Różnicę w cenie mają pokryć banki. Rzecz jasna, podniósł się straszny rejwach, głównie wśród banków austriackich i włoskich, które na węgierskim rynku hipotecznym były dotąd najbardziej pod tym względem aktywne. Zarzuty o łamaniu prawa przez rząd i o sprzeniewierzaniu się przez Fidesz swej prawicowej tożsamości należą do najłagodniejszych. Banki przywołują na pomoc Brukselę i przygotowują wnioski do sądów. Rząd odpowiada, że banki muszą ponieść konsekwencje grania na nieświadomości ryzyka ze strony klientów lub – w najlepszym razie – swych lekkomyślnych decyzji kredytowych. Zoltan Kovacs, minister komunikacji zapowiada, że sprawa długów walutowych będzie teraz priorytetem rządu. Banki winny ostrzec pożyczkobiorców przez ryzykiem jakie wiąże się z braniem pożyczek w obcej walucie. Kovacs oskarża bankierów, że zachowywali się „jak gangsterzy na Dzikim Zachodzie”.
Na tym tle ruszyła jednak przeciw rządowi spora propagandowa ofensywa w kraju i za granicą. Mnożą czarne scenariusze dla gospodarki. Węgierski bank centralny oczekuje w przyszłym roku inflacji na poziomie 4,7%. Międzynarodowy Fundusz Walutowy wróży wzrost tylko na poziomie 1,7%. Peter Duronelly, szef funduszu inwestycyjnego Budapest Investment Management ostrzega przed gwałtownym pogorszeniem się całego otoczenia biznesu na Węgrzech.
W węgierskich mediach pojawiły się także spekulacje na temat politycznych motywów i implikacji tego kroku. Tamas Boros, z węgierskiego Klubu Poszukiwaczy Rozwiązań (think-tanku), zresztą b. minister spraw zagranicznych, uważa, że rząd walczy w ten sposób o zachowanie ważnego elektoratu wśród zadłużonych. Są to przeważnie pracownicy fizyczni poniżej pięćdziesiątki, ze średnim wykształceniem, mieszkający na prowincji (co na Węgrzech oznacza poza Budapesztem). Dawniej byli główną siłą wsparcia dla socjalistów, którzy rządzili Węgrami w latach 2002-2010, ale ostatnio przerzucili swe poparcie na Fidesz. Rząd obawia się, że dalsze pogłębianie się kłopotów ekonomicznych rzuci ich w ramiona Ruchu na rzecz Lepszych Węgier (Jobbik Magyarorszagert Mozgalom), zwanego w skrócie Jobbik, który stale zyskuje w sondażach. Jest to trzecie co do wielkości ugrupowanie na Węgrzech, mające opinię partii nacjonalistycznej, chrześcijańskiej, eurosceptycznej, antysemickiej i antycygańskiej, ale jednocześnie prosocjalnej i tradycjonalistycznej. Założył ją w 2003 roku Gergely Pongratz. Partia ta ma już 43 posłów w węgierskim parlamencie i troje w Parlamencie Europejskim, a na dodatek ciągle rośnie.
O wiele mniej groźni wydają się dziś dla rządu socjaliści, którzy po klęsce w zeszłym roku są zajęci głównie wewnętrznymi walkami i lizaniem ran po niechlubnych rządach Ferenca Gyurcsany’ego. Byłemu premierowi grozi sąd i więzienie za kilka spraw z okresu sprawowania władzy: brutalne tłumienie demonstracji z 2006 roku, dopuszczenie do nadmiernego i zabronionego prawem zadłużenia kraju i liczne nadużycia władzy, w tym zgoda na przekazanie ziemi inwestorom z Izraela na projekt kasyna. Gyurscany odrzuca wszystkie oskarżenia jako politycznie umotywowane i nawet ostatnio zrzekł się immunitetu parlamentarnego by dowieść swej niewinności, ale szybko tego pożałował, bo grozi mu areszt w sprawie afery z kasynem. Co więcej, ostatnio wyszło na jaw, że trzej wysocy rangą szefowie węgierskich służb bezpieczeństwa byli agentami rosyjskiego wywiadu, a prasa dodatkowo wiąże to z faktem, że teść Gyurcsany’ego miał bardzo ścisłe powiązania z b. wywiadem bułgarskim i za komuny był szkolony w Sofii. Otoczenie Gyurcsany’ego widzi w tym vendettę Orbana, ale rząd twierdzi, że czas najwyższy egzekwować równe prawa wszystkich obywateli i odpowiedzialność rządzących za swe decyzje lub zaniedbania.
Niestety, w powszechnej opinii Węgrów Fidesz nie jest bynajmniej partią z kryształu, a korupcja jest nadal powszechna i wydaje się wzrastać. W standardach postrzegania korupcji przez Transparency International, w które mało kto wierzy i traktuje poważnie, Węgry uplasowały się w zeszłorocznym rankingu kolejny raz niżej, wraz z Arabią Saudyjską i Jordanią. Narastająca walka między Fideszem a socjalistami, w której obie strony obrzucają się oskarżeniami, obnażają nawzajem swe nadużycia i szukają na siebie haków, jest bardzo na rękę Jobbikowi, który wydaje się być tym trzecim, który najbardziej na tym skorzysta.
Bogusław Jeznach