Bez kategorii
Like

Ballada z 1831r. „Rycerz Polski” niepublikowana do dzisiaj.

25/02/2011
344 Wyświetlenia
0 Komentarze
15 minut czytania
no-cover

Rycerz Polski w olszynie pod Grochowem Ballada Pękły chmury! horyzont wypogodził czoło, Jaśniało gwiazd tysiące, w Niebieskim sklepieniu Xiężyc srebrne promienia, rozrzucał w Około Wściekły Eol wspokoynym zostawał milczeniu          Tylko niekiedy w sród spokoyney ciszy.          Rycerz polski śpiąc w krzewinie          W pamiętney zawsze Olszynie          Przerywane Jęki słyszy. „Juź niema moiego Oyca „Matka iuź moia nie żyie „Zabił ich Moskal zabóyca „Niech go Bóg mściciel zabije.            „Lecz niestety! Co za zmiana           „Jakiegoź ten los Tyrana?           „Tu pełno zbójców być musi            „Ten iuź umarł ten się krtusi. „Tu krew płynie „Po krzewinie, „Tu trupów leźy tysiące „Tu są pociski trujące.              „O! czemuź czarownic grono              „Nie pognębi tych zabójców              „Co truią Polaków […]

0


Rycerz Polski w olszynie pod Grochowem

Ballada

Pękły chmury! horyzont wypogodził czoło,

Jaśniało gwiazd tysiące, w Niebieskim sklepieniu

Xiężyc srebrne promienia, rozrzucał w Około

Wściekły Eol wspokoynym zostawał milczeniu

         Tylko niekiedy w sród spokoyney ciszy.

         Rycerz polski śpiąc w krzewinie

         W pamiętney zawsze Olszynie

         Przerywane Jęki słyszy.

„Juź niema moiego Oyca

„Matka iuź moia nie żyie

„Zabił ich Moskal zabóyca

„Niech go Bóg mściciel zabije.

           „Lecz niestety! Co za zmiana

          „Jakiegoź ten los Tyrana?

          „Tu pełno zbójców być musi

           „Ten iuź umarł ten się krtusi.

„Tu krew płynie

„Po krzewinie,

„Tu trupów leźy tysiące

„Tu są pociski trujące.

             „O! czemuź czarownic grono

             „Nie pognębi tych zabójców

             „Co truią Polaków łono

             „I zabiiaią nam Oyców;

W tem znikło takie ięczenie,

Z nów nastąpiło milczenie

I wśród spokoyney ciszy

Rycerz polski tylko słyszy,

            Leśnych ptaków, smutne pienia

            I konających westchnienia.

Na tak straszliwe wrażenie

Zrywa się Rycerz wspaniały

Widzi swoich braci cienie

I stanął chwile struchlały!

              „Cóź to rzecze wśród tey kniei

              „W pośrodku trupów pożogi

              „Dziecie bez źadney nadziei

              „Niema Oyca nie ma drogi?

„Cóź tu robisz dziecie lube?

„Co cię w te miejsca przyniosło?

„Tu swą znaleźć możesz zgubę

„A lepiey byś ieszcze rosło.

                „Gdy dorośniesz może ieszcze

                „Oyczyzna wzywać cię będzie

               „Mam takie przeczucia wieszcze

               „Źe staniesz w swych przodków rzędzie.

W tem dziecie na pół z krwawione

Zbliża się bliźćy rycerza

Lecz iakźe było zdziwione

Gdy w Oycu widzi Żołnierza!

                 Po krótkiey chwili milczenia

                 Oyciec swe dziecie porywa

                 Czułe czyni uściśnienia

                 I Niebo o zemste wzywa

„O! Boże cóź za zdarzenie

„Synasz tu swego poznaję

„Są to Żony mojey cienia

„Więc mi Bóg wszystko oddaie.

                 „Powiedz mi Synu iedyny „

                  Jakim tu jesteś sposobem

                  „I z iakiey tu jesteś przyczyny

                  „Z krwawiony nad czyiem grobem?

„Nad Matki grobem móy Oycze

„Ozwał się synek zdumiony

„Weś to żelazo zabójcze

„Niech nim wróg będzie zgubiony

                 I dobył sztylet skrwawiony

                 I rzekł Oycze bądź mścicielem

                Był on w piersiach utopiony

                Mamę złączył z Zbawicielem.

Rycerz żelazo porywa

I zebrawszy sił ostatki

Niebo w pomoc sobie wzywa

By się godnie pomścił Matki;

                 I ściska młodego syna

                 Łzy leiąc ponim obficie

                Pyta iakaby przyczyna

                 Matce odebrała życie?

Synek wolą Oyca śmiały

Dziecinne serce unosi

I wznawia przypadek cały

Jaki go w ten las przynosi

            „Sądziłem móy Oycze luby

            „Że iuż staciłem i Ciebie

            „Żeś się nie schronił od zguby

            „Że twóy duch iuż mieszka w Niebie

Tylko na łonie mey Matki

Słodziłem sobie swe chwile

I szczęścia mego ostatki

Pragnąc bydź na twey mogile

              Płakałem że iestem mały

              I sam walczyłem ze sobą

              Żem nie mógł na polu chwały

              Walczyć i zginąć wraz z tobą

Lecz i ta rozkosz nie długa

W większą się boleść obraca

Gdy srogi Moskalów sługa

W gruzy nam domek wywraca;

              I iakby czegoś był mściwy

              Nie zważa na nasze ięki 

              Lecz zawsze Polskiey krwi chciwy

              Srogie zadaie nam męki

O Boże! Wspomnieć nie mogę

Jaki ten tygrys zażarty

Męczarnie zadawał srogie

Zawsze wściekły i uparty

             Nakoniec w piersiach mey Matki

             Zanurza ostre żelazo

             Wytacza krwi iey ostatki

             I wszystko niszczy od razu,

Okrutny tygrys morderca

Niezważa na nasze ięki

Lecz chciwy zawsze krwi żerca

Nie wstrzymał zabóyczey ręki!

             Tą straszna sceną zrażony

             Zebrałem dziecinne siły

             Sztylet w matce utopiony

             Moie ręce wyciągnęły.

I przybiegłem tu w te knieie

Szukać okrutnego wroga

Bo miałem zawsze nadzieię

Że go skarze ręka Boga

                I znalazłem przecież ciebie

                Składam ten sztylet w te dłonie

                Pomścij Matki obroń siebie,

                Ja cię piersiami zasłonie!

O godny przodków mych synu

Zawołał Rycerz z rażony;

Mam iuż pociechę iedyną

Gdy ty nie iesteś zgubiony.

               Przysięgam na wszystkie czyny

               I Boga biorę na świadki

              Że się pomszczę mey rodziny

              Ciebie Synu i twey Matki

Póki krwi starczyć mi będzie

Uyrzysz mię na polu sławy

I z wrogiem mym tu i wszędzie

Staczać będę pobóy krwawy

              Oyczyzna to słodkie imie

              Niech hasłem moim się stanie

              I niech zawsze będzie przymnie

              A dom móy zgruzów powstanie.

Ledwie wyrzekł takie słowa

Już działa słyszeć się dały

Już walka była gotowa

Już bóy stoczył rycerz śmiały,

               I synek dorwał pałasza

               Słabemi swemi rękami

               Moskalów z lasu wystrasza

                I pomści się nad zbójcami.

(źródło: druk ulotny z 1831r., ze zbiorów własnych)

0

Jacyl

Jestem zarzadca nieruchomosci. Pisuje od czasu do czasu komentujac to co widze i jak widze.

27 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758