Rycerz Polski w olszynie pod Grochowem Ballada Pękły chmury! horyzont wypogodził czoło, Jaśniało gwiazd tysiące, w Niebieskim sklepieniu Xiężyc srebrne promienia, rozrzucał w Około Wściekły Eol wspokoynym zostawał milczeniu Tylko niekiedy w sród spokoyney ciszy. Rycerz polski śpiąc w krzewinie W pamiętney zawsze Olszynie Przerywane Jęki słyszy. „Juź niema moiego Oyca „Matka iuź moia nie żyie „Zabił ich Moskal zabóyca „Niech go Bóg mściciel zabije. „Lecz niestety! Co za zmiana „Jakiegoź ten los Tyrana? „Tu pełno zbójców być musi „Ten iuź umarł ten się krtusi. „Tu krew płynie „Po krzewinie, „Tu trupów leźy tysiące „Tu są pociski trujące. „O! czemuź czarownic grono „Nie pognębi tych zabójców „Co truią Polaków […]
Rycerz Polski w olszynie pod Grochowem
Ballada
Pękły chmury! horyzont wypogodził czoło,
Jaśniało gwiazd tysiące, w Niebieskim sklepieniu
Xiężyc srebrne promienia, rozrzucał w Około
Wściekły Eol wspokoynym zostawał milczeniu
Tylko niekiedy w sród spokoyney ciszy.
Rycerz polski śpiąc w krzewinie
W pamiętney zawsze Olszynie
Przerywane Jęki słyszy.
„Juź niema moiego Oyca
„Matka iuź moia nie żyie
„Zabił ich Moskal zabóyca
„Niech go Bóg mściciel zabije.
„Lecz niestety! Co za zmiana
„Jakiegoź ten los Tyrana?
„Tu pełno zbójców być musi
„Ten iuź umarł ten się krtusi.
„Tu krew płynie
„Po krzewinie,
„Tu trupów leźy tysiące
„Tu są pociski trujące.
„O! czemuź czarownic grono
„Nie pognębi tych zabójców
„Co truią Polaków łono
„I zabiiaią nam Oyców;
W tem znikło takie ięczenie,
Z nów nastąpiło milczenie
I wśród spokoyney ciszy
Rycerz polski tylko słyszy,
Leśnych ptaków, smutne pienia
I konających westchnienia.
Na tak straszliwe wrażenie
Zrywa się Rycerz wspaniały
Widzi swoich braci cienie
I stanął chwile struchlały!
„Cóź to rzecze wśród tey kniei
„W pośrodku trupów pożogi
„Dziecie bez źadney nadziei
„Niema Oyca nie ma drogi?
„Cóź tu robisz dziecie lube?
„Co cię w te miejsca przyniosło?
„Tu swą znaleźć możesz zgubę
„A lepiey byś ieszcze rosło.
„Gdy dorośniesz może ieszcze
„Oyczyzna wzywać cię będzie
„Mam takie przeczucia wieszcze
„Źe staniesz w swych przodków rzędzie.
W tem dziecie na pół z krwawione
Zbliża się bliźćy rycerza
Lecz iakźe było zdziwione
Gdy w Oycu widzi Żołnierza!
Po krótkiey chwili milczenia
Oyciec swe dziecie porywa
Czułe czyni uściśnienia
I Niebo o zemste wzywa
„O! Boże cóź za zdarzenie
„Synasz tu swego poznaję
„Są to Żony mojey cienia
„Więc mi Bóg wszystko oddaie.
„Powiedz mi Synu iedyny „
Jakim tu jesteś sposobem
„I z iakiey tu jesteś przyczyny
„Z krwawiony nad czyiem grobem?
„Nad Matki grobem móy Oycze
„Ozwał się synek zdumiony
„Weś to żelazo zabójcze
„Niech nim wróg będzie zgubiony
I dobył sztylet skrwawiony
I rzekł Oycze bądź mścicielem
Był on w piersiach utopiony
Mamę złączył z Zbawicielem.
Rycerz żelazo porywa
I zebrawszy sił ostatki
Niebo w pomoc sobie wzywa
By się godnie pomścił Matki;
I ściska młodego syna
Łzy leiąc ponim obficie
Pyta iakaby przyczyna
Matce odebrała życie?
Synek wolą Oyca śmiały
Dziecinne serce unosi
I wznawia przypadek cały
Jaki go w ten las przynosi
„Sądziłem móy Oycze luby
„Że iuż staciłem i Ciebie
„Żeś się nie schronił od zguby
„Że twóy duch iuż mieszka w Niebie
Tylko na łonie mey Matki
Słodziłem sobie swe chwile
I szczęścia mego ostatki
Pragnąc bydź na twey mogile
Płakałem że iestem mały
I sam walczyłem ze sobą
Żem nie mógł na polu chwały
Walczyć i zginąć wraz z tobą
Lecz i ta rozkosz nie długa
W większą się boleść obraca
Gdy srogi Moskalów sługa
W gruzy nam domek wywraca;
I iakby czegoś był mściwy
Nie zważa na nasze ięki
Lecz zawsze Polskiey krwi chciwy
Srogie zadaie nam męki
O Boże! Wspomnieć nie mogę
Jaki ten tygrys zażarty
Męczarnie zadawał srogie
Zawsze wściekły i uparty
Nakoniec w piersiach mey Matki
Zanurza ostre żelazo
Wytacza krwi iey ostatki
I wszystko niszczy od razu,
Okrutny tygrys morderca
Niezważa na nasze ięki
Lecz chciwy zawsze krwi żerca
Nie wstrzymał zabóyczey ręki!
Tą straszna sceną zrażony
Zebrałem dziecinne siły
Sztylet w matce utopiony
Moie ręce wyciągnęły.
I przybiegłem tu w te knieie
Szukać okrutnego wroga
Bo miałem zawsze nadzieię
Że go skarze ręka Boga
I znalazłem przecież ciebie
Składam ten sztylet w te dłonie
Pomścij Matki obroń siebie,
Ja cię piersiami zasłonie!
O godny przodków mych synu
Zawołał Rycerz z rażony;
Mam iuż pociechę iedyną
Gdy ty nie iesteś zgubiony.
Przysięgam na wszystkie czyny
I Boga biorę na świadki
Że się pomszczę mey rodziny
Ciebie Synu i twey Matki
Póki krwi starczyć mi będzie
Uyrzysz mię na polu sławy
I z wrogiem mym tu i wszędzie
Staczać będę pobóy krwawy
Oyczyzna to słodkie imie
Niech hasłem moim się stanie
I niech zawsze będzie przymnie
A dom móy zgruzów powstanie.
Ledwie wyrzekł takie słowa
Już działa słyszeć się dały
Już walka była gotowa
Już bóy stoczył rycerz śmiały,
I synek dorwał pałasza
Słabemi swemi rękami
Moskalów z lasu wystrasza
I pomści się nad zbójcami.
(źródło: druk ulotny z 1831r., ze zbiorów własnych)
Jestem zarzadca nieruchomosci. Pisuje od czasu do czasu komentujac to co widze i jak widze.