Wczoraj obchodziliśmy kolejną, 34. już rocznice wprowadzenia stanu wojennego. Jacyś kretyni manifestowali pod domem Jarosława Kaczyńskiego. A ja przeczytałem na „Salonie24“ „Balladę o Jacku Stefańskim“ i, poruszony do głębi, musiałem ten tekst „przekleić“ na „3obieg“. Takich histori nie może przykryć kurz zapomnienia. Mam nadzieję, że Autor (bloger JanMucha) wybaczy mi, że chyba niezbyt zgodnie z prawem autorskim przekazuję do wiadomości Czytelników „3obiegu“ całość tekstu.
Maciej Rysiewicz
JANMUCHA, BALLADA O JACKU STEFAŃSKIM
W 1979 roku robiłem reportaż o czterech braciach Stefańskich z Chęcin, którzy stracili w wypadku samochodowym rodziców. Najstarszy z nich, jedyny pełnoletni, który przejął opiekę nad młodszą trójką był Jacek. Miał wtedy 21 lat. Młodszy Stefan miał lat bodajże 17, a najmłodszy, Piotrek był ledwie 9-letnim brzdącem.
Ponieważ renta po rodzicach nie bardzo starczała im na życie, to chłopcy nauczyli się grać na instrumentach i z tego grania zaczęli czerpać profity. Jacek grał na gitarze, Stefan na akordeonie, ten trzeci w kolejności (imienia nie pamiętam) na bębnie, a najmłodszy na flecie. Dorabiali grając na weselach, ale mieli też bardziej ambitny repertuar śpiewając między innymi piosenki Jacka Kaczmarskiego, próbowali też sami komponować.
Pamiętam wszystkich czterech i tego najstarszego, Jacka, który się nimi wszystkimi zajmował i pilnował jak matka i ojciec. Czterej chłopcy, którzy nagle musieli ponad wiek dorosnąć.
Rozmawiałem też z ich sąsiadami, którzy starali się im pomóc. Jeden z nich pracował jako kelner w restauracji na Zamku w Chęcinach, który im przynosił z restauracyjnej kuchni to, co na końcu dnia zostało.
Bardzo tych dzielnych chłopaków polubiłem przez te cztery dni, które wtedy u nich w domu spędziłem. Koniecznie na „wyjezdne” chcieli mi dać jakiś prezent, coś na pamiątkę. Wyciągnęli z szuflady jakiś stary, zardzewiały ogromny klucz od jakiejś bramy. I dali mi na pamiątkę mówiąc żartobliwie, że jest to klucz do bramy chęcińskiego zamku.
Nie wiem jakim cudem, ale wraz z innymi rzeczami z Polski ten klucz przyjechał wraz ze mną na emigrację do Kanady.
Od lat wisi u mnie w pokoju na ścianie.
Przez te lata straciłem z nimi kontakt.
Po 1989 roku, gdy powstała tzw. „komisja Rokity” badająca los osób zamordowanych podczas stanu wojennego, dowiedziałem się, że jedną ze śmiertelnych ofiar ubeków był najstarszy z braci, Jacek.
Zatrzymany 2 września 1983 roku, pobity na śmierć podczas przesłuchań, gdy złapany został na „kolportowaniu bibuły”. Miał ponoć przy sobie dwie książeczki – „Rok 1984” Orwella i „Archipelag gułag” Sołżenicyna no i jakieś podziemne gazetki. Zmarł 9 września na skutek odniesionych podczas pobicia obrażeń. Tyle wiadomo z raportu Rokity.
Oczywiście oficjalnie pobili go na ulicy „nieznani sprawcy”. Ale jakoś dziwnie do braci Stefańskich zaczęli przychodzić SB-cy i nakłaniać ich, by zaniechali wyjaśniania sprawy.
Oczywiście – jak się domyślamy nikt nigdy za to morderstwo nie poniósł żadnej kary.
Po latach w każdą rocznicę tego cholernego 13 grudnia wspominam Jacka i zastanawiam się – cóż takiego zrobił ten 25-letni chłopak? Jakie stanowił zagrożenie dla ludowego państwa polskiego, dla tych generałów z Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, dla tych uzbrojonych po zęby zomowców, że musiał zginąć?
Że chciał sobie poczytać Orwella i kilka gazetek drukowanych na powielaczu?
Dzisiaj, tak jak poprosił o to nasz Prezydent, zapaliłem tu w Mississaudze świeczkę. Zapalałem ją myśląc właśnie o Jacku Stefańskim.
Źródło:
http://jajanatwardo.salon24.pl/685878,ballada-o-jacku-stefanskim
Dziennikarz i wydawca. Twórca portali "Bobowa Od-Nowa" i "Gorlice i Okolice" w powiecie gorlickim (www.gorliceiokolice.eu). Zastępca redaktora naczelnego portalu "3obieg". Redaktor naczelny portalu "Zdrowie za Zdrowie". W latach 2004-2013 wydawca i redaktor naczelny czasopism "Kalendarz Pszczelarza" i "Przegląd Pszczelarski". Autor książek "Ule i pasieki w Polsce" i "Krynica Zdrój - miasto, ludzie, okolice". Właściciel Wydawnictwa WILCZYSKA (www.wilczyska.eu). Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
3 komentarz