Ilekroć Wędkowiec zastanawiała się nad fenomenem Małżona, nie bardzo wiedziała, co może sobie myśleć na ten kosmiczny i abstrakcyjny jak różniczkowanie temat. Jedno jest pewne. Jakoś sobie w życiu radził, mimo faktu, że ani nie był zabójczo przystojny, ani nie posiadał umiejętności zamieniania wszystkiego w złoto.
Właściwie można by rzec, że gdyby nie jego umiejętność pakowania się w każdy czyhający albo i nawet z oddali widoczny problem, rodzina żyłaby istnie sielankowo, pod kopułką ślicznych bialutkich obłoczków, na łonie natury i w pełnym własnym stadzie. Niestety Małżon kochał kłopoty i nie mógł bez nich żyć. W związku z tym faktem, sielankę wiatr wywiał skutecznie, obłoczki zamieniły się w złowróżbne tumany, a komplecik rodzinny diabli wzięli. No bo która szanująca się rodzina wytrzyma ustawiczne emocje, wahania stabilności i równowagi ogniska domowego.
Właściwie nie do końca wiadomo, co skłoniło Wędkowiec do przyjrzenia się Małżonowi jeszcze raz. Niemniej jednak w chwili obecnej przyglądała się mu właśnie z bliska, bo akurat wpadł jak bomba do przedpokoju, zzuł robocze buty, rzucił pracowniczą teczką w kąt i krzyknął wesoło:
– Czy w tym szanownym domu, permanentnie edukującym się, znajdę jakiś porządny, pełen wiedzy, słownik?
– Jakieś powitanie może? – odparła zaskoczona Wędkowiec, chcący zyskać na czasie, bo nie pamiętała kto i gdzie ostatnio rzucił w jakieś pokłady kurzu szacowne dzieło naukowe.
– Ech, kobieto! Nie mam czasu na twoje wersale! Nabroiłem dziś lepiej niż nasz Rozróba! Trzeba mi pomocy fachowej!
-Może ja? – nieśmiało podsunęła była małżonka – Przecież wiesz, że trochę piszę, słowa i ich znaczenia nie są mi obce…
– Aaa. No proszę, jaka ty mądra jesteś! – ucieszył się Małżon – Zupełnie zapomniałem, że ciągle coś skrobiesz…Znaczy…Zapomniałem , że jesteś…Tego… No, to w takim razie…co to jest…tuman? – dukał kompletnie speszony, uświadamiając sobie fakt, że od jakichś trzech tygodni Małżona z dziećmi zamieszkują u niego.
– Tuman? – Wędkowiec otworzyła szeroko usta. I zadumała się dokładnie nad tą samą kwestią, która właśnie zaczęła nieco gnieść jestestwo duchowe eksa. – Tuman to jest hmmm … nieco nieprzychylne, no można nawet powiedzieć, że negatywne i obraźliwe określenie zdolności umysłowych innego człowieka…
– No nie wiem, nie wiem, czy to jest dobra definicja! Chyba nie bardzo! W każdym razie nie na moje potrzeby! – Małżon łypnął na Wędkowiec złym kątem oka, ten dobry zaś, kierując w stronę Rozruby, który właśnie, korzystając z zamieszania, na paluszkach unosił swoje okrąglutkie ciałko w kierunku telewizorka. – Dzień dobry synu. Zapomnij o pudle z bajkami. Zeszyciki twoje chcę zobaczyć! – pociągnął mniej łagodnym tonem głosu.
Rozrubę ów ton zwalił z paluszków i równocześnie otworzył puszkę Pandory, która z jego wnętrzności wypuściła żałosny jęk:
– No i skończyła się sielanka. A tak już blisko podpłynąłem!
– Do zadań marsz! – stanowczo podsumował Małżon i skierował zabójczy wzrok na Wędkowiec. – Nie, koniecznie musisz wycofać to niepozytywne, czy obraźliwe wręcz znaczenie tego słowa! Potrzenuję czegoś innego!
– A mogę wiedzieć o co biega? Bo wiesz, wszystko zależy od kontekstu sprawy. Tuman oznaczać może również wielki natłok kurzu, albo nawet ogromne zachmurzenie. Może być „tuman kurzu”, „tuman obłoków” no…albo zwykły debil…
– No tak…Tak… Powiadasz obłoczki… Doobre – mruczał – Moim adwokatem będziesz jakby co. Zawsze wiedziałem, że inteligencji to masz całe pokłady. – Że jak by to brzmiało…”Wielki obłoczku! Jak jedziesz?”…
– W jakie kłopoty znów się wpakowałeś? – teraz to Wędkowiec przemawiała lodowatym i konsekwentnym tonem.
– Oj tam, zaraz kłopoty…- Małżon popatrzył na byłą żonę nieco niepewnym wzrokiem – Ano rozwalił się taki baran w Beemce na całe torowisko. Czarny garnitur, czarna beema i czarny okular okular a’la Matrix! I dwupasmówka dla niego za wąska! Cholera! Konwój tramwaju sobie zrobił, wielki pan i zablokował mi wjazd na przystanek! No to wychyliłem się, bo dzwonka mojego przez minutę nie słyszał, bo przecież chyba na telefon zaufania dzwonił! I jak nie ryknę: „Tumanie jeden! Jak jedziesz!”. Po minucie miałem informację z dyspozytorni, że kierownik zajezdni chce ze mną rozmawiać. I od niego w końcu dowiedziałem się, że… zwyzywałem ponoć samego asystenta prezydenta miasta…
– Ekchm, ekchm., ekchm! – Wędkowiec zakrztusiła się kawałkiem jajka – Masz talent do…tumanów problemów. Teraz, jak nic, zwolnią cię z pracy, w ramach…ukulturalniania załogi i pokazywania ludzkiej twarzy tramwaju. – zagalopowała się.
– Nie jęcz i nie czarnowidź! … Stary nie był groźny przez telefon. Ale teraz spieramy się o znaczenie tego słowa. On uważa, podobnie jak ty, że to obraźliwe określenie. Muszę znaleźć ten słownik, może w nim stoi jakoś łagodniej. Nie dam z siebie zrobić…idioty! Bo ja nie chciałem gościa obrazić, tylko podsumować jego umiejętności prowadzenia samochodu.
– Ale zrobiłeś to nieelegancko – podsumowała Wędkowiec.
– No jasne – wysyczał Małżon – Przecież miałem wyjść z tramwaju, zapukać w szybę samochodu, ukłonić się i melodyjnie modulowanym głosem powiedzieć jaśnie panu: „Uprzejmie informuję, że jedzie pan po torach. Czy pojazd, którego pan dosiada jest może tramwajem? Bo jeśli nie, to jeszcze uprzejmiej proszę, aby pan zjechał na prawo i ostrożnie włączył się do ruchu po drodze dla samochodów”!
– Wiesz, walnięcie komuś w pysk białą rękawiczką to nie to samo, co uczenie kogoś kultury w białych rękawiczkach – odparowała Wędkowiec – Czasem bardziej zapada w pamięć właśnie to drugie. No i co tam masz w tym słowniku? – zapytała na koniec, widząc, że były małżonek kartkuje co tylko znalezione tomiszcze.
– Człowiek niezbyt rozgarnięty, wolno myślący. – odrzekł niezwykle zadowolony Małżon – Ha! To mi się podoba.
– Ale jest obraźliwe! Nie powiesz mi, że ucieszy cię fakt, kiedy ktoś ci powie, żeś nie jest rozgarnięty i wolno myślisz! – uparła się Wękowiec.
– O! Moja droga, jeśli będzie stwierdzał fakt, to oczywiście, że się nie obrażę. Spuszczę karnie głowę i zastanowię się nad sobą!
– Oooo! Wierutne kłamstwo! Chyba, że nauczyłeś się tego wczoraj! Nie jesteś odporny na krytykę!
– Jestem!
– Tuman!!!
– Przegięłaś teraz kobieto! – Małżon uniósł głos i groźnie zmarszczył brew jedną i drugą do tego stopnia, że uczyniły istny gąszcz krzaków nad zimno połyskującymi granatem źrenic oczami.
– A widzisz! Masz swoją teorię obłoczków! – ryknęła Wędkowiec, Mówiłam, że jesteś nieodporny na krytykę!
– Jaką znów teorię? – były mąż zapytał już spokojniejszym tonem.
– No teoria kłamstwa! Że niby tuman skierowany do drugiej osoby nie zadziała jak czerwona płachta na byka, tylko jak … owieczka łagodna na sen. Wiesz…Te tam tumany obłoczków, redyki na noc, zamiast karaluchów i pcheł. Zapomnij! Możesz się nie wysilać z tłumaczeniami, że to nie jest obraźliwe! Sam udowodniłeś , że jest.
– Zawsze zastanawiałem się jak to jest u ciebie. I już wiem. Ty starasz się zawsze być równocześnie moim adwokatem i … prokuratorem. A to tak niestety nie działa….Obłoczku ty mój sielankowy – i tu cmoknął w policzek niczego nie spodziewającą się Wędkowiec, tym gestem zwalając ją z nóg.
Na szczęście wprost na kuchenne krzesło.
Źródło: Osobiste doświadczenia autorki.
Matka-Polka-galopka. Na marginesie - matematyk, księgowa. Staram się nie politykować, nie mam do tego predyspozycji, wolę ... obserwować, wyciągać wnioski, przyglądać się i opisywać. Poczucia humoru nigdy za dużo, nawet sam Pan Bóg je posiada, więc czemu nie człowiek?
3 komentarz