– Rajusiu!!! – zakrzyknął jaśnie umięśniony pan Agent wpatrując się w dowód osobisty Wędkowiec – To pani ma tylko 148 centymetrów wzrostu?!
– A tak… – zamyśliła się lekko wielbicielka ryb, która równocześnie, jak przez mgłę obserwowała, mało pozytywne wstrząsanie dość regularną i niewielką czaszką, zaserwowane właśnie przez pośrednika nieruchomości – Ale wie pan , nigdy jakoś nie miałam problemów z tym wzrostem…
– Niemożliwe – sapnął – U nas w szkole to już by panią żywcem zjedli i to bez kruszonki! Widzi pani, jakich musiałem się dorobić bicepsów – tu Agent wyprężył klatkę piersiową, napiął wspomniane partie mięśniowe i przez moment zaczął wyglądać jak różowiutki baleron spętany siatką, zakończoną u góry małą główką z jasnym blondem jeżyka na czubku.
-Ożesz! Do drożdżowej bułki chyba jednak mi daleko! – z werwą skwitowała Wędkowiec – Do jakiej pan szkoły chodził, drogi człowieku? No , ale zdaje się jest pan nieco młodszy ode mnie… W każdym bądź razie, wszystko zależy od tego, co człowiekowi w duszy i mózgu gra…
– Hmm..No, ale wie pani, że „Jak cię widzą…”
– Owszem, to porzekadło jest mi znane, ale też jest takie , które wyraźnie wręcz mówi, że „Nie szata zdobi człowieka”.
-Ale szata to nie wzrost, a gdy ten jest do bani, to żadna szmata tego nie zakamufluje – odparował już mniej literackoUmięśniony i zabrał się za klikanie zdjęć mikroskopijnego mieszkanka, które jeszcze kilka dni temu zajmowała Wędkowiec, dwoje dzieci i pies- nie dość, że płci męskiej to na dokładkę całkiem sporych gabarytów..
– Ale i tak wychodzi na moje. Niech pan tylko pomyśli, ile korzyści z takiego wzrostu – Wędkowiec rozpoczęła własną obronę bardzo przekonywającym tonem.
– Jakoś tego nie widzę, wręcz przeciwnie- bezlitośnie przerwał Agent – Nigdzie pani nie dostaje, ani prania powiesić, ani szafki dosięgnąć, wszyscy panią tratują w kolejkach i własne dzieci w końcu panią lekceważą, no bo we wczesnym stadium larwalnym już mamę przerosną! – rechotał z własnego żartu.
– Ale za to: jestem niekonwencjonalna i łatwo mnie znaleźć – po wgłębieniu w tłumie!- wypaliła zmieszana i zawstydzona Wędkowiec – A dwa : mieszczę się długi czas w najmniejszej klituni: proszę tu ma pan dowód. To mieszkanie ma 26 metrów kwadratowych. I do tej pory funkcjonowałam tu całkiem dobrze i z dziećmi i zwierzem, w porywach nawet z mężem i drugim psem! – rozpędzała się coraz bardziej.
– A! No to rzeczywiście jest wyczyn ponad miarę i cierpliwość normalnego człowieka – Agent popatrzył na Wędkowiec bezdusznym okiem obiektywu aparatu. Na szczęście nie cyknął foty.- Ale za to pocieszę panią, ani zalążka zmarszczki u pani na twarzy. – dodał zupełnie niezrażony zabójczym tchnieniem spojrzenia Wędkowiec.
– To fakt…Jest…Medal mi się należy. A teraz do dzieła. Zdaje się, że pan tu jest nie dla oceny mojej aparycji, czy też pomiarów wzrostu przeciętnego zjadacza kruszonki, tylko ażeby sprzedać moje mieszkanie. – Wędkowiec wzięła sprawy w swoje małe, ale jakże twarde ręce – A skoro tak, to … ileż to prowizji od sprzedaży nalicza sobie to prześwietne biuro, w którym pan pracuje? – tu wbiła żelbetowe wejrzenie w lazur oczu Agenta.
– No…Eeep… Jesteśmy dość… cenni. – jąkał się Umięśniony i równocześnie deko uciśniony wypowiedzią Wędkowiec.
– Rzekłabym drodzy, bo czy cenni to się okaże w miarę upływu czasu. 10 000 zł prowizji niezależnie od ceny zbycia??!!! – Wędkowiec klapnęła głośno tyłami jestestwa na taboret. – Pan raczył się pomylić…
– Nie, droga pani – Agent napiął biceps i przymierzył się do długopisu, co najmniej jakby miał zamiar go rwać, niczym stukilową sztangę na Igrzyskach Olimpijskich – Tyle chcą Szefowie. Jesteśmy niezmiernie skuteczni, a to wymaga ponoszenia dużych kosztów i stąd i nasza prowizja… I tak muszę tu napisać. Jeszcze o autografik panią proszę.
„A dobrze Robaczku Świętojański…” – pomyślała Wędkowiec – ” Pisz chłoptasiu, pisz bicepsie ty jeden, ale z tego baleronu to chleba współpracy nie będzie!” – i zamaszystym ruchem walnęła na kartce esoflores bazgroła, który od tego momentu pracował jako jej podpis.
– Oj kobieto, kobieto. Znów cię wydęło etycznie i kulturalnie, żebyś tylko nie pękła. – śmiał się były małżonek Wędkowiec i rechotem kwitował relację z podpisania umowy z trzydziestym biurem pośrednictwa nieruchomości.
– Jasne! Na tylu agentów, trafił się jeden, męski rodzyn i proszę bardzo, zachowuje się jak… – Wędkowiec szukała przez chwilę odpowiedniego porównania.
– Dokładnie jak wiochmen na salonach – podpowiedział były – I co z tego. przecież nie ciebie będzie kokietował i rączusie całował i zaglądał w oczki…
– Jak to… – zdumiała się niebotycznie Wędkowiec – Przecież klient nasz pan…
– Ano właśnie. A klientem jest…kupiec mieszkania, a nie ty. Ty na razie tylko … zarzucasz wędkę dla pana Agenta. Innymi słowy pozwalasz mu łaskawie cyknąć parę miernych fotek, wsadzić je na portale i …sielanka czekania. Ciebie więc, nie musi obskakiwać. Obskakiwać będzie tego, co kupi, bo dopiero wtedy zgarnie prowizję. – rechotał deko ironicznie były małżonek.
– Niby racja, ale… I tak zauważył , ze nie mam zmarszczek, nieprawdaż, mój drogi? – zaćwierkała Wędkowiec i popatrzyła na byłego z ukosa.
– Noo… Racja – przyznał niechętnie – Ale niech patrzy na swoje tereny, a nie cudze – A wracając do tematu… Śmiałbym się, gdyby to właśnie on sprzedał to mieszkanie.
– Ja bym się nie śmiała – odparowała niezwykle racjonalnie Wędkowiec – Ja bym skakała z radości, bo może wreszcie dzieci będą miały warunki do życia, a nie do… ledwie siedzenia i broń Boże za mocnego oddychania, bo miejsca nie ma. Ale z tą prowizją, to wszystkie te biura … przeginają.
– No, moja droga…Za możliwości i licencję się płaci!
-Acha…- wolno odpowiedziała Wędkowiec – No to ja poproszę kasę za to, że jestem kobietą i mam licencję na… rodzenie dzieci. Mało tego – moja licencja zadziałała i dzieci już są… A co mi tam – buli buli…za możliwości i wyłączność… – tu Wędkowiec nie zaszczyciwszy byłego męża ani jednym spojrzeniem, wyszła z pokoju i pozostawiła dozgonnie ojca swoich dzieci, ze szczęką opartą o posadzę i włosem wolno, równomiernie i natychmiastowo siwiejącym przy skroniach.
„Się zbiesiła kobieta… I to nie przez równouprawnienie… Osiwieję z nią najpierw a na deser życia stracę włosy i tyle będzie…” – pomyślał na koniec.
Żródło: Osobiste doświadczenia autorki.
Matka-Polka-galopka. Na marginesie - matematyk, księgowa. Staram się nie politykować, nie mam do tego predyspozycji, wolę ... obserwować, wyciągać wnioski, przyglądać się i opisywać. Poczucia humoru nigdy za dużo, nawet sam Pan Bóg je posiada, więc czemu nie człowiek?
2 komentarz