Ostateczną reperkusją „obłoczanego” występu Małżona okazała się być w dziesięcioro zwinięta karteczka z odręcznym wpisem samego Kierownika Zajezdni Tramwajowej, na której wykaligrafowane było, że tuman to jednak negatywne określenie czyichś zdolności umysłowych oraz w nawiasach dokładne dane teleadresowe słownika, z którego definicję przepisano. No cóż, jak widać przełożony zawsze musi mieć ostatnie … słowo. Ale nie to obecnie zajmowało całą rodzinę Wędkowiec. Ona to właśnie, z Małżonem u boku, gnała wielkimi krokami w stronę tramwaju, unosząc niewesołe myśli, po co tylko odbytym spotkaniu w szkole podstawowej. To, że młodszy latorośl miał potężne kłopoty emocjonalne wiedzieli wszyscy. Nadwrażliwiec płaczący o wszystko, denerwujący się każdym niepowodzeniem i tupacz podłogowy na samą myśl, że może coś przegrać – wyścig, rywalizację czy nawet powszedni wybór […]
Ostateczną reperkusją „obłoczanego” występu Małżona okazała się być w dziesięcioro zwinięta karteczka z odręcznym wpisem samego Kierownika Zajezdni Tramwajowej, na której wykaligrafowane było, że tuman to jednak negatywne określenie czyichś zdolności umysłowych oraz w nawiasach dokładne dane teleadresowe słownika, z którego definicję przepisano. No cóż, jak widać przełożony zawsze musi mieć ostatnie … słowo.
Ale nie to obecnie zajmowało całą rodzinę Wędkowiec.
Ona to właśnie, z Małżonem u boku, gnała wielkimi krokami w stronę tramwaju, unosząc niewesołe myśli, po co tylko odbytym spotkaniu w szkole podstawowej. To, że młodszy latorośl miał potężne kłopoty emocjonalne wiedzieli wszyscy. Nadwrażliwiec płaczący o wszystko, denerwujący się każdym niepowodzeniem i tupacz podłogowy na samą myśl, że może coś przegrać – wyścig, rywalizację czy nawet powszedni wybór na zmywającego podłogę. Z tejże przyczyny i w myśl zaleceń wielkiego konsylium pedagogiczno-psychologicznego, Rozruba, jako nieprzystosowany emocjonalnie do oświecania przez szanowne gremium nauczycielskie, powtarzał pierwszą klasę szkoły podstawowej już drugi rok. Tym razem w placówce integracyjnej. Wydawać by się mogło, że wreszcie trafił w dobre i kompetentne ręce oświatowe.
– Ależ proszę pana! – Wędkowiec huczały w głowie słowa Pani Dyrektor skierowane do Małżona – Ja rozumiem, szkoła integracyjna i tak dalej! Myśleliście państwo, że będzie lepiej, że ktoś wreszcie poświęci więcej czasu synkowi! Ale on nie ma orzeczenia, więc my nie musimy jakoś specjalnie się nim zajmować, bo po prostu nie wiemy jak! Ale to oznacza też, że zwykłe dziecko przeszkadza całej reszcie klasy – w tym dzieciom z zespołem Downa i uczniom autystycznym też, w zdobywaniu wiedzy!
– Ależ Pani Dyrektor – w głosie Małżona słychać było szacunek złożony z wielkich liter i tytułów – Co też to pani opowiada. Mamy starszą córkę, też z problemami emocjonalnymi! Co prawda w drugą stronę – ona jest wycofana – i też jest od 6 lat w placówce integracyjnej. I nie ma orzeczenia! I, proszę panią, tam wszyscy nauczyciele dbają o takie dzieci, pomagają im…Bez dokumentów. Proszę mi nie mówić, że bez papierka nie da się dziecku pomóc! W zeszłym roku Rozruba chodził do zwykłej szkoły, też bez orzeczenia, i tam jedna pani nauczyciel, bez wspomagania, bez pedagogów i psychologów, dawała sobie radę i świetnie pracowała z trzydzieściorgiem dzieci, a w tym z Rozrubą.
– No właśnie widzę efekty…- odparowała dyrektorka – Rodzice już wydzwaniają do mnie, bo przez płacze i emocje Rozruby na lekcjach, inne dzieci nie pobierają nauki w odpowiedni sposób. Coś z tym państwo musicie zrobić.
– Nie bardzo wiemy co…- westchnęła Wędkowiec – Na razie poprosiłam o wizytę u neurologa, ale sama pani wie, jakie terminy są w naszej służbie zdrowia.
– Orzeczenie trzeba zrobić! – oświadczyły zgodnym chórkiem przedstawicielki edukacji.
– Taak – Wędkowiec znów westchnęła i bezwiednie podrapała siwiejącą skroń – No można próbować, ale już wiemy, że Rozruba orzeczenia nie otrzyma. Z prostej przyczyny – chodzi, mówi, pisze, na umyśle jest sprawny, widzi i słyszy… Z innych przyczyn nie dają papierków.
– No to nie wiem – oświadczyła pani Dyrektor – Nie mam pomysłu na to dziecko. Jedyne co mogę, to zadzwonić do koleżanki psycholog i popytać. A państwu radzę udać się natychmiast na jakąś terapię.
– Nam? – Małżon szeroko otworzył oczy ze zdziwienia.
– No tak. W sensie po terapię dla Rozruby!
– Chodził w zeszłym roku. Do dwóch psychologów.
– A … No tak. Znaczy, że źle się nim zajmowali – odparowała – Trzeba zmienić.
Takie właśnie niewesołe myśli i wspomnienia zajmowały umysły Wędkowiec i Małżona. Znaczy „nihil novi” edukacyjne. Nikt nie potrafi zajmować się dziećmi, bo … papierki i przepisy przeszkadzają nauczycielom w nauczaniu i opiekowaniu się młodszymi pokoleniami.
– Ale jak ona mogła! – wybełkotała wreszcie Wędkowiec.
– Co mogła? A to nie wiesz, że oni wszystko mogą?! – zdenerwował się Małżon.
– No sęk w tym, że właśnie nie mogą. Słyszałeś przecież! Nic nie mogą: uczyć bez papierka nie mogą, iść z dzieckiem, jak się rozpłacze do pedagog szkolnej, bez podpisu opiekunów prawnych – nie mogą, leczyć zębów bez naszych autografów- nie mogą, zabrać dzieci do teatru, bez naszej zgody pisemnej – nie mogą, pochwalić ani zganić, bez naszego zatwierdzenia – też nie mogą!!! Toż to jakiś e-gniot jest!!!!
– Co?
– Edukacyjny gniot!!!! – zdenerwowała się Wędkowiec – I właśnie na wszystko chcą papierek! Jak dziecię orzeczenie ma – to jest super: można mu zrobić dodatkowe godziny edukacyjne bez kretyńskiego tłumaczenia się przed władzami, można podejść do ławki, usiąść nawet z uczniem i popracować indywidualnie, a jak się jakiś inny rodzic wścieknie, to wtedy pomacha mu się przed nosem orzeczeniem i powie, że – o proszę, papierek jest na to i niech się odczepi, ze swoim bezpapierkowym dzieckiem! I widzisz!!! Ona właśnie zażądała takiego tyłochronu!!! Cholera jasna! Dawniej bez papierków nauczyciele pochylali się nad każdym dzieckiem!
– Oj no przestań. Spokojnie. Świata nie zmienimy. Systemu też nie. Jakoś musimy sobie poradzić. To o Rozrubę chodzi.
– Właśnie. To jest nasza wina… – Wędkowiec popatrzyła niepewnym wzrokiem na Małżona, który właśnie bujał się w prawo i lewo uczepiony u tramwajowej barierki.
Właściwie spodziewała się , że teraz się obrazi. Odpali jakimś zwyczajowym :”a ty znowu swoje” i po rozmowie i po wszelkich niepisanych i nieumówionych zmianach.
– Masz rację. – odpowiedział Małżon i wpatrzył się w uciekające za oknem słupy. – Oczywiście, że nasza.
Wędkowiec na moment zapowietrzyła się. Niebywałe. Nie protestował, nie narowił się, ot tak zwyczajnie pogodził się z krytyką. Pytanie tylko, czy cokolwiek zechce zmienić. Wszak problemy Rozruby początek biorą w dwunastoletniej destabilizacji rodziny… I ta ostatnia myśl wywołała u niej trzydniowego focha, w którego włączyć należy nie tylko nieodzywanie się, ale również przeniesienie własnego ośrodka życiowego do pokoju dzieci…Ilekroć bowiem popatrzyła na Małżona, tylekroć w umyśle pojawiały się słowa :”Bo on mi….” a w piersiach dusił żal.
A Małżon nieodmiennie spokojny, przez owe trzy dni innej rezydencji Wędkowcowej, służył byłej żonie kawą i obiadami na neutralnym terytorium kuchennym, równocześnie, jak i od momentu wspólnego zamieszkiwania, odrabiając zadania z Rozrubą, grywając z nim we wszelkie gry i wyprowadzając syna na pedagogiczne spacerki. Zawarli na nich jakąś umowę, niepisaną i szeptaną, która spowodowała fakt, iż synu stał się co najmniej 50 procent mniej emocjonalny.
Źródło: osobiste doświadczenia Autorki.
Matka-Polka-galopka. Na marginesie - matematyk, księgowa. Staram się nie politykować, nie mam do tego predyspozycji, wolę ... obserwować, wyciągać wnioski, przyglądać się i opisywać. Poczucia humoru nigdy za dużo, nawet sam Pan Bóg je posiada, więc czemu nie człowiek?