– Nie mam już siły tu mieszkać, mamcia! – warknęła Wiktorka.
– Jak to? Zawsze wolałaś tu. Jak mieszkaliśmy osobno z tatą, to weekendy wolałaś z nim i dziadkiem spędzać. Ponoć z powodu przestrzeni… – Wędkowiec popatrzyła badawczo na córkę, która właśnie szła obok niej, asystując matce w trakcie piątkowych zakupów.
Ale teraz Wiktorka wcale nie wyglądała na uśmiechniętą i zadowoloną.
– No tak…Ale coś się stało z dziadkiem, mamuś. Jest kompletnie inny. Ruina psychologiczna. – zawyrokowała.
– Nie przesadzasz aby moja panno. Z tego, co widzę, to tobie od jakiegoś czasu hormony wylewają się oczami, uszami a nawet dziurkami u nosa.
– Patrzysz nie tam gdzie trzeba ! Gdzie ty masz oczy mamo?! – oburzyła się dwunastolatka – Łazisz oczadziała szczęściem rodzinnym…No nie powiem, fajnie – tata- nowy człowiek i w ogóle, rodzinka peel, ale za to nie widzisz, że dziadek bardziej ostatnio hitleryczny się zrobił…
– Histeryczny, chyba chciałaś powiedzieć. – przerwała zaskoczona Wędkowiec.
– No to mam być szczera, czy grzeczna? – uniosła się młoda osóbka i lekko podskoczyła ze zdenerwowania.
– Szczera…No pewnie, że szczera!
– Właśnie usiłuję być… Mówię, że dziadek jest hitleryczny – ciągle nami rządzi, nic mu nie pasuje. Wszystko sprawdza, o wszystko się czepia! – wyrzuciła z siebie potok żalu. – Faflon warknąć nie może, bo zaraz jest jazgot dziadka. Klapicka nie może głośniej rzucić swoim psim jestestwem pod drzwiami do spania, bo zaraz leci i drze się na nią. Już nie mówię o nas. Ale co ty wiesz o domu, skoro jesteś w pracy!!!
– Nie rzucę zatrudnienia w ramach odtotalitarnienia domu. Ale wiesz co… Od jakiegoś czasu mam wrażenie, że rzeczywiście coś jest nie tak. Na mnie tez warczy.
– Faflon?
– Nie, dziadek.
Wędkowiec nawet nie wiedziała jak bardzo ma rację próbując jakoś delikatnie ocenić dziwne postępowanie teścia.
Nadszedł więc kolejny weekend. Wiktorka miała ostatnie dwa dni, na skończenie potężnego projektu na język polski. Mordowała „Bajki Robotów” Stanisława Lema w te i na wskroś od jakiegoś tygodnia- rzucając nimi po programach komputerowych i obrabiając w myśl zaleceń pani polonistki. Czyniła to wieczorami, albowiem całe popołudnia sprzęt zajęty był przez najstarszego z rodu, który relaksował się przy karcianych grach towarzyskich w sieci.
W niedzielę jasnym stało się, że młoda potrzebuje całego dnia, żeby dopiąć zadanie domowe na ostatni guzik.
– Tato, mam prośbę, żeby tato wyjątkowo dziś zwolnił Wiktorce komputer na cały dzień, bo… – Wędkowiec rozpoczęła uniżone słanianie się na kolanach, które zostało natychmiast przerwane wściekłym głosem teścia.
– O NIE! NIE MA MOWY!!!! To MÓJ DOM i MÓJ komputer. JA nie będę się dostosowywał do was!!!! – wrzasnął wytrącając Wędkkowiec z ręki pędzelek, którym odkurzała swoje ukochane kwiatki. – A wasze dziecko, niech sobie zdania robi wtedy jak mnie nie ma!!! Mogła wcześniej zrobić! DOŚĆ POSTAW ROSZCZENIOWYCH!!!!
– Przecież ja niczego nie żądam…Pytałam tylko… – Wędkowiec odstawiła kwiatka na parapet i wycofała się na wszelki wypadek z pokoju.
Chwilę później , spakowana, zabezpieczona w jedzenie dla potomków, picie i zabawki dla Rozruby jechała z dziećmi tramwajem do pracy. Na szczęście tam są dwa komputery i drukarka.
Wiktorka zadanie skończyła, Rozruba wybawił się za wszystkie czasy klockami Lego, a po wszystkim urządzili wielki, trzygodzinny, rodzinny spacer w towarzystwie Małżona i psów, którzy dobili w okolicach wieczora do firmy.
– No rzeczywiście… – Podsumowywał Małżon po wysłuchaniu relacji rodziny – Wiecie co…Odstrzelcie mnie, kiedy dostanę tej no… menopauzy…Ech – jakże to się u facetów nazywa?
– Andropauza!!!- zakrzyknęła wesoło Wędkowiec – No wreszcie wiem, co mu jest… Znaczy twojemu ojcu. O ludzie, no przecież! Ciemniak ze mnie! A, że zawsze był porywczy, to teraz jest nie do wytrzymania! Oj w jego przypadku, to nawet rozkładanie czerwonych dywanów, ani latanie kilka centymetrów nad ziemią w ramach ciszy, nie pomoże…
– Mami, a co to ta apałzoza? – zainteresował się Rozruba.
– AN-DRO-PAU-ZA. Nie wiem, czy chcesz wiedzieć synku…- zastanowił się Małżon- No cóż – po pierwsze hormony, po drugie strach przed starością.
– Hormony, to ma Wiktorka. Mama tak mówi!- zaprotestował ośmiolatek.
– Ej, bo w paszczor! – zagroziła bratu – Czep się psiego ogona,masz dwa do wyboru! A mnie zostaw. Mam już dość hitleryków!!!
– No… To zdaje się, trzeba nam uciekać od wspólnego mieszkania i to jak najszybciej. – podsumowała Wędkowiec – Zdaje się, że dziadzio dopiero zaczyna. Wy się lepiej módlcie, żebyśmy szybko sprzedali mieszkanko i kupili coś innego. Bo lichutko z nami będzie. A mówili, że to baby z klimakterium są nie do przejścia. I jeszcze uczyli mnie, że mam uważać na teściową… O męskim odpowiedniku nic nie mówili.
– Uhm… – zgodził się Małżon – Nie mówili, bo normalny teść zdominowany jest przez teściową. A nasz dziadek od lat goni samopas…
– To już lepiej wy bądźcie razem- rozpędziła się Wiktorka – Bo jak wam zacznie na starość tak bić to nie ręczymy z Rozrubą za siebie.
– Eeeee!!!!! – obruszyli się chóralnie Wędkowiec i Małżon.- Ale z tobą i dziadkiem, to już na pewno nie damy rady! Toż to hormony do kwadratu!
Źródło: osobiste doświadczenia Autorki.
Matka-Polka-galopka. Na marginesie - matematyk, księgowa. Staram się nie politykować, nie mam do tego predyspozycji, wolę ... obserwować, wyciągać wnioski, przyglądać się i opisywać. Poczucia humoru nigdy za dużo, nawet sam Pan Bóg je posiada, więc czemu nie człowiek?
2 komentarz