Azyl dla rezunów
29/08/2011
699 Wyświetlenia
0 Komentarze
23 minut czytania
Nasze rachunki z Ukraińcami pozostają niewyrównane. Rezuni z ukraińskiej 14. Dywizji SS Galizien dostali po wojnie azyl w Wielkiej Brytanii. Ktoś zadbał o to, aby im się upiekło do końca.
Jesienią 2000 roku polityczną sensację w Wielkiej Brytanii wywołał film Juliana Hendy’ego pt. „SS in Britain” wyemitowany prze telewizję lokalną w Yorkshire. Autor, dziennikarz z Leeds, znany raczej jako łowca sensacji stwierdził, że po II wojnie światowej na Wyspy Brytyjskie trafiło ponad 8.000 członków 14.Dywizji SS Galizien, uprzednio internowanych w północnych Włoszech, którzy najpierw otrzymali brytyjski azyl, a następnie w większości rozpełzli się po różnych krajach Wspólnoty Brytyjskiej i USA, w większości osiedlając się w kanadyjskich prowincjach Alberta i Saskatchewan. Sensacja wybuchła również dlatego, że Dywizja SS Galizien, złożona z Ukraińców w niemieckiej służbie dała się wcześniej poznać ze strasznych zbrodni na Kresach Wschodnich, gdzie pacyfikowała ludność polską oraz – co dla brytyjskiego rządu było bez wątpienia o wiele ważniejsze i bardziej kłopotliwe – być może również uczestniczyła w eksterminacji Żydów. Można się, niestety, ze smutkiem domyślać, że gdyby tylko o masowe mordy na Polakach chodziło, film pewno by nie powstał i sprawa nie nabrałaby wagi.
Sam fakt przedostania się tych ludzi do Wielkiej Brytanii w 1946 roku nie budzi żadnych wątpliwości, aczkolwiek dziwnym trafem ich lista zaginęła zarówno z brytyjskich archiwów państwowych jak i z dokumentów Urzędu Imigracyjnego. Przyynajmniej od sprawy gen Sikorskiego przywykliśmy już do dziwnych losów różnych dokumentów w brytyjskich archiwach. Przyjęcie tych Ukraińców przez Londyn było zgodne z ówczesną polityką aliantów, aby ich nie wydawać na pewną śmierć Stalinowi. Pikanterii dodaje sprawie fakt, że ogromna ich większość powołała się w tych okolicznościach na swoje polskie obywatelstwo sprzed wojny, a bardzo wielu podało się w ogóle za Polaków. Było to o tyle łatwe, że wielu z nich przed wojną chodziło do polskich szkół, znało język polski, miało obywatelstwo polskie i polskie dokumenty tożsamości. Skandalem jest i to, że ich dowódca Pawło Szandruk, b. oficer Petlury, otrzymał nawet (ponoć wskutek nalegania ze strony Giedroycia) emigracyjny order Virtuti Militari od gen. Władysława Andersa! Kim byli ludzie z SS Galizien i skąd się wzięli we Włoszech?
14. Dywizja SS Galizien została powołana na poczatku 1943 roku z inicjatywy niemieckiego gubernatora Lwowa, Siegfrieda Binza. Rekrutację przeprowadzono wyłącznie wśród młodych Ukraińców, głównie z okolic Lwowa i Tarnopola. Ponieważ Hitler sprzeciwiał się użyciu w jej nazwie określenia etnicznego („ukraińska”), posłużono się starym określeniem Galicja (niem. Galizien, ukr. Hałyczyna), które jest pochodną nazwy miasta Halicz (stąd: Ruś Halicka). Dywizja była formacją niemiecką, na wszystkich wyższych stanowiskach dowodzoną przez Niemców, była uzbrojona i umundurowana przez SS, a także utrzymywana z niemieckiej kasy. Kwatera główna tej dywizji mieściła się w bazie Heidelager („Obóz na wrzosach”) we wsi Pustków k. Dębicy w pobliżu Tarnowa. Jej drugie ważne leże znajdowało w Neuhammer k. dzisiejszego Żagania. Szkolenie rekruta prowadzono początkowo na terenie Alzacji, później tylko w pobliżu wspomnianych kwater. W skład Dywizji wchodziły także cztery pułki policji (z numerami 4, 5, 6, 7) podobnie rekrutowane, ale nieco gorzej uzbrojone i wyposażone, m.in. dlatego, że miały one służyć do zwalczania AK i partyzantki radzieckiej oraz pacyfikacji współpracujących z nimi lub podejrzanych o taką współpracę wsi polskich. W praktyce sprowadzało się to do konfrontacji z nieuzbrojonym przeciwnikiem czyli do eksterminacji polskiej ludności cywilnej oraz etnicznego czyszczenia terenów Wołynia, Galicji i Podola pod przyszłą samostijną Ukrainę. Pułki te, a na pewno 4. Pułk Policyjny SS Galizien, wzięły udział m.in. w masakrowaniu polskich wsi Huciska Brodzkie (13.02.44 r. ok. 600 ofiar), Podhorce, Podkamień (700 ofiar), itp., a zwłaszcza dobrze udokumentowanej masakry silnie umocnionej polskiej wsi Huta Pieniacka, będącej ważną ostoją dla partyzantki, gdzie 28 lutego 1944 roku w godzinach od 4:00 do 16:00 wymordowano w sadystyczny sposób ok. 1800-2500 osób. Dokładna liczba ofiar jest trudna do ustalenia dlatego, że oprócz stałej ludności własnej, liczacej wg. spisu z 1931 roku ponad 1400 osob, we wsi przebywała stale bardzo duża liczba polskich uchodźców z Wołynia, ze wsi wcześniej spalonych przez srożące się zwłaszcza tam bandy OUN (melnykowców) i UPA (banderowców). W Hucie Pieniackiej zginął wtedy okrutnie zamęczony dowódca polskiej samoobrony Kazimierz Wojciechowski, zawodowy oficer WP. W pacyfikacji wsi wzięło udział ok. 1000 ukraińskich policjantów z 4. pułku SS Galizien dowodzonych przez drobnej budowy Niemca o nieustalonym nazwisku, oraz ok. 3-4 tys. cywilnych ukraińskich bandytów bez mundurów, których dowódcą (prowidnykiem) na tym terenie był inżynier zootechnik Wołodymyr Czerniawski, później schwytany, osądzony i skazany na śmierć przez władze radzieckie, które wyrok ten wykonały. Wielu z tych bandytów pochodziło z okolicznych wsi i pozostało na pobojowisku już po wycofaniu się policji, rabując resztę dobytku i paląc to, co ze wsi jeszcze zostało. Dziś w tym miejscu rośnie samosiejny las i krzaki, a w 2009 roku postawiono skromny pomnik. Wstrząsające świadectwo zbrodni w Hucie Pieniackiej wydał zamieszkały w Warszawie inż. Sulimir Żuk, bardzo rzetelny i rzeczowy świadek, który jako chłopiec stracił tam całą swoją rodzinę ze strony matki.
W kilka tygodni po tych wydarzeniach, wobec zbliżania się frontu wschodniego, pułki policyjne SS. Galizien przeszły dodatkowe przeszkolenie frontowe, a całą 14. Dywizję skonsolidowano i rzucono do obrony linii Styru u boku Niemców. 22 lipca 1944 roku w bitwie pod czysto polskim miasteczkiem Brody dywizja ta została kompletnie rozbita przez Rosjan w sposób, który ją całkowicie skompromitował wojskowo dowodząc, że było to tylko pospolite ruszenie rezunów zdolnych i chętnych do mordowania ludności cywilnej, ale nie do liniowej służby i walki. Spośród 11.000 z jej składu osobowego ponad 7.000 rezunów poległo, zostało rannych lub dostało się do niewoli, co w praktyce też równało się wyrokowi śmierci. Reszta, zmęczona i zdemoralizowana poszła w rozsypkę i w znacznej części zdezerterowała przyłączając się do okolicznych band UPA. Bandy te były jeszcze na tyle aktywne tuż po wojnie, że władze radzieckie wykorzystały przeciw nim konflikt z ocalałymi miejscowymi Polakami, uzbrajając polskie oddziały obrony terenowej jako tzw. „istriebitielnyje batalliony”. To w końcu one, po kilku latach walk na pograniczu wytępiły aktywnych bandytów z UPA prawie do końca. Można teoretycznie założyć, że fizyczni pacyfikatorzy polskich wsi, jacy trafili do tej dywizji, albo w większości polegli pod Brodami, albo jako bandyci z UPA wytarli się potem do końca w walkach z radziecką milicją, pogranicznikami i ich polskimi sojusznikami.
Po sromotnej klęsce doznanej pod Brodami 22 lipca 1944 roku tylko niewielka część rezunów z SS Galizien uszła w całości w Karpaty, a potem odnalazła się w Heidelager pod Tarnowem. Tam naprędce sformowano ponownie 14. Dywizję SS, ponieważ była ona pilnie potrzebna do tłumienia antyniemieckich powstań jakie w obliczu napierającego frontu wschodniego wybuchały i przybierały na sile na okupowanych terenach Europy środkowo-wschodniej. Wydaje się, że tym razem wcielono do niej Ukraińców już wcześniej zaprawionych w różnych akcjach przynajmniej z lekką bronią strzelecką w ręku, a więc prawdopodobnie w dużej mierze także typowych ukraińskich bandziorów z różnych formacji faszystowskich, ponieważ rekrutów prawie w ogóle nie szkolono, lecz od razu powierzono im zadania pacyfikacyjne. Wkrótce potem dywizja SS Galizien została przerzucona do Słowenii, gdzie ją wzmocniono poprzez wcielenie tzw. Ukraińskiego Legionu Samoobrony i stamtąd rzucono do walk z jugosłowiańskimi partyzantami Josipa Broz-Tity. Jednakże i ten przeciwnik, uznawany przez wielu historyków za najlepszą partyzantkę II wojny światowej, okazał się dla rezunów za trudny. Dużo łatwiej szło im jednak przedtem palenie bezbronnych wsi, gwałcenie kobiet i zarzynanie dzieci w okupowanej Polsce. Widząc beznadziejność swej nowej sytuacji, Ukraińcy zaczęli nawiązywać kontakt z oddziałami jugosłowiańskimi, aby wykorzystując swe słowiańskie pochodzenie przejść na ich stronę. W zdradzieckiej grze szybko jednak zorientował się wywiad niemiecki, który całą dywizję ukraińską w tej sytuacji rozbroił i internował na terenie Austrii, skąd dosłownie kilka tygodni potem – jako więzieni przez Niemców! – zostali wyzwoleni, dostali się pod skrzydła alianckie i z obozu w północnych Włoszech zostali w całości (ponad 8.000 ludzi) przewiezieni do Anglii. Stąd film, od którego zacząłem ten materiał.
W tragicznych dziejach Kresów nic nie jest jednak proste i jednoznaczne. Mówiąc o liście 8.000 b. członków SS Galizien jacy przedostali się do Anglii trzeba pamiętać też o wspomnianym Ukraińskim Legionie Samoobrony (ULS), który na terenie Słowenii stał się częścią 14. Dywizji SS. ULS został utworzony pod koniec 1943 roku w okolicach Łucka z resztek oddziałów melnykowskich (OUN) rozbrojonych przez UPA. W styczniu 1944 oddział ten, w sile ok. 600 ludzi został umundurowany i uzbrojony przez Niemców. W dokumentach historycznych znany jest także jako „Wołyński Legion Samoobrony” albo „Rajdujący Oddział”, który nie miał stałej siedziby. Odbył on najpierw krótki rajd bandycko-pogromczy w okolice Krzemieńca w pościgu za uchodzącą z wołyńskiej pożogi na południe polską ludnością cywilną, ale wkrótce powrócił pod Łuck i w końcu lutego 1944 został skierowany na zachód i przekroczył Bug. Dokonał on licznych, a okrutnych pacyfikacji w hrubieszowskiem i lubelskiem, w tym stosunkowo dobrze udokumentowanych rzezi polskich wsi Chłaniów i Władysławin. Z Lubelszczyzny został przewieziony przez Niemców na pogranicze woj. krakowskiego i kieleckiego, gdzie w pobliżu Miechowa znów dokonał szybkich, chaotycznych pacyfikacji kilku wsi, m.in. Skalbmierza i Szarbii. Tam do tego Legionu dołączył inny, silny ukraiński oddział płk Diaczenki (późniejszego generała). W sierpniu 1944 część oddziałów tego Legionu udała się do Warszawy w celu tłumienia Powstania Warszawskiego, ale po krótkim pobycie na ulicach stolicy zostały one ponownie wycofane w krakowskie, a wkrótce potem do Słowenii i tam włączone do 14. Dywizji SS Galizien w celu zwalczania partyzantki jugosłowiańskiej. Odtąd dalsze losy ULS są więc tożsame z SS Galizien. Wydaje się, że właśnie wśród tych bandytów, którzy mają w swej karierze przynależność do ULS należałoby szukać szczególnie zbrodniczych jednostek. Ich przykładem był niejaki Teodor Dak, prymitywny pół-analfabeta i patologiczny sadysta, najpierw koszowy, a potem sotenny tej grupy, pojmany po wojnie jako szpieg RFN w Polsce, rozpoznany, osądzony i skazany tu na 25 lat więzienia, w którym zmarł. Takich rozpoznań było zresztą więcej (np. płk Mirosław Onyszkiewicz, skazany na śmierć w 1948 roku).
Powolność prawa oraz zastanawiający ciąg faktów, które niemal zawsze pozwalają zarówno niemieckim jak i ukraińskim oprawcom, ale także np. łotewskim (Kalejs) lub żydowskim (Morel), ukryć swoją tożsamość, często ją nawet przenicować, dożyć sędziwych lat na uchodztwie i ujść sprawiedliwości, nie rokują wyjaśnienia haniebnej sprawy azylu dla rezunów w Wielkiej Brytanii. Owszem, w odpowiedzi na interpelację w brytyjskiej Izbie Gmin w końcu sierpnia 2001 przebywała w Polsce delegacja trzech oficerów śledczych New Scotland Yardu, która badała dokumenty tej sprawy w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej. Wydaje się jednak, że na tym sprawę zamknięto. Paradoksalne, ale jedyną choć nikłą nadzieję na sukces dochodzeń dawał fakt, że tym razem chodziło także o interes Żydów, którym ukraińscy faszyści również zaleźli za skórę. Los ponad pół miliona Polaków, którzy zaginęli na Kresach w czasie wojny, często nie tyle zabici, co straszliwie zamęczeni przez Ukraińców i innych gorliwych pomocników Niemców, w zasadzie pozostaje poza obszarem głównego zainteresowania Zachodu, jest powszechnie nieznany i nie wyrównany żadną sprawiedliwością. A przecież kresowe pola śmierci skalą i bestialstwem dorównują ludobójstwu Ormian z rąk Turków, a przewyższają i to znacznie, niedawne rzezie Tutsich przez Hutu w Ruandzie. Literatury na ten temat, i to wstrząsającej jest aż nadto. Świadectwa tych, którzy przeżyli są przerażająco zgodne: eksterminacyjna wydajność ukraińskich rezunów w stosunku do Polaków znacząco przewyższała wszystko to, czego dopuszczali się Niemcy. Jak ponury refren powtarza się oskarżenie, że ukraińscy oprawcy lubowali się w szczególnie zdziczałych, sadystycznych formach kaźni pochwyconych ofiar oraz w przedłużaniu ich męki – kto za szybko w ich rękach umarł, ten jakby im uciekł. Przypomnę, że program polityczny UPA streszczał się w haśle: „Niemców wypędzimy, Sowietów nie wpuścimy, Lachów wyrezamy – będzie samostijna Ukraina!” Miała być zbudowana na polskiej męce i na terenach wydartych Polsce. I to się im niestety udało, bo to przecież właśnie dzięki polskiej tolerancji narodził się ukraiński nacjonalizm, który dalej na wschód niż granice Rzeczypospolitej, na ziemie rosyjskiego cara już nie sięgał. Zawsze w historii tylko tyle było Ukrainy (i Białorusi), ile było Polski. Wiadomo przecież, że zrodzony dopiero w XIX wieku nacjonalizm ukraiński był w dużej mierze wykreowany zwłaszcza przez Niemców i świadomie skierowany przeciw Polsce w myśl zasady „Uebernaechstenliebe” (‘miłość za-bliźniego’). Także i dziś mapa polityczna Ukrainy to wyborcy prorosyjscy tam, gdzie Polski nie było i wyborcy prozachodni (nacjonalistyczni) tam, gdzie Polaków okrutnie wyrżnięto i ziemie nam zabrano. Wystarczy pojechać do Lwowa, najpiękniejszego z polskich miast, dziś pod okupacją, aby przekonać się o tym, jak się tam do nas nadal odnoszą. Bezkarność rozzuchwala, popularność UPA na Ukrainie rośnie, wrogość do Polski też, mnożą się prowokacje wobec polskich wycieczek, ostatnio pojawiły się nawet publiczne żądania rewizji granic z Polską…
Z punktu widzenia rachunku krzywd nasze stosunki z Ukraińcami, są nadal w tym samym miejscu co stosunki Ormian z Turkami. Przez swoją wielkość i znaczenie, także strategiczne, Ukraina jest bardzo ważnym partnerem dla Zachodu, i to bardziej dla USA niż dla UE, w strategicznej rozgrywce z Rosją. Jest jednak czymś moralnie wstrętnym i kompromitującym, że w imię politycznie obowiązującej rusofobii i w interesie Zachodu, kokietujemy tych z historycznie antypolskiej części Ukrainy, udając, że nie widzimy, jak stawiają pomniki Banderze i napawają się podstępnym nad nami triumfem, a psioczymy na tych z Donbasu, bo wciąż zerkają na Moskwę. W ten sposób godzimy się na historyczną premię dla rezunów i popieramy beneficjentów polskiej męki i eksterminacji naszych rodaków. Uważam to za najgłębiej niewierne wobec świętej pamięci polskich ofiar potwornych rzezi na Kresach.
Bogusław Jeznach