Czy można zmyślić historyjkę i zostać skazanym? Nie? Okazuje się, że w Polsce i owszem!
Można zmyślać historyjki i zostać skazańcem? Które felietony zostaną rzucone na stos przez niezawisłych inteligentnych polskich sędziów?
Pewien mecenas zażądał w imieniu swej klientki przykładnej kary dla autora pewnego tekstu – podania wyroku do publicznej wiadomości. Załącza do sądu artykuł, który wg niego postponuje jego szlachetną klientkę. Szkopuł w tym, że w artykule nie ma ani jej danych osobowych, ani innych atrybutów, które wskazywałyby na nią. Mało tego – fabuła oparta jest na pijanym i upadłym wymyślonym pisarzu, który nijak nie pasuje do powszechnie szanowanej trójmiejskiej pisarki. Trudno powiedzieć, czym kierował się ów prawnik. Jego tok rozumowania oznacza, że każdy z nas, opisując prawdziwe (a nawet zmyślone!) historie, może zostać oskarżony na podstawie słynnego artykułu 212 Kodeksu karnego!
Wystarczy, że opiszemy jakąkolwiek sprawę opartą na obserwacjach, zmienimy dane, szczegóły, a nawet fabułę przeniesiemy w czasy średniowiecza albo współcześnie, lecz na Księżyc, a dociekliwy tropiciel uzna, że tekst dotyczy jego lub osoby mu znajomej, skopiuje powieść albo felieton i przedstawi czcigodnemu polskiemu sądowi, ten zaś – jak już ruszą tryby machiny sprawiedliwości – podejmie swoją trudną misję oraz mniej lub bardziej logiczne decyzje oparte na mądrości niezawisłego sądu, który wyda nakaz skasowania tekstu i dodatkowe dolegliwości dla autora opisu.
Podawanie do sądów autorów felietonów, wierszy, filmów, czy powieści (które wydają się komuś, że nawiązują do tego kogoś) są typową nadinterpretacją właściwą osobom przeczulonym na punkcie własnego „ja”. Być może zabrakło im poczucia humoru albo formalnego zapisu ze strony autora, że „wszelkie podobieństwa do znanych postaci są przypadkowe”.
Oto artykuł zawleczony przed oblicze polskiego wymiaru sprawiedliwości przez parę naszych rodaków (mecenas i jego klientka) – artykuł, który powinien, zdaniem tej pary, zostać zdjęty ze wszystkich portali, zaś jego autor powinien otrzymać wyrok skazujący podany do publicznej wiadomości.
Pewnie większość z nas nie zna prawa na tyle, aby ocenić, co w tym artykule jest nagannego i obraźliwego, a właściwie – przestępczego, bowiem oddając sprawę w ręce znakomitego nadmotławskiego sądu, para ma nie tylko jednoznacznie cenzorskie zamiary, ale również ma zamiar po prostu wygrać proces ze względów prestiżowych i honorowych; skoro bowiem udali się do sądu, to przecież nie po przegraną, ale – co zaskakujące – akurat fatalnie trafili, bowiem to strona wszczynająca sprawę popełniła przewiny, do których nie chce się przyznać.
Codziennie czytamy prasowe artykuły, oglądamy polemiki telewizyjne, wiemy, że prawdziwa cnota krytyk się nie boi i co? A przy okazji – czyżby dzisiaj autor „Monachomachii” miał kłopoty w gdańskim sądzie? Trzeba wiedzieć, że miał je w swoich (cokolwiek ciemniejszych czasach), jednak jakoś wybrnął wówczas z opresji, ale dzisiaj?! Co skłoniło pewną czytelniczkę do wizyty w szlachetnych temidowych murach, aby tam toczyć boje o swoją godność? Pytam także prawników, do których wyślę niniejszy wstęp wraz z inkryminowanym artykułem.
Które zatem zdanie mogłoby wywołać oburzenie na tyle wielkie, że postanowiono udać się aż do dwóch sądów, aby na stosie spalić poniższy artykuł, zaś jego autora publicznie przedstawić jako przestępcę?
[początek artykułu]
Jak na portalu zarobić 20 tysięcy złotych?
Na początek należy zarejestrować się na jednym z najpopularniejszych portali, zamieścić swoje dane i okrasić je swoją fotką. Trzeba założyć albo skorzystać z już założonego wątku, najlepiej nietuzinkowego, wręcz kontrowersyjnego, np. „Najbardziej trunkowy z wątków”. Trzeba wmieszać się w zgromadzenie innych użytkowników, co nie jest trudne, zważywszy, że niemal wszyscy opowiadają o chlaniu oraz o innych czynnościach towarzyszących tej czynności. Dodatkowo okrasza się to wszystko zdjęciami z libacji oraz przaśnymi dowcipami, które niejako ściśle z pijaństwem się wiążą. Nic to, że większość tekstów i fotek jest sprzeczna z regulaminem danego portalu – już dawno admin nie zwraca uwagi na prawne uchybienia, bowiem ani nie nadążyłby z kasowaniem setek wypowiedzi i skanów, ani też nie zostałby zbytnio pochwalony za przesadyzm przez właściciela portalu, który jednak jest z jakichś powodów zainteresowany zwiększaniem popularności na forach, a przecież czepialstwo i przesadne trzymanie się regulaminów powoduje spadek zainteresowania znakomitą częścią społeczeństwa, która akurat lubi sobie pociągnąć z gwinta.
Od czasu do czasu na takie forum wpadnie (jak mucha w pajęczą sieć) jakiś mądrala a naiwniak, który spróbuje nawiązać kontakt ze starymi wygami ruchu trunkowego. Taki coś chlapnie, wymądrzy się, zwróci uwagę; krótko pisząc – od razu zamelinowanej tamże większości „koneserów” jawi się, że jest przypadkową łajzą niewiedzącą o co na tym forum tak naprawdę chodzi.
Z początku nawet taki naiwniak zasygnalizuje adminowi, że większość tekstów jest zamieszczana niezgodnie z regulaminem, co (wobec nawału roboty) zakończy się propozycją moderowania wpisów przez owego naiwniaka. Ponieważ towarzycho nie zapisało się na najbardziej „wytrawny” wątek, aby dyskutować o bycie i niebycie, ale aby rozważać „picie i niepicie” (nie tylko w aspekcie napojów), przeto pospolite ruszenie zwołuje się i pisze zbiorowe doniesienie na niedobrego moderatora, co admin konstatuje – skoro większość (demokracja!) sobie życzy, to skreślmy mądralińskiego z funkcji moderatora.
Oczywiście, wszelkie wymiany zdań są okraszane typowymi łacińskimi (odmiana kuchenna) okrzykami, wezwaniem do ustawki, połajankami, a jeśli ktoś odważniejszy opowie się za byłym już moderatorem, to także jest skończony pośród ryku śmiechów, przekleństw i obelg. Żadnego wrażenia nie robi nawet sugestia – „kochani, przecież pisujecie tutaj pod własnymi danymi osobowymi i zamieszczacie swoje autentyczne zdjęcia, że przecież przynosicie wstyd uczelni, której ponadto sygnalizujecie, że przysięgę studencką macie pod plecami, że w końcu ktoś to może skopiować i napisać interesujący artykuł o części polskiego społeczeństwa albo ktoś może przypadkiem wejść na to forum i ujrzeć wasze inne (nieznane im do tej pory) oblicze, a ponadto (w przypadku pogróżek) może być taki materiał przekazany do prokuratury lub na waszą uczelnię? Żadnego zastanowienia – „a pisz sobie i kopiuj!”.
No to sobie ktoś kopiuje i omawia temat na innym portalu…
I tu następuje zwrot akcji. Otóż zawsze jakiś pisarz, kolejarz, czy urzędnik lub wykładowca opamięta się i szybko kasuje swoje konto. Łudzi się albo jest przekonany, że śladu jego działalności nie ma. Na innym portalu znajduje swoje wypowiedzi (pogróżki, wulgaria, pomówienia oraz fotki z walającymi się butelkami określonego autoramentu) i mimo że autor piszący kolejną pracę opartą na metodologii słynnego Zyzaka (a onże miał dobre uniwersyteckie wsparcie w swych dociekaniach) chce zrobić podobną karierę i uzyskać za swoje rewelacje wyższy stopień naukowy, tenże przykładowy pisarz nagle zaczyna myśleć o swojej godności i udaje się do renomowanej kancelarii adwokackiej. Tam przedstawia prawnikowi swój punkt widzenia i skarży się na wszystko, co go boli, niczym była dziewica, która w sezonie urzędowała w Las Vegas, powróciła do swego miasteczka i chce podać do sądu każdego, kto opowiada o jej wyczynach, a którymi to sama chełpiła się po drugiej stronie oceanu na forum „Najbardziej upadłe panienki”.
Cóż czyni urzędnik polskiej Temidy, który jest przekonany przez takiego pisarza, że padł ofiarą spisku? Ano taki dżentelmen (wzór cnót prawniczych) sporządza pismo oraz wysyła je do mądrali listem poleconym z potwierdzeniem odbioru. A tam już nie ma śladu atmosfery pijackiego chuchu, lecz mamy jakieś finansowe i kosmiczne żądania…
„Działając w imieniu Pisarza wzywam Pana do zaniechania naruszania Jego dobrego imienia i czci za pomocą dokonywania wpisów na rozmaitych stronach internetowych. Głoszone przez Pana twierdzenia, sformułowane opinie i wskazane fakty nie zostały oparte na prawdzie i w sposób dotkliwy naruszają dobre imię i prawo do prywatności mojego Mandanta, tak niezbędne dla wykonywania działalności twórczej w dziedzinie nauczania i pisarstwa. Informuję Pana, iż dobro osobiste jakim jest dobre imię i nienaganna opinia osoby publicznej, jakim jest wykładowca i pisarz, bezsprzecznie podlega ochronie przewidzianej w Kodeksie cywilnym. Naruszając więc dobra osobiste mojego Mandanta, naraża się Pan na odpowiedzialność zarówno cywilną, jak i karną.
W celu usunięcia skutków dokonanego naruszenia dobrego imienia Pisarza, wzywam Pana, aby w nieprzekraczalnym terminie 7 dni od daty otrzymania niniejszego pisma:
1. Usunął wpisy na wszystkich portalach, odnoszące się do Pisarza;
2. W formie wpisu na wszystkich portalach, złożył oświadczenie następującej treści:
‘Niniejszym Mądrala przeprasza Pisarza za użycie na niniejszym forum zwrotów sugerujących niewłaściwe zachowanie się Pisarza. Nie jest prawdą jakoby Pisarz zachowywał się niegodnie, nieuprzejmie, złośliwie bądź wulgarnie. Nieprawdziwe jest twierdzenie, aby sam chlał oraz namawiał innych użytkowników do konsumpcji alkoholu graniczącego z jego permanentnym nadużywaniem. Nadto – przytaczane przez mnie fragmenty niektórych Jego wypowiedzi zostały wyrwane z kontekstu (pomiędzy kolejnymi upojeniami) – bez Jego zgody – przez co utraciły swój pierwotny sens. Użyte przeze mnie sformułowania czy sugestie nie zostały oparte na prawdziwych zdarzeniach’.
3. Dokonał zapłaty kwoty 20 000 zł tytułem zadośćuczynienia za wyrządzoną mojemu Mandantowi szkodę niematerialną spowodowaną naruszeniem dobra osobistego na wskazany numer rachunku bankowego Kancelarii Adwokackiej.
Wzywam Pana również do poinformowania – w formie pisemnej – o dacie przeprowadzenia powyższych czynności i przedłożenia stosownego dowodu ich dokonania. W przeciwnym wypadku zmuszony będę, w imieniu i na rzecz Pisarza, wystąpić na drogę sądową z odpowiednim powództwem, co spowoduje po Pana stronie dodatkowe wydatki (opłaty sądowe, koszty zastępstwa procesowego)”.
O, i taki tekst wstawia pan prawnik w 20 lat po obaleniu komuny, przy czym nawet nie zapoznał się z materiałami dowodzącymi, że Pisarz ostro popijał (o czym sam pisał na forum), że robił sobie fotki w barze (i to nie mlecznym), że – obok wędlin klasycznych – po forum latało mięsiwo określonego a podłego gatunku. Jak widać, dobry prawnik nawet z kurtyzany zrobi dziewicę i jeszcze każe zapłacić klientom za potwarz, choć oni wielokrotnie zapłacili jej za podplecze…
Dlaczego mecenas apeluje o zaniechania naruszania dobrego imienia i czci, kiedy to sam zainteresowany nie dbał o swoje dobre imię i cześć? Dlaczego zakłada, że podane informacje nie są oparte na prawdzie, skoro nawet nie zwrócił się po zapisy posiadane przez drugą stronę? Dlaczego nie interesują go pomówienia Pisarza na szkodę Mądrali? Czy w taki sposób działa nowoczesny prawnik – kto pierwszy dobiegnie do mecenasa, to ma sprokurowane pismo o kasę?
Kiedy już zwiedziało się całe towarzystwo od kielicha o szykującej się kasie dla Pisarza, to snadnie również pokasowało swoje konta i udało się drogą przez niego przetartą, do coraz sławniejszego polskiego prawnika, który wystawia rachunek naiwnemu Mądrali już nie na 20 tysiączków, ale na dwa melony.
Kto mecenasowi dał prawo do oznajmienia, że „wskazane fakty nie zostały oparte na prawdzie”, skoro nawet nie zapoznał się z dowodami drugiej strony? Nawet nie zapytał, czy takie istnieją, zatem nawet nie wie, że są do wglądu! Przecież to jaskrawy przykład braku profesjonalizmu![koniec artykułu]
Ponawiam pytanie – któryż to akapit spowodował aż takie zacietrzewienie? Czyżby potwierdzała się zasada ”uderz w stół a…”? Czy prawnicy na studiach mają wykłady z logiki? Czy jeśli jakiś dziennikarz opisze (bez podawania danych osobowych) faceta, który niezbyt dyskretnie majstrował w nosie, to tenże rozpęta sprawę sądową w obronie godności swego nosa (przez co ujawni się i cały świat zapozna się z jego zamiłowaniem nie tylko do grzebania we własnym kinolu, ale przy okazji do innych wyczynów), czy raczej przemilczy fakt, że aluzję zrozumiał?
Ostatnio narasta protest przeciwko istnieniu art. 212 kk. Niech powyższy tekst będzie argumentem na jego skasowanie, bowiem to, co wyprawiają niektórzy prawnicy (mecenasi i sędziowie) przekracza granice ludzkiej logiki. Domagają się kar za tego typu publicystykę? Jeszcze chwila, a będziemy mogli w Polsce pisywać tylko o pogodzie…
Po analizie również tego artykułu sędzia wydał wyrok i nakaz przeproszenia pewnej damy – w uzasadnieniu oznajmił, iż doszukał się w tekście zarzutu… pijaństwa. Nadal twierdzę, że powyższy artykuł nie dotyczy owej osoby i że sędzia dokonał błędnej nadinterpretacji. Tego artykułu nie skasuję, ponieważ nie ma żadnych logicznych podstaw do wykonania tej czynności. Jeśli gdański sąd domaga się spalenia na stosie mojej przypowieści, to które zdania literalnie dotyczą rzekomo postponowanej osoby?
Co jest zwykle dopisywane w czołówkach lub zakończeniach filmów? Zatem – tekst nie dotyczy osób, które z sobie znanych powodów procesują się po sądach; być może przypadkowo zaistniało niezamierzone podobieństwo do tych postaci. Jednocześnie oświadczam, że nie zajmuję się stalkowaniem, lecz poważną dyskusją na temat artykułu 212 Kk w aspekcie popełnionej pomyłki sądowej, czyli korzystam z konstytucyjnego dobrodziejstwa, które jest niezaprzeczalną zdobyczą III RP. Są ludzie, którzy wolą swoje racje przedstawiać przed obliczem Temidy, są i tacy, którzy wolą to czynić w internecie.
PS Tekst pt. „Jak na portalu zarobić 20 tysięcy złotych” rozpatrywał Sąd Rejonowy w Gdańsku i w wyroku z 9 grudnia 2011 nie uznał go za zniesławiający, a to oznacza, że pani i jej adwokat, którzy dali go do sądu, aby mnie skazał i aby opublikowano wyrok (jak mniemali – na moją niekorzyść) niezupełnie znają prawo prasowe i Konstytucję 1997, co kosztuje ich nie tylko parę tysięcy złotych opłat, ale także wystawia im oryginalne świadectwo kompetencji. Niestety, para ta postanowiła nadal walczyć, zaś jej zmagania przypominają pieniackie sądzenie się o trzypalcową miedzę. W jaki sposób wyobrażają sobie wygraną? Że w końcu za parę lat jakiś sąd uzna, że mają rację i nakaże skasowanie z internetu kilkudziesięciu moich artykułów poświęconych tej kompromitacji naszego wymiaru sprawiedliwości? I jak to sobie technicznie wyobrażają? Przecież wiele portali kopiuje je u siebie i to często poza zasięgiem polskiej Temidy. Zresztą który sędzia albo biegły uzna, że tak wiele artykułów jest zniesławiających pisarkę i opartych na nieprawdzie? W jakim celu miałbym pisać kłamstwa przez całe lata? Przecież pierwsze badanie wariografem od razu wykaże moją prawdomówność, czyli kłamstwo pisarki i jej fałszerstwo, zatem po co jej to łażenie po sądach i dalsza autokompromitacja?