Stwierdzenie, że wojsko może bronić kraju parę dni, to przesada. Teraz czas należy liczyć w godzinach – obecny stan polskich sił zbrojnych ocenia były wiceminister obrony narodowej Romuald Szeremietiew.
Newsweek.pl: W liberalnych demokracjach wojsko stoi zawsze gdzieś na uboczu głównego nurtu spraw publicznych i jest "na wypadek, gdyby był wypadek". Sam słyszałem jak jeden z polityków porównał armię do wiejskiego psa: "karmić ją trzeba, a nic z niej nie ma". Czy nasi politycy traktują wojsko jako zło konieczne?
Newsweek.pl: Nasze wojsko od 20 lat jest w stanie permanentnych zmian. Po 1989 roku zmieniły się doktryny wojenne, geopolityka i strategie obrony. To wprowadziło chaos, brak stabilności i zagubienie. Nie sądzi pan, że na równi z nowym sprzętem i wyszkoleniem wojsku trzeba dać nową tożsamość i nową strategię obronną?
Newsweek.pl: A co się dzieje z dowodzeniem armia – jak to u nas wygląda?
Newsweek.pl: Czyli, jak mówi prezydent Bronisław Komorowski „za dużo wodzów, za mało Indian”?
Romuald Szeremietiew: Proporcje między ilością szeregowców, a dowódców, czyli oficerów i podoficerów są w Wojsku Polskim rzeczywiście fatalne. Powiedzonko o wodzach i Indianach jest więc zasadne, chociaż nie wydaje się, aby jego autorem był Bronisław Komorowski.
Newsweek.pl: Prezydent chce, by Sztab Generalny nie zajmował się jednocześnie dowodzeniem i planowaniem, lecz by została mu tylko ta ostatnia funkcja.
Romuald Szeremietiew: Tak od dawna uważa gen. Koziej i to za nim powtarza prezydent Komorowski. Nie zgadzam się z tym poglądem. Sztab Generalny powinien zachować funkcje dowódcze. Inna sprawa to dowództwa rodzajów sił zbrojnych. Czy przy wielkości sił zbrojnych są rzeczywiście potrzebne takie małe „sztaby generalne”? Może wystarczyłyby inspektoraty rodzajów sił zbrojnych odpowiedzialne za szkolenie?
Newsweek.pl: Kolejny czynnik świadczący o żywotności armii to odpowiednie wyszkolenie. Niemal wszyscy zajmujący się sprawami wojskowości mówią jednym chórem, że tutaj jest bardzo źle.
Romuald Szeremietiew: To akurat łatwo dostrzec. Musimy jednak się zastanowić czym ma być szkolenie żołnierzy. Np. kto i gdzie ma przeszkolić ludzi, którzy nie będą służyć jako żołnierze zawodowi, a których trzeba będzie mobilizować w razie zagrożenia wojennego. W ubiegłym roku białostocki pułk rozpoznania ogłosił nabór szeregowców. Zamierzano wcielić 100 ochotników. Zgłosiło się siedmiu w tym sześciu bez przeszkolenia wojskowego. I był kłopot nawet z tą siódemką. Żołnierzem zawodowym może bowiem zostać ktoś przeszkolony wojskowo. Pułk mógł więc przyjąć jednego kandydata na zawodowego szeregowca, tego który odbył szkolenie, gdy jeszcze była armia z poboru. Teraz poboru nie ma więc nie będzie też przeszkolonych wojskowo mężczyzn. Poza tym nowe uzbrojenie wymaga dobrze przygotowanej fachowej obsługi. Jednak co roku tysiące podoficerów opuszcza armię i coraz mniej mamy ludzi do profesjonalnej obsługi samolotów, rakiet, wozów pancernych. Żołnierzami Narodowych Sił Rezerwy ich nie zastąpimy, bo tam nie ma takich specjalistów.
Newsweek.pl: Czwarty czynnik mówiący o potencjale armii to odpowiednie uzbrojenie…
Romuald Szeremietiew: Jest gorzej niż źle. W Marynarce Wojennej mamy 40 okrętów, w tym 11 uderzeniowych, tzn. takich, które mogą wykonywać zadania bojowe na morzu. Z tych jedenastu osiem wkrótce trzeba będzie oddać na żyletki. Dowództwo marynarki alarmowało kierownictwo MON, że już niedługo ten rodzaj sił zbrojnych straci całkowicie zdolność bojową. W lotnictwie nie jest lepiej, poza samolotami F-16, które nie osiągnęły jeszcze zdolności operacyjnej, mamy starzejące się Migi 29 i oddawane na złom Su 22. Nie mamy samolotów szkolnych i nie wiadomo kiedy one będą. Fatalny jest stan polskiej obrony przeciwlotniczej. Zwracam uwagę na lotnictwo i marynarkę nie bez przyczyny. Z zaskoczenia można atakować z powietrza i morza. Samolotami i okrętami, inaczej niż przy wojskach lądowych, można wykonać uderzenie z zaskoczenia, bez mobilizacji. Dlatego zdolności obronne w powietrzu i na morzu mają dla nas podstawowe znaczenia. Poza tym pseudo uzawodowienie sprawiło, że także do obrony terytorium kraju zwyczajnie brakuje ludzi. Powiedziałem kiedyś, że nasza armia zmieści się na trybunach dwu stadionów piłkarskich.
Newsweek.pl: Gen. Koziej mówi, że Polsce wystarczyłaby armia 80-tysięczna., gdyż na taką nas stać, ale za to dobrze wyszkolona i wyposażona.
Romuald Szeremietiew:80 tysięcy – chodzi o to, aby zmieścić się na jednym stadionie? Jak dotąd mamy armię coraz mniejszą, ale wcale nie lepiej wyszkoloną i uzbrojoną. Ponadto rzecz nie w ilości żołnierzy. Najpierw trzeba ustalić jakie zadania obronne ma wykonać armia. Następnie odpowiedzieć sobie ilu będziemy potrzebowali żołnierzy do ich wykonania. Istotą strategii obronnej jest takie przygotowanie obrony, aby potencjalny agresor uznał, że napaść będzie nieopłacalna. Czy z armią, która pomieści się na jednym stadionie, możemy liczyć, że agresor się jej wystraszy? Dlatego zawsze optowałem za budowaniem silnej obrony terytorialnej zdolnej do prowadzenia masowych działań nieregularnych. Nawet najpotężniejsza armia, boi się wojny asymetrycznej (partyzanckiej) i bardzo ostrożnie podejmuje decyzję o wejściu do kraju, w którym poczynione zostaną przygotowania do takiej obrony. Wystarczy wspomnieć jak potoczyła się wojna sowiecko-fińska w 1939 roku, lub uświadomić sobie dlaczego Niemcy nie pokusiły się o zajecie Szwajcarii w czasie II wojny światowej.
Newsweek.pl: Pada wiele zarzutów, że nasze wojsko przeobraża się w rezerwuar najemników.
Romuald Szeremietiew: Coś jest na rzeczy. Postawiono na armię mniej liczną i zawodową, którą można wysłać w dowolne miejsce świata, z dala od Polski. Według mnie powinno być na odwrót: potrzebna jest silna defensywna armia terytorialna i do tego mały komponent ofensywny, zawodowy, który byłby zdolny wypełniać nasze zobowiązania sojusznicze w NATO.
Newsweek.pl: Ile lat potrzeba na odbudowanie armii do stanu, w którym będzie ona mogła obronić Polskę?
Romuald Szeremietiew: Kiedyś uważałem, że wystarczy pięć lat, ale po okresie rządów ministra Klicha sądzę, że około dziewięciu.
Newsweek.pl: Wystarczą na to obecne środki finansowe?
Romuald Szeremietiew: Można za te pieniądze zbudować dobrą armię. MON co rok dostaje około 27 mld zł. To stosunkowo duża kwota, ale wydawana chaotycznie i bez sensu więc efekty są mizerne.
Newsweek.pl: Mówi się, że dziś Wojsko Polskie jest w stanie nas bronić dwa dni.
Romuald Szeremietiew: To optymistyczny scenariusz. Myślę, że raczej trzeba mówić o godzinach.