Jaki sygnał wysłałby w swoje chwiejące się szeregi Donald Tusk dymisjonując ministra Arabskiego, który z taką determinacją bronił swojego superiora na konferencji w Izraelu? Pewnie taki, że "szef za lojalność wywala z roboty". A takich zawiedzionych polityką premiera chętnie przygarnie Grześ Schetyna, potwornie upokorzony historią z listami do parlamentu, które są być albo nie być dla tych co obecnie rządzą (a nie jakieś tam reformy i jakieś tam dobro kraju).
Tusk ma kłopot z Tomaszem Arabskim.
Z jednej strony jest to jeden z najwierniejszych żołnierzy Donalda, można powiedzieć – jego przedramię, i to zapatrzone w swojego pryncypała jak zakochana nastolatka. Mało już takich w Platformie ma premier, bo część jest w obozie Marszałka sejmu, część przygarnął do spółdzielni Grabarczyk, który co prawda gra na razie w drużynie Tuska, ale ile będzie to trwało?
Z drugiej strony Arabski najzwyczajniej w świecie przedobrzył. I nie dlatego, że wziął za twarz namolnego dziennikarza, ale dlatego że zrobił to w sposób tak idiotycznie nieroztropny, nie liczący się z konsekwencjami. A wiadomo, że na dworze Tuska rządzi "prawo PR-u", czyli można robić rzeczy wątpliwe, ale tylko wtedy gdy nie ucierpi na tym wizerunek szefa, który jest posłańcem tylko dobrych wiadomości (dlatego zresztą tak mało go ostatnio w TV – odnalazł się w Norwegii, gdzie chciał się ogrzać trochę w blasku sukcesów Małysza i Kowalczyk).
Z trzeciej strony minister Arabski odpowiadający za flotę rządową, ponosi odpowiedzialność za to co wydarzyło się 10 kwietnia. I – jesli miałbym prognozować komu prokuratura może postawić zarzuty – to obok Klicha jest to właśnie on (o ile oczywiście TA prokuratura jest w stanie strzelić w kogokolwiek powyżej jakiegoś Dyrektora czy Podsekretarza Stanu). Jego dymisji bardzo mocno domaga się PIS. A skoro (póki co) obroniliśmy Klicha to dlaczego mamy poświęcić Arabskiego? Przecież Tusk sam mówił, że opozycja nie będzie mu dyktować składu współpracowników…
***
Kłopot polega na tym, że Arabski – właśnie jako szef Kancelarii – uczestniczył w wielu dość poufnych naradach (jak choćby ta po katastrofie smoleńskiej) i zna sporo tajemnic gabinetowych ruchów. A jak to w każdej quasi-feudalnej organizacji bywa – za wierność i lojalność wasal wymaga od feudała ochrony i protekcji.
Jak zachowa się Arabski, gdyby Tusk go przekreślił? Czy zacznie wysyłać synały, że on sporo wie i broniąc się będzie chciał się podzielić tą wiedzą? Innymi słowy czy zachowa się jak pokerzysta-szantażysta, a gdyby Tusk się nie przeląkł – przejdzie na pozycję porzuconej nastolatki, która swoją dawną miłość będzie darzył niekłamaną nienawiścią?
A może będzie siedział cicho, czekając na to, że szef znów go podholuję – może na mniej eksponowane stanowisko, ale pozwalające nieźle żyć? Pod warunkiem, że nie będzie to stanowisku w celi więzienia.
Tak czy inaczej – jeśli premier zabrnie w obronę swojego ministra, to choć zachowa się zgodnie ze swoją aktualną zasadą "bronimy swoich" (to jedna z nielicznych których stara się Tusk pilnować ostatnio, choć też nie z dobroci serca ale z politycznego wyrachowania) – to może popełnić błąd kosztowny PR-owo.
I tak źle i tak niedobrze. Ale tylko takie wybory zostały, bo ucieczki do przodu już słabo działają. Może rzeczywiście ktoś tam przestawił wajchę i chcę spuścić nie tyle PO co premiera do … nazwijmy to – politycznego sedesu.
Ciekawa sytuacja – bo w wajchy centralnie sterowane to wierzyły do tej pory oszołomy z PIS-u, nazywając to układem albo układami.