ANTYPOLONIZM autor Aleszuma Aleksander Szumański Już od zarania państwowości Polska musiała toczyć walkę o swój byt, istnienie, niezależność. Napastnikami byli nie tylko Mongołowie, czy Tatarzy pustoszący wielkie połacie Europy, ale nade wszystko zaborczy sąsiedzi. Świadczą o tym liczne pamiątki historyczne, jak chociażby niszczejący pomnik zwycięskiej bitwy pod Cedynią, jaką stoczył Mieszko I z margrabią Hodonem w 972 roku. Potem przez lata zagrażali nam nieopatrznie sprowadzeni w 1226 roku przez Konrada Mazowieckiego Krzyżacy, którym dopiero zwycięstwo pod Grunwaldem zjednoczonych sił słowiańskich pod dowództwem króla polskiego Władysława Jagiełły odniesione 15 lipca 1410 roku przetrąciło na długo kręgosłup. Silna i demokratyczna Rzeczpospolita przeszkadzała sąsiadom, co ostatecznie skutkowało nie notowanymi na taką skalę w Europie trzema rozbiorami Polski, jakich dokonały Prusy, Rosja i […]
ANTYPOLONIZM autor Aleszuma Aleksander Szumański
Już od zarania państwowości Polska musiała toczyć walkę o swój byt, istnienie, niezależność. Napastnikami byli nie tylko Mongołowie, czy Tatarzy pustoszący wielkie
połacie Europy, ale nade wszystko zaborczy sąsiedzi. Świadczą o tym liczne pamiątki historyczne, jak chociażby niszczejący pomnik zwycięskiej bitwy pod Cedynią, jaką stoczył Mieszko I z margrabią Hodonem w 972 roku.
Potem przez lata zagrażali nam nieopatrznie sprowadzeni w 1226 roku przez Konrada Mazowieckiego Krzyżacy, którym dopiero zwycięstwo pod Grunwaldem zjednoczonych sił słowiańskich pod dowództwem króla polskiego Władysława Jagiełły odniesione 15 lipca 1410 roku przetrąciło na długo kręgosłup.
Silna i demokratyczna Rzeczpospolita przeszkadzała sąsiadom, co ostatecznie skutkowało nie notowanymi na taką skalę w Europie trzema rozbiorami Polski, jakich dokonały Prusy, Rosja i Austria w latach 1772, 1793 i 1795.
Na zagrabionych ziemiach polskich rozpoczął się we wszystkich zaborach, z różnym nasileniem proces wynaradawiania Polaków. Szczególny przebieg miała germanizacja Polaków w zaborze pruskim, tj. na Pomorzu i w Wielkopolsce.
Symbolem nasilających się pogromów Polaków w XIX w. stał się polakożerca Otto von Bismarck, kanclerz zjednoczonego cesarstwa niemieckiego, który powołał m. in. Komisję Kolonizacyjną, powszechnie znaną Hakatę (Hakata — potoczna nazwa niemieckiej organizacji nacjonalistycznej „Deutscher Ostmarkenverein” (Niemiecki Związek Marchii Wschodniej), która miała wykupywać ziemię z rąk Polaków i osadzać na niej kolonistów niemieckich.
To za jego rządów wypędzono z ojcowizny ok. trzydziestu tysięcy Polaków, którzy nie przyjęli pruskiego obywatelstwa. Rugowano język polski w szkołach i urzędach do tego stopnia, że zabroniono dzieciom polskim modlitwy w języku ojczystym, co doprowadziło do strajków szkolnych. Symbolem tego protestu pozostał do dziś strajk Dzieci Wrzesińskich o polską mowę w modlitwie z maja 1901 roku, zakończony wyrokami sądowymi.
Zainspirował on Marię Konopnicką do napisania Roty, w której znalazły się m. in. słowa: „….Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz ni dzieci nam germanił...”
Bezpośrednio przed wybuchem I Wojny Światowej prześladowano w Niemczech wszystko co polskie.
Pozbawiano Polaków własności, ingerowano nawet w prawo spadkowe, likwidowano szkolnictwo polskie i czytelnictwo polskich książek, katowano dzieci, które nie chciały uczyć się religii po niemiecku, karano młodzież za potajemną naukę historii Polski, odbieraniem ich rodzicom i umieszczaniem w sierocińcu. Polityka władz niemieckich sprawiła, że kilkaset tysięcy mieszkańców Pomorza i Wielkopolski zostało zmuszonych do emigracji i osiedlenia się w Westfalii i Nadrenii oraz Francji i Ameryce.
Ogólno niemiecki entuzjazm wojenny sprzed I Wojny Światowej, zakończył się klęską i podpisanym 28 czerwca 1919 roku Traktatem Wersalskim, w wyniku którego zmartwychwstała Polska po 123 latach niewoli.
Z ustaleniami traktatu nie chcieli się pogodzić zarówno Niemcy jak i Związek Sowiecki. Czynią to konsekwentnie do dzisiaj, nazywając go dyktatem. Trzecia Rzesza domagała się Pomorza , Wielkopolski i części Śląska. Polityka polakożercy – kanclerza Otto von Bismarcka, który budował Prusy jako państwo potęgi i mocy, uczył Niemców kultu przemocy i pogardy dla słabszych, stworzył mentalność „wszech Niemca”, drzemała w narodzie niemieckim, aby obudzić się w postaci upiora, jakim okazał się kanclerz III Rzeszy Adolf Hitler, który opisał tę politykę stwierdzając, że opiera się na trzech elementach:
-” Drang nach Osten” – Parcie na Wschód,
-„Lebensraum” – Przestrzeń życiowa,
– „Deutschland, Deutschland Über alles, Über alles in der Welt” – Niemcy, Niemcy ponad wszystko, ponad cały świat.
I konsekwentnie tę politykę realizował, co skutkowało hekatombą ludzkości na niespotykaną skalę. A rozpoczął ten barbarzyński eksperyment na narodzie polskim. Jak już w historii bywało, znalazł pomocnika – Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich, który zaraz po traktacie wersalskim pomagał Niemcom omijać jego postanowienia, udostępniając swój przemysł, surowce i terytorium do szkolenia przyszłych sił zbrojnych.
ZSRS, tak jak Niemcy nie chciał się pogodzić z istnieniem suwerennego państwa polskiego i pałał żądzą odwetu za przegraną wojnę z Polską w 1920 roku, która uchroniła Europę Zachodnią przed zalewem bezbożnego komunizmu. Realizację tej polityki miał zagwarantować „Generalplan Ost” – Generalny Plan Wschód – Plan zagłady Słowian, opracowany na długo przed rozpoczęciem działań wojennych.
Szerokim echem odbił się strajk dzieci wrzesińskich – strajk uczniów we Wrześni, w latach 1901–1902. Skierowany był przeciw germanizacji szkół, głównie przeciw modlitwie i nauce religii w języku niemieckim. Obejmował również protest rodziców przeciw biciu dzieci przez pruskie władze szkolne. Powstałą sytuację charakteryzuje anonimowy wiersz napisany przez dzieci wrzesińskie w 1901 roku:
„My z Tobą Boże rozmawiać chcemy,
lecz „Vater unser” nie rozumiemy
i nikt nie zmusi nas Ciebie tak zwać,
boś Ty nie Vater, lecz Ojciec nasz”.
Do najgłośniejszych i brzemiennych w skutki wydarzeń doszło 20 maja 1901 roku, kiedy niemiecki nauczyciel Schölzchen wymierzył karę cielesną 14 dzieciom za odmowę odpowiadania w języku niemieckim na lekcji religii. W reakcji na to przed szkołą zebrał się wzburzony tłum. Uczestników tych zajść władze niemieckie ukarały więzieniem i grzywnami. Przywódcą duchowym strajku był ks. Jan Laskowski. Przedłużeniem obowiązku szkolnego ukarane zostały następujące dzieci: Klasa I (ostatnia): Roman Biały, Wacław Drzewiecki, Franciszek Gadziński, Bronisław Klimas, Józef Latanowicz, Władysław Podsędek, Józefa Bednarowicz, Jadwiga Bulczyńska, Stefania Chełmikowska, Franciszka Chromińska, Leonarda Dynkowska, Stefania Janiszewska, Anna Jażdżewska, Józefa Nowaczyk, Walentyna Nowakowska, Jadwiga Porosa, Bronisława Śmidowicz, Jadwiga Suszczyńska, Tekla Tomaszewska, Seweryna Wagner, Anastazja Wojciechowska, Józefa Woźniak, Melania Zaremba.
Klasa IIa: Stanisław Jankowiak, Stanisław Ziółkowski, Pelagia Gawlak, Pelagia Jankowiak, Czesława Kwiatkowska, Maria Niesuchorska, Balbina Sikorska, Waleria Ziętek, Jadwiga Kuchta.
Klasa IIb: Aleksander Szumiłowski, Wawrzyniec Tabaka, Antoni Topolewski, Władysław Tyksiński, Maksymilian Walczak, Wiktoria Kaliszewska, Maria Suszczyńska.
PROCES GNIEŻNIEŃSKI
W procesie tym państwo pruskie pozwało strajkujące dzieci oraz występujących w ich obronie rodziców do sądu w wyniku którego zasądzono kary więzienia. Skazano łącznie 25 osób, a 4 uwolniono od zarzutu. Minimalny czas kary wyniósł 2 miesiące aresztu, maksymalny 2,5 roku więzienia. Najsurowiej ukarano Nepomucenę Piasecką. Po apelacji od zarzutów uwolniono tylko jedną osobę. Za winnego został uznany nawet fotograf z Wrześni, Szymon Furmanek, którego skazano na 200 marek grzywny z zamianą na 40 dni więzienia.
Postawiono mu zarzut „wykonania i rozpowszechniania trzech fotografii osób związanych ze sprawą wrzesińską”. Zdjęcia te były rozchwytywane przez Polaków daleko poza Księstwem Poznańskim, były także reprodukowane przez prasę polską i zagraniczną. Pruski prokurator dopatrzył się w nich „gloryfikacji przestępców” i „zachęcania” do ich naśladowania. Sąd ukarał także Marcelego Piaseckiego za rozpowszechnianie tych fotografii, a Kazimierza Kaczmarka za samo ich przechowywanie.
Cesarz Wilhelm II w mowie malborskiej stwierdził, że: „…znów doszło do tego, że polska buta chce ubliżyć niemczyźnie…”
Brutalne prześladowania dzieci polskich we Wrześni przez pruski rząd spowodowały jednak odwrotny skutek.
Polski opór przeciwko germanizacji wzmocnił się jeszcze bardziej, a Polacy we wszystkich zaborach zjednoczyli się. Przeciw brutalnej germanizacji polskich dzieci protestowali, Maria Konopnicka, autorka „Roty””…nie będzie Niemiec pluł nam w twarz ni dzieci nam germanił…” oraz Henryk Sienkiewicz. Maria Konopnicka napisała emocjonalny wiersz „O Wrześni”, a Henryk Sienkiewicz w krakowskim czasopiśmie „Czas” opublikował dwa listy: w listopadzie 1901 roku – „O gwałtach pruskich” oraz list otwarty do J.C.M. Wilhelma II, króla pruskiego, w listopadzie 1906 roku. W listach tych piętnował postępowanie władz pruskich
wobec polskich dzieci, a także antypolską politykę pruską. List z 1906 roku wydrukowały wszystkie polskie gazety w zaborach austriackim i rosyjskim oraz wiele czasopism zagranicznych, ponieważ w roku 1905 Sienkiewicz otrzymał literacką nagrodę Nobla za całokształt pracy artystycznej, stając się osobą znaną na świecie. Sienkiewicz apelował:
„Szkoła, a w niej nauczyciel, w Królestwie Pruskim nie jest przewodnikiem, który dziecko polskie oświeca i prowadzi do Boga, ale jakimś bezlitosnym ogrodnikiem, którego urzędowym obowiązkiem jest zdrową polską latorośl przemocą przerobić, choćby na krzywą i skarlałą płonkę niemiecką. I oto z każdym rokiem więcej w tych szkołach łez, więcej świstu rózeg, więcej męczeństwa. (…) W dzisiejszych czasach wysuwa się, jako największa, tylko jedna wojna: całego państwa, całej potęgi pruskiej z dziećmi”. –Henryk Sienkiewicz 19 listopada 1906 roku „List otwarty Henryka Sienkiewicza do Wilhelma II , króla pruskiego”.
Szeroko rozszerzyła się także akcja strajkowa. Surowe wyroki więzienia, które miały złamać opór Polaków, spowodowały odwrotny skutek. Za przykładem dzieci wrzesińskich poszli uczniowie w innych szkołach zaboru pruskiego. W 1906 roku opór dzieci, podtrzymywany przez rodziców, przybrał postać powszechnego strajku. W fazie największego nasilenia strajkowało ok. 75 tys. dzieci w ok. 800 szkołach (na łączną liczbę 1100 szkół).
Pomnik Dzieci Wrzesińskich – znajduje się we Wrześni na miejscu gdzie ul. Henryka Sienkiewicza przechodzi w ul. Harcerską. Jako upamiętnienie wydarzeń ze strajku Dzieci Wrzesińskich w latach 1901-1902 został ufundowany przez Społeczeństwo Ziemi Wrzesińskiej w 75 rocznicę tych wydarzeń pomnik. Jego odsłonięcie nastąpiło 31 maja 1975 roku. Autorem pomnika jest poznański rzeźbiarz i plastyk Jerzy Sobociński. Zajął on miejsce znajdującego się tu wcześniej obelisku z tablicą pamiątkową odzyskania Niepodległości posadowionego 28 grudnia 1918 roku oraz umieszczonej na szczycie skromnej rzeźby orła polskiego. Został wykonany z szarego betonu. Pomnik przedstawia grupę 9 dzieci. Umieszczono na nim napis w brzmieniu:
„Bohaterskim dzieciom wrzesińskim broniącym mowy polskiej w strajku szkolnym 1901 – 1902. Społeczeństwo miasta i powiatu wrzesińskiego w hołdzie – 1975”.
Przy pomniku znajduje się mniejszy obelisk upamiętniający powstanie wielkopolskie 1918-1919 oraz powstanie wielkopolskie 1848 roku z okresu Wiosny Ludów. Znajduje się na nim Wielkopolski Krzyż Powstańczy oraz napisy w brzmieniu: Września – Zdziechowa – Dolina Noteci 1918 – 1919 i Mirosław – Sokołowo 1848.
U stóp pomnika znajduje się tablica upamiętniająca złożenie hołdu Dzieciom Wrzesińskim w 100 rocznicę strajku (2001) przez ówczesnego Marszałka Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej Macieja Płażyńskiego.
Odsłonięcie pomnika nastąpiło 31 maja 1975 roku. W uroczystościach wzięli udział przedstawiciele władz wojewódzkich i lokalnych . Przybyły także dwie uczestniczki strajku: Walentyna Wyrwas – Klimas i Kazimiera Mularczyk – Głębocka.
Harcerzy, młodzież szkolną oraz społeczeństwo przywitał komendant Hufca ZHP Września im. Dzieci Wrzesińskich, harcmistrz Jan Majewski.
Układem Ribbentropp – Mołotow z 23 sierpnia 1939 roku, Rosja sowiecka umożliwiła Hitlerowi napaść na Polskę 1 września 1939 roku i rozpętanie II Wojny Światowej, której skutki ponosimy do dzisiaj. Realizację tej polityki miał zagwarantować „Generalplan Ost” – Generalny Plan Wschód – plan zagłady Słowian, opracowany na długo przed rozpoczęciem działań wojennych. Plan ten przewidywał zniemczenie obszarów na wschód od granic III Rzeszy Niemieckiej sprzed marca 1939 roku, drogą zniewolenia, deportacji i eksterminacji „małowartościowych” narodów tam zamieszkałych, a następnie osiedlenia Niemców i Germanów z innych krajów Europy i stworzenie „Wielkogermańskiej Rzeszy”.
Cele i metody obłędnego systemu „cywilizacji śmierci” jakim przesiąknięte były tuż przed wybuchem wojny niemieckie umysły, przedstawia „potworny, polakożerczy dokument historyczny” w postaci wiersza, jaki opublikowany został w Niemczech, tuż przed wybuchem II Wojny Światowej, w hitlerowskim wydawnictwie „Veretinung zum Schutze Oberschlesiens”, a który na swoich łamach zamieścił również polski dwutygodnik kobiecy „Moja Przyjaciółka” z dnia 25.08.1939 roku, zatytułowany: „Modlitwa do niemieckiego Boga”.
Tekst ukazał się na krótko przed 1 września 1939 roku nakładem „Veretinung zum Schutze Oberschlesiens”, ( Niemiecki Komisariat Plebiscytowy (niem. Plebiszitkomissariat für Deutschland) − utworzony 4 kwietnia 1920 roku.
MODLITWA DO NIEMIECKIEGO BOGA
„Poraź o Panie, bezwładem ręce i nogi Polaków,
Zrób z nich kaleki, poraź ich oczy ślepotą,
Tak męża, jak kobietę ukarz głupotą i głuchotą.
Spraw, żeby lud polski gromadami całymi zamieniał się w popiół,
Ażeby z kobietą i dzieckiem został zniszczony,
sprzedany w niewolę.
Niech nasza noga rozdepcze ich pola zasiane!
Użycz nam nadmiernej rozkoszy mordowania dorosłych, jak też i dzieci.
Pozwól zanurzyć nasz miecz w ich ciała
I spraw, że kraj polski w morzu krwi zniszczeje!
Niemieckie serce nie da się zmiękczyć!
Zamiast pokoju niech wojna zapanuje miedzy oboma państwami.
A jeśli kiedyś będę się zbroił do walki na śmierć i życie
To będę wołał umierając:
„Zamień, o Panie, Polskę w pustynię”!
Autorem wiersza jest prawdopodobnie Hans Lukaschek (ur. 22 maja 1885 r. we Wrocławiu, zm. 26 stycznia 1960 r. we Fryburgu Bryzgowijskim) – niemiecki urzędnik państwowy, działacz polityczny, doktor nauk prawnych, hitlerowiec, niemiecki polakożerca, minister do spraw wypędzonych w pierwszym rządzie Konrada Adenauera. Już w pierwszych godzinach wojny, te tereny Polski, które miały zostać wcielone do Rzeszy, w tym Pomorze, stały się miejscem szczególnie natężonej eksterminacji ludności polskiej. W ramach „Generalplan Ost” okupanci przeprowadzili m. in. takie operacje jak: „Unternehmen Tannenberg” (od VIII 1939 do X 1939 – zagłada polskiej inteligencji z „listy gończej„: „Sonderfahndungsbuch”); akcje przeciwinteligenckie –”Intelligenzaktionen”, czy Generalny Plan Przesiedleńczy („Generalsiedlungsplan”). Odpowiedzialnym za to na początku okupacji był „rycerski” Wehrmacht oraz „Einsatzgruppen der Sicherheitspolizei und des Sicherheitsdienst” (grupy operacyjne policji bezpieczeństwa i służby bezpieczeństwa), a następnie oddziały organizacji paramilitarnej tzw. grupy samoobrony – „Selbstschutz” i „wymiar sprawiedliwości”. Utworzyły one 70. obozów dla „internowanych”, w tym 65. na Pomorzu Gdańskim. Rozkazy władz centralnych dotyczyły „przesiedlania”, „oczyszczania” z zastosowaniem metody „bezwzględności” i „odstraszania”. Wszystkich księży i nauczycieli poddano „badaniom” pod względem stosunku do nowych władz i osadzano ich w obozach dla internowanych m. in. w
Chojnicach, Bydgoszczy, Koronowie i Tucholi. Zaraz po wkroczeniu niemieccy okupanci podjęli akcję germanizacyjną.
Dokonywali tzw. „dzikich” wypędzeń ludności polskiej ze swoich siedzib na masową skalę. Odbywały się one z polecenia władz lokalnych i trwały do końca listopada. Punktami zbornymi mogły być kościoły, szkoły, hale fabryczne, więzienia, koszary, gdzie po zgromadzeniu większej ilości osób formowano transport na teren tzw. Generalnego Gubernatorstwa. Takie „obozy przejściowe” powstały m. in. w Bydgoszczy, Gdańsku, Witominie koło Gdyni, Piastoczynie k. Tucholi, Tczewie, Gniewie, później w Toruniu, Potulicach i Smukale. Od początku 1940 roku rozpoczęły się planowe akcje wypędzeń dokonywane na skale masową, w które były zaangażowane władze centralne. 21 września 1939 roku na konferencji w Berlinie u Reinhardta Heydricha nakazano dowódcom grup operacyjnych przesiedlenie ludności żydowskiej z Pomorza, Wielkopolski i Śląska do Polski centralnej. 11 października 1939 roku Himmler jako Komisarz Rzeszy dla Umacniania Niemczyzny niezależnie od tego, że wysiedlenia trwały od początku wojny, upoważnił policję bezpieczeństwa i służbę bezpieczeństwa do rozpoczęcia wysiedleń ludności polskiej i żydowskiej z Gdańska, Gdyni i Poznania.
Lokalne władze wzywały ludność polską, do opuszczania miejsca zamieszkania w ciągu 24 godzin. Otaczano całe dzielnice miast kordonami wojska i policji, a następnie usuwano ich mieszkańców. Zezwalano na zabranie jedynie niezbędnej odzieży i żywności. Niektórzy zostali usunięci z własnych domostw na wniosek miejscowych Niemców, chcących zagarnąć nieruchomości Polaków. Akcje wysiedleńcze na Wybrzeżu Gdańskim, w Bydgoszczy i okolicy, Poznaniu, czy Kaliszu stanowiły wstęp do przygotowań tych terenów dla nowych osadników, tzw. Niemców bałtyckich.
Wypędzenie Polaków z Gdyni – mieście ważnym strategicznie, wiązało się z przygotowaniem miejsca dla jak największej liczby Niemców.
Z materiałów zgromadzonych przez „Stowarzyszenie Gdynian Wysiedlonych”, które powstało w 1998 roku, miasto Gdynia 31 sierpnia 1939 roku liczyło 127 tys. mieszkańców, z tego 98 % narodowości polskiej. Było to zatem najbardziej polskie miasto II Rzeczypospolitej Polskiej. Już we wrześniu 1939 roku niemiecki okupant osiedlił w Gotenhaven , jak nazwano Gdynię, około 51 tysięcy Niemców przesiedlonych z Litwy, Łotwy, Estonii oraz Białorusi, Ukrainy i Mołdawii (Besarabii). W 1941 roku Gdynię zamieszkiwało już 80 tysięcy Niemców. Szacuje się, że w latach 1939 – 1945 niemiecki okupant wypędził z tego miasta co najmniej 80 tysięcy Polaków. Wielka fala wywózek ludności cywilnej Gdyni rozpoczęła się około 15 października 1939 roku i była kontynuowana w latach następnych.
Perfidię Niemców oddaje ogłoszenie niemieckiego – okupacyjnego Prezydenta Policji Gdyni z dnia 15 października 1939 roku o brzmieniu:
1.Dla bezpieczeństwa policyjnego ludność polska opuści w najbliższym czasie miasto Gotenhaven, o ile nie posiada pozwolenia na pobyt ze strony policji bezpieczeństwa lub Prezydenta Policji. (…)
2.W najbliższych dniach istnieje możliwość dobrowolnego powrotu do innych obszarów polskich. Ze strony administracji wojskowej zestawi się zatem w krótkim czasie pociągi transportowe:
3.Każda osoba może na podróż zabierać ze sobą pakunek ręczny o wadze
do 25 kg. Poza tym istnieje dla każdej osoby możliwość nadania pakunku o wadze nie przewyższającej 50 kg. Pakunek nadawczy nie może być walizką itp. Należy dobrze zasznurować i w każdym przypadku zaopatrzyć w szyld właściciela.
4.Podróż pociągiem jest bezpłatna.
5.Na pierwsze 36 godzin należy zabrać ze sobą środki żywnościowe. Po przybyciu pociągów przewozowych na miejsce przeznaczenia ludność zostanie zaopatrzona przez władzę wojskową.
6.Pomieszczenie na stacji końcowej jest przygotowane.
7.Zabieranie ze sobą mebli i zwierząt żyjących jest zabronione.
8.Przy opuszczeniu mieszkania wszystkie klucze należy pozostawić w drzwiach.
9.Zgłoszenia do podróży pociągami przewozowymi mogą nastąpić w kompetentnych posterunkach policyjnych przy podaniu ilości osób i pociągu. Posterunki policyjne wydają numerowane bilety, zawierające ilość osób i miejsce przeznaczenia i uprawniające do wzięcia udziału w podróży.
10.Dzień i czas odjazdu specjalnych pociągów ogłosi się przez wywieszenie plakatów. Do używania specjalnego pociągu przewozowego uprawnione są wyłącznie osoby posiadające bilety z numerami, podanymi na plakatach.
Podobnie postępowano na całym Pomorzu Gdańskim, które po wkroczeniu okupanci zamienili na Okręg Gdańsk- Prusy Zachodnie. Jeszcze na długo przed rozpoczęciem wojny, obywatele polscy narodowości niemieckiej przygotowywali listy Polaków, nieprzychylnie nastawionych do Niemców i Rzeszy lub aktywnych przedstawicielach miejscowej inteligencji. Listy uzupełniano na miejscu na podstawie zdobytej dokumentacji polskiej i wskazówek członków „Selbschutzu„, organizacji mniejszości niemieckiej o charakterze policyjnym. Represje objęły polskich kolejarzy, celników, funkcjonariuszy policji i różnego szczebla urzędników, nauczycieli i księży, sołtysów, a także członków Polskiego Związku Zachodniego.
Ziemia Pomorska usłana jest grobami, miejscami kaźni i martyrologii Polaków. Do największych na Pomorzu należą m. in. : Stutthof, Piaśnica koło Wejherowa, Szpęgawsk koło Starogardu Gdańskiego.
Po wielu osobach aresztowanych przez niemieckiego okupanta, do dnia dzisiejszego nie ma śladu. Do takich osób należy również Józef Glaza – sołtys z okolic Tczewa, aresztowany za obronę polskości i przynależność do Polskiego Związku Zachodniego. Wskazali go niemieccy sąsiedzi, a jego gospodarstwo po wypędzeniu zagrabił miejscowy Niemiec Johann Wiens, o czym świadczą cudem ocalałe dokumenty. Walerię (Mariannę ) Glaza wraz z piątką dzieci najpierw osadzono w obozie przejściowym zlokalizowanym w byłej fabryce opakowań „Arkona” w Tczewie, a później przez „obóz przejściowy” w Toruniu mieszczący się w dawnej fabryce smalcu, wywieziono do Międzyrzeca Podlaskiego (mieszkali przy ul. Piłsudskiego 125) w t.zw.Generalnym Gubernatorstwie.
Nieludzkie warunki życia spowodowały, że nie doczekali końca wojny i zmarli w Miedzyrzecu Podlaskim w lipcu 1944 roku.
Gehenna Polaków wypędzonych ze swoich stron ojczystych przez niemieckiego okupanta jest prawie całkowicie nieznana i zapomniana.
Jeszcze do niedawna na budynku dawnej fabryki „Arkona”, w którym mieści się obecnie Muzeum Wisły, a które jest filią Muzeum Morskiego w Gdańsku, była niewielka tabliczka z nic nie mówiącym, lakonicznym napisem:
„1939 – 1942 Miejsce obozu przejściowego” z elementem drutu kolczastego. Kilka lat trwała interwencyjna wymiana korespondencji z władzami miasta Tczewa, aby na murze znalazła się tablica o treści oddającej całą prawdę o tym miejscu oraz aby było to miejsce pamięci.
Ostatecznie obok wspomnianej tabliczki, ostatecznie znalazła się tam równie niewielka tabliczka o następującej treści: „Na terenie dawnej fabryki „Arkona” w latach 1939-1942 mieścił się zorganizowany przez okupanta niemieckiego „obóz przejściowy” o charakterze przesiedleńczym, gdzie czasowo przetrzymywano Polaków, których pozbawiano mieszkań i dobytku, następnie wywożono ich do obozu w Gniewie i dalej do generalnej Guberni oraz na przymusowe roboty do III Rzeszy, skąd wielu nigdy nie powróciło”. Niestety, miejsce to nie jest dla władz miasta Tczewa Miejscem Pamięci Narodowej, chociażby takim, jakim jest upamiętnienie ofiar niemieckiego obozu przejściowego w dawnej fabryce smalcu przy ul. Grudziądzkiej w Toruniu.
Również i władze Międzyrzeca Podlaskiego, do którego trafiło wiele osób z Pomorza i Wielkopolski, w tym wiele dzieci, o czym świadczą chociażby dokumenty miejscowej szkoły z lat 1939-1944, o wypędzonych Polakach zupełnie zapomniały. Obszerna monografia miasta Międzyrzec Podlaski wydana kilka lat temu, pomija ten fakt milczeniem, poświęcając wiele miejsca martyrologii osób innych narodowości.
Wśród Polaków wypędzonych z Pomorza, którzy ostatecznie dotarli do Międzyrzeca Podlaskiego byli m. in. Anna i Halina Grzemkiewicz z okolic Wejherowa, Lidia Babińska z Rokitna k. Starogardu Gdańskiego, Wacław, Jan i Stanisław Kiedrowicz z Mostów koło Gdyni, Jan Czech z Bydgoszczy oraz rodzina Konkol z Połchowa koło Gdyni.
Siostra Leokadia Konkol – werbistka (Werbiści – Polska Prowincja Księży Werbistów Zgromadzenie Słowa Bożego ) tak wspomina po latach tamte dni:
„W dniu 19 listopada 1940 roku wczesnym rankiem, gdy było jeszcze ciemno, o godz. 4 lub 5 rano weszli do domu gestapowcy, drzwi nie były zamknięte, gdyż ojciec wyszedł do chlewa, aby nakarmić konia. Weszli do pokoju gdzie spała mama i ja z młodszą siostrą Marysią. Kazali nam wstać i ubrać się oraz zabrać jedzenia na pięć dni, i że mamy być gotowi za godzinę. Nasza rodzina wraz z rodzicami liczyła 11 osób. Powodem wysiedlenia było to, że rodzice nie chcieli przyjąć obywatelstwa niemieckiego, które było poprzednio oferowane. Z ubrania zabraliśmy tylko to co mieliśmy na sobie, bielizny zapasowej też niewiele. Ojciec prosił by mógł zabrać choć jedno wiadro na wodę i stojącą bańkę z mlekiem. Gestapowiec powiedział, że to nie jest potrzebne, bo to wszystko dostaniemy. Najmłodsza siostra, tak jak zawsze rano po ubraniu się, uklękła i głośno odmawiała pacierz, a gestapowiec stał i przyglądał się jej. Ten obraz mam w oczach jeszcze do dzisiaj.
Było jeszcze ciemno, kazano nam wyjść z mieszkania na drogę, gdzie stał ciężarowy samochód, w którym byli już ludzie z wioski z bagażami. Zakrytymi samochodami zawieźli nas do Pucka do starego hangaru. W Pucku prowadzono nas pomiędzy dwoma szpalerami gestapowców, którzy podśmiewali się i kpili z nas. Zaprowadzono nas do starego hangaru nad Zatoka Pucką. Trzymano nas tam przez cały dzień i ciągle przywożono więcej wysiedleńców z różnych wiosek powiatu puckiego. Wieczorem, gdy było już ciemno podstawiono wagony osobowe. Kazano nam do nich wejść. Przed południem dojechaliśmy do pewnego miasta na duży ogrodzony plac. Nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy. Kazano nam zejść do dużej piwnicy, bez okien, gdzie w kilku rzędach była rozłożona słoma. Słoma służyła nam do siedzenia i jako posłanie. Spaliśmy w ubraniu. Na rzędach słomy ludzie kładli się z obu stron. Jak już ulokowaliśmy się, to z starszą siostrą Bronisławą wyszłyśmy na dwór i był tam mały ogród przylegający do ulicy. Siostra zapytała przechodzącą panią chodnikiem o nazwę tego miasta. Był to Toruń, obóz w fabryce smalcu. Toaleta była tylko jedna na górze.
O myciu się nie było mowy. Tu właśnie w Toruniu odbywała się pewnego rodzaju selekcja. Osoby o blond włosach zabierali do Niemiec, a pozostałych do Generalnej Guberni. W ten sposób niektóre rodziny zostały rozłączone , co było powodem wielkiego płaczu i żalu rodzin dotkniętych tą selekcją. Na szczęście myśmy wszyscy byli szatynami więc pojechaliśmy razem do Generalnej Guberni. Nasza mama była chora na gruźlicę ale już podleczona i potrzebowała dobrego odżywienia i odpowiednich warunków mieszkaniowych. A teraz kiedy zostaliśmy wysiedleni nie było mowy o dobrym odżywianiu i o dobrych warunkach mieszkaniowych. Stąd ponownie się rozchorowała i leżała obłożnie chora. Opatrzność Boża czuwała jednak nad nami i nasza kochana mama żyła do roku 1956.
Na drogę każda osoba otrzymała 2.- zł polskie. Następnie na dworze każda rodzina musiała ustawić się w kolejce i według liczby osób otrzymaliśmy chleb. Pod wieczór były podstawione wagony na dziedzińcu smalcowni. Wagony były natłoczone ludźmi. Nasza rodzina dostała się do wagonu z dużym bagażem, ławki były tylko po boku. Nasz przedział był natłoczony ludźmi i bagażami tak, że nie było nawet miejsca gdzie postawić nogi. Przez Warszawę transport wagonów dotarł do Międzyrzeca
Podlaskiego, gdzie część wagonów została odczepiona, a reszta transportu pojechała do Brześcia nad Bugiem. Po kilku dniach tułania się otrzymaliśmy mieszkanie u gospodarza pana Netczuka, również na ulicy Piłsudskiego.
(…). Mieszkanie, które otrzymaliśmy, był to jeden mały pokój i kuchnia. Mieszkanie było puste, bez elektryczności, bez wody, kanalizacji, okna bez zasłon, ale były okiennice na zewnątrz. By było nieco cieplej, do spania ojciec postarał się o słomę, którą na noc rozkładaliśmy na podłodze. Na spoczynek kładliśmy się w tym w czym chodziliśmy w dzień ubrani. Na dzień słomę układaliśmy pod ścianą. Z biegiem czasu ze słomy zrobiła się sieczka co na dodatek dawało dużo kurzu. W roku 1939 kiedy Niemcy wkroczyli do Polski, na Pomorzu w szkole obowiązywał język niemiecki. Budynek szkolny w Międzyrzecu Podlaskim był zajęty przez wojsko niemieckie. Początkowo lekcje odbywały się w przejściowych pomieszczeniach . Ale i to zabrano na inne cele. Z tego powodu lekcje odbywały się w domach mieszkalnych, nawet kuchnia służyła za klasę, ale nikt z dzieci się nie skarżył, że trzeba się uczyć w takich warunkach. Wojska sowieckie wkroczyły do Międzyrzeca Podlaskiego 26 lipca1944 roku. Huki wystrzałów już było słychać. Ale jak zwykle poszliśmy do kościoła na mszę św. do parafii św. Józefa. Mama choć była obłożnie chora powiedziała nam, że mamy iść, że przez te pół godziny pozostanie sama. Edek poszedł do kościoła do parafii św. Mikołaja gdzie był ministrantem. Koniec wojny dobiegał końca. Nasze myśli zaczęły się koncentrować na powrocie do stron rodzinnych Jednak wiele pytań rodziło się w głowie. Czy nasz dom stoi? Czy jest do czego wracać.? By znaleźć na te pytania odpowiedź najstarszy brat Hubert zadecydował że pojedzie do domu w rodzinne strony. Wyjechał z innym wysiedleńcem na początku roku 1945. Brat gdy dotarł do rodzinnej wioski zastał nasz dom cały, ale pusty.
I tak w połowie czerwca 1945 roku w wagonie towarowym wyruszyliśmy w drogę powrotną do Połchowa, gdzie znowu trzeba było zaczynać od początku. Jednak byliśmy pewni, że Opatrzność Boża dalej będzie nad nami czuwać. W dowód wdzięczności za ocalenie i opiekę w czasie wojny rodzice wystawili pomnik Najświętszego Serca Pana Jezusa przed naszym rodzinnym domem, który do dziś tam stoi”.
Z Połchowa Niemcy wysiedlili w listopadzie1940 roku Annę Halmann z mężem i czworgiem dzieci, rodzinę Zalewskich i samotnego Dettlafa. Napaść Niemiec hitlerowskich wraz z Sowietami na Polskę dosłownie przekreśliła wszystko. Skończył się okres wspaniałego życia, który już nigdy nie powrócił. Pozostały po nim jedynie wspomnienia. Dzisiaj, kiedy świadkowie tamtych dni odchodzą na zawsze, sięgamy pamięcią wstecz do osób kochanych, których już nie ma, do miejsc drogich naszym sercom, do domów rodzinnych, które byliśmy zmuszeni opuścić pozostawiając cały swój dobytek, do ziemi, którą nam zabrano, a będącej od stuleci polską własnością. Zostaliśmy żebrakami bez dachu nad głową, skazani na lata poniewierki, pozbawieni szacunku, godności osobistej i po prostu ludzkiej.
Wspominając represje Polaków na Pomorzu, nie można zapominać, że eksterminacja dotknęła całą Polskę. Wypędzenia Polaków realizowali obaj okupanci. Trzeba jednak wskazać, że obok Pomorza i Wielkopolski, dotknęły one szczególnie Górny Śląsk oraz Zamojszczyznę. Nie można zapomnieć o Kresach Południowo – Wschodnich i Małopolsce Wschodniej, a w szczególności o Wołyniu, dokonanym przez bandytów spod znaku UON – UPA zbrodni ludobójstwa okrutnego (genocidum atrox), utraconym Lwowie, czy zburzonej Warszawie. W tej sytuacji przeraża amnezja kolejnych rządów, brak polityki historycznej, pisanie na siłę wspólnych podręczników historii. Praca wielu „badaczy” za pieniądze niemieckie skutkuje publikacjami, które mają służyć tzw. „pojednaniu” i przeważnie są poświęcone pokrzywdzonym przez Polaków Niemcom. W ślad za tym pojawiają się upamiętnienia krzywd „dobrych” Niemców , jak np. pomnik ofiar obu narodów jaki stanął 29 sierpnia 2004 roku w Nieszawie poświęcony „Polskim i niemieckim niewinnym ofiarom wojny i przemocy z powiatu Nieszawskiego w latach 1939 – 1945”, czy tez pomniki „chwały” wznoszone w całym kraju mordercom bolszewickim dla upamiętnienia zbrodni komunistycznych dokonanych przez nich na Polakach. Czy ktoś widział w telewizji polskiej film na temat niemieckich obozów przejściowych dla wypędzonych Polaków w Tczewie, Toruniu, czy Potulicach? Tymczasem w TVP bardzo często pokazuje się w różnych programach filmy o wypędzonych Niemcach i ich cierpieniach, o barbarzyńskim bombardowaniu Drezna. Nic zatem dziwnego, że coraz natarczywiej odzywają się zza Odry głosy tzw. „wypędzonych” w rodzaju Eriki Steinbach, popierane przez najwyższe osoby w państwie z bezzasadnymi roszczeniami, powszechne na Zachodzie używane określenie „polskie obozy koncentracyjne” m.in. przez prezydenta USA Baracka Obamę, których efektem jest oskarżenie Polaków o współsprawstwo w Holokauście i wymordowanie 3 milionów Żydów. W tym miejscu trzeba przypomnieć, że Erika Steinbach, szefowa niemieckiego Związku Wypędzonych (powiernictwa Pruskiego) urodziła się 25 czerwca 1943 roku w Rumii, gdzie osiedlili się jej rodzice w mieszkaniu po wypędzonych Polakach, dokąd przybyli w czasie wojny z Niemiec, w tym matka z Bremy, a ojciec – technik Luftwaffe z Hesji (od 1941 roku stacjonujący w Rumii). Prawie 2-letnią Erikę uciekająca matka zabrała z młodszą siostrą do Niemiec, gdzie następnie 5 lat musiały spędzić w obozie przesiedleńczym.
Najsmutniejsze jest jednak to, że znajdują się w Polsce media i osoby, które idą w sukurs oskarżeniom i żądaniom niemieckim. Przypomina to schyłek lat trzydziestych. Historia jest nauczycielką życia i należy z niej wyciągać wnioski. Pojednanie musi opierać się na prawdzie, a nie jej zaprzeczaniu. Zapominanie ofiar niemieckiego barbarzyństwa i zrównywanie kata z ofiarą, nie może być fundamentem polsko – niemieckiego pojednania, o czym należy pamiętać w rocznice tamtych tragicznych wydarzeń. Określenia antypolonizm w kontekście wyniszczenia biologicznego Polaków wielokrotnie używali Niemcy w okupowanej Polsce. Hans Frank w podsumowaniu swojej wypowiedzi na temat przebiegu akcji „AB” w Generalnym Gubernatorstwie stwierdził: „Nadal będziemy stać na stanowisku zdecydowanie antypolskim.” ( Akcja AB – potoczna nazwa tzw. Nadzwyczajnej Akcji Pacyfikacyjnej (niem. Ausserordentliche Befriedungsaktion – AB), którą okupanci niemieccy przeprowadzili na terytorium tzw. Generalnego Gubernatorstwa między majem a lipcem 1940 roku.
Źródła antypolonizmu należy upatrywać w polityce germanizacji i rusyfikacji prowadzonej przez zaborców. Otto von Bismarck, premier Prus i późniejszy kanclerz Rzeszy, powiedział o Polakach: „Bijcie Polaków tak długo, dopóki nie utracą wiary w sens życia. Współczuję sytuacji, w jakiej się znajdują. Jeżeli wszakże chcemy przetrwać, mamy tylko jedno wyjście – wytępić ich”.
Według późniejszej teorii niemieckiej , Polacy należą do kategorii podludzi niezdolnych do samodzielnego rządzenia. Zbieżność tych uczuć, a także sposobów ich wyrażania, jest oczywista. Rzadko – jeżeli w ogóle kiedyś – kraj, który właśnie odzyskał niepodległość, bywał przedmiotem równie krasomówczych i równie nieuzasadnionych zniewag. Rzadko – jeżeli w ogóle kiedyś – brytyjscy liberałowie bywali równie beztroscy w formułowaniu opinii, lub dobieraniu sobie towarzystwa. Kiedy wybuchła I Wojna Światowa, jeden ze współpracowników Józefa Piłsudskiego zapisał: „nikt na całym świecie Polski nie chce”. Premier brytyjski Herbert Asquith mówił krótko przed wojną wybitnemu pianiście i orędownikowi sprawy polskiej na Zachodzie Ignacemu J. Paderewskiemu: „nie ma żadnej nadziei na przyszłość dla Ojczyzny Pana”. Oznaczało to, że w chwili wybuchu wojny sprawę polską uważano w Europie za wewnętrzny problem zaborców, Rosji, która z Francją i Wielką Brytanią znalazła się w obozie ententy oraz walczących z tym sojuszem państw centralnych – Niemiec i Austro – Węgier. Niezależnie od tego, dowództwa wojujących ze sobą na ziemiach polskich armii państw zaborczych chciały zapewnić sobie przychylność Polaków.
Antypolonizm z antysemityzmem powiązał Edmund Osmańczyk w wydanej w 1947 roku książce „Sprawy Polaków”. Używany także m.in. przez Jana Józefa Lipskiego w analogicznym kontekście w latach Solidarności. Na początku lat 90. termin antypolonizm pojawił się w polskiej publicystyce prawicowej i skrajnie prawicowej jako odpowiedź na oskarżenia o antysemityzm ze strony środowisk żydowskich tzw. „lobby żydowskiego w Stanach Zjednoczonych Określenie zyskało popularność w trakcie sporu o pogrom w Jedwabnem. Obecnie termin antypolonizm wszedł do obiegu językowego, używany jest powszechnie w prasie, pojawia się w oficjalnych dokumentach Konferencji Episkopatu Polski. Dyrektywa nr 1306 Ministerstwa Propagandy Rzeszy z dnia 24 października 1933 roku nakazywała oficjalne traktowanie Polaków jako podludzi.
– „Nawet dojarka musi mieć jasność sytuacji, że polskość jest równoznaczna z niższą ludzką wartością”.
Niemcy po wyniszczeniu części narodu polskiego planowali z reszty uczynić niewolników. Dokonali w tym celu na terenie okupowanej przez siebie Polski szeregu zbrodni, w których uczestniczyła SS oraz Wehrmacht. Przykładem jest Generalny Plan Wschodni, w którym planowano wyniszczenie i wysiedlenie większości miejscowej ludności słowiańskiej Zamojszczyzny. Antypolonizm nabiera szczególnie niebezpieczny wymiar obecnie, blisko 70 lat od zakończenia II Wojny Światowej. Atak na Polskę i Polaków trwa, również z udziałem Ministerstwa Spraw Zagranicznych (minister Radosław Sikorski) promującego za granicą książkę utwierdzającą stereotyp Polaków jako antysemitów i szmalcowników – informuje „Rzeczpospolita”. Ministerstwo Spraw Zagranicznych, kierowane przez Radosława Sikorskiego, zamiast zabiegać o jak najlepszy wizerunek Polski za granicą, nakazało naszym placówkom dyplomatycznym promowanie anglojęzycznej antypolskiej książki” „Inferno of Choices” („Piekło wyborów).
Dominującym tematem opracowania jest polski antysemityzm, a bohaterami – szmalcownicy i Polacy szabrujący żydowskie majątki.
Na stronie internetowej Światowego Kongresu Żydów został zamieszczony artykuł Menachema Rosensafta, nowojorskiego prawnika, wzywający Amerykanów pochodzenia żydowskiego do bojkotu Polski, polegającego na wstrzymaniu wydawania dolarów w Polsce, ponieważ nie została dotąd rozwiązana kwestia restytucji w Polsce mienia żydowskiego.
Szef tej organizacji Michael Schneider uważa jednak, że najpierw należy prowadzić w tej sprawie rokowania z polskim rządem, czyli domyślnie dopiero potem bojkotować Polskę .
Sekretarz generalny Światowego Kongresu Żydów mówi, iż jego organizacja docenia fakt okazywania przyjaźni przez polski rząd Izraelowi, licząc, że rząd Polski usiądzie do stołu i rozpocznie rokowania o sposobie restytucji przejętego mienia, lub wypłaty ofiarom Holokaustu i ich spadkobiercom odpowiedniego odszkodowania. Mamy nadzieję na szybkie i pomyślne decyzje rządu polskiego w sprawie uchwalenia odpowiedniej ustawy o restytucji mienia żydowskiego w Polsce tym bardziej, iż problem ten wisi nad Polską od czasu zakończenia II Wojny Światowej – przekonuje Schneider.
Takie argumenty przedstawił oficjalnie Światowy Kongres Żydów. Stanowisko tej wpływowej organizacji poparł również rząd Stanów Zjednoczonych wzywając oficjalnie polskie władze do restytucji mienia żydowskiego w kwocie przekraczającej 65 miliardów dolarów amerykańskich.
Całkowicie zostały zignorowane ustalenia, iż restytucja mienia pozostawionego w Polsce przez osoby, które później otrzymały obywatelstwo amerykańskie została uregulowana przez układ z 16 lipca 1960 roku. Stroną zobowiązaną do zaspokojenia roszczeń obywateli amerykańskich wobec rządu polskiego, pochodzących sprzed tej daty jest rząd amerykański.
Antypolonizm (także: polonofobia) – termin określający zbiorowo wszelkie postrzegane jako prawdziwe lub rzekome uprzedzenia i postawy wrogości wobec Polaków. Historycznym odpowiednikiem antypolonizmu jest polakożerstwo, określenie używane w XIX wieku wobec antypolskiej polityki Otto von Bismarcka. W szerszej perspektywie antypolonizm mieści się w antyslawiźmie, rasistowskim nastawieniu wobec wszystkich Słowian. Termin antypolonizm używany jest sporadycznie od początku XX wieku (pojawia się m.in. w pracy prof. Franciszka Bujaka „La question Juive en Pologne” z 1919 roku) przez analogię do antysemityzmu.
Antypolonizm często opiera się na stereotypach etnicznych, prowadzących do zachowań dyskryminacyjnych i odbieranych jako krzywdzące np. przekłamania historyczne w rodzaju „polskich obozów koncentracyjnych”. Posługujący się tym terminem publicyści, politycy i duchowni sięgają po niego najczęściej w kontekście incydentów, znamionujących niechęć do Polaków („Polish jokes”), stereotypowe zdania o Polakach w zagranicznych mediach.
„Polish jokes” (ang. dosł. „polskie żarty”) – popularne, głównie w Stanach Zjednoczonych, dowcipy o Polakach, w których są przedstawiani jako osoby głupie i pijące duże ilości alkoholu.
Początki antypolonizmu zorganizowanego na szeroką skalę i będącego wyrazem państwowej polityki wiążą się z rządami króla Prus Fryderyka II i carycy Rosji Katarzyny II; swoje dążenia do rozbioru ziem polskich starali się uzasadniać poprzez upowszechnianie „czarnej legendy” o Polsce jako kraju wyjątkowej anarchii i fanatyzmu religijnego; korzystali przy tym z wystąpień niektórych czołowych postaci życia intelektualnego ówczesnej Europy (np. Wolter, odpowiednio przez nich wynagradzany, cynicznie wysławiał rozbiór Polski jako „pomysł geniusza”); antypolonizm cechował także niektórych poetów rosyjskich – A. Puszkin w liście do J. Chitrowa (1830) sugerował, że wojna z Polakami powinna być walką na wyniszczenie, a były dekabrysta A. Bestuzew (piętnował „zdradę warszawską” (Powstanie Listopadowe) i wyrażał nadzieję, że „krew zaleje na zawsze polskich panów„.
LUDOBÓJSTWO ŻYDÓW POLSKCH – MASOWE ZBRODNIE BOLSZEWICKIE
Zajęcie Polski w 1944 roku przez wojska sowieckie sprzyjało dalszemu rozwijaniu na skalę międzynarodową propagandy antypolonizmu; Polaków znów ukazywano jako reakcjonistów, antysemitów i nacjonalistów, którzy chcą za wszelką cenę skłócić aliantów dla swych egoistycznych i anachronicznych interesów.
Tymczasem już w lipcu i sierpniu 1920 roku sołdaci bolszewiccy wymordowali dwa tysiące osób przeprowadzając typowo rosyjski pogrom Żydów.
Nie były to przypadki, ale wykonywane na rozkaz masowe zbrodnie ludobójstwa. Na polecenie premiera rządu W. Lenina – Rewolucyjna Rada Rosji wydała dyrektywę podpisaną przez Lwa Trockiego, aby za każdego komunistę straconego przez władze polskie, Czeka rozstrzeliwała stu polskich zakładników.
Podobnie zresztą zachowywali się Niemcy w czasie okupacji Polski 1939 – 1945. Natomiast za każdego sowieckiego lotnika zabitego w Polsce, lub państwach Europy Czeka miała rozstrzeliwać 50 zakładników. Sowieccy dowódcy, m.in. Stalin, Tuchaczewski, Budionny, Woroszyłow, Jakir, stosowali masowy terror wobec Polaków na zdobytych latem 1920 roku wschodnich województwach Rzeczypospolitej. Żołnierze sowieccy dopuszczali się masowych morderstw, gwałtów, grabieży wobec bezbronnej ludności, kobiet, dzieci, księży. Palone były domy, kościoły, synagogi. Przemarsz sowieckiej I Armii Konnej marszałka Siemiona Budionnego przez Małopolskę Wschodnią, po Lwów i Zamość, przez galicyjskie miasteczka był największym pogromem Żydów w całej historii Polski: m.in. w Czortkowie, Brodach, Zbarażu, na Lubelszczyźnie, w Tarnopolu, Stryju, Brzeżanach, czy stolicy polskiego Wołynia w Łucku.
Kilka tysięcy Żydów zamordowano, kilkanaście tysięcy zostało rannych, każde miasteczko zostało obrabowane przez czerwonych kozaków. Owe pogromy Żydów odbywały się za aprobatą dowódców Frontu Południowego i sowieckiej I Armii Konnej. Byli to czołowi komunistyczni antysemici, a zarazem późniejsi najwyżsi przywódcy na Kremlu: Józef Stalin, oraz marszałkowie Woroszyłow, Żukow, Budionny. Zbrodnię ludobójstwa i barbarzyństwa Armii Czerwonej potwierdził słynny żydowski pisarz sowiecki, a w 1920 roku komisarz polityczny Isaak Babel, który jako ideowy komunista nie mógł pogodzić się z okrucieństwem. Pisał jak bolszewicy prowadzili wojnę dokonując pogromów Żydów tradycyjnych dla Rosji:
„Straszne pogłoski. Jadę do miasteczka. Zgroza, niewymowna rozpacz. Wczoraj byli tu Kozacy. Urządzili pogrom. Rodzina Dawida Zyka. W mieszkaniu leży starzec o wyglądzie proroka, nagi, chrypiący astmatycznie, starucha z rozpłatanym gardłem, dziecko z odrąbanymi palcami, niektórzy jeszcze dyszą, słodkawy i mdlący odór krwi, wszystko splądrowane, chaos, matka nad zarżniętym synem, zgięta w kłąb staruszka, cztery trupy w szopie, krew pod czarną brodą, pławią się w krwi”.
„Żydzi na placu; jeden, który zniósł tortury i uszedł z życiem, chce mi wszystko pokazać, zastępuje go inny, jakiś dryblas. Rabin ukrył się, po jego domu też buszowali, aż do wieczora nie wychylał się z dziury. Piętnaścioro zabitych: 70-letni Icek Galer, Dawid Zyk – 45-letni szames, jego żona i 15-letnia córka, Dawid Trost, rzezak, jego żona. Ładna. Najpierw ją zgwałcili. Jasny księżyc, po tamtej stronie muru ci ludzie nadal żyją. Jęki zza ściany. Wynoszą zwłoki; mieszkańcy w ciągłym strachu, panika. Co najbardziej uderza – to obojętność naszych żołnierzy, obdzierają trupy, gdziekolwiek przyjdą. Opowiadają, że najważniejszy rabin mieszka w Bełzie. Powyrzynali rabinów. Trzeba zgłębić duszę naszych żołnierzy, wszystko to straszne bestie z zasadami…Tuż przed moimi oknami kilku Kozaków rozstrzeliwało za szpiegostwo dla Polaków starego Żyda ze srebrną brodą. Starzec skowytał i wyrywał się. Wówczas Kudria z plutonu karabinów maszynowych wziął go za głowę i wetknął ją sobie pod pachę. Żyd przycichł i rozkraczył nogi. Kudria prawą ręką wyciągnął kindżał i zarżnął starca ostrożnie, tak żeby się nie zabryzgać. Puknął potem w zamknięta okiennicę. Jak się kto interesuje – powiedział – to może sobie pochować. Nie ma zakazu. I Kozacy skręcili za róg. Poszedłem za nimi i zacząłem brodzić po Beresteczku. Miasto w ruinie, zupełnie. Niezwykle ciekawe miasto. Polska kultura. Stara zamożna, osobliwa żydowska osada. Ulica Szkolna, 9 synagog, wszystkie półrozwalone”.
lsaak Babel (wg zapisu Rabinatu Odeskiego nazywał się Isaak Maniewicz Bobel) pochodził z zamożnej, kupieckiej rodziny żydowskiej, mieszkającej w Odessie.
Został stracony z rozkazu Stalina w 1940 roku. Innego żydowskiego komunistę, wówczas „ludowego komisarza spraw wojskowych”, Lwa Trockiego (Lejba Dawidowicza Bronsztejna) nie okrucieństwo pogromu Żydów raziło, ale fakt, ze mordy sowieckie pod Lwowem zaważyły na losach wojny. Oceniał: „Gdyby Stalin, Woroszyłow i analfabeta Biudionny nie prowadzili własnej wojny w Galicji, a Czerwona Konnica znalazła się na czas w Lublinie, Armia Czerwona nie doznałaby klęski”.
W II Wojnie Światowej na rozkaz Stalina, NKWD wymordowała około 25 tysięcy jeńców – oficerów Wojska Polskiego. Tymczasem takie samo komunistyczne barbarzyństwo miało miejsce latem 1920 roku, tylko na mniejsza skalę. Wówczas to Sowieci po raz pierwszy rozstrzeliwali masowo bezbronnych jeńców – oficerów Wojska Polskiego m.in. w Białymstoku, Kolnie i Chorzelach na Kurpiach.
Zapiski Isaaka Babla są wstrząsającym dokumentem historycznym: oto zbrodnie ludobójstwa w Katyniu w 1940 roku poprzedziło takie samo sowieckie ludobójstwo 20 lat wcześniej – latem 1920 roku.
Po wejściu w życie w 1953 roku porozumienia RFN – Izrael o odszkodowaniach dla Żydów coraz częściej podejmowano działania dla „przyczernienia” obrazu Polaków (w stosunku do Żydów w czasie II Wojny Światowej) i równoczesnego wybielenia Niemców, a w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych coraz częściej upowszechniano oszczerstwa o „polskich obozach koncentracyjnych”, w których zginęły miliony Żydów. Popularyzacji antypolonizmu sprzyjał fakt, że Polska przez kilka dziesięcioleci nie miała własnych, suwerennych rządów, zainteresowanych obroną polskiej godności i polskich interesów narodowych, a uzależnieni od ZSRS komunistyczni politycy partycypowali w piętnowaniu własnego narodu; przez kilkadziesiąt lat w imię prosowieckiego i prorosyjskiego serwilizmu, fałszowano historię Polski, osłabiano świadomość narodową kolejnych pokoleń, manipulowano treścią podręczników historii, książek historycznych i publicystyki.
Od kampanii po marcowej w 1968 roku doszło do znacznego pogorszenia stosunków polsko-żydowskich; szczególnie drastyczne rozmiary przybrał antypolonizm w niektórych środowiskach żydowskich w Ameryce, gdzie wydano wiele publikacji deformujących obraz Polaków, przedstawiając ich jako naród kolaborantów Niemiec hitlerowskich, szmalcowników, grabieżców mienia, morderców Żydów, przemilczając prawdę o pomocy Polaków dla Żydów w czasie II Wojny Światowej.
Towarzyszyły im kłamstwa w licznych filmach i serialach telewizyjnych (m.in. „Holocaust”, „Shoah”, „Wybór Zofii”, „Wichry Wojny”, „Lista Schindlera”, „Shtetl”, ostatnio „Pokłosie”); w książkach Barbary Engelking – Boni (m.in. „Jest taki piękny słoneczny dzień” – będący kopią oszczerczą „Malowanego ptaka” Jerzego Kosińskiego), czy książkach Jana Tomasza Grossa „Sąsiedzi”, „Strach”, „Złote żniwa”.
Ostatnio ( listopad 2012) ukazała się książka dr Aliny Całej „Żyd – wróg odwieczny” – antysemityzm w Polsce i jego źródła oraz podobnie bez źródeł i dokumentów, fałszywy obraz żydokomuny „Żydokomuna” Pawła Śpiewaka, obecnego dyrektora Żydowskiego Instytutu Historycznego, placówki naukowej podległej Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Obecnie niewiele zmieniło się w obrazie Polski i Polaków także w państwach ościennych, zwłaszcza w Rosji i pozostałych krajach dawnego ZSRR; w Rosji przejawia się antypolonizm kompensacyjny (antypolonizm nieczystego sumienia) – świadomość krzywd wyrządzonych Polakom skłania liczne wpływowe postaci rosyjskiego życia do poszukiwania możliwości oskarżania Polaków o ich domniemane zbrodnie z przeszłości (np. Michaił Gorbaczow zalecał szukanie kontr-Katynia); dochodzi do skrajnych przejawów antypolonizmu (m.in. w wystąpieniach A. Żyrinowskiego), który także staje się główną bronią przeciwko mniejszościom polskim na Litwie, Białorusi i Ukrainie.
Tymczasem dr Alina Cała w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” ( „Rzeczpospolita” 25. 05. 2009 – Piotr Zychowicz „Polacy jako naród nie zdali egzaminu”) stwierdza, iż Polacy są odpowiedzialni za śmierć wszystkich zamordowanych 3 milionów polskich Żydów, jako winni Holokaustu.
ILU ŻYDÓW ZABLI POLACY?
AUTOR BOGUSŁAW WOLNIEWICZ
Zniesławiająca nas propaganda stosuje różne instrumenty. Jednym jest polityczna pornografia typu Jerzego Kosińskiego, Anny Bikont, Jana Tomasza Grossa, Aliny Całej i wielu innych; a także jej wzmacniacze, jak książka Jean-Yves Potela „La Fin de l’innocence: la Pologne face à son passé juif” Paryż 2008 (przekład polski „Koniec niewinności: Polska wobec swojej żydowskiej przeszłości”, Kraków 2010).
Drugim instrumentem jest fałszowanie obrazu II Wojny Światowej na potrzeby tejże propagandy. Trzecim są fikcyjne liczby i fingowane wyliczenia, które tamtym służą za pudło rezonansowe i porękę. O tym chcę coś rzec.
Dalej zaś powołuje się już na tę liczbę jak na ustaloną („skoro historycy wyliczyli, że było 120 tys. ofiar żydowskich …”) i wzywa Polaków do „prawdziwej refleksji” nad nią.
(Wezwanie Śpiewaka jest w konsonansie z wypowiedzią prezydenta Komorowskiego, który 1 listopada na spotkaniu z naczelnymi rabinami Europy zapewniał ich solennie swą nieporadną polszczyzną, że budowane przez Polskę w Warszawie Muzeum Historii Żydów Polskich „ma stać się pełnym krytycznej refleksji miejscem o polsko-żydowskich relacjach”, jak podaje onet.pl za PAP-em).
Liczba „120 tys.” jest nowa. Rok temu Gross wymieniał „200 tys.”, z czego się potem wycofał do „kilkudziesięciu tysięcy”; a teraz znowu zwyżka. Skąd Śpiewak tę liczbę ma? Wziął ją z centralnej wytwórni antypolskich oszczerstw, jaką jest Centrum Badań nad Zagładą Żydów przy Polskiej Akademii Nauk, czynne od ośmiu lat. Kieruje nim Barbara Engelking-Boni, psycholog i żona ministra Michała Boniego TW „Znak”. Centrum stosuje różne chwyty politycznego marketingu, a jednym z nich jest żonglerka sfingowanymi liczbami. Rzuca się taką liczbę na próbę i patrzy, co będzie: gdy trafia na opór, to się cofamy i znów patrzymy; gdy zaś oporu już nie ma, idziemy naprzód.
W latach 2007-2010 Centrum realizowało „program badawczy” o nazwie „Ludność wiejska w GG wobec Zagłady i ukrywania się Żydów 1942-1945”, finansowany przez The Rotschild Foundation Europe, Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego RP, oraz Conference on Jewish Material Claims against Germany. Owocem są trzy książki wydane w 2011 roku przez Centrum. Ich tytuły mówią za siebie: B. Engelking „‘Jest taki piękny, słoneczny dzień …’: Losy Żydów szukających ratunku na wsi polskiej 1942-1945”; J. Grabowski „Judenjagd: polowanie na Żydów 1942-1945”; praca zbiorowa (red. B. Engelking) „Zarys krajobrazu: Wieś polska wobec zagłady Żydów 1942-1945”. Trzeba do nich dodać także „Sąsiadów”, „Strach”, „Złote żniwa” J. T. Grossa, też 2011, któremu Centrum służy za zaplecze i legitymację.
Skąd taka pewność u tej Skibińskiej i owe „10 procent”? Engelking-Boni w rozmowie z PAP-em 10.02.2011 tak tłumaczy ową liczbę Żydów, którzy próbowali się ratować: „historyk Szymon Datner oceniał, że było ich około 10 proc., czyli około 250 tysięcy Żydów. 40 tys. z nich przeżyło wojnę”. (Miesiąc wcześniej u Skibińskiej było 60 tys., ale tę rozbieżność pomińmy.)
We wstępie Persaka (ss. 24, 26/7) czytamy: „idąc tropem Szymona Datnera historycy przyjmują zwykle, że próbę ucieczki z gett podjęło 10 procent Żydów. (…). Podejmijmy próbę bilansu „brakujących” Żydów dla obszaru (akcji Reinhard). Liczba żydowskich mieszkańców wynosiła (tam) przed akcją (…) łącznie około 1,6 mln Domniemana liczba uciekinierów to zatem mniej więcej 160 tys. osób. (…). Liczbę ocalałych można szacować na nie więcej niż 30-40 tys. Oznaczałoby to, że liczba ofiar polowania na Żydów (…) wynosiła co najmniej 120 tys.”.
Persak dodaje: „nie wiemy (…) ilu mają na sumieniu Polacy”, ale jego zdaniem „nie wydaje się przesadne oszacowanie, że (były to) dziesiątki tysięcy”. Jak widać, Śpiewak przelicytował nawet Persaka, całe te 120 tys. przypisując ryczałtem Polakom i pod firmą ŻIH puszczając tę liczbę w świat. Złą wolę tu widać, ale nam chodzi o co innego: o te 10%, na których całe to żydowskie oszczerstwo stoi.
Także Persak nie cytuje Datnera, tylko odsyła do pracy G. Berendta w tomie „Polska 1939-1945”, red. W. Materski i T. Szarota, 2009, s. 69. Tam się jednak Datnera też nie cytuje, tylko odsyła sumarycznie do jego pracy „Zbrodnie hitlerowskie na Żydach zbiegłych z gett”, w Biuletynie ŻIH za 1970 rok. Datner zaś pisze: „w jednej z prac liczbę ocalałych Żydów oszacowałem (…) na ok. 100 000 osób. Równie orientacyjnie oceniamy, że co najmniej drugie tyle ofiar zostało wychwytanych przez organa okupacyjne i padło ofiarą zbrodni”, po czym odsyła do swojej książki „Las sprawiedliwych” 1968, ale bez strony.
Ta niewielka książka Datnera (podtytuł: „Karta z dziejów ratownictwa Żydów w okupowanej Polsce”, KiW, ss. 117) jest źródłem ostatnim; a ściślej są nim słowa (s.5): „Częstokroć zastanawiały mnie okoliczności dzięki którym dziesiątki tysięcy Żydów uniknęły zagłady. Liczbę ocalonych (w Polsce) trudno sprecyzować. Przypuszczam, że najbliższą prawdy jest liczba między 80 000 a 100 000 osób”. Jednak już dwie strony dalej (s.7) liczbę tę wydatnie zmniejsza: „przed zagładą i w czasie jej trwania nieustalona bliżej liczba Żydów, szacowana na dziesiątki tysięcy, szukała ratunku”. (Ocalonych nie mogło być chyba więcej niż tych, co ocalenia szukali.) Datner nie próbuje tu niczego oceniać procentowo, nie robi żadnych wyliczeń. Wypowiada luźne „przypuszczenie” i to wszystko. Z tego ogólnikowego i niezobowiązującego przypuszczenia zrobiono potem na kolanie konkretną i okrągłą liczbę „10 %”, nadzwyczaj poręczną propagandowo. Liczba ta jest czystym zmyśleniem, a branie jej za punkt wyjścia do jakichkolwiek wnioskowań czy dyskusji dyskwalifikuje je z góry metodologicznie. Prawdziwy historyk nie wychodzi od procentowych fikcji.
W pracy „Zbrodnie …” Datner podaje oryginalny tekst rozporządzenia Hansa Franka z 5.X.1941 zabraniającego pomocy Żydom. Wielu o nim w Polsce słyszało, mało kto je zna. Brzmiało tak: „§ 4b: (1) Żydzi, którzy (…) opuszczają wyznaczoną im dzielnicę, podlegają karze śmierci. Tej samej karze podlegają osoby, które takim Żydom świadomie dają kryjówkę. (2) Pomocnicy podlegają tej samej karze jak sprawca, czyn usiłowany będzie karany jak czyn dokonany.”
W świetle tego rozporządzenia trzeba czytać, co Datner pisze o ówczesnych postawach duchowieństwa i polskiej wsi. O pierwszej: „Piękną kartę w dziele ratowania Żydów zapisało duchowieństwo katolickie, zarówno świeckie, jak i zakonne”. („Zbrodnie …” s. 133). O drugiej: „Przeszło dwadzieścia lat temu, w 1945 roku, autor niniejszej pracy pisał: ‘W województwie białostockim kilkuset Żydów, którzy uratowali się, zawdzięcza to przede wszystkim odwadze, ofiarności i miłosierdziu polskich chłopów’”) – „Las …”, s. 7 – i odsyła do swojej pracy „Walka i zagłada białostockiego getta” (Centralna Żydowska Komisja Historyczna, Łódź 1946, s. 23). Podaje również ustaloną do wtedy listę nazwisk trzystu Polaków zamordowanych przez Niemców za pomoc Żydom.
Szymon Datner (1902-1989) opisał, co widział i przeżył, bo niemiecką okupację przetrwał na tamtych terenach. W jego słowach coś chwyta nas za serce: polski Żyd mówi tu o Polakach ludzkim głosem, życzliwie. Tak już nawykliśmy, że z tamtej strony płynie ku nam jedynie fala oszczerstw i mowa nienawiści – jak chociażby w tych oskarżycielsko-szczujących tytułach „Złote żniwa”, „Polowanie na Żydów”, „Koniec niewinności” – iż głos Datnera dobiega do nas jakby z innego świata, z jakiejś dawno zatopionej Atlantydy. Zestawmy go bowiem z głosem Centrum PAN. Na zakończenie cytowanego wywiadu ze Skibińską oburzony już dziennikarz mówi do niej: „(Gross) przedstawia Polaków jako dzikie plemię antysemitów, współodpowiedzialne za Holokaust”. Na co ona: „Obawiam się, że muszę się z Grossem zgodzić”. A nowy dyrektor ŻIH skwapliwie jej basuje, choć był zięciem Datnera.
Polska profesura milczy. Milczą zwłaszcza członkowie Polskiej Akademii Nauk, którzy in corpore własnymi nazwiskami poczynania tego pseudo-naukowego „Centrum PAN” firmują. Obojętność to czy strach? Nie oglądając się więc na nich, trzymajmy się prostej zasady: bez własnego sprawdzenia nie wierzyć niczemu, co z tego „Centrum” wychodzi. A te „10%” i „120 tys.” włóżmy między bajki.
Opracował Aleksander Szumański „Głos Polski” Toronto
Dokumenty, źródła, cytaty:
http://www.rp.pl/artykul/310528.html
http://nczas.com/publicystyka/fikcyjne-10-czyli-ilu-zydow-zabili-polacy/
prof. Bogusław Wolniewicz „Fikcyjne 10 procent, czyli Ilu Żydów zabili Polacy?”
„Najwyższy Czas!” – dwutygodnik konserwatywno-liberalny.
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Pingback: ANTYPOLONIZM