Tym razem chcialabym opowiedziec o panu M , mieszkancu odzialu Alzheimera domu starcow w D …
Pan M i inni, czyli oddzial Alzheimera .
Aby dostac sie na oddzial chorych na Alzheimera nalezy mocno nacisnac klamke solidnych drzwi i nastepnie z duza sila popchnac te ciezkie drzwi do przodu. Lecz zanim to nastapi lepiej zajrzec przez szklana , podwojna szybe, czy pod drzwiami nikt nie stoi , bowiem nasze wejscie moze byc okazja do « ucieczki » jakiegos nieszczesnika, ktory moze wlasnie wali piescia w drewno i krzyczy : wypusc mnie, otworz drzwi !. Jezeli z drugiej strony panuje spokoj, nie widac nic w poblizu , nalezy mocno popchnac drzwi i szybko je za soba zamknac, bowiem moze i teraz czekac nas niespodzianka w postaci dziarskiego staruszka , ktory biegnie w nasza, a wlasciwie drzwi strone , zeby przemknac sie i wydostac na zewnatrz..I koniecznie musimy sprawdzic, czy na pewno zapalilo sie na gorze czerwone swiatelko, ktore mowi, ze wejscie jest zablokowane i mozna sie wydostac tylko wowczas, kiedy wystukamy znany pieciocyfrowy szyfr…
Pokoj, w ktorym mieszka pan M znajduje sie na koncu korytarza na prawo. Jest to jedno z nielicznych pomieszczen, w ktorych szafy nie sa zamykane na male klodki, beztrosko stoi sobie telewizor , zas w lazienko- ubikacji widac rozwieszone reczniki oraz rekawiczki do mycia, jak tez mydlo w mydelniczce, szczotke do zebow i inne tego rodzaju przybory toaletowe. Bowiem zarowno pan Z jak i drugi mieszkaniec tego pokoju, pan P , naleza do tak zwanych « lzejszych przypadkow », czyli wymagaja mniejszej opieki personelu .
A wiec pan M : wysoki, nieomal chudy , stary mezczyzna, o szarej cerze, szarych, mysich wlosach, okularach o grubych szklach na solidnym, miesistym nosie. Pan M niejednokrotnie powtarzal, ze jest brzydki : fakt, nie jest za ladny, rysy ma ostre i niezbyt pociagajace a do tego jego dolna warge szpeci ogromna brodawka, ktora przeszkadza nie tylko w urodzie, lecz i chyba w jedzeniu, bowiem jest naprawde wielka i wydaje sie, ze rosnie z dnia na dzien. Kiedy pan M goli sie maszynka elektryczna , patrzy z niechecia w lustro i powtarza czesto, ze jest szpetny …Nie wiadomo jak na to zareagowac, bowiem przekonywanie go o domniemanej urodzie moglby przyjac jako kpine, wiec milczy sie i stara odwrocic jego uwage na inne sprawy.
W malym, kilkumetrowym pokoju , ktory zamieszkuje pan M wraz z malym panem P, znajduja sie dwa lozka przykryte cienkimi, zlotawymi kapami, dwa stoliki ( jakie mozna znalezc w szpitalach) na kolkach, krzesla, fotelik oraz meblosciaka, ktora zawiera dwie szafy, czesto polotwarte , w ktorych widac pozwijane ubrania obu lokatorow pomieszczenia. Zdaje sie, ze wiekszym balaganiarzem jest malutki pan P , smieszny czlowieczek, ktory usmiecha sie zuchowato, szepcze i kreci, kiedy chce mu sie pomoc, nie slucha personelu i broni przed myciem …Najczesciej korzystajac z nieobecnosci innych naciaga na siebie ubranie , pozapina to jak sie da, i nie sposob go przekonac, ze moze nalezaloby zmienic bielizne, zdjac pizame, ktora widac pod swetrem, czy tez zmienic zbyt brudne spodnie. Na takie uwagi malutki pan P wzusza ramionami, kiedy zas probuje sie interweniowac, nazwyczajniej w swiecie ucieka. Nie mozna go takze odzwyczaic , zeby nie nakladal zadziornie czapki – coz nosi ja w swiatek i piatek ,nieco przekrzywiona na malej, porosnietej siwymi wlosami glowie i taka juz jego uroda…Kiedy tak idzie po korytarzu w tej swojej czapce, z rekami w kieszeniach , podgwizdujac cos pod nosem nalezy mu nie przeszkadzac, bowiem zlosci sie, trzacha i miota, zas kiedy w droge wchodza mu polprzytomne staruszki wyciaga raptownie reke i szczypie je z calej sily. Potem rechocze z radosci, jaki to on pomyslowy, kiedy zas zwroci sie mu uwage , przyklada reke do czapki w pozdrowieniu , wolajac – tak kapitanie! I idzie sobie gdzie mu sie podoba, czyli na ile mu pozwala ograniczona drzwiami przestrzen.
Pan Z z panemm P sa zupelnym przeciwienstwem : pierwszy wysoki,chudy , smetny i wiecznie kwekajacy, drugi maly ( mozna powiedziec kurduplowaty, czyli metr piecdziesiat z czapka), wesolkowaty, wiecznie cos tam drazacy, maszerujacy i czesto usmiechniety ( zdaje sie, ze uwaza on, ze jest super dowcipny, szczegolnie z tym podszczypywaniem babc).Mieszkajac tuz jeden obok drugiego zachowali zupelnie odrebnosc charakterow, i kazdy z nich niejako zyje w swoim, innym swiecie : na smutno lub na wesolo , nie ingerujac w zycie drugiego. Razem jedynie udaja sie w poludnie do jadalni, lecz jest ich wielu , ktorzy jedza w sali obok. Tuz przed poludniem otwieraja sie drzwi i sunie w strone jadalni pokraczny korowod. Wiekszosc idzie o wlasnych silach, lecz oslabionego pana B popycha na wozku jego « wielbicielka » pani D, niektorzy opieraja sie na laskach , dwa inne wozki popychaja kobiety z obslugi, ktore musza uwazac, zeby towarzystwo nie rozpierzchlo sie, nie zagubilo na tych dwustu metrach drogi . Jeszcze przed obiadem wszystko jest jako takie sprawne, lecz juz po posilku , kiedy niektore podopieczne nie chca za skarby swiata opuscic stolowki, trzeba pilnowac, zeby pozniej nie zagubily sie w korytarzach. Przed posilkiem glod popedza bardziej niz obsluga, wiec sadowia sie przy podpisanych ich nazwiskami stolikach, pielegniarze zawiazuja im wielkie sliniaki- serwetki i stawiaja przed nimi tacki z posilkiem. Wiekszosc towarzystwa je w mniejszym lub wiekszym milczeniu, jedynie ten troszke oglupialy pan T krzyczy od czasu do czasu, ze jest glodny, ze chce jesc itp. Pan M jako jeden z nielicznych ma serwetke, nie zas sliniak, zas do obiadu wypija lampke wina a po posilku dostaje filizanke kawy z cukrem. Je wolno i smetnie, jak wszystko co robi, bez radosci i niejako automatycznie. Nie opiera sie, kiedy kaza mu opuscic jadalnie i w mniejszym korowodzie wrocic na oddzial…Idzie w grupie a jednak sam , obok, lecz samotnie, zamkniety nie tylko w swojej chorobie, lecz moze bardziej w swojej samotnosci zrezygnowanego i poddajacego sie presji z zewnatrz. Jest bierny i niejako automatyczny w reakcjach, lecz jednoczesnie jakis smetny i nieszczesliwy. Pomimo, ze nigdy sie nie skarzy, widac, ze nie akceptuje takiego zycia . Czy ma wybor i sznase na zmiane ?? Nigdy niczego nie chce i broni sie przed zmianami, lecz ktoregos dnia poprosil, zeby usunac jego wielka brodawke na dolnej wardze. Lekarz z domu starcow skontaktowal sie z okolicznym szpitalem, ktory wyznaczyl mu dzien operacji i nastepnie pan M pojechal karetka pogotowia na maly zabieg do szpitala .
Jakie bylo nasze zaskoczenie , kiedy w dwa dni pozniej przywszla ze szptala wiadomosc o smierci pana M . Umarl podczas zabiegu lub pozniej – nikt tego nie dochodzil ani specjalnie sie nie interesowal.. Poniewaz nie mial blizszej rodziny wszystko odbylo sie jak zazwyczaj – dyskretny, cichy pogrzeb i zapomnienie. Mysle, ze ta nagla smierc mogla byc dla pan M wybawieniem od smetnego, nijakiego i beznadziejnego zycia, ktore moglo jedynie przyniesc wiecej nieszczesc i bolu…Jego miejsce w pokoju dosyc szybko zajal kostyczny pan N . Coz, dom starcow powiniem przynosic dochod, nie zas straty, zas smierc jest tutaj codziennym gosciem, ktory nie tyle straszy, ile uwalnia te nieszczesne dusze od ich cierpiacych cial i oszalalych, chorych mozgow. W tych smetnych murach, ktore slyszaly rozne krzyki i jeki ,smierc jest wyzwoleniem od beznadziejnosci trwania. Odejsciem z tego padolu bolu i cierpien , zas dla rodziny , czesto odciazeniem finasowym, na ktory czeka z niecierpliwoscia …
Odejscie pana M zostalo niezauwazone przez wiekszosc pensjonariuszy odzialu Alzheimera. Wielu z tych nieszczesnikow nie wie kim jest i gdzie sie znajduje, wiec jak mozna od nich wymagac wspolczucia dla kogos, kto dla nich nigdy nie zaistnial. Nawet maly pan P nie wydaje sie byc zbulwersowany zniknieciem wspollokatora – szczegolnie, ze lozko od drzwi jest znowu zajete, ze pan N zajal puste miejsce i nie wie nawet, kto tu spal kilka nocy wczesniej ..
Zycie toczy sie swoim rytmem. Tutaj na odziale Alzheimera mozna powiedziec, ze smierc pana M zostala opanowana przez obled , ktory zabierajac pamiec zaciera w innych nie tylko wspolczucie lecz nawet jakiekolwiek odczucia. Personel odzialu, zdrowy lecz znieczulony takze nie zauwazyl nawet znikniecia smetnej, dlugiej postaci …
Widze ten korowod cieni ludzkich: pokracznych, pomarszczonych , znieksztalconych przez starosc, zniszczonych przez zycie, jak wloka sie noga za noga, jak suna po korytarzu, wchodza do jadalni. Kiwaja pchylonymi, siwymi glowami, trzesa rachitycznymi rekami, opieraja sie o solidne lachy, czy tez popychaja nogami wozki inwalidzkie. Kieruja sie wlasnie w strone odgrodzonego azurowa barierka kata, gdzie usadowia ich przy miniaturowych stolikach, podadza pod nos strawe, kaza polknac znajdujace sie na lyzeczce lekarstwa i beda pilnie obserwowali, sprawdzali ich stan « normalnosci » Pusty stolik pana M zajmuje teraz pan N , ktory z radoscia chlipie zupe, drapie lyzka w talerz i rozglada sie po sali …
Mozna powiedziec, ze to dzien jak co dzien, ze na szczescie tych bezwolnych istot nie dotarlo do nich, ze smetny pan M przyplacil zyciem chec bycia piekniejszym , spodobania sie sobie samemu a moze i innym….Jego pobyt tutaj zostal niezauwazony tak jak i jego odejscie …I nikt nie zadaje sobie pytania : kto nastepny i kiedy …Bowiem tutaj nikt o nic nie pyta, bo przeciez i tak nikt by na te pytania nie odpowiedzial … Wiadomo, to przeciez oddzial chorych na Alzheimera !
W przestrzeni mojego bloga zbanowani, czyli odrzuceni z roznych powodow, maja swoja druga szanse na - wyjasnienie sprostowanie dodanie przekazanie obrone . Zamiast emocji proponuje wiec analize oraz rozsadek i wymiane mysli.