Bez kategorii
Like

ANETA KRAWCZYK: CZYJA TO KOCHANKA?

11/07/2017
1613 Wyświetlenia
0 Komentarze
32 minut czytania
ANETA KRAWCZYK: CZYJA TO KOCHANKA?

SZOKUJĄCY WYWIAD Z ANETĄ KRAWCZYK

0


Zapis wywiadu z Anetą Krawczyk, przeprowadzonego przez dziennikarzy „Teraz my” w telewizji TVN.

Strona główna Wiadomości Polityka Szokujący wywiad z Anetą Krawczyk

 

Oskarża Andrzeja Leppera i Stanisława Łyżwińskiego, że zmuszali ją do seksu. O tym ostatnim mówi, że jest ojcem jej 3,5-letniej córki. I dodaje: poseł namawiał ją do aborcji, a asystent posła, weterynarz, wstrzyknął przyspieszającą poród oksytocynę. W zaledwie szóstym miesiącu ciąży. Pracę w Samoobronie dostałam za seks – mówi Aneta Krawczyk.

 

Pani Aneto, dlaczego zdecydowała się pani jednak pokazać twarz?

Nie powiem, że ta decyzja była łatwą decyzją. I ci, którzy mnie znają, wiedzą, że nie jestem ani osobą przebojową, ani tym bardziej medialną i sporo stresów i sporo nerwów kosztuje mnie. Natomiast stwierdziłam, że najwyższy czas, aby za tymi wyznaniami, które opisywały wczorajsze i dzisiejsze gazety, które pokazywały media, bodajże wszystkie, żeby stanęła wreszcie konkretna, namacalna osoba. Żeby nie była to jakaś Aneta K. Jakiś wycinek z życiorysu posła Stanisława Łyżwińskiego czy przewodniczącego Andrzeja Leppera. Chciałabym, żeby ludzie uwierzyli, że to się naprawdę wydarzyło.

 

Pani mówi, że informują wszystkie media. Rzeczywiście informują. Wszystkie gazety na pierwszych stronach informują o pani zwierzeniach. Jest pani zadowolona z siebie? O to pani chodziło? O takie zamieszanie?

To jest przede wszystkim wstyd. I kobieta, a przypuszczam, że takich kobiet jest wiele, które milczą rzeczywiście, myślę, że nawet jest przyzwolenie społeczne na tego typu praktyki.

 

Na wykorzystywanie seksualne?

Być może na wykorzystywanie seksualne nie, ale zatajanie tego. To jest przede wszystkim wstyd. I myślę, że takiego rozgłosu nie życzyłaby sobie żadna kobieta. Żaden człowiek.

 

Proszę mi powiedzieć, poseł Śpiewak, w takich wypowiedziach, które puszczaliśmy na początek, użył takiego określenia, że polityka to gnojówka. Po tym, co się dowiedział. Czy pani też ma takie wrażenie?

(westchnienie) No, spędziłam kilka lat wśród polityków, w kręgach politycznych. I można powiedzieć, że politykę uprawiałam będąc radną w sejmiku województwa łódzkiego. Tak, dokładnie tak. W zasadzie lepszego określenia nie mogłabym użyć.

 

Polityka to gnojówka, tak?

Dokładnie tak.

 

Dlaczego pani się pokazała, to już wiemy. Ale dlaczego pani to ujawniła, informacje dotyczące przewodniczącego Leppera?

Dlaczego ujawniłam, czy dlaczego ujawniłam teraz?

 

Dlaczego w ogóle pani ujawniła?

W zasadzie czy jest w ogóle dobry moment na ujawnienie tego typu sensacji?

 

(…) Nie trzeba było tego zrobić, kiedy padła ta propozycja?

Można było.

 

A nie byłoby lepiej?

Mogłam wtedy również dokonać wyboru, nie wiem… Na przykład przyjąć ofertę sprzątaczki w pobliskiej szkole podstawowej.

 

Jak pani teraz myśli, to nie było lepiej przyjąć tą ofertę?

Wówczas byłam ściśle związana z Samoobroną. Nie tylko byłam członkiem Samoobrony, ale również z ramienia Samoobrony byłam radną sejmiku województwa łódzkiego. Nie mogłam wtedy tak po prostu wystąpić. Nie wiem… zdradzić tej organizacji. Po prostu milczałam.

 

Jak to się zaczęło? Czy to jest tak, że pani została radną sejmiku, bo pani już zgodziła się na ten seks z panem Łyżwińskim?

Dokładnie tak. To była nagroda, to pierwsze miejsce.

 

To może wróćmy do początku. Jak się zaczęła pani znajomość z posłem Łyżwińskim?

Myślę, ze wszystkie gazety to opisywały. I w zasadzie to, co opisywały, wszystko pokrywa się z prawdą. Spotkanie miało miejsce w mojej miejscowości zamieszkania. W najbardziej renomowanej restauracji radomszczańskiej. Od tego się zaczęło, od tego spotkania.

 

Czy już wtedy była pani członkiem Samoobrony, kiedy pani spotkała posła Łyżwińskiego?

Nie.

 

(…)

 

Jak to było z przewodniczącym Lepperem? Andrzej Lepper powiedział pani wprost, po imieniu: „Musisz, Aneto, ze mną się przespać”?

Powiedział, że on mi pomoże, jeśli ja postaram się.

 

Tylko tyle powiedział?

Myślę, że czyny, które poszły za tymi słowami, były bardziej wymowne.

 

Czyny? Czyli co robił pan Andrzej Lepper?

Gdybym mogła już nie opowiadać o szczegółach, byłabym bardzo wdzięczna.

 

To się wszystko dzieje, rozumiem, w hotelu sejmowym, w pokoju przewodniczącego…

…w pokoju przewodniczącego Leppera…

 

…gdzie przyjechaliście z Łodzi, tak?

Nie, to znaczy… ja nie pamiętam dokładnie trasy, jaką dokładnie przebył przewodniczący Lepper. Wiem, że był w Radomsku i przyjechaliśmy z Radomska.

 

I poseł Łyżwiński wam towarzyszył?

Tak, dokładnie.

 

Jesteście w pokoju Andrzeja Leppera. Jest jakaś impreza…

To znaczy, trudno to tak nazwać.

 

Alkohol?

Alkohol był, rzeczywiście. Alkohol, który spożywali i przewodniczący, i poseł Łyżwiński.

 

Więc z gazet wynika, że pani zostaje na noc. To nie jest takie proste. Żeby zostać w hotelu poselskim na noc, trzeba mieć zgodę. Tzn. poseł, który kogoś u siebie nocuje (…), musi to zgłosić na recepcji.

Ale to nie był taki zwykły poseł. To był przewodniczący klubu.

 

Ale czy zgłaszał? Czy słyszała pani o tym, że zgłaszał?

Nie wiem tego, powiem szczerze. Wpisywałam się w księgę rejestrów. To znaczy teraz już wiem, że wpisywałam się, bo nie miałam problemów z przypomnieniem sobie tego. Wiem na pewno, że nie przechodziłam przez bramkę.

 

Ale wpisała się pani w księgę rejestru gości w hotelu poselskim w recepcji.

Tak, jest taka księga. Wpisałam się.

 

Czyli z tą datą. Z tą godziną, o której pani mówi. Czy jest według pani również napisane, kto panią wprowadzał? Powinno być.

Powiem szczerze, że cała ta sytuacja wtedy dość, że niezręczna, to jeszcze wszystko jakieś takie dość szokujące. Mało tego… nie wiem.

 

Ale w wypowiedziach prasowych mówi pani, że wiedziała, po co jedzie z Radomska do Warszawy.

No przecież… No przecież byłam dorosłym człowiekiem. Miałam świadomość tego.

 

No, ale dlaczego się pani na to zgodziła? Dlaczego się pani zgodziła, by być tak traktowaną? Przedmiotowo.

W danej chwili, wtedy… wtedy podjęłam taką decyzję. Teraz, mając ten bagaż doświadczeń, na pewno bym tego nie zrobiła. Ale wtedy uważałam, że to jest jedyne wyjście.

 

A może, przepraszam za to pytanie, myślała sobie pani: złapię posła, zedrę z niego kasę…

Nie wiedziałam, jak to jest. Nigdy wcześniej nie praktykowałam tego. Jak mówię: nigdy wcześniej nie robiłam takich rzeczy. Gdybym rzeczywiście tak chciała, to pewnie wzięłabym jakiś dyktafon albo ukrytą kamerę, prawda?

 

A czy czuła się pani uwiedziona ideami, które głosił Andrzej Lepper?

Bardzo.

 

Czyli była pani nim zafascynowana jako liderem partyjnym.

Oczywiście. Jak wtedy duża część społeczeństwa. Poszliśmy wszyscy za tym pierwszym porywem, prawda?

 

A była pani zaskoczona, że ten pani ideał, przywódca, tak panią traktuje, jak panią traktuje?

To znaczy wtedy może nie myślałam tylko o sobie, ale miałam świadomość, że na pewno nie jestem jedyną. Nie jestem pierwszą.

 

Andrzej Lepper zachowywał się tak, jakby to robił już po raz któryś, tak?

To znaczy był śmiały. Był otwarty w tym swoim działaniu. Żadnego skrępowania, absolutnie.

 

Chciałbym, żebyśmy teraz posłuchali wypowiedzi pana Andrzeja Leppera. On zdecydowanie zaprzecza, że z panią spał…

… to zrozumiałe…

 

W materiale filmowym przypomnienie programu „Kropka nad <i>”, w którym Lepper podkreśla, że nigdy nie miał żadnego kontaktu seksualnego z Anetą Krawczyk. „To jest perfidne oszustwo” – stwierdza przewodniczcy Samoobrony.

 

I co pani na to?

Myślę, że sporo szczegółów dotyczących tego, że to zbliżenie jednak miało miejsce, zna już w tej chwili prokuratura łódzka.

 

Jakich szczegółów?

Bodajże, myślę, że bodajże nie mogę ujawniać szczegółów, bo już mnie obliguje milczenie ze względu na dobro śledztwa.

 

Chodzi o szczegóły budowy anatomicznej Andrzeja Leppera?

Też.

 

Czy prokuratorzy pytali o znaki szczególne Leppera? Jak wygląda bez ubrania?

(chwila zastanowienia) Dokładnie.

 

(…) Czytałem w „Gazecie Wyborczej”, że pani spała z Andrzejem Lepperem dwukrotnie, tak?

Minimum dwukrotnie tam było napisane… mhm.

 

Rozumiem, że pierwszy raz to jest ten moment, kiedy pada propozycja pracy w zamian za seks. A drugi raz? W jakich okolicznościach?

To było kilka miesięcy później. Poseł Łyżwiński, z racji tego, że byłam półtora miesiąca później, kiedy byłam wicedyrektorem biura i awansowałam na dyrektora biura, miałam obowiązek przynajmniej raz w miesiącu zawozić do Sejmu do posła Łyżwińskiego dokumenty związane z prowadzeniem biura. W zasadzie tymi dokumentami zajmowała się jego małżonka. No i po zakończeniu tego poseł Łyżwiński zabierał mnie i prowadził do Andrzeja Leppera, po prostu.

 

I współżyła pani wtedy z Andrzejem Lepperem? Przyprowadzał panią do niego do biura…

Tak. Otwierał drzwi, wstawiał i częstował jak landrynką.

 

Mówiła pani, że jest pani zafascynowana Lepperem…

Ta fascynacja rzeczywiście minęła zaraz. Państwo nie wiecie, jak to wszystko wyglądało. Pierwsze to szok. Poza tym straszna męczarnia.

 

Dlaczego pani nie zaprotestowała? Jest pani w hotelu sejmowym. Można krzyknąć…

Właśnie. Z prominentnym politykiem.

 

Ale to jest jednak sytuacja, kiedy – wiadomo – jest dużo ludzi, tam są kamery na korytarzach. Wiadomo, że gdyby pani zrobiła jakiś gest protestu, on by został zauważony, zostałby odnotowany…

…a ja nie miałabym pracy.

 

A jest tak ciężko o pracę w Radomsku, tam, gdzie pani mieszka?

W województwie mamy najwyższy stopień bezrobocia, powyżej 20 procent. Naprawdę jest ciężko się przebić. Ja wtedy byłam na bardzo dużym zakręcie. Sprawy finansowe myślę, że najbardziej zadecydowały o tym. I fakt, że dwoje dzieci, które muszę utrzymać, nie mając własnego kąta, nie mając żadnych środków, dochodu. Myślę, że to wszystko jakoś skumulowało się i w tym rozgoryczeniu, w tym wszystkim…

 

Pani Aneto. Dzięki tym usługom seksualnym, które pani świadczyła liderom Samoobrony, ile pani miesięcznie zarabiała?

Na czysto było to 1200 złotych.

 

Ja mam tutaj pani oświadczenie majątkowe z 30 kwietnia 2003 roku. Wylicza pani, że za prowadzenie biura poselskiego dostawała pani 1600 zł miesięcznie…

…brutto…

 

…rada nadzorcza oczyszczalni ścieków w Tomaszowie Mazowieckim 966 zł.

To było później.

 

I jeszcze radna sejmiku wojewódzkiego.

To już było w 2002 roku.

 

Razem wyliczyłem 4909 złotych i 30 groszy.

Tak, to już było później.

 

Czyli to duże pieniądze…

Byłam lojalną pracownicą biura posła Łyżwińskiego.

 

I wzięła pani kredyt na mieszkanie.

Tak.

 

Czyli dorobiła się pani własnego kąta.

Ciężko było. Myślałam, że ten kredyt faktycznie mnie wykończy, ale go spłaciłam. Mam mieszkanie.

 

Czyli ma pani własne mieszkanie, w którym może pani z dziećmi mieszkać.

Tak, mam własny kąt.

 

Czy poseł Łyżwiński jest ojcem pani najmłodszej córki?

To żadna chluba dla mojego dziecka, ale jest tak.

 

Kiedy to się stało?

3,5 roku temu. To znaczy 3,5 roku temu córka się urodziła.

 

Jak poseł zareagował? Bo przecież pani powiedziała…

Jak zareagował na ciążę?

 

Gdy się dowiedział, że jest pani z nim w ciąży…

Kazał to załatwić. Jakoś.

 

Co to znaczy?

Usunąć oczywiście. Ale było za późno, na szczęście, na to.

 

Ale pani usłyszała, że ma to pani załatwić?

Tak, to było standardowe jego stwierdzenie, że „udowodnisz, że jesteś lojalna”. Prawda… „Załatw to, bo…”. Bo przecież on piął się na szczyty kariery politycznej.

 

Ale on uważał, że jest to lojalne wobec partii politycznej? Wobec niego?

Nie, wobec posła.

 

A on wymagał takiej lojalności wobec siebie?

(…) Tak, na każdym kroku.

 

A na czym to polegało? (…)

Dyspozycyjność 24-godzinna. Boże, nie wiem… Uległość. Jest mnóstwo, naprawdę mnóstwo przykładów.

 

Poseł Łyżwiński mówi – jak pani twierdzi – „załatw to”. I co pani robi? Pani nie załatwia, nie posłuchała się.

Nie. Niesubordynacja.

 

On jako zdradę potraktował to?

To znaczy wyciszył się wtedy. W zasadzie ochłodziły się wtedy nasze kontakty. Ponieważ poseł wymyślił nowy plan, nowy pomysł miał. Sposób na załatwienie tej sprawy. A mianowicie, kiedy urodzi się dziecko, miałam po prostu pozostawić je w szpitalu.

 

Poseł Łyżwiński zaproponował pani, żeby zostawiła dziecko w szpitalu?

Żebym pozostawiła dziecko w szpitalu, zrzekła się praw rodzicielskich. I wtedy dokładnie ślad by został zatarty.

 

Nie zgodziła się pani na to?

Nie. Gdy się nie zgodziłam, były naciski. Cały czas przy mnie, po porodzie, w szpitalu był asystent posła Stanisława Łyżwińskiego, który pilnował, abym nie doszła do dziecka ani nie nawiązała tego pierwszego kontaktu.

 

A czy próbowano panią na siłę oddzielić od dziecka?

Tak teraz to widzę. Tak, dokładnie tak. Można tak to właśnie teraz nazwać.

 

Ale rozumiem, że pani nie oddała dziecka i to był pani koniec.

Potrzebowałam dwóch dni. Wypisałam się na własne żądanie ze szpitala. Pojechałam sama. Dziewczynka, córka moja, została w inkubatorze z racji tego, że była wcześniakiem…

 

A dlaczego była wcześniakiem?

Dlatego, że była za wcześnie urodzona.

 

Źle pani znosiła ciążę?

Słucham?

 

Źle pani znosiła ciążę, czy z powodu tych perturbacji?

Z powodu nacisków.

 

A to były tylko naciski słowne?

(westchnięcie) Były naciski asystenta posła Łyżwińskiego na wywołanie wcześniejszych, przyspieszających, nie wiem, urodzenie… w tym szóstym wówczas miesiącu. Szósty, siódmy miesiąc, to był. Urodzenie dziecka, to wiadomo, były niewielkie szanse na przeżycie.

 

A na czym polegały te naciski asystenta?

Na aplikowaniu różnych środków farmakologicznych, które miały przyspieszyć… Które miały wywołać skurcze porodowe.

 

On pani aplikował?

Dokładnie tak.

 

A z jakiej racji? On jest lekarzem?

Jest weterynarzem. Technikiem weterynarii.

 

Jakie środki pani aplikował?

To była oksytacyna.

 

Co to jest ta oksytacyna, bo to nam nic nie mówi?

To znaczy ja wiem też tylko z przekazów osób, które mają jakąś tam wiedzę na ten temat… To jest właśnie środek, który powoduje wywołanie skurczy porodowych. Nadmiar tego w organizmie kobiety ciężarnej powoduje skurcze.

 

Ale on jest weterynarzem. I znał się na lekach?

Znał się na terminach medycznych.

 

Ale ta oksytacyna jest dla ludzi? On mógł wypisać receptę?

Wypisał. Ta akurat oksytacyna nie była przeznaczona dla ludzi. Była przeznaczona dla zwierząt. Ale zapewnił mnie, że… To, to było straszne. To był szok wtedy. To były te naciski, groźby, że będę zniszczona, że nie znajdę pracy nigdzie, że on już się tak postara o to.

 

Ale to asystent posła?

Asystent posła w imieniu posła.

 

Ale on wypisał receptę, wziął lek.

Tak. I zaaplikował ją.

 

(…) Doustnie, czy zastrzyk zrobił.

Zastrzyk zrobił.

 

Lekiem dla zwierząt? Żeby wywołać wcześniejszy poród? Czy ja dobrze rozumiem?

Naprawdę nie jest łatwo o tym mówić…

 

Ale tak było?

Tak było, ale dziecko się urodziło. Na szczęście urodziło się zdrowe. Nic się nie stało. Zabrałam ją ze szpitala i zawiozłam do domu. Zdrowa, śliczna, kochana dziewczynka.

 

Czy poseł Łyżwiński kiedykolwiek odczuł potrzebę, żeby spotkać się z panią i z dzieckiem?

Nie, nigdy. Znaczy ze mną spotykał się, owszem. Ale z dzieckiem nie.

 

Później, rozumiem, po porodzie. Z dzieckiem nie?

Nie, nie.

 

A pani próbowała zwrócić jego uwagę, że ma córeczkę nieślubną poza związkiem swoim małżeńskim?

Tak.

 

I co on na to?

Pamiętam sytuację, kiedy powiedziałam mu o tym, że jest dziecko. On, kiedy już było to dziecko, kiedy już było w domu i nie dało się tego cofnąć, kiedy już wiedzieli wszyscy i zaczęły się plotki i spekulacje, wtedy pojawiła się następna propozycja. Następny pomysł posła Łyżwińskiego, aby wymyślić, że nie znam ojca, że nie wiem, kto jest ojcem tego dziecka, że brałam udział w jakiejś imprezie, prywatce, gdzie pod wpływem alkoholu nie wiem z kim spałam. I żeby napisać po prostu, że dziecko ma ojca nieznanego.

 

A gdzie to napisać?

W Urzędzie Stanu Cywilnego.

 

A co pani napisała?

Napisałam imię ojca biologicznego i swoje nazwisko. Takie prawo mi przysługiwało.

 

Tylko imię?

Tylko imię. Tak.

 

A dlaczego pani postanowiła nie wpisywać nazwiska?

Dlatego, że nie było jego zgody.

 

Pani złożyła teraz pozew o uznanie ojcostwa. I rozumiem, że będą badania genetyczne, które są w stanie bardzo łatwo ustalić ojcostwo.

Tak.

 

Nie boi się pani tych badań?

Nie.

 

A sądzi pani, że poseł Łyżwiński się podda?

Myślę, że tak.

 

Sam z własnej woli? Czy zostanie zmuszony przez sąd?

Myślę, że tak.

 

Z własnej woli, tak?

Myślę, że powinien.

 

Powinien, ale czy się podda?

Najpierw powinien się ujawnić.

 

Posła chroni immunitet.

No właśnie. Powinien się ujawnić, ale nie ujawni się myślę do czasu, póki nie wymyśli jakiejś mądrej, elokwentnej riposty. A to mu trochę czasu zajmie.

 

A jak pani myśli, dlaczego zniknął teraz? Dlaczego go nie ma?

Nie wiem, może nie potrafi odpierać tych zarzutów.

 

A czy próbował się z panią kontaktować (…), od kiedy „Gazeta Wyborcza” opisała wszystko? (…) A dzień przed publikacją, by wymusić na pani wycofanie tych wypowiedzi?

Nie. W zasadzie może były takie próby, ale ja nie odbierałam telefonów nieznanych. Odbierałam tylko te, które znałam.

 

A czy to nie jest taka zemsta kobiety zawiedzionej, rozczarowanej? Żyła pani z posłem Łyżwińskim, trzeba tak to nazwać. Mówiąc brutalnie – była pani jego kochanką. I czy to nie jest tak, że gdy on panią porzucił, pani się teraz na nim mści?

Ale przecież przestaliśmy współżyć już przynajmniej dwa lata temu, także miałam czas na to. Ja myślę, że nałożyło się sporo elementów na to. Było rozgoryczenie po wyborach, owszem. Ale pojawiło się w pewnym momencie, kiedy do posła Łyżwińskiego nie mogłam się dodzwonić. Zadzwoniłam do asystenta posła Łyżwińskiego i kiedy poprosiłam o pomoc, bo przecież włożyłam ileś pracy w tę partię, w tę organizację, skupiłam wokół siebie ludzi, którzy ufali nie tylko przewodniczącemu Lepperowi, ale również mnie. I nagle później słyszę, że niestety takie czasy i każdy musi liczyć na siebie, że może gdzieś po Nowym Roku jakieś pół etatu się znajdzie. „Jak będziesz lojalna, to ci się będzie opłacać”. Więc mówię: mam dzisiaj na kolację czy jutro na obiad, mam dzieciom zafundować lojalność? Mówię: jaka jest cena tej lojalności?

 

A może jest coś w tym, co mówi Andrzej Lepper, że cała ta sprawa to kłótnia kochanków. On ma na myśli panią i posła Łyżwińskiego…

Na początku, kiedy dochodziło do zbliżeń, był bunt. Buntowałam się, ale w zasadzie było wtedy jeszcze gorzej. Byłam rozdarta wtedy strasznie. Później było obrzydzenie. Już nie tyle do posła, co do samej siebie. Nie było w tym na pewno uczucia, miłości. Może to jest jakiś syndrom, typ zboczenia: miłość do oprawcy. Bo wiem, że coś takiego też istnieje.

 

Andrzej Lepper przysięgał wczoraj na Boga, że z panią nie spał. Pani też może przysiąc?

Ja w przeciwieństwie do przewodniczącego Leppera wierzę w Boga, ale nie na pokaz. Nie chodzę do kościoła po to, żeby reporterzy mnie sfotografowali. Jeśli idę do kościoła to wtedy, kiedy faktycznie mam taką potrzebę. I wierzę w Boga. Moje dzieci też są wychowywane w wierze chrześcijańskiej. I ja mogę przysiąc na Boga. Ale nie ma takiej potrzeby.

 

Po tym wszystkim, jakie ma pani plany na przyszłość? Co pani zamierza teraz robić?

Mam nadzieję, że znajdę pracę mimo tego wszystkiego, co się wydarzyło. Mam nadzieję, że ktoś doceni wreszcie moje kompetencje. Bo przeszłam naprawdę porządną zaprawę prowadząc biuro posła Łyżwińskiego. Jeśli nie uda się tutaj, to rzeczywiście będę musiała wyjechać za granicę, choć bardzo kocham swoje miasto, bardzo kocham ten kraj. I to, co jeszcze – chciałabym pomagać dziewczynom, które nie mają odwagi mówić o tym. Wiem, jaki to jest trud. Wiem, jak to strasznie boli, ile to wymaga zachodu. Bije się każdy z myślami: czy zacząć mówić o tym, czy zacząć walczyć o to, o swoje prawa, czy nie. Chciałabym pomagać dziewczynom. I naprawdę apeluję do nich, żeby zaczęły mówić, żeby nie kryły tego w sobie. Bo wydaje się czasami, że człowiek zrobi coś, że zapomni o tym, bo są jakieś środki materialne, które to zrekompensują. Nie da się, bo to w momentach słabości wraca jak bumerang. Uderza ze zdwojoną siłą. Nie da się zapomnieć.

 

Gdyby teraz naprzeciwko pani siedział Andrzej Lepper, co by mu pani powiedziała?

Nie boję się go. Nie zastraszy mnie. Jeśli swoim wizerunkiem, jeśli swoim krzykiem czy uśmiechem będzie próbował mnie – nie wiem – zastraszyć… nie boję się go.

 

A co by mu pani powiedziała, gdyby miała taką możliwość?

Ja w zasadzie nie chcę już z nim rozmawiać. Straciłam dużo zdrowia, dużo nerwów. Nie chcę już z nim rozmawiać. Nie mam mu nic do powiedzenia. W zasadzie niech tylko zastanowi się, bo jest starszy ode mnie i może jest mu tylko trochę bliżej do Pana Boga. Niech zastanowi się nad swoim sumieniem. Jeśli wierzy w Boga, to może uderzy się w piersi rzeczywiście.

 

* Zapis wywiadu z Anetą Krawczyk, przeprowadzonego przez dziennikarzy „Teraz my” w telewizji TVN

 

Dokumenty, źródła, cytaty:

 

http://www.dziennik.pl/

 

http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/194832,szokujacy-wywiad-z-aneta-krawczyk.html

 

 

 

 

0

Aleszuma http://aleksanderszumanski.pl

Po prostu zwykly czlowiek

1427 publikacje
7 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758