Bez kategorii
Like

Anarchiaaa, część 5

21/03/2011
486 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
no-cover

– Przecież spóźnisz się do szkoły – denerwowała się mama Łukaszka. – Nie idę do szkoły – wymamrotał Łukaszek. – Jak to nie! To twój obowiązek! Wszyscy…! – Wszyscy nie idą… Bo dziś jest ten, no… Dzień wagarowicza… – Pierwszy dzień wiosny! – mama Łukaszka mocowała się z kołdrą, pod którą był ukryty syn. – Do szkoły! – Zakazali nam! – wyjaśnił Łukaszek i puścił kołdrę. Reszta Hiobowsckich najpierw pomogła mamie wyciągnąć nogę spod szafy, pod którą się wbiła, potem zdjęli z niej kołdrę, a na koniec zażądali wyjaśnień. – Dyrekcja stwierdziła, że i tak uciekniemy z lekcji – oznajmił Łukaszek. – Więc obowiązkowo mamy iść na jakąś manifestację. I przynieść podpis organizatora w dzienniczku. Dostaliśmy listę dzisiejszych manif i… […]

0


– Przecież spóźnisz się do szkoły – denerwowała się mama Łukaszka.
– Nie idę do szkoły – wymamrotał Łukaszek.
– Jak to nie! To twój obowiązek! Wszyscy…!
– Wszyscy nie idą… Bo dziś jest ten, no… Dzień wagarowicza…
– Pierwszy dzień wiosny! – mama Łukaszka mocowała się z kołdrą, pod którą był ukryty syn. – Do szkoły!
– Zakazali nam! – wyjaśnił Łukaszek i puścił kołdrę.
Reszta Hiobowsckich najpierw pomogła mamie wyciągnąć nogę spod szafy, pod którą się wbiła, potem zdjęli z niej kołdrę, a na koniec zażądali wyjaśnień.
– Dyrekcja stwierdziła, że i tak uciekniemy z lekcji – oznajmił Łukaszek. – Więc obowiązkowo mamy iść na jakąś manifestację. I przynieść podpis organizatora w dzienniczku. Dostaliśmy listę dzisiejszych manif i…
– Ależ tobie trzeba jakąś wybrać ! – w mamie obudziło się poczucie obowiązku. Siadła na tapczanie i zaczęła masować kostkę.
– Już wybrałem.
– Na pewno wybrałeś źle! Jeszcze pójdziesz na jakieś śpiewy żałobne z pochodniami nawołujące do gloryfikacji przeszłości! Daj no tą listę! Co my tu mamy… – lista zaczęła jej skakać w ręce. – O nie! Znowu jakieś antyrządowe demonstracje, jakieś Smoleński, jakieś Santo Subito… Na szczęście te rzeczy mało kogo obchodzą. Ważne jest to, z czym się człowiek styka na co dzień w swoim otoczeniu, liczy się tu i teraz… Trzeba by ci wybrać jakąś pozytywną manifestację, jakąś optymistyczną… O, co powiesz na coś takiego "Anarchiści w obronie świata"?
– Chyba jest pozytywna – powiedział Łukaszek. – Jak tylko powiedziałaś nazwę to tata zaczął się strasznie śmiać.
Mama zamknęła drzwi od pokoju trafiając nimi tatę Łukaszka boleśnie w duży palec u nogi.
– Teraz płacze – stwierdziła mama słysząc krzyk taty. – Raz się śmieje, raz płacze. Jemu nie można ufać. Wróćmy do tematu. Nie możesz chodzić na jakieś patriotyczne, bogoojczyźniane… Coś okropnego!
– Nie przesadzasz? – odezwał się zbolałym głosem tata Łukaszka, który uchylił drzwi.
– Mój drogi, a kto lubi święta narodowe? – spytała lodowatym tonem mama Łukaszka nadal masując kostkę. – Kto lubi masochistyczne pławienie się w narodowo-katolickim sosie? Kto normalny lubuje się w patetycznym męczeństwie? A my upodobaliśmy sobie świętować klęski. Same klęski!
– Na przykład Grunwald – wtrącił się Łukaszek i dostał zakaz odzywania się.
– Inni są normalni, ale my wstydzimy się sukcesów! – perorowała mama. – Niedługo kwiecień. Papież! Katyń! Smoleńsk! Może wreszcie część naszego społeczeństwa poczuje się usatysfakcjonowana tą martyrologiczną lawiną.
– To na którą mam iść? – spytał Łukaszek.
– Przecież mówiłam – zirytowała się mama. – "Anarchiści w obronie świata"! I pójdziemy razem!
Wstała, syknęła i usiadła z powrotem.
– Nie pójdziemy. Kostka mnie boli. Ty z nim pójdziesz – poleciła tacie. Tata kuśtykając wszedł i usiadł obok niej
– Nigdzie nie idę. Uderzyłaś mnie i boli – powiedział oskarżycielskim tonem. – Niech idzie sam.
– Jestem duży, dam radę! – zapewnił Łukaszek.
– No nie wiem… – wahała się mama.
– To co, mam nie iść? Dostanę naganę… – rzekł powoli Łukaszek.
– Musisz iść! Tylko bądź rozsądny i nie narób głupstw!
Dwie godziny później Łukaszek dotarł na miejsce manifestacji. Tłum ludzi z transparentami oblegał jakiś wielki biurowiec. Przepchał się do organizatorów i uzyskał wpis do dzienniczka. potem spróbował przebić się do przodu. Na pierwszej linii walczył jakiś młody, dobrze ubrany człowiek. Markowe ciuchy, markowy plecak. Miotał kamienie i woreczki z farbą rycząc:
– Precz z kapitalizmem! Precz z wyzyskiwaczami!
Spojrzał na Łukaszka, zamilkł wystraszony i próbował się odsunąć, co w tłumie było niewykonalne. Łukaszek z kolei bardzo się ucieszył, bo poznał kuzyna kontestatora, z którym przeżył wiele fajnych przygód. Dla kuzyna niefajnych.
– Nieźle wyglądasz – rzekł Łukaszek. Kuzyn dzielnie się wyprężył.
– A co!
– Co robisz?
– A… Studiuję. Społeczeństwoznawstwo. Zaocznie. Ale głównie jeżdżę na manifestacje. Po całej  Europie – rzekł z dumą kuzyn.
– Łaaaa… – odparł z podziwem Łukaszek. – To musisz zarabiać kupę siana. Gdzie pracujesz?
– Przecież mówię, że studiuję! – obraził się kuzyn. – poza tym wyjazdy zabierają mi dużo czasu. Ja nie mógłbym tak od siódmej do piętnastej. Dusiłbym się. To dobre dla jakichś mentalnych niewolników. A ja jestem człowiek wolny!
– To skąd masz kasę?
– Od taty… – rzekł z rozpędu kuzyn i szybko zamilkł. Za to z podwójną furią zaczął rzucać różnymi przedmiotami w fasadę biurowca.
– Jak kiedyś zbiliśmy z chłopakami szybę w szkole to była straszna draka – przypomniał sobie Łukaszek patrząc na front wieżowca.
– To jest poważna sprawa, to jest protest, my walczymy o szczęście ludzi, tylko tak możemy dotrzeć do tych pijawek siedzących tam na tych pieniądzach – tłumaczył mu kuzyn. Po długich namowach Łukaszek zgodził się przyjąć z rąk kuzyna kontestatora jeden z woreczków z farbą.
– Niech ktoś wyjdzie do nas negocjować!!! – ryczał tłum trzymany przez kordon policji. otwarły się drzwi wieżowca i wyszedł jakiś facet. Zrobił trzy kroki i przyjął na fryzurę woreczek z farbą ciśnięty przez Łukaszka.
– No co, mówiłeś, żeby rzucać – tłumaczył się Łukaszek opierdzielany ostro przez kuzyna. Ufarbowany pan podszedł do nich i powiedział:
– Wyszedłem tu do was na rozmowy, ale widzę, że z taką dziczą nie da się rozmawiać. Który to rzucił?
Podszedł w ich stronę. Zauważył Łukaszka, a potem spojrzał na stojącego obok kuzyna kontestatora z rękami pełnymi woreczków z farbą.
– Cze… Cze… – wyjąkał kuzyn. – Cześć… Tato…

0

Marcin B. Brixen

Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!

378 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758